O tym transferze mówiło się już od dawna. Praktycznie od kiedy Łukasz Teodorczyk wylądował w Lechu, media tydzień w tydzień informowały o kolejnych klubach, które go obserwują. Aż do dzisiaj. Jak podaje „Gazeta Wyborcza”, niemal wszystko zostało już klepnięte. „Teo” dogadał się z Dynamem Kijów i od podpisania kontraktu dzielą go tylko testy medyczne, czyli n ogół ormalność. Lech tym samym rekompensuje sobie finansowo kolejny zawalony sezon w europejskich pucharach.
Cztery miliony euro – tyle ma wynosić kwota, jaką Dynamo ma przelać za napastnika Lecha. Mamy tu więc do czynienia z kolejnym fantastycznym dealem z punktu widzenia działaczy „Kolejorza”. W ciągu ostatnich lat na sprzedaży Murawskiego, Lewandowskiego, Rudnevsa, Tonewa i teraz Teodorczyka zarobili około 18 milionów euro, czyli nawet więcej niż roczny budżet klubu, który wynosi 65 milionów złotych. Zysk niespotykany, jak na polską ligę.
A z perspektywy Dynama – grosze. Rzućmy tylko okiem…
Czwarta drużyna ligi prowadzona przez Siergieja Rebrowa, która obecne rozgrywki rozpoczęła od trzech zwycięstw i remisu, przy transferach zupełnie nie liczy się z kasą. Najlepiej świadczy o tym fakt, że Łukasz – jeśli faktycznie zapłacą za niego cztery miliony – zostanie mniej więcej dwudziestym najdroższym piłkarzem w historii klubu. Rywalizować będzie z niejakim 29-letnim Mbokanim, za którego Dynamo wyłożyło przed sezonem 9,5 bańki, a piłki dogrywać mu będą dwaj uczestnicy mundialu, Miguel Veloso i Jeremain Lens, 81-krotny reprezentant Chorwacji, Niko Kranjcar lub Younes Belhanda wyjęty ponoć za 10 milionów z Montpellier. Towarzystwo – jednym słowem – doborowe. Z kasą raczej nikt się tam nie liczy.
A Lechowi pozostaje teraz szukać napastnika. Mają za co, a Ubiparipem ligi raczej nie zawojują.
Fot. FotoPyK