– Z rytmu wybijają mnie kontuzje, z powodu których straciłem okres przygotowawczy i źle zacząłem sezon. Ostatnio pojawiała się złość, niecierpliwość i skakało ciśnienie, ale próbuję myśleć pozytywnie. Wiem, że się przełamię – mówi w rozmowie z “Przeglądem Sportowym” Dawid Kownacki, autor zerowej liczby goli i asyst w tym sezonie Bundesligi.
GAZETA WYBORCZA
O co gramy w Izraelu? – pyta Rafał Stec. I rozpisuje warunki, spośród których dwa muszą zostać spełnione, by reprezentacja Polski była rozstawiona w losowaniu grup Euro 2020.
– Anglia zdobywa maksymalnie tylko trzy punkty z Czarnogórą i Kosowem (raz przegrywa lub dwukrotnie remisuje);
– Holandia zdobywa maksymalnie tylko trzy punkty z Irlandią Płn. oraz Estonią (raz przegrywa lub dwukrotnie remisuje), nie dając się jednak wyprzedzić (arcyistotne!) w tabeli Niemcom, którzy podejmują Białoruś i Irlandię Płn.;
– Hiszpania wygrywa z Maltą, ale nie wygrywa z Rumunią;
– Włosi przegrywają oba (!) ostatnie mecze, z Bośnią i Armenią;
– Turcja ani nie daje się wyprzedzić w tabeli grupy Francji, ani nie poprawia w meczach z Islandią i Andorą bilansu bramkowego na tyle, by mieć lepszy niż Polacy (na razie mają przewagę jednego gola). Upraszczając: musi zagrać dobrze, lecz nie za dobrze.
To się oczywiście może wydarzyć, ale o wiele bardziej realne jest, że się nie wydarzy. Statystyczny serwis Football-rankings.info szacuje prawdopodobieństwo, że naszym się powiedzie, na 3,7 proc.
RZECZPOSPOLITA
Finlandia i Kosowo o krok od awansu na Euro. To wielkie wydarzenie dla obu tych reprezentacji.
W Finlandii futbol nie może się równać popularnością z hokejem czy skokami narciarskimi, ale na progu zimowego sezonu to właśnie piłkarze znaleźli się w centrum uwagi.
Sukces jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy w piątek pokonać przed własną publicznością Liechtenstein – rywala, który w ośmiu meczach uzbierał zaledwie dwa punkty i dwa gole (…)
Awans Finlandii byłby sporym wydarzeniem, choć nie tak dużym jak debiutującego w eliminacjach Kosowa. Zespół z Bałkanów jedynej porażki doznał na wyjeździe z Anglią, ale nawet tam potrafił pozostawić po sobie dobre wrażenie, wyjść na prowadzenie i strzelić w sumie trzy gole (3:5). Kosowskie portale przypominały zdjęcia sprzed 20 lat, na których widać brytyjskich żołnierzy grających w piłkę z dziećmi na ulicach kraju wracającego po wojnie do życia.
Co ciekawe, drogę na Euro otworzyło Kosowu zwycięstwo nad Czarnogórą. Punkt straty do Czechów sprawia, że czwartkowy mecz w Pilźnie zapowiada się pasjonująco.
SUPER EXPRESS
Kamil Jóźwiak chce iść w ślady Kuby Błaszczykowskiego. Pierwsze powołanie już ma, do kadry dołączy po spotkaniu młodzieżówki w Bułgarii.
W jednym z wywiadów Jan Urban stwierdził, że będziesz następcą Jakuba Błaszczykowskiego. Jak odniesiesz się do takiego porównania?
– Nie będę ukrywał, że Kuba był dla mnie zawsze inspiracją, można powiedzieć, wzorem do naśladowania. W kadrze zawsze się wyróżniał, zawsze starałem się czerpać od Kuby jak najwięcej i dlatego takie porównania na pewno cieszą. Są one przede wszystkim motywacją do cięższej pracy.
Czeka cię podróż z Bułgarii do Izraela. Podobno sam prezes Boniek ma towarzyszyć ci w tej podróży?
– Tak, to prawda. Najpierw zagram mecz w Bułgarii, a potem czarterem udamy się z prezesem do Izraela, gdzie zobaczę mecz. A w niedzielę natomiast mamy lot do Polski i wówczas dołączę do reszty zespołu.
Krzysztof Piątek może mieć przepotężnego rywala w ataku Milanu. Rossoneri chcą Zlatana Ibrahimovicia, który właśnie skończył grać w LA Galaxy.
Pogrążony w kryzysie Milan nie skusi wprawdzie Ibrahimovicia wielkimi zarobkami, ale działacze liczą, że zadziałają sentyment do klubu i chęć powrotu do Europy. Widać, że Zlatanowi bardzo zależy, by Milan wrócił na szczyt.
