Klasyfikacja najlepszych strzelców w I lidze to w ostatnich sezonach obraz jakiegoś totalnego pomylenia. W zeszłym sezonie do zostania najlepszym snajperem zaplecza Ekstraklasy potrzeba było… dwunastu goli. Dwa lata temu wygrał ofensywny pomocnik. Wygląda na to, że do normalności wracamy w tym roku. Pytanie – na jak długo? Bo najlepszy snajper I ligi zaraz może opuścić Grudziądz.
Omran Haydary. Brzmi jak jakiś newgen w Football Managerze, który ni stąd, ni zowąd pojawia się w twojej akademii i z kosmicznym potencjałem w ciągu dwóch lat rozwija się do tego stopnia, że pyta o niego pół Europy. Ale Omar to 21-latek, którego Olimpia Grudziądz jakimś cudem wyciągnęła z Holandii. Chłopak regularnie gra w kadrze Afganistanu (stamtąd pochodzi jego rodzina, tam też się urodził), a od początku sezonu właściwie nie ma przestojów w strzelaniu w Ekstraklasie. Po osiemnastu kolejkach ma na koncie dwanaście trafień, czyli tyle, ile najlepszy strzelec poprzedniego sezonu… po 34 kolejkach.
Mieliśmy używane na klasyfikacji najlepszych snajperów I ligi w ostatnich latach, bo to się tam wyprawiało, to przechodziło ludzkie pojęcie. W zeszłym sezonie korona króla strzelców trafiła do Valerisa Sabali, gościa który w rundzie wiosennej strzelił tylko cztery bramki. Cztery gole w trzynastu meczach, król strzelców… No błagamy. Niewiele brakowało, a o tytuł najlepszego snajpera powalczyłby Tomas Petrasek, stoper Rakowa Częstochowa. Drugim najbardziej bramkostrzelnym zawodnikiem ligi był Grzegorz Lech, 120-latek grający w Stomilu Olsztyn jeszcze przed założeniem klubu. Pomocnik grający w klubie, który w przerwie zimowej stał nad przepaścią. Stał… On właściwie już był w tej przepaści, tylko trzymał się powierzchni dwoma palcami lewej ręki. I ten Grzegorz Lech z jedenastoma trafieniami był o krok od korony króla strzelców.
Rok wcześniej też wcale nie było lepiej. Napastników zawstydził ofensywny pomocnik Mateusz Machaj z szesnastoma trafieniami na koncie. Najlepszy napastnik ustrzelił czternaście sztuk – był nim Szymon Lewicki z Zagłębia Sosnowiec. Zatem wyczyn Haydary’ego – czyli dwanaście trafień jeszcze zanim ligowcy rozjadą się na święta – trzeba uznać za pewne wynaturzenie w pierwszoligowych warunkach.
Sęk w tym, że coraz głośniej słyszy się, że Olimpia nie da rady zatrzymać go na rundę wiosenną. Z tego co słyszymy, to zimą aktywuje się klauzula, która pozwala na wykup Afgańczyka z Grudziądza za niezbyt wygórowaną kwotę. Zatem jeśli przyjdzie kupiec i wyłoży kasę na stół, to władze Olimpii będą mogły się tylko grzecznie ukłonić, poprosić Omrana o zwrot sprzętu i życzyć mu powodzenia na dalszym etapie kariery. A chętnych nie będzie brakowało, bo przecież już latem poważnie zainteresowane 21-latkiem było Zagłębie Lubin, ale ostatecznie ani sam Omran nie palił się do wyjazdu, ani Olimpia nie była zainteresowana jego sprzedażą. Zagłębie zostało z Rokiem Sirkiem, Haydary rozstrzelał się w I lidze, a grudziądzanie dzięki jego trafieniom liczą się w walce o baraże.
Zainteresowaniu ze strony klubów Ekstraklasy wcale się nie dziwimy, bo skutecznego napastnika szukają wszyscy – od lidera po ostatnią drużynę w lidze. Haydary wydaje się zatem potwornie łakomym kąskiem – nie trzeba będzie się licytować o niego z obecnym klubem, ma czutkę do goli, jest szybki, sprytny w polu karnym, niezły technicznie, do tego ma tylko 21 lat, więc spokojnie można jeszcze na nim zarobić. Wydaje się, że to piłkarz-ideał do wyciągnięcia w zimowym oknie transferowym.
Sęk w tym, że najświeższa historia pokazuje, że gole strzelane w I lidze rzadko przekładają się na dobrą skuteczność w Ekstraklasie. Przeglądamy królów strzelców z poprzednich sezonów zaplecza Ekstraklasy… Cóż, szału nie ma, staniki nie latają. Lećmy po kolei:
– Valrijs Sabala – dwanaście goli dla Podbeskidzia, transfer do Miedzi, ostry zjazd formy
– Mateusz Machaj – siedemnaście goli dla Chrobrego, transfer do Jagi, totalne rozczarowanie i odpalenie go z powrotem do Głogowa
– Igol Angulo – siedemnaście goli dla Górnika, jedyny rodzynek w tym zestawieniu, ale też jeden z nielicznych, który ze swoich klubem wszedł do Ekstraklasy, reszta na ogół wraz ze zdobyciem korony króla strzelców zmieniała klub
– Szymon Lewicki – szesnaście goli dla Zawiszy Bydgoszcz, typowy przykład napastnika “strzela w I lidze, w Ekstraklasie grzeje ławę i wraca strzelać do I ligi”
– Grzegorz Goncerz – dwadzieścia jeden goli dla GKS-u Katowice, kolejny wieczny I-ligowiec
– Dariusz Zjawiński – dwadzieścia jeden goli dla Dolcanu Ząbki, później nieudane pobyty w Cracovii czy Arce, później spady do Siedlec i Pruszkowa
Sięgamy głębiej, a tam już takie nazwiska jak Wojciech Kędziora, Charles Nwaogu (pamiętacie go w ogóle?) czy Maciej Kowalczyk (przez moment nazywany Maciejem K.). Właściwie poza Angulo żaden z nich nie potrafił przełożyć swojej formy z pierwszoligowych stepów na ekstraklasowe salony. Może z Haydarym będzie inaczej, może ten chwilowy pobyt w Grudziądzu to jakaś niewytłumaczalna pomyłka losu i w przyszłym roku będzie dla Ekstraklasy wyrzutem sumienia pokroju Daniego Ramireza.
My się jedynie cieszymy, że ta klasyfikacja strzelców I ligi wreszcie ma ręce i nogi. Chociaż ostatniego słowa nie powiedział jeszcze Mateusz Kupczak, defensywny pomocnik który pozostaje najlepszym strzelcem lidera ligi.
fot. 400mm.pl