Reklama

Ranking: niedawno nie zazdrościł im pies z kulawą nogą, a teraz błyszczą

redakcja

Autor:redakcja

19 sierpnia 2014, 13:01 • 4 min czytania 0 komentarzy

Pięć kolejek za nami. Za mało, by oceniać – ktoś powie. I my przyznajemy mu rację. Na większe podsumowania przyjdzie czas dopiero po zakończeniu rundy, ale skoro nasi poczciwi ligowcy z uporem maniaka „muszą wyciągnąć wnioski” dokładnie co 45 minut, a przynajmniej ochoczo puszczają ten komunikat w eter za pośrednictwem nc+, to postanowiliśmy odhaczyć tych, którzy swoje słowa przelali na papier boiska i w porównaniu do poprzedniego sezonu, zaskoczyli nas wszystkich. Na plus, oczywiście. Nie tak dawno nie zazdrościłby im pies z kulawą nogą, a teraz słyszą komplementy.

Ranking: niedawno nie zazdrościł im pies z kulawą nogą, a teraz błyszczą

5. Tomasz KĘDZIORA
Po czterech meczach ma tyle samo asyst, co w całym poprzednim sezonie. I to takich naprawdę spektakularnych, po imponujących dośrodkowaniach, a nie jakichś fiflakach, rykoszetach czy wykopach na uwolnienie. Został piłkarzem wyjściowej jedenastki. Sumiennie wykonuje defensywne obowiązki, natomiast więcej do zaoferowania ma z przodu. Kojarzycie, jak Douglas lewą nogą strzela ponad murem rzuty wolne? Kojarzycie, musicie kojarzyć. Wiedzcie więc, że Kędziora też tak umie, ale z prawej. Znaleźć się w polu karnym – mimo że nie jest ani szczególnie wysoki, ani masywny – również. Czekamy na więcej, jednocześnie formułując krótki apel: nie zawsze trzeba faulować, Tomku, kiedy przeciwnik jest tyłem do bramki.

4. Robert PICH
Kiedy na początku tego roku przychodził do Ekstraklasy, spodziewaliśmy się, że on ją faktycznie zasili. Że nie będzie tylko kolejnym obcokrajowcem, który ze Słowacji przeniósł się do Polski, bo tutaj wypłata zgadza się zdecydowanie bardziej. Miał fajne liczby, nieduży przebieg. Zapowiadał się naprawdę porządnie, aczkolwiek zawiódł na całej linii. Trzynaście występów, goli ZERO, asyst ZERO. Nie, to wcale nie bramkarz, to skrzydłowy, który bardzo często dubluje pozycję napastnika. Czy poważny zawodnik jest w stanie zagrać kilkanaście razy i nie pozostawić po sobie absolutnie nic pozytywnego? Wydawać by się mogło, że absolutnie nie, przy czym jednak Pich od samego startu sezonu za wszelką cenę postanowił wyjść na przekór tej tezie. Pięć kolejek, cztery bramki i jedno ostatnie podanie. Tyle że cały ten dorobek byłego gracza Żyliny to efekt pierwszych trzech kolejek, bo od dwóch forma znów jakby z wiosny…

3. Błażej AUGUSTYN
W środowisku piłkarskim przyjęło się mówić, że Augustyn to fantastyczny piłkarz, godny najlepszych ligi i najwspanialszych stadionów. Z jednym tylko zastrzeżeniem: dopóki nie trzeba kopnąć piłki. Czy on nie wygląda jak piłkarz z prawdziwego zdarzenia? No wygląda. Czy on nie ma manier rodem z Serie A? Jak najbardziej. Czy on jest bezpośredni i nie gryzie się w język? Tak i tak. Z trenerem Urbanem chciał spuszczać z krzyża, Simeone skreślił, zanim ten wygrał Primera Division czy doszedł do finału Ligi Mistrzów… Ale do rzeczy. Błażej wiosną wybijał na aut albo dramatycznie ścigał o wiele szybszych i zwrotniejszych od siebie napastników, natomiast teraz imponuje rozwagą, opanowaniem oraz skutecznością interwencji. Nie rozumiemy przyczyny tak drastycznej zamiany, lecz musimy ją odnotować.

2. Bartłomiej BABIARZ
Jezu, jaki to był leszcz w minionych rozgrywkach. Jak go Jacek Zieliński wrzucił na lewą obronę, to wyleciał z roboty po 0:6 w Białymstoku. Gdy grywał w środku pola, Surma musiał biegać za dwóch, walczyć za dwóch i jeszcze ograniczać wyjścia do przodu, bo przecież trzeba było pilnować blondwłosego gamonia. A teraz? Podaje nie tylko do najbliższego, uczestniczy w odbiorze aktywnie, a nie z wysokości tarasu widokowego podziwia, w jaki sposób robią to jego koledzy. Okazało się przy okazji, że ten Bartek to i piętki się nie wstydzi, i wyjść ze swojej strefy potrafi. Właśnie – potrafi. Dlatego czas najwyższy na kolejny krok do przodu: niech przestanie bać się strzelać na bramkę. To takie podanie między słupki, najlepiej do boku i w miarę mocno…

Reklama

1. Maciej SADLOK
Niegdyś zdolny stoper, za którego Józef Wojciechowski płacił ciężkie pieniądze, a Franciszek Smuda z uporem maniaka powoływał do kadry. Inna sprawa, że tajemnicą Poliszynela cały czas były jego problemy ze zdrowiem. Gdyby bowiem nie chroniczne problemy z kręgosłupem, a także inne nawarstwiające się urazy, od paru lat Sadlok grałby w Legii. Mistrzowie Polski uznali jednak, że chłopak co prawda zdolny, lecz zdrowie nie pozwoli mu na wyczynowe uprawianie piłki nożnej. I gdy z Polonii wrócił do Ruchu, gdy z zauważalną gołym okiem nadwagą udzielał wywiadu, myśleliśmy sobie – jest skończony. Latem, gdy Franz kolejny raz ciągnął go za uszy za sobą, tym razem do Wisły Kraków, pytaliśmy: ile jeszcze tej bujanki na nazwisku? A tutaj nie dość, że zdrowy, to porządnie przygotowany do biegania i na lewej obronie hasa jak dzik, co więcej – walnął już dwa gole. Z trybun klaszcze mu nawet Piotr Brożek, który – zdawałoby się – wybaczcie, że posłużymy się facebookowym dialektem: „nie lubi tego”…

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...