Dziwna to sobota, kiedy wszyscy podniecają się startem Premier League, połowa przerzuca kanał, bo srebro zdobywa Fajdek, a na koniec i tak najwięcej dzieje się… w Łęcznej. Aż sami nie możemy uwierzyć, że więcej frajdy przyniósł nam dziś Grzegorz Bonin niż plejada gwiazd na Old Trafford, gdzie największe emocje były wtedy, gdy sędzia po raz pierwszy wyjął szprej. Urok piłki: przełączasz na jakiś Nsport, spodziewasz się chrapania, a tam podcinki Kaźmierczaka, strzały Cernycha, no w skrócie: siedem goli.
Piszemy to bez cienia złośliwości: to był naprawdę porządny mecz. Kto by się spodziewał, że najlepszym piłkarzem będzie jakiś Cernych. Dwa tygodnie temu po meczu z Bełchatowem pisaliśmy: beznadziejny, wyróżnił się tylko żółtą kartką w piątej sekundzie meczu. A dziś totalna zmiana: wychodził na pozycje, wyprzedzał obrońców, w końcu strzelał ważne gole. Mógł nawet mieć hat-tricka, ale chyba w końcu stwierdził, że nie będzie dobijał Witana.
No właśnie Witan…
Przygnębiająco wyglądały obrazki, w których co chwilę wyjmował piłkę z siatki. Każdy strzał w jego kierunku kończył się golem. Ale żeby nie było, że obrywa bramkarz, zaznaczmy, że cały Zawisza wyglądał dziś, jakby skład kompletował na przystanku autobusowym. Czwarta porażka w sezonie to sygnał, że drużyna nie idzie w dobrym kierunku, zresztą wystarczy spojrzeć na grę obrońców. Najlepszy Micael nagle staje się najgorszy. Daje się wyprzedzać Cernychowi. Schodzi w 52. minucie. Pół roku temu nie do pomyślenia.
Ktoś powie: drugi sezon beniaminków jest zawsze trudniejszy. Oczywiście będzie miał rację, ale najbardziej uderzające jest to, że co kolejkę, w jedenastce coraz mocniej łokciami rozpycha się zagraniczny szrot. Argyriou na prawej obronie, jakiś Fleurival w środku, w ataku Porcelis. Nie ma na razie w tym jakości. Za dużo zmian naraz. Zastąpiono Tarasiewicza jakimś bucem, kontuzje mają Masłowski i Goulon, do tego ta zagraniczna mieszanka i na dziś jest problem.
Pięć strzałów Łęcznej. Pięć goli. Świetnie grający w obronie młody Kalkowski (asysta i kluczowe podanie), podcinka Kaźmierczaka, Grzegorz Bonin wrzucający na karuzelę kolejnych obrońców. I Wojciech Jagoda rzucający porównaniami do Thomasa Muellera. Tak jak napisaliśmy wyżej: dziwna sobota w Łęcznej.