Podobno w Polsce piłkarze łapią skurcze zmęczeniowe od samego sprawdzenia intensywności terminarza angielskiej Championship, gdzie gra się 46 kolejek (plus baraże), a jeszcze dochodzi granie w FA Cup i EFL Cup. U nas, gdy trzeba grać więcej niż raz na tydzień, choćby przy okazji pucharowych podrygów, od razu jest to dyżurna wymówka.
Dlatego szanować będziemy wielce, jeśli Piotr Stokowiec dzisiaj przypieczętuje niecodzienne w polskich warunkach osiągnięcie: trzy wygrane mecze o stawkę na przestrzeni tygodnia. Lechia pierwszego grudnia wygrała z Wisłą w Krakowie, czwartego grudnia z Zagłębiem w Pucharze Polski, a dzisiaj spróbuje wbić gwoździa Wiśle Płock.
[etoto league=”pol”]
Nasze zdanie jest jasne: na Zachodzie, do którego mamy coraz dalej, gra się więcej i jakoś można. Nie tylko najlepsi zmuszeni są wytrzymać granie co trzy dni. Niemniej przyznamy, że akurat taka seria na koniec rundy, w grudniu, gdzie Lechia ma w nogach 23 spotkania, bo i Superpuchar, i dwumecz z Brondby, i Puchar Polski… Tak, wyjść z niej zwycięsko będzie coś ekstra.
Stokowiec na konferencji prasowej: – Znam organizmy piłkarzy. To jest ich 100 procent. Niektórzy mają prawo być podmęczeni. Celowo w środę długo trzymaliśmy na boisku Lukasa Haraslina, aby się “wypruł”, bo w najbliższym meczu ligowym nie zagra. Sztuką jest to wszystko poukładać. Dużego pola personalnego manewru nie mamy, ale spróbuję skroić ten skład na miarę trzech punktów. Rotacje są potrzebne, gdyż na przykład Flavio Paixao po tym jak występował mniej, odzyskał wigor i świeżość. Jesteśmy skoncentrowani na końcówce tego roku. Zależy nam, aby grać tak jak w drugiej połowie meczu z Zagłębiem.
Z tym brakiem manewru personalnego można dyskutować, oczywiście zależnie od pozycji, ale akurat jesteśmy sobie w stanie wyobrazić kilka zespołów, które takie nagromadzenie spotkań całkowicie by poskładało – Lechia ma akurat jedną z lepszych ławek w lidze i cóż, właśnie przechodzi ona pozytywną weryfikację. Stokowiec ma możliwość posadzenia w lidze na ławce Patryka Lipskiego, a potem dania mu 90 minut z Zagłębiem w Pucharze – wiadomo, że Lipa miewał znacznie lepsze okresy w swojej karierze, ale wciąż to gracz z ponadprzeciętnymi papierami, którego w niejednym klubie Ekstraklasy wzięto by z pocałowaniem ręki.
Lipski wymownie w wywiadzie dla WP Sportowych Faktów o kontuzji Jarka Kubickiego. Od razu widać jak obsadzony jest tu środek: – Jarek od przyjścia tutaj jest ważnym elementem zespołu i szkoda, że wypadł. Tak jak pan mówił, otwiera się teraz dla mnie szansa by wrócić do składu. Jemu życzę by wrócił jak najszybciej, ale ja chcę go zastąpić. Są jeszcze Maciej Gajos i Rafał Wolski. Rywalizacja jest bardzo duża, ja mam nadzieję, że zagram w trzech kolejnych meczach i spiszę się dobrze.
Król stachanowców – przynajmniej jeśli chodzi o ostatnie tygodnie – w talii Stokowca jest jednak postacią nieoczywistą: mowa bowiem o Tomaszu Makowskim. Młody pomocnik dzisiaj może zagrać siódmy mecz w miesiącu:
10 listopada 90 minut z Pogonią Szczecin
14 listopada 90 minut z Szwajcarią w Elite League
18 listopada 90 minut z Norwegią w U19
23 listopada 45 minut z ŁKS
1 grudnia 90 minut z Wisłą Kraków
4 grudnia 90 minut z Zagłębiem Lubin
Swoją drogą, przed starciem Lechii z Wisłą Płock trudno nie zauważyć jaką wańką wstańką są zespoły w Ekstraklasie, praktycznie każdego dotyczy sinusoida formy, nie ma stabilności. Taka jest piłka, nie tylko w Polsce ktoś dzisiaj łapie gaz, by jutro go stracić, ale jednak jakoś mamy wrażenie, że u nas zdarza się to nie tylko częściej, ale również w bardziej raptowny sposób.
Weźmy płocczan. Początek sezonu fatalny, a w dodadku z pracy musiał podziękować Leszek Ojrzyński. 0:4 w Poznaniu – kompromitacja. Gra wyglądała tak, że trudno było szukać nadziei. A potem pojawił się Sobol i zaczął kolekcjonować zwycięstwa, do tego stopnia, że po trzynastej kolejce Nafciarze zostali liderem, a sam Sobolewski zgarnął nagrodę trenera miesiąca. I na tym się skończyło. Po pięciu wygranych, w tym efektownych jak 4:1 z Arką, przyszły cztery mecze bez wygranej, w tym domowe 0:2 z Lechem. Inna rzecz, że to właśnie wtedy wypadł Kuba Rzeźniczak – być może dziś, z perspektywy, tym bardziej widać ile znaczył dla zespołu.
Lechia? Tak samo, gra falami: W październiku, poza pucharowym spotkaniem z Chełmianką, nie wygrali żadnego meczu. Derby zagrali miernie. Mieli serię pięciu meczów bez wygranej, choć rozegrali wtedy trzy mecze u siebie. A teraz celują w czwarte kolejne zwycięstwo. Warto też podkreślić, że w dwóch z trzech ostatnich wygranych skutecznie odrabiali straty, raz z ŁKS-em, a ostatnio w kapitalny sposób z Zagłębiem, wyprowadzając wynik z 0:2 na 3:2.
Tak o meczu z Zagłębiem mówił Stokowiec: – To nie jest drużyna, która się boi, czy ma kompleksy. Wytrzymaliśmy ciśnienie, a zawodnicy pokazali charakter i stanęli na wysokości zadania. Zachowaliśmy chłodne głowy i gorące serca. Drużyna złapała fajną energię. Moja w tym rola, aby ona nie uleciała.
Dużo w mówieniu o “pokazaniu charakteru” zwykle pustosłowia, ale tutaj trzeba przyznać, że coś jest na rzeczy. Żadne z trzech ostatnich zwycięstw nie przyszło łatwo, również na Wiśle trzeba było wydrapać wygraną, a gdańszczanie w każdym meczu mieli taki moment, w którym wpędzali się w kłopoty. Zawsze jednak udało im się wypracować w trakcie spotkania ucieczkę – jasne, kibice pewnie chcieliby bardziej kontrolowanych zwycięstw, ale nie sztuką wygrać mecz, który dobrze się układa.
Fot. FotoPyK