Reklama

Karny przez rezerwowego, cios w jaja i inne absurdy ostatnich dni

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

28 października 2019, 09:38 • 5 min czytania 0 komentarzy

Niewytłumaczalne okoliczności bramki w Chorwacji. Fala wody przewracająca zawodników w Brazylii. Nieudany pierwszy raz i niefortunny cios w jaja w Niemczech. Wzorowanie się na nie tych zachowaniach autorytetu, na których trzeba w Turcji. Wszystko to wydarzało się naprawdę. Zapraszamy więc na przegląd absurdalnych, ciekawych, komicznych lub kuriozalnych zdarzeń z boisk piłkarskich minionego weekendu.

Karny przez rezerwowego, cios w jaja i inne absurdy ostatnich dni

***

W dobie telewizyjnych transmisji, potęgi internetu i postępującej technologii coraz mniej jest na świecie niewyjaśnionych tajemnic. Z tego schematu nie wypisuje się piłka nożna. Transmitowana na wszystkie strony świata wydaje się idealnym miejscem dla racjonalistów i analityków. Wszystko da się wyjaśnić liczbowo, wszystko można obejrzeć z setek kamer z różnych perspektyw, więc siłą rzeczy łatwo jest rozwiązać każdą, nawet marginalną, wątpliwość.

Ale futbol nigdy nie przestanie nas zaskakiwać. Nigdy. Najlepszym dowodem na to jest seria niewytłumaczalnych wydarzeń z meczu ligi chorwackiej między Hajdukiem Split a Slavenem Belupo.

Reklama

Bramkarz Hajduka zaczynający grę w absurdalny sposób, piękny lob, wracająca futbolówka, bramka widmo, cieszący się piłkarze Slavena, bramkarz przy linii bocznej, kontra, gol dla Hajduka i wynik 2:0. No nie, nawet najbłyskotliwsi detektywi z kart powieści Agathy Christie i Arthura Conana Doyle’a nie byliby w stanie rozwikłać tej zagadki. My też się nie podejmujemy.

***

Prawdziwa farsa odegrała się też na boiskach brazylijskiej Serie A. W meczu Avai z Palmeiras wszystko przebiegało normalnie, aż w końcu niezłego psikusa postanowiła odegrać natura i z nieba lunął rzęsisty deszcz. Na murawę spadły hektolitry wody, potworzyły się wielkie kałuże, ale sędzia nie przerwał spotkania, co doprowadziło do olbrzymiego chaosu organizacyjnego. Nie dość, że poziom widowiska znacznie się obniżył, bo piłkarz nie ryba i woda to nie jest jego naturalne środowisko, to jeszcze sam arbiter absolutnie nie orientował się w swoich decyzjach.

W konsekwencji podyktował dwa karne po analizie VAR. I tak jak pierwszy jest jeszcze wytłumaczalny, tak drugi budzi wątpliwość, nawet po obejrzeniu tysiąca powtórek. Wygląda to tak, jakby rzekomo faulowanego zawodnika porwała ze sobą wielka fala wody. Cała sytuacja zdecydowała o wyniku. Mhm…

Naprawdę zabawnie zaczyna robić się od drugiej minuty, choć trzeba przyznać, że swojsko wypada też wyskok Deyversona, który w swojej heroicznej próbie zdawał się pomylić dyscypliny i próbował zabawić się w skoczka w wzwyż.

Reklama

***

Inicjacje potrafią być piękne. Pierwsze razy często zapamiętuje się do końca życie. Nie polemizujemy z tym, ale 23-letni Michael Eberwein już jak najbardziej ma do tego prawo. Dla niego premierowe dotknięcie futbolówki na poziomie 2. Bundesligi skończyło się niefortunnie i wstydliwie.

