Zlatan Ibrahimović pożegnał się z kibicami Los Angeles Galaxy za pomocą mediów społecznościowych. Przez niemal dwa sezony podbijał Major League Soccer, choć ostatecznie nie sięgnął po tytuł. Nie brakowało jednak pięknych goli, kontrowersyjnych wypowiedzi i nieustającego spektaklu. Z czym będzie się nam kojarzył pobyt Ibry w Mieście Aniołów?
„Drogie Los Angeles, nie ma za co”
23 marca 2018 Zlatan Ibrahimović dołączył do Los Angeles Galaxy, o czym poinformował wykupując reklamę na całą stronę Los Angeles Times. Jedyne, co napisał, to: „Drogie Los Angeles, nie ma za co”. Nawet pierwszy klip promocyjny, w którym idzie tuż za lwem i wita się z kibicami słowami „Los Angeles, witaj u Zlatana” nie wywołał takich emocji jak właśnie okładka dziennika.
Good morning, Los Angeles (h/t @latimes) pic.twitter.com/j2NWv7z6Aq
— Avi Creditor (@AviCreditor) March 23, 2018
Magiczny debiut w derbach
Pierwsze derby w historii pomiędzy Los Angeles Galaxy a Los Angeles FC. Kibice mogli podczas meczu wybrać obraz z kamery, która obserwowała tylko Zalatana. Mecz był naprawdę dobry, ale to LAFC brylowali. Główny bohater wszedł na boisko w momencie, kiedy jego drużyna przegrywa przed własną publicznością 1:3. Zmotywował swoich nowych kolegów do większego wysiłku. Chris Pontius strzelił gola kontaktowego, a potem mieliśmy już teatr jednego aktora. Przepiękny wolej na remis i gol w doliczonym czasie gry na wagę wygranej. Nie można było wymarzyć sobie lepszego debiutu.
Kontrakt na własnych warunkach
Kiedy Zlatan Ibrahimović dołączał do Major League Soccer, zarabiał mniej od… Nemanji Nikolicia. Szwed zajmował dopiero 26. miejsce na liście płac, zgarniając 1,5 miliona dolarów rocznie. Miał jednak na wyłączność dochód z kontraktów reklamowych, więc i tak wyszedł na tym zdecydowanie lepiej niż koledzy po fachu. Zresztą w LA szybko stał się rozchwytywaną gwiazdą. W następnym sezonie był już najlepiej opłacanym zawodnikiem ligi, inkasując 7,2 miliona zielonych.
Hello, welcome to Zlatan
Gdyby Zlatan nie był Zlatanem…, to z pewnością sędziowie częściej sięgaliby po czerwone kartki, a zawieszenia byłyby zdecydowanie dłuższe. Ibra, delikatnie mówiąc, nie patyczkował się z rywalami. Na samym początku swojej przygody uderzył Michaela Petrasso z Montrealu Impact, a cała sytuacja wyglądała naprawdę przekomicznie.
Zresztą kontrowersje wokół 38-latka były wręcz normą. Uderzenia łokciem w brzuch czy plecy rywala były często omawiane w programach publicystycznych dotyczących MLS. Zlatan ma również na swoim koncie zawieszenie za złapanie bramkarza New York City FC za szyję. Po meczu z Realem Salt Lake w kwietniu najgłośniej było o jego starciu z Onuohą. Szwed był sfrustrowany, złapał rywala za szyję i przewrócił. W dodatku przez całe spotkanie groził, że zrobi mu krzywdę, a po strzelonym golu podbiegł do niego i zaczął na niego krzyczeć. Ibra zdecydowanie nie należał do najgrzeczniejszych piłkarzy MLS, co chyba akurat nikogo specjalnie nie dziwi.
Ferrari wśród Fiatów
Skromność to cecha zdecydowanie obca Zlatanowi. Choć Galaxy mają swoją siedzibę w Carson, to jego ego nie mieściło się nie tylko w Carson, ale również w całym Los Angeles, a nawet MLS. Kontrowersyjne wypowiedzi napastnika można mnożyć, ale najsłynniejsza z nich to z pewnością porównanie siebie do Ferrari wśród Fiatów. Nie trzeba było długo czekać na reakcję innych klubów. Przy pierwszej okazji wykorzystali to D.C. United, którzy bez Rooneya w składzie wygrali z LA Galaxy ze Zlatanem na czele.
