– Czy to będzie ekstraklasa, pierwsza liga, czy druga – jestem otwarty na propozycje. Może być i trzecia liga. Jeżeli ktoś przedstawi mi fajny projekt, który będzie mi odpowiadał, to się w pełni zaangażuję. I nie będzie to dla mnie ujma. Nie wezmę drużyny do ratowania, na zasadzie strażaka, aby tylko coś mieć – mówi dziś Mariusz Rumak na łamach Przeglądu Sportowego w zdecydowanie najciekawszym sobotnim materiale prasowym.
FAKT
„Legia pokazała siłę”, „Górnik Łęczna chce się podnieść po laniu w stolicy”, „Golla z byłym klubem nigdy nie przegrywa!” – relacje i zapowiedzi, zapowiedzi i relacje. Czyli coś, czego cytować nie lubimy. No dobra, ale co z tym Gollą?
– Nie tylko ja, ale cały zespół potrafi się wyjątkowo zmobilizować na spotkania z Lechem. Wiadomo, że ten mecz dla fanów obu drużyn ma wyjątkowe znaczenie. Mam nadzieję, że podtrzymamy naszą serię – mówi piłkarz, który w poznańskim klubie spędził sześć lat. W ubiegłym sezonie Pogoń dwukrotnie wygrała z Lechem i raz zremisowała. Pamiętny był zwłaszcza mecz z początku roku, kiedy, to po pięciu trafieniach Marcina Robaka Portowcy rozgromili rywali aż 5:1. Z kolei remis 0:0 przy Bułgarskiej na trzy kolejki przed końcem sprawił, że poznaniacy stracili szansę na mistrzostwo Polski. – Tym razem zapowiada się wyjątkowo trudne spotkanie, choćby dlatego, że rywali poprowadzi nowy szkoleniowiec. I nie ma znaczenia, że Krzysztof Chrobak jest tylko tymczasowym trenerem. Jego następca na pewno będzie oglądać mecz z trybun i lechici zrobią wszystko, aby przed nim dobrze wypaść – uważa Golla.
Alan Rough, legenda Celtiku, twierdzi, że walkower to zbyt wysoki wyrok dla Legii.
Czyli nie powinno być walkowera dla Celticu?
– Kara jest ogromna, tym bardziej że w grę wchodzi niebagatelna suma 15 milionów funtów, tyle można zarobić na grze wśród najlepszych. Dla mnie tak jak mówię, kara jest zbyt surowa. W dwumeczu pokonali Celtic 6:1, a pożegnali się z Champions League.
Działacze Legii apelowali do oficjeli Celticu o możliwość spotkania i wyjaśnienia całej sytuacji. Ze szkockiej strony nie było jednak żadnego odzewu. Jak pan myśli, dlaczego?
– Wydaje mi się, że Celtic został pouczony przez UEFA, żeby nie zabierać głosu w sprawie. Wszystko leży bowiem w kompetencjach Europejskiej Federacji Piłkarskiej. Dlatego mieliśmy do czynienia z takim, a nie innym zachowaniem działaczy Celticu. Poszli za radą UEFA i w ogóle nie zabierali głosu. Zresztą co mają mówić? Dostali kolejną szansę i są szczęśliwi, że grają dalej.
Jak skomentowałby pan pomyłkę popełnioną przez Legię?
– To głupi błąd, ale takie rzeczy w futbolu też się zdarzają. Mam nadzieję, że pani z Legii, która jest obwiniana o całą sytuację, nie straci pracy i dalej będzie w klubie. Ja na pewno nie zwalniałbym jej z pracy.
Cotygodniowy felieton Mateusza Borka traktuje oczywiście m.in. o Legii.
UEFA jest organizacją działającą w ramach przepisów przez siebie stworzonych. Oczywiście oprócz bezdusznych paragrafów w tle powinien pozostawać duch sportu i fair play. Już po pierwszej decyzji byłem jednak przekonany, że Legia jest na straconej pozycji. Zmiana decyzji wiązałaby się z olbrzymim zamieszaniem w rozgrywkach, dlatego w UEFA podeszli do sprawy na zimno, bez emocji. Wyobraźmy sobie, że Legia zostałaby przywrócona do eliminacji Ligi Mistrzów. Wtedy zapewne odwoływaliby się Bułgarzy z Ludogorca, którzy w losowaniu powinni być rozstawieni. To byłaby lawina protestów. Działaczom Legii i kibicom wydawało się, że wynajęcie armii zagranicznych prawników może coś pomóc. Niestety to nie działa w ten sposób. Z drugiej strony jestem zniesmaczony zachowaniem władz i piłkarzy Celtiku. W pewnych momentach lepiej zamilczeć. Zawodnicy nie powinni mówić o kolejnej szansie i sprawiedliwości, tylko po prostu przygotowywać się do kolejnych meczów. W Legii powinni zresztą myśleć podobnie. Czeka ich spotkanie z Aktobe, które jest dobrą drużyną. Mają niezłą ofensywę, zresztą w dwumeczu ze Steauą Bukareszt zremisowali u siebie 2:2, a na wyjeździe przegrali tylko 1:2. Trzeba się spiąć, żeby awansować do fazy grupowej Ligi Europy. Walka Legii o sprawiedliwość powinna się toczyć własnym torem, a zawodnicy i trenerzy niech zajmą się grą.
Natomiast „złote dziecko serbskiej piłki” ma dostać szansę debiutu w Lechii.
Mecz z Wisłą Kraków da Lechii odpowiedź, czy istnieje życie bez Zaura Sadajewa (25 l.), zawieszonego na dwa spotkania za czerwoną kartkę otrzymaną w meczu z Lechem Poznań. Czeczeńca zastąpi najprawdopodobniej w ataku Danijel Aleksić (23 l.) Serbski napastnik, obwołany kilka lat temu w swojej ojczyźnie złotym dzieckiem tamtejszego futbolu, rozmieniał w ostatnich sezonach swój talent na drobne. Mimo że był m.in. zawodnikiem takich klubów jak Genoa czy Saint Etienne. – Za granicę wyjechałem w młodym wieku i nie kryję, że miałem problemy z adaptacją na obczyźnie. W Lechii powinno być mi łatwiej, bo mam z kim pogadać w szatni w ojczystym języku – mówił tuż po podpisaniu kontraktu. Ale początki w gdańskim zespole miał trudne. Bo choć w sparingach jego gra mogła się momentami podobać, to w lidze tylko raz – w czasie inauguracji z Jagiellonią – usiadł na ławce. Później znajdował się poza kadrą, aż w końcu wylądował w rezerwach za niewłaściwe podejście do treningów, jak tłumaczył trener Joaquim Machado (45 l.). – Nie spodziewałem się, że wyląduję w rezerwach, ale musiałem zaakceptować decyzję trenera. Nie zrobiłem niczego głupiego. Problemem był chyba jeden towarzyski mecz w drugim zespole. Przegraliśmy go wysoko, a ja rzeczywiście nie zagrałem w nim dobrze – mówi Aleksić. – Teraz jestem jednak z powrotem w drużynie z ekstraklasy i chcę tu być – dodaje.
RZECZPOSPOLITA
Tylko jedna piłkarska propozycja na dziś – „Dziesięć lat w Teatrze Marzeń”. Czyli parę słów o Rooneyu.
Wayne Rooney. Przez dekadę rozkochał w sobie trybuny Old Trafford, zirytował je, kokietując inne kluby, a ostatnio został kapitanem nowego Manchesteru United. „Przez długie lata miałem na twarzy okropne piegi. Nienawidziłem ich i marzyłem, żeby znikły. Mama twierdzi, że raz przyłapała mnie w łazience, jak próbowałem usunąć je z twarzy za pomocą szczotki drucianej. Nie pamiętam tego, ale byłoby to do mnie podobne. Chciałem się ich pozbyć, bo uważałem, że wyglądam dziecinnie, a nawet dziewczęco” – wspominał piłkarz w swojej wydanej w 2012 r. autobiografii „Wayne Rooney. Moja historia”. Kiedy latem 2004 r. jako nastolatek podpisywał kontrakt z Czerwonymi Diabłami, wyglądał niewiele poważniej. Ale piłkarzem był już uznanym. Sir Aleksa Fergusona zauroczył młodzieniec z Evertonu, który w 2002 r. przedstawił się całej Premiership dwoma golami wbitymi Arsenalowi Londyn. „Remember the name: Wayne Rooney!” – krzyknął po pierwszym kapitalnym golu komentator angielskiej telewizji. Ale tak naprawdę nikt tej rady nie potrzebował.
GAZETA WYBORCZA
W GW też bieda – „Legia idzie do Lozanny”.
Prawnicy podważali obowiązek zgłoszenia Bereszyńskiego, argumentowali też, że piłkarz odcierpiał karę, bo nie wziął udziału w trzech meczach. Adwokaci wskazali również na sprzeczne przepisy, podkreślając jednocześnie błędy, które Komisja Dyscyplinarna popełniła przy podejmowaniu decyzji. Nic to nie dało. “Futbol niestety nie wygrał” – napisał po ogłoszeniu werdyktu Dariusz Mioduski, większościowy udziałowiec Legii. Teraz mistrzowie Polski będą odwoływać się do najwyższej instancji, czyli Trybunału Arbitrażowego ds. sportu w Lozannie (CAS). – Tam nasze szanse uważam za najwyższe – mówił prezes Legii Bogusław Leśnodorski. Ostatnia z dróg apelacji może okazać się zarazem najbardziej krętą. Wbrew wcześniejszym zapewnieniom UEFA nie zgodziła się, by sprawa przed CAS odbywała się w trybie przyspieszonym. Oznacza to, że na podjęcie decyzji sędziowie będą mieli trzy miesiące, co wyklucza udział Legii w IV rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. W związku z tym warszawianie do CAS złożą wniosek o zabezpieczenie powództwa. Jeśli Trybunał się do niego przychyli, to na czas rozprawy decyzja UEFA zostanie zawieszona i Legia mogłaby zostać przywrócona do eliminacji LM. Na razie nic się nie zmieniło – Legia gra z Aktobe w Lidze Europy, a Celtic z Mariborem w LM. W Legii wierzą, że CAS decyzję podejmie przez weekend, a ogłosi ją w poniedziałek, tak by klub zdążył się przygotować na zmianę rywala.
SUPER EXPRESS
Zanim dotrzemy do działu sportowego, natrafiamy na wywiad redaktora naczelnego Superaka z Pawłem Zarzecznym.
I co my możemy teraz zrobić? Wypisać się z UEFA?
– Myślałem o tym.
Odmrozimy sobie palce na złość mamie?
– Nie – na złość babci uszy. Nam się wydaje, że UEFA jest na stałe. RWPG czy ZSRR też miały być po wsze czasy.
Czyli można się wypisać z UEFA?
– Absolutnie można. Możemy przynajmniej ogłosić, wyrazić chęć, że chcemy się zapisać do federacji azjatyckiej albo afrykańskiej.
Gdzie jest bliżej?
– Momencik, wszyscy się śmieją. Ale jak Kopernik mówił, że ziemia kręci się wokół słońca, to też mówili, że idiota.
A co w samym sporcie?
Sprawą Legii jesteśmy już zmęczeni, więc odpuszczamy. Mamy kilka informacyjnych kwestii w związku z meczem Real-Fiorentina, czyli kto, gdzie, kiedy i za ile. „Sprząta stajnię po Rumaku” – to tekst przed spotkaniem Lecha.
Kibice w Poznaniu długo czekali na nowego trenera. Następca Mariusza Rumaka – Krzysztof Chrobak (57 l.) – nie dostał jednak wiele czasu na rewolucję. Do sobotniego debiutu z niepokonaną w tym sezonie Pogonią Szczecin przystąpi po zaledwie trzech treningach z pierwszą drużyną. – Pogoń świetnie rozpoczęła sezon, jest mocnym przeciwnikiem i bardzo dobrze. Bo to jest moment, w którym można coś udowodnić – mówi Chrobak. – Dla nas taki mecz to świetna okazja, żeby pokazać siłę i odzyskać zaufanie kibiców. Jego drużyna nie przypominała ostatnio rozpędzonej lokomotywy. Raczej pociąg widmo, po którym można było spodziewać się wszystkiego – od fajerwerków do kompromitacji. – Nie wracajmy do meczu pucharowego z Islandczykami, zapomnijmy o nim – mówi Chrobak. – Podstawowy jest aspekt determinacji, woli walki i zespołowości. Nie będziemy teraz wprowadzać psychologa, bo jest na to za mało czasu, a my nie będziemy wykonywać żadnych nerwowych ruchów. Jeśli będzie potrzeba, sam wcielę się w rolę pseudopsychologa – zapewnia trener “Kolejorza”. Zmiany będą jednak nie tylko w psychice, lecz także w składzie. – Nie będzie rewolucji, będą pewne korekty – deklaruje Chrobak, następca Mariusza Rumaka (37 l.). – Zupełna zmiana taktyki jest teraz jednak zbyt ryzykowna. Wciąż jednak powtarzam – najważniejsza jest sfera mentalna. Musimy poprawić psychikę piłkarzy, to jest w tej chwili najważniejsze. Będę starał się ich pobudzić.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Na okładce PS króluje lekkoatletyka.
Uwagę zwraca przede wszystkim wywiad z Mariuszem Rumakiem.
Jakie podłoże miał konflikt z Manuelem Arboledą? Mówił, że jest legendą, a pan zgotował mu piekło.
– Legendą? To mam mu pomnik postawić? On nigdy nie widział piekła. Nie było sytuacji, no może raz, kiedy Manu sam poprosił o rozmowę. Steven Gerrard jest legendą Liverpoolu, ale gra, bo jest w formie.
Mówił pan, że ciężko pana złamać. Dlaczego?
– Nikt mi niczego nie dał w życiu za darmo, wszystko osiągnąłem sam. Nie mam ojca w środowisku, promotora, menedżera. Tego, co osiągnąłem, nikt mi nie zabierze. W ostatnim roku spotykałem się też z psycholożką. Rozmawialiśmy o odpowiednim zarządzaniu moimi zasobami, tak bym później odpowiednio zarządzał zawodnikami. Pozwalało mi to dystansować się do pewnych rzeczy.
Dystans się panu teraz przyda. O pracę w ekstraklasie może być trudno.
– Czy to będzie ekstraklasa, pierwsza liga, czy druga – jestem otwarty na propozycje. Może być i trzecia liga. Jeżeli ktoś przedstawi mi fajny projekt, który będzie mi odpowiadał, to się w pełni zaangażuję. I nie będzie to dla mnie ujma. Nie wezmę drużyny do ratowania, na zasadzie strażaka, aby tylko coś mieć.
Przesiadka z mercedesa do tramwaju będzie brutalnym sprowadzeniem na ziemię.
– Czasem trzeba wysiąść z mercedesa i podjechać tramwajem do kolejnego mercedesa. Mogę to zrobić choćby od dziś.
Dobra robota Mateusza Skwierawskiego, który zadał wiele trudnych pytań. Wywiad na pewno ciekawy.
Kilka tematów ligowych:
– Patent Golli na Lecha (było w Fakcie)
– Flavio Paixao łączy z Marco tylko nazwisko, bo na pewno nie talent do strzelania goli
– Druga szansa Aleksicia (Fakt)
– Wisła zimą ściągnie kolejnego bramkarza
Cierpienie Łukasza Fabiańskiego dobiegło końca – teraz będzie grał.
Polski bramkarz Łukasz Fabiański debiutuje w Swansea, i to od razu w spotkaniu z Manchesterem United. Odżył. Widzi przyszłość w różowych barwach, nowe wyzwanie go pozytywnie nakręca. Jest gotowy na nowy etap – mówi o pierwszych tygodniach Fabiańskiego w Swansea Andrzej Dawidziuk, trener bramkarzy, mający bliski kontakt z polskim golkiperem. Były zawodnik Arsenalu nigdy nie rozpychał się łokciami. Czekał na swoją szansę cierpliwie. Charakter nie pozwolił mu zachowywać się na przykład jak Wojciech Szczęsny, który potrafił publicznie skrytykować Arsene’a Wengera, że ten nie wystawia go między słupkami. Długo dał się też zwodzić trenerowi, że w końcu zostanie pierwszym bramkarzem Kanonierów. Wszystkich rozbawiał też częstymi deklaracjami typu: Jeżeli nie wywalczę miejsca w składzie, odejdę w najbliższym okienku”. Gdy rzeczywiście udało mu się wrócić do bramki, łapał kontuzję. Jedną za drugą. Miał ogromnego pecha, ale teraz karta ma się odwrócić. – Ile razy ten człowiek wstawał z kolan! Ma niesamowity charakter, wolę zwycięstwa. Widziałem, jak bardzo był zdeterminowany, żeby wrócić na boisko. A wypadał przecież kilka razy na wiele miesięcy – kontynuuje Dawidziuk. Trener analizuje również, dlaczego nasz bramkarz nie opuścił Arsenalu wcześniej. – Albo był po kontuzji i bez ogrania, albo po prostu w trakcie leczenia urazu. Wyczuł moment idealnie. Siedem lat w Arsenalu spiął klamrą, wygrywając Puchar Anglii, w którym bronił świetnie i którego był bohaterem. Mimo tych wszystkich perypetii, zostawił część siebie w tym klubie. Cieszę się jednak, że odszedł. Pokazał, że nie zadowala go bycie w wielkim zespole, ale gra. Trafił do klubu, który go chciał, do trenera, który go widzi w drużynie – kończy Dawidziuk.
Sobotni felietoniści – Borek, Włodarczyk i Stanowski. Cytujemy tego pierwszego.
W tym klubie widzę plan, który od kilku lat jest realizowany. Trzeba docenić trenera Kamila Kieresia, który nie boi się stawiać na młodych zawodników. Maciej Wilusz odszedł do Lecha Poznań, ale w Bełchatowie nikt po nim nie płakał. W jego miejsce wskoczył młody Paweł Baranowski, na środek obrony ściągnięto doświadczonego Błażeja Telichowskiego i nikt o Wiluszu nie pamięta. Klub jest zorganizowany na zdrowych zasadach, a zawodnicy nie przepłacani. Najwięcej mówi się oczywiście o braciach Makach. Dziwię się, że żaden z czołowych polskich klubów nie zapłacił tych 800 tysięcy euro, żeby ściągnąć tych zawodników. To byłby nie tylko dobry ruch pod względem sportowym, ale również i marketingowym. Bliźniacy grający na wysokim poziomie to zawsze wdzięczny temat dla mediów. Generalnie Bełchatów stać na dobre wyniki w tym sezonie. Powinni walczyć o wejście do czołowej ósemki ekstraklasy.