– Obecny Milan to katastrofa: dużo słów, mało faktów. To nie jest klub, w którym wszyscy się zakochali, we Włoszech i na świecie – podkreśla Szwed.
Nie ulega wątpliwości, że powrót Zlatana byłby końcem przygody Krzysztofa Piątka w Milanie. Polski napastnik trafił ostatnio do grona pięciu największych rozczarowań sezonu i jeśli szybko się nie obudzi, działacze mogą stracić cierpliwość.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Na pierwszych stronach „PS” wywiad z Dawidem Kownackim. „Kownaś” między innymi o braku liczb w tym sezonie.
Kibice patrzą w pana klubowe statystyki i zastanawiają się, co w reprezentacji robi skrzydłowy, który ma zero goli i asyst.
– Z rytmu wybijają mnie kontuzje, z powodu których straciłem okres przygotowawczy i źle zacząłem sezon. Ostatnio pojawiała się złość, niecierpliwość i skakało ciśnienie, ale próbuję myśleć pozytywnie. Wiem, że się przełamię, mam wsparcie trenera i dyrektora sportowego. Słowa szkoleniowca, który uważa, że pomagam drużynie, są kluczowe.
Nie mieli za złe, że w czerwcu grał pan w mistrzostwach Europy do lat 21 z niezaleczoną kontuzją i z tego wzięły się kolejne kłopoty zdrowotne?
– Nigdy o tym nie słyszałem. Jako kapitan musiałem być z zespołem trenera Michniewicza podczas turnieju we Włoszech. To był ostatni etap drużyny, nie wyobrażałem sobie, że mnie zabraknie. Wystąpiłem w dwóch meczach, w trzecim nie dałem rady.
Podczas EURO 2016 błysnął 18-letni wtedy Bartosz Kapustka. Dziś jest kontuzjowany, ale na razie nie zrobił takiej kariery, na jaką się zanosiło. Jego los to dla pana…?
– Nie chcę oceniać wyborów Bartka, bo mamy świetne relacje. Wydaje mi się, że czasem dobrą decyzją jest wy- bór mniejszego klubu. On trafił z Cracovii od razu do Leicester, mistrza Anglii, czyli najwyżej jak się da. Po czasie okazało się, że wybór nie do końca był słuszny. Wolę mówić o sobie. Odchodząc z Polski i z Włoch, miałem oferty z większych klubów od Sampdorii oraz Fortuny. Wolałem zrobić małe kroczki, ale pewniejsze. Z Genui chciało mnie wypożyczyć także Schalke, ale świadomie wybrałem Fortunę. Nauczyłem się jeść łyżką, a nie chochlą, choć pokusa, żeby łapać Pana Boga za nogi, bo nigdy nie wiadomo, co będzie za rok, jest ogromna.
Arkadiusz Reca zamieniony w złoto w SPAL.
– Czego dotknie, zamienia się w złoto – mawiają Włosi o trenerze SPAL. I ostatnim tego przykładem jest reprezentant Polski, bo jego ofensywne wejścia i dośrodkowania stwarzają zagrożenie, choć jeszcze nie przekładają się na korzyść bramkową. Nawet przy rzutach z autu zostały opracowane różne warianty zagrań, za które odpowiedzialny jest były zawodnik Wisły Płock.
Kiedy Reca przyjechał do Ferrary, wymienił z nowym szkoleniowcem kilka zdań. Scharakteryzował mu konkretnie, czego będzie od niego wymagał i szybko wskoczył do wyjściowej jedenastki. SPAL mocno zabiegało o Recę, gdy jeszcze grał w ekstraklasie, ale wtedy wybór padł na większą i bardziej perspektywiczną Atalantę. To ciekawy przypadek, bo jeśli ktoś odmawia dyrektorowi sportowemu Davide Vagnatiemu, ten zazwyczaj nie wyciąga drugi raz ręki z propozycją. Przynajmniej taka opinia panuje w środowisku.
Mateusz Klich przestał być pewniakiem w kadrze Jerzego Brzęczka. Daje za mało jakości.
W reprezentacji nie może być już pewny miejsca w składzie. W Anglii wręcz przeciwnie, choć efekty jego gry są mniej wyraźne niż w poprzednim sezonie, który zakończył z dziesięcioma bramkami i dziewięcioma asystami. W tym ma tylko jednego gola i asystę, ale i tak jest chwalony przez Marcelo Bielsę.