Ya hate to see it… #DCU | #DCvLApic.twitter.com/KVBx0XFZ9U
— D.C. United (@dcunited) August 12, 2019
Carlos Vela – wróg numer jeden
Mało co pomaga lidze tak jak rywalizacja dwóch wielkich gwiazd, a do takich z pewnością należy zaliczyć Carlosa Velę i Zlatana Ibrahimovicia. Obaj prezentowali się przez cały sezon na bardzo wysokim poziomie, ale to Szwed cały czas dolewał oliwy do ognia. W wywiadzie przed derbami stwierdził: – Jestem zdecydowanie najlepszy zawodnikiem w Major League Soccer. Zdecydowanie. On ma w tej chwili najlepszy moment swojej kariery, ma 29 lat. Gdzie ja byłem, gdy miałem 29 lat? W Europie. A to duża różnica. Potem ustrzelił hat-tricka, zapewniając LA Galaxy ważną wygraną. Był też w tym meczu zdecydowanie lepszy od Meksykanina. Ich rywalizacja elektryzowała kibiców nie tylko w MLS, ale również w Europie. Obok takich zawodników nie dało się przejść obojętnie.
Niepobite rekordy
Przed startem sezonu 2019 Zlatan zapowiedział, że pobije wszystkie rekordy MLS. Powiedzmy, że trochę przestrzelił, bo ostatecznie pobił rekord Los Angeles Galaxy, strzelając najwięcej goli w historii klubu w ciągu jednego sezonu regularnego (30). Do Carlosa Veli zabrakło mu czterech trafień. Przed ostatnią kolejką mogło się jednak jeszcze wszystko wydarzyć. To Zlatan trafił do siatki jako pierwszy, ale Meksykanin w korespondencyjnym pojedynku skompletował hat-tricka, bijąc rekord MLS z poprzedniego roku. Josef Martínez strzelił gola w 15. kolejnych meczach, a Zlatan nawet nie został najstarszym strzelcem hat-tricka w historii ligi, bo wyprzedzili go Frank Lampard i Didier Drogba. No cóż, nie wszystko poszło zgodnie z planem.
Play-offy to gówniany system
Kiedy coś nie szło po myśli Ibry lub kiedy uwaga mediów nie skupiała się w zupełności na nim, musiał od razu podzielić z całym światem swoim zdaniem na temat funkcjonowania MLS. Play-offy zawsze były wdzięcznym tematem, bo Szwed uważał je za gówniany system. Faktycznie, właśnie te play-offy sprawiały mu największe problemy. W pierwszym sezonie LA Galaxy sensacyjnie nie awansowali do postseason, przegrywając w ostatniej kolejce sezonu regularnego. Rok później Zlatan w play-offach był po prostu cieniem samego siebie, a w decydującym momencie musiał uznać wyższość Carlosa Veli, pierwszy raz przegrywając w derbach. Wtedy też puściły mu nerwy. Tak, play-offy mu zdecydowanie nie służyły.
Piłkarski geniusz
Zlatan mimo wszystko dodał lidze kolorytu i przyciągnął fanów nie tylko przed telewizory czy na stadion LA Galaxy. Na boiskach większości drużyn MLS można było dostrzec kibiców, którzy pojawili się na trybunach tylko dla jednego piłkarza i był to zawodnik drużyny z ich miasta. Ibra potrafił dać show, momentami ocierał się o geniusz i decydował się na zagrania, o których innych nawet by nie pomyśleli. W szczególności upodobał sobie derby z Los Angeles FC. W dodatku 52 gole w 56 meczach sezonu regularnego, łącznie 53 bramki w 58 spotkaniach w brawach Galaxy. To nie są normalne liczby, a ich autorem nie jest normalny piłkarz. Ibra bez wątpienia zapisał się na stałe na karach historii MLS.
A teraz wracajcie oglądać baseball”
Na koniec Zlatan pożegnał się po prostu w swoim stylu…
„Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem. Dziękuję LA Galaxy za to, że znów czuję, że żyję. Dziękuję fanom Galaxy – chcieliście Zlatana, dałem wam Zlatana. Nie ma za co. Historia toczy się dalej… A teraz wracajcie oglądać baseball”
Katarzyna Przepiórka
Fot. Newspix