Zbliża się koniec sezonu 2004/05. Arsenal jest na ten moment jednym z najsilniejszych klubów Anglii, a kto wie, może i całej Europy. W ostatnich trzech kampaniach zdobył dwa mistrzostwa, dwa Puchary Anglii oraz jedną Tarczę Wspólnoty, a w trwającym wciąż sezonie dołożył kolejne dwa trofea – jeszcze jeden krajowy puchar oraz kolejną tarczę. Nikt chyba nie przypuszczał, że na kolejne sukcesy przyjdzie poczekać niemal dekadę, że kolejne zdobycze do klubowej gabloty dołoży dopiero dziewięć lat później, zdobywając najpierw puchar – ogrywając w finale Hull City, a następnie superpuchar, pokonując mistrza Anglii, Manchester City.
Pokonując mistrza Anglii w sposób bezdyskusyjny, w sposób, który nie pozostawia wątpliwości i pola do dyskusji. Arsenal grał lepiej, szybciej, ładniej, strzelił kapitalne gole i po raz drugi w ostatnich miesiącach wylądował na czołówkach gazet nie jako największy przegrany sezonu, czy zespół oddający swojego najlepszego zawodnika bezpośredniemu krajowemu rywalowi, ale jako zwycięzca. Jako triumfator.
Przez dekadę zmieniło się wiele, taktyka, piłkarze, trenerzy, trendy, stadiony, kibice – na stanowisku pozostał jednak Wenger. I po dziesięciu latach błąkania się w czołówce, szamotania na miejscach 2-4, wiecznego rozczarowania brakiem upragnionego zwycięstwa w jednej z najsilniejszych lig świata – Arsenal wreszcie zdobywa puchary, wreszcie przypomina sobie smak szampanów. W ubiegłym sezonie na entuzjazmie związanym ze sprowadzeniem Oezila i mocnym początkiem udało się dojechać do zimy, gdy plaga kontuzji ukoronowana urazem Walcotta (i oczywiście Kallstroma, który został ściągnięty jako panaceum na tysiąc urazów, a sam rozsypał się tuż po przylocie) zakończyła marzenia o mistrzostwie. Czy w rozpoczynającej się za trzy dni kampanii Arsenal stać na odzyskanie po jedenastu latach tytułu najlepszego angielskiego klubu?
Brak osłabień
No dobra, Thomas Vermaelen odszedł do Barcelony. Bagatelizując rolę tego zawodnika umniejszalibyśmy jednocześnie rozeznanie speców od budowania drużyny w Katalonii, a po lekturze książki Grahama Huntera to równoznaczne z samobójstwem. Z drugiej strony jednak, biorąc pod uwagę ilu i jakich zawodników Arsenal tracił na przestrzeni ostatnich lat – naprawdę, frazes “brak osłabień” w ustach kibiców “Kanonierów” nie brzmi wcale niewiarygodnie.
Poza tym “drobnym” przypadkiem – Arsenal utrzymuje kadrę.
Wzmocnienia
Cokolwiek mówić o Sanchezie – to wzmocnienie. Cokolwiek mówić o Debuchym, Chambersie, nawet Ospinie, który raczej nie gwarantuje jakości wyższej, niż Szczęsny – to wzmocnienia, albo chociaż cenne uzupełnienia składu. Najważniejszym “wzmocnieniem” jest tu jednak konsekwentne i trwające już drugi sezon otwarcie portfeli. Po jednym graczu z Barcelony i Realu, najpierw Oezil, który potrafił dać dużo jakości w przodzie (nawet jeśli na długie momenty sezonu znikał z radarów), teraz Sanchez, którego teraz wprawdzie wypchnięto z Katalonii, ale wcześniej wydano na niego grubo ponad trzydzieści milionów euro. Dumni Anglicy oczywiście nigdy nie przyznają, że La Liga to rozgrywki silniejsze, niż ich ukochane EPL, ale transfery pokazują jasno – goście z Hiszpanii dają sobie w Anglii radę.
Teraz Arsenal ma dwóch, z samego szczytu plus naturalnie Cazorlę, “Nacho” i Artetę. Już nie boi się kupować. Już nie zmusza się do wychowywania każdego członka pierwszego zespołu od małolata. Już nie inwestuje w młodzież, by sprzedać ją z zyskiem do… przyszłych mistrzów Anglii.