– Odkąd trener Bielsa jest w klubie, zagrałem we wszystkich spotkaniach, jestem dla niego kluczowym zawodnikiem. Na wielu odprawach powtarzał mi, że jestem bardzo ważną częścią tego zespołu, ale nie z powodu bramek i asyst, bo na nie w ogóle nie zwraca uwagi. Dla niego liczy się to, jak się poruszam na boisku, że moją grą kombinacyjną otwieram różne strefy, przestrzenie kolegom – opowiada kilka dni po przedłużeniu umowy z Leeds do 2024 roku.
Niedoszłe farbowane lisy – Maor Melikson i Ben Sahar. Ich historie przypomina Maciej Kaliszuk.
– To, że Melikson ostatecznie wybrał Izrael, a nie Polskę, nie było dobrą decyzją. Gdyby w barwach waszej drużyny zagrał na EURO 2012, to potem trafiłby do Hiszpanii lub Anglii – nie ma wątpliwości Dudu Dahan, agent Maora Meliksona.
Jego klient mógł występować w naszej reprezentacji, podobnie jak Ben Sahar. Matki obu piłkarzy urodziły się bowiem w Polsce, ale obaj ostatecznie grali dla Izraela. Obu łączy to też, że od czterech lat występują wspólnie w Hapoelu Beer Szewa. Mieli potencjał, aby osiągnąć więcej.
Razem grali także w reprezentacji Izraela. Melikson jeszcze dwa lata temu był podstawowym zawodnikiem. Ostatni raz wystąpił w niej w marcu zeszłego roku. Pięć lat młodszy Sahar w kadrze ma bardziej okazały dorobek (44 mecze przy 25 Meliksona) i ciągle może liczyć na grę w narodowych barwach. W eliminacjach EURO wystąpił tylko raz, w czerwcowym starciu z Łotwą (3:0). Na spotkanie z Polską nie został powołany.
Wrocławska twierdza odbudowana. Śląsk dawno nie przegrał u siebie.
Zatrudniony na początku stycznia Vitezslav Lavička, poradził sobie z domową przypadłością. Odkąd on jest trenerem, Śląsk na Stadionie Miejskim przegrał tylko dwa razy, co ciekawe – w obu przypadkach z Górnikiem Zabrze i to w odstępie niespełna dwóch tygodni. Właśnie porażka 1:2 z ekipą Marcina Brosza z 25 kwietnia jest ostatnią, jakiej Śląsk doznał na własnym boisku. Teraz można postawić ostrożną diagnozę: Twierdza Wrocław została odbudowana.
– To nie jest przypadek. Piłkarze Lavički u siebie grają szeroko, każdy solidnie wykonuje zadania taktyczne, wszystkie tryby chodzą jak należy. Odpowiednich wykonawców nie brakuje – ocenia były piłkarz Śląska Krzysztof Ulatowski, który z 50 golami jest czwartym strzelcem w historii klubu. – Śląsk ma fajnego bramkarza, stabilny środek obrony, bardzo solidne boki, z Dino Štiglecem i Łukaszem Broziem, który przeżywa drugą młodość – dodaje popularny we Wrocławiu „Oko”.
Posada Marcina Brosza niezagrożona. Tak twierdzi członek zarządu klubu Dariusz Czernik.
Po wstydliwej porażce przy Łazienkowskiej (1:5) coraz więcej kibiców domaga się zmiany szkoleniowca, ale dla Brosza to nie jest nowość. Pracuje przy Roosevelta już ponad trzy lata i podobnie było, gdy drużyna gorzej spisywała się w pierwszej lidze oraz jesienią w poprzednim sezonie.
– Posada trenera nie jest zagrożona – wyraźnie zaznacza Da- riusz Czernik, członek zarządu Górnika, który przejął część obowiązków po prezesie Bartoszu Sarnowskim (klub z Zabrza nie ma obecnie prezesa). Władze w Zabrzu wciąż wierzą w Brosza, który dotychczas za każdym razem radził sobie w kryzysowych sytuacjach.
SPORT
Michał Zichlarz porozmawiał z Maorem Rachmany, dziennikarzem izraelskiego portalu One, o tym, czy kadra może się w Izraelu czuć bezpiecznie.
Już wiemy, że mecz Izrael – Polska odbędzie się zgodnie z planem w sobotę w Jerozolimie. Ale długo sprawa jego lokalizacji, a i terminu, stała pod znakiem zapytania.
– Mogę tylko powiedzieć, że Jerozolima to najbezpieczniejsze miejsce w Izraelu. Jest tam sporo miejsc kultu muzułmanów, więc nikt nie będzie jej atakował i strzelał w jej kierunku. W najgorszym scenariuszu spotkanie mogłoby zostać przeniesione na północ do Hajfy, gdzie jest całkiem bezpiecznie.