Z pozoru wszystko wyglądało absolutnie normalnie. Jego Holstein Kiel mierzyło się z VfL Bochum, a on sam robił sobie przerwę w rozgrzewce, stojąc za bramką i obserwując wydarzenia boiskowe. W tym samym czasie Silvere Ganvoula próbował wykorzystać błąd defensorów Kiel i doprowadzić do wyrównania. Mimo szczerych chęci nie miał na to większych szans, bo tak niechlujnie przyjął sobie futbolówkę, że jego strzał, oddany nawet bez podniesienia oczu, minął bramkę gospodarzy o dobre kilka metrów.

I kiedy Ganvoula wznosił już swoją głowę w stronę nieba, żeby pomstować tam na swój brak naturalnych zdolności strzeleckich, sędzia Timo Gerach zagwizdał i zdecydował się na analizę VAR, po której… podyktował karnego dla Bochum! Wszystko dlatego, że Eberwein zatrzymał lecącą na aut bramkowy piłkę, kiedy ta jeszcze znajdowała się na boisku. Decyzje sędziego ukonstytuowały przepisy tego sportu, bo tak, również takiego błahego elementu, jak ingerencja w grę zawodników rezerwowych one dotyczą.

No cóż, można wyobrazić sobie przyjemniejszy pierwszy raz. Niewykluczone, że Eberwein zamknie się w sobie i na przyszłość sto razy upewni się, czy ma prawo w ogóle dotykać piłki.

***

Silviu Lung Jr, najbardziej znany z tego, że jest synem Silviu Lunga (wieloletni reprezentant Rumunii), a przy tym niedawno całkiem przyzwoitej klasy bramkarz, pozazdrościł sławy Arturowi Borucowi i zamarzył, żeby powtórzyć, któryś z jego wyczynów. Niestety, nie chodzi o żadną interwencję polskiego gwiazdora.


Jego Kayserispor przegrał 0:4, a feralny błąd przydarzył mu się w ostatnich minutach spotkania, kiedy wszystko było już przesądzone, ale wstyd pozostaje.

***

Wróćmy do 2. Bundesligi, bo była w tym tygodniu w jakimś epicentrum niezręczności.

Rozumiemy, że bramkarz może być zirytowany, kiedy puszcza trzy bramki. Rozumiemy, że wcale nie musi być zachwycony faktem, że ostatnią z nich na wagę remisu traci w ostatnich chwilach doliczonego czasu gry. Rozumiemy, że nie każdy reaguje w takich chwilach stoickim spokojem. Można przyjąć to ze sportową złością, można przyjąć to z gracją, a można tak jak Ron-Robert Zieler, czyli wyprowadzając cios poniżej pasa. I to dosłownie. Chcemy wierzyć, że w momencie zamachu nie widział rywala.

Tę sytuację z szalonego meczu Hannoveru z Karlsruher nie można skwitować lepiej niż puentą zapożyczoną z angielskiego słownika: he missed the ball and hits the balls.

***

Natężenie absurdu i komiczności poprzednich wydarzeń było tak duże, że sami postanowiliśmy wynagrodzić sobie opisywanie tego, czymś co może się podobać. Mało kto ogląda i interesuje się wydarzeniami drugiej ligi rumuńskiej, a jednak czasami może warto zajrzeć i tam, bo bramki na wagę zwycięstwa w doliczonym czasie gry potrafią być tam naprawdę przepiękne.

Tutaj Uta Arad wygrywające ze Scolar Resita za sprawą ekwilibrystycznego trafienia Romario Moise. Naprawdę przyjemnie popatrzeć, tym bardziej że w alternatywnej rzeczywistości, w polskiej I lidze, w niedzielnym meczu Chrobrego Głogów ze Stalą Mielec, piłkarz gospodarzy, Michał Pawlik próbował podobnie spektakularnego rozwiązania akcji z identycznej odległości od bramki rywala, ale efekt był zgoła inny. W Polsce piłka po jego uderzeniu fikuśnie skręciła w prawą stronę i powędrowała na aut.

Swoją drogą, nie macie wrażenia, że jakoś ciemno już było na tym boisku?

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...