Kiedy można przegrać 0:9? W B-klasie, jeśli twoja drużyna składa się z pięciu piłkarzy z nadwagą, dwóch czterdziestolatków i czterech na kacu. W grze komputerowej, jeśli zasnąłeś przed telewizorem, a rywal w grze online miał to w dupie i po prostu ci ładował, aż mu się znudziło. Czy można przegrać 0:9 w Premier League? Wydaje się to raczej mało prawdopodobne, skoro grają tam właściwie same mocne lub chociaż dobre drużyny, w każdym razie takie, które nie pozwolą sobie na podobną kompromitację. I wtedy wchodzi Southampton. Ubrane całe na bia… brązowo.
Święci przegrali 0:9 z Leicester. Przecież to się nie mieści w głowie. Jasne, grali w dziesiątkę od momentu brutalnego ataku Bertranda w 12. minucie, ale nawet wtedy można posypać głowę popiołem i powalczyć o jakiś remis. Ewentualnie przyjąć nawet porażkę 0:2 czy 0:3 po walce, schodzić z boiska z honorem. Stwierdzić: źle się nam to wszystko ułożyło, przepraszamy, lecz bywa.
ALE 0:9?
0:9 W MECZU U SIEBIE?
To jest taki wpierdol, że Świętym odbiła się oranżada z Komunii. Więcej: to się nigdy wcześniej nie wydarzyło. Owszem, United odprawili w 1995 roku 9:0 Ipswich, ale znęcali się nad rywalem przed własną publicznością. A tak, w 131-letniej historii Football League, na najwyższym poziomie nikt nie przyjął na własnym obiekcie dziewiątki. Trudno się zresztą dziwić, bo pewnie i Reprezentacja Artystów Polskich z Milowiczem w składzie miałaby z tym problem.
To musi się skończyć zwrotem pieniędzy za bilety. To powinno się skończyć darmowymi wejściówkami na kolejne mecze. Naprawdę, jeśli idziesz do teatru, a tam aktorzy nie znają tekstu, scenografia nie jest zamontowana, krzesła się kleją i między rzędami biega szczur, masz pełne prawo zażądać swojej kasy. Niby dlaczego miałoby być inaczej w futbolu?
Co gorsza, w tym cyrku wziął udział Polak, czyli oczywiście Jan Bednarek. Dziecko we mgle, tak opisalibyśmy jego występ. Okej, jeszcze do szóstej bramki jakoś wyraźnie nie maczał palców w kolejnych trafieniach, bo nie zawalał (ale też w ogóle nie pomagał, biegając w te i wewte jak oparzony), natomiast potem…
Przy 0:7 dopuścił do dośrodkowania, po którym padła bramka.
Przy 0:8 faulował na rzut wolny, z którego trafił Maddison.
Wisienką na torcie był sprokurowany rzut karny i 0:9.
No, dostanie Janek jedynkę w angielskiej prasie jak cała drużyna. I cóż, Święci to dziś naturalny kandydat do spadku. 18. miejsce, osiem punktów, kuriozalny bilans bramek 9:25.
Przynajmniej panowie byli grzeczni, bo wrócili przed dziesiątą.
Fot. newspix.pl