“Dani Ramirez został rozczytany, to wszystko”. “Brakuje im lisa pola karnego, który kończyłby ataki”. “Bez doświadczonego bramkarza to się nie ma prawa udać”. Różne były diagnozy fatalnej gry ŁKS-u na przestrzeni od trzeciej do dziesiątej kolejki Ekstraklasy, gdy beniaminek przegrał aż osiem kolejnych spotkań. Dziś, gdy opadły już emocje po remisie z Górnikiem Zabrze, można postawić ostrożną tezę: problem leżał w zupełnie innym sektorze boiska.
Najpierw dość wstrząsające liczby.
Mecze, w których Adrian Klimczak, lewy obrońca ŁKS-u Łódź, zagrał pełne 90 minut:
– zwycięstwo nad Cracovią
– zwycięstwo nad Koroną
– remis z Lechią
– remis z Górnikiem
Mecze, w których Adrian Klimczak nie grał:
– porażki z Piastem, Wisłą, Legią, drugą Wisłą, Pogonią, Arką i Zagłębiem
Z Lechem Poznań zagrał 45 minut, ŁKS ten mecz przegrał, choć raczej nie był zespołem dużo gorszym.
Być może gdyby ta próba badawcza była mniejsza, moglibyśmy pisać o zrządzeniu losu, czy roli “talizmanu” drużyny. Ale kurczę, to jest prawie cała runda, kawał grania. ŁKS ze zdrowym Klimczakiem nie przegrał ani razu, ŁKS bez Klimczaka przegrał WSZYSTKO co było do przegrania. 2-2-0 kontra 0-0-7, przytłaczający bilans, zwłaszcza, że przecież w międzyczasie drastycznie zmieniał się właściwie cały skład. Gdy ŁKS w udany sposób rozpoczynał rundę, za plecami Klimczaka grał jeszcze obecnie zawieszony Michał Kołba, sporo minut dostawali Kalinkowski, Wolski czy Piątek, w ataku szarżował Sekulski. W czasie kontuzji byłego piłkarza Arki Moskal drastycznie przemeblował skład.
Ze względów zdrowotnych Sekulskiego zastąpił Kujawa, w środku miejsce wywalczyli sobie najpierw Guima, potem Trąbka oraz Srnić. Rotowani byli też stoperzy, Juraszek i Rozwandowicz, w klubie pojawił się Malarz. Żadna zmiana nie przynosiła jednak efektu – jak ŁKS zaczął przegrywanie z Lechem Poznań, tak do końca września przegrywał wszystko, jak leci. Dopiero po powrocie do drużyny Klimczaka ŁKS wygrał z Koroną a teraz zremisował z Górnikiem.
Dlaczego ten wciąż dość młody piłkarz, kilkanaście miesięcy temu w kręgu zainteresowań Czesława Michniewicza montującego kadrę U-21, jest taki istotny?
Dość prosto byłoby zrzucić winę na słabość obu zastępców Klimczaka. W jednym meczu na lewą obronę wskoczył Kamil Rozmus, który na tej pozycji w ŁKS-ie grywał od III ligi, aż po awans do Ekstraklasy. Z Wisłą Płock zagrał bardzo elektrycznie, a jego błędy przyczyniły się do bramki dla gospodarzy. W pozostałych meczach na lewą stronę obrony wskakiwał nominalny prawy defensor, Artur Bogusz. I tu trzeba się na chwilkę zatrzymać…
Bogusz był trochę jak Jonