Maciejowi Stolarczykowi nie wystarczy czasu do następnego meczu, by przeanalizować wszystkie błędy z meczu z Legią. Mówimy oczywiście wyłącznie o błędach Rafała Janickiego, bo gdyby wziąć pod uwagę wszystkie wiślackie błędy, to Wisła musiałaby odpuścić pozostałe mecze w tej rundzie i do końca 2019 zamknąć się w górach z magnetowidem i tablicą. Syzyfową pracę stojącą przed sztabem Wisły pokażemy na przykładzie siódmej bramki i zachowaniu Rafała Janickiego.
Zobaczmy to na stopklatkach. Zablokowany strzał z dystansu, piłka ląduje pod nogami Janickiego. Nikt nie oczekuje, że obrońca Białej Gwiazdy uruchomi szaloną bramkową kontrę – jest 0:6, końcówka, tu trzeba dotrwać, nic tego meczu już nie uratuje. Nawet laga w aut w tym momencie jest do przeżycia.
Co jednak robi Janicki, który ma czas i pięciu kumpli wokół, nie jest też naciskany przez żadnego legionistę, bo Niezgoda nawet nie liczył – jeszcze – że może coś tu ugrać?
Otóż Janicki trafia Klemenza w plecy.
Oczywiście Klemenz pewnie też mógł wykazać się większym ogarem niż obrócenie się do Janickiego tyłkiem, niemniej piłka była na żadnej wysokości – dokładnie takiej, by kogoś ze swoich trafić.
Ale OK, wciąż nie ma zagrożenia, bo wiślaków tu od groma. Niestety problem polegał w niedzielnym meczu na tym, że wiślacy sami dla siebie stanowili największe zagrożenie.
Chuca odgrywa do Janickiego. Głupie podanie, bo już się zebrał Niezgoda, widząc jaki slapstick gra znowu Wisła.
Niemniej Janicki wciąż miał dość czasu, by zrobić coś sensownego z piłką. Miał ją na nodze, wystarczyło ją rozegrać, wybić – zrobić cokolwiek. Zobaczcie – opcje są, czas też.
Ale Janickiemu piłka odbija się od nogi, to wykorzystuje Niezgoda i rozgrywa do skrzydła.
Niemniej wciąż jest daleko od zagrożenia – ot, pójdzie wrzutka. Wybić wrzutkę to nie jakaś wielka sztuka. No, chyba że ustawiasz się tak jak Janicki – zostawiając Niezgodę za plecami, dając mu ze dwa, trzy metry wolnego miejsca.
I teraz przypominamy sobie, że Lech chciał budować na Janickim obronę. Przypominamy sobie, że Janicki miał jakąś tam renomę w Lechii. A przecież on dziś nie wygląda nawet jak profesjonalny piłkarz.
Jasne, kumple nie pomogli, jak przegrywasz 0:7 to nie ma czego zbierać, ale ta jedna akcja to tak komiczne błędy, tak podstawowe, taki ich kuriozalny zbiór, że naprawdę jak już Wisła wróci z tych gór po analizie błędów, niewykluczone, że Rafał sam dojdzie do wniosku by się przebranżowić. A przecież ta akcja to już i tak tylko wisienka na torcie, gdy mecz został już dawno położony.
Fot. Jakub Gruca/400mm.pl