Sam kupuje gwiazdy…
Młoda wiara
…a przy tym nie gubi swojej tożsamości. W jednym ze sparingów cztery gole ładuje Sanogo, wciąż małolat (rocznik 1993), którego ściągnięto rok temu z Auxerre. Na mistrzostwach był jego rówieśnik, Oxlade-Chamberlain. Są i starsi, ale wychowani już w Londynie Walcott czy Ramsey, którzy właśnie wjeżdżają w swój najlepszy wiek i – zamiast tradycyjnie wyfrunąć z gniazda – pragną zdobywać kolejne puchary w barwach Arsenalu.
Do tego dodajmy jeszcze czujne cały czas oko Wengera, na dowód którego warto przypomnieć jednego z bohaterów fazy grupowej Kostaryki, Joela Campbella. Gdy niektórzy zastanawiali się, jak to możliwe, że tego kota oglądamy po raz pierwszy, Wenger zapewne wyciągał się w swoim fotelu, zadowolony, że podpisał gościa jeszcze w 2011 roku.
Trener
Arsene Wenger. Legenda. Powoli przypominająca, że nie jest wyłącznie Panem Kleksem, który prowadzi własną akademię czarodziejskiego zamieniania kandydatów na piłkarzy w gwiazdy transferowane do mocniejszych zespołów. Tym razem zdjęcia Wengera, także Wengera cieszącego się ze zwycięstw w meczach o konkretne puchary, to znów obrazy faceta znającego swoję obowiązki, znającego swoją wartość, wartość swojej drużyny i drogę do pucharów. Mógł drzemać przez dziesięć lat i budować finansową, ekonomiczną potęgę londyńskiego klubu, ale to wciąż facet, który ma na koncie trzy mistrzostwa Anglii i ogromny apetyt na czwarte.
Paradoksalnie – konkurencja
Paradoksalnie – bo przecież teoretycznie łatwiej mają potentaci w Hiszpanii czy Bundeslidze, gdzie o mistrza bije się dwóch gigantów. A jednak – jeśli spojrzymy w tabelę Premier League, okaże się, że ten niemożliwy ścisk w przodzie, obecność dwóch kapitalnych zespołów z Manchesteru, silny Liverpool, znakomita Chelsea, nieobliczalne Tottenham czy Everton – można przekuć w zaletę każdego z pretendentów do tytułu. Główni rywale będą mogli spokojnie wybić się nawzajem w bezpośrednich starciach – a to oznacza, że zadecyduje konsekwencja w starciach z dołem tabeli i punkty wyszarpywane w wojnach, niejednokrotnie derbowych. Biorąc pod uwagę ubiegły sezon – limit kontuzji i pecha w Arsenalu raczej się wyczerpał, terminarz też nie wygląda jakoś szczególnie morderczo, Chelsea pewnie będzie chciała ugrać przy okazji Ligę Mistrzów, podobny cel postawiono także przed Manchesterem City. Spokój w pucharach mają United, ale oni z kolei wciąż będą musieli poświęcić sporo czasu na uporanie się z demonami przeszłości z ubiegłego sezonu.
Arsenalowi w ubiegłym sezonie brakło siedmiu “oczek” i ani 0:6 z Chelsea, ani 1:5 z Liverpoolem nie miałoby żadnego wpływu, gdyby nie porażki z Evertonem i Stoke oraz remisy ze Swansea i Southamptonem. Szeroka, młoda, wybiegana i pozbawiona kontuzji kadra może być w tym wypadku ważniejsza, niż skutecznośc w meczach z pozostałymi zespołami z podium czy pierwszej czwórki ligi.
***
Arsenal już rok temu grał o mistrza zupełnie na poważnie, mimo tysięcy żartów ze starzejącego się i coraz częściej krytykowanego Wengera. Zabrakło wzmocnień zimą i trochę lepszego zdrowia. Czy stać ich na tytuł na koniec sezonu 2014/15? Pierwsza, bodaj najpoważniejsza przeszkoda, padła wraz z triumfami w pucharze i superpucharze. Psychiczny szklany sufit, który udało się przebić po prawie dekadzie bez sukcesów.
Jako głównych faworytów nadal podaje się Chelsea i oba zespoły z Manchesteru. Stawka jest najsilniejsza od lat, ale i Szczęsny przyznaje, że w tak silnej drużynie jeszcze nie grał, a to przecież nie jest facet, który komplementuje na wyrost. Jedno jest pewne. Dogodniejszych okoliczności – tuż po ograniu dotychczasowego mistrza, z transferami, z niezłymi wynikami gier przed sezonem, z pozytywną atmosferą i niezłą równowagą między młodością i doświadczeniem – może w najbliższych latach nie być.