A rozegranie meczu poza granicami Izraela – na Malcie czy Cyprze – też wchodziło w grę?
– W przeszłości tak bywało, że graliśmy tam mecze. Zresztą nie tylko w tych dwóch krajach, ale też w Holandii czy na Ukrainie. Dotyczyło to jednak głównie naszych drużyn klubowych, a nie reprezentacji. Ostateczną decyzję zazwyczaj podejmowała UEFA.
Anglia może dziś postawić kropkę nad „i” w kwestii awansu. Z Czarnogórą na Wembley nie powinno z tym być żadnego problemu, choć trzeba sobie radzić bez Raheema Sterlinga.
Aby jednak nie było w drużynie „Synów Albionu” zbyt spokojnie, podczas niedzielnego meczu Premier League pomiędzy Liverpoolem a Manchesterem City doszło do gwałtownej wymiany zdań pomiędzy Joe Gomezem i Raheemem Sterlingiem. Może nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że nieporozumienie przeniosło się na pole drużyny narodowej. We wtorek obaj piłkarze stawili się bowiem na zgrupowaniu reprezentacji. I w stołówce, podczas wspólnego posiłku i w obecności całego zespołu, po raz kolejny skoczyli sobie do gardeł! Agresorem okazał się gracz Manchesteru City, a koledzy z reprezentacji musieli obu krewkich jegomościów rozdzielać, choć do rękoczynów ostatecznie nie doszło.
Reakcja angielskiego związku była niemal natychmiastowa. „The Football Association potwierdza, że Raheem Sterling nie będzie brany pod uwagę w czwartkowym meczu eliminacji Euro 2020 przeciwko Czarnogórze z powodu zajścia w ośrodku St George’s Park. Piłkarz pozostanie jednak z zespołem” – napisano w krótkim oświadczeniu.
Jerzy Wijas, 17-krotny reprezentant Polski, grał w 1990 roku w dwóch izraelskich klubach – Hapoelu Kefar Sawa i Hapoelu Hajfa. Wspomina na łamach „Sportu” tamten czas.
Jak pan trafił na izraelskie boiska?
– Trener Wojciech Łazarek, który jako selekcjoner powoływał mnie do reprezentacji Polski, po pożegnaniu się z drużyną narodową rozpoczął pracę w Hapoelu Kefar Sawa. Tam widział miejsce dla mnie, ale najpierw z izraelskiej oferty skorzystał mój kolega z GKS-u Katowice, Jerzy Kapias. „Hupek” na równinę Szaron trafił latem 1989 roku, a ja dołączyłem do niego po sześciu miesiącach.
Jakie wspomnienia pozostały z tamtych czasów?
– Zdobyliśmy Puchar Izraela, bo na stadionie w Tel Awiwie pokonaliśmy Szimszon, jedynego gola strzelając w dogrywce. Do Kefar Sawa wróciliśmy jako bohaterowie, a całe miasto – świętując nasze zwycięstwo – bawiło się do rana. Pamiętam też, że w tamtym czasie pojechaliśmy na towarzyski mecz reprezentacji Izraela z Argentyną. Mistrzowie świata przyjechali na Ramat Gan Nationalstadion z Diego Maradoną, który na rozgrzewkę wyszedł 5 minut przed pierwszym gwizdkiem. Przy aplauzie 45 tysięcy widzów pokazał kilka sztuczek, trzymając piłkę na głowie i na plecach, a później strzelił gola i zespół trenowany przez Carlosa Bilardo wygrał 2:1.
Zdzisław Podedworny pyta, czy Górnik naprawdę potrzebował „dwóch czarnoskórych zawodników”, a więc Alasany Manneha i Ishmaela Baidoo.
Byłego szkoleniowca „górników” pytamy o przyczyny słabej postawy zespołu, który rundę jesienną zakończył na niesatysfakcjonującym nikogo 12. miejscu, z 16 punktami na koncie. – Przede wszystkim nie wiem, czy w klubie jest prowadzona dobra polityka kadrowa. Podam przykład – ostatnio sprowadzono dwóch czarnoskórych zawodników. Gdzie oni są? Niech ten, kto odpowiada za politykę transferową (Artur Płatek – przyp.red.), odpowie sobie na pytanie, czy dobrze robi, decydując się na takie posunięcia. Przecież u nas na boiskach, nie tylko II czy III ligi, ale i niższych klas, nie brakuje zdolnych zawodników. Lubię ten klub, pracowałem w nim przecież, ale do transferów można mieć zastrzeżenia i trzeba pytać, czy to akurat ci zawodnicy powinni byli się znaleźć w Górniku – nie owija w bawełnę doświadczony szkoleniowiec.
fot. NewsPix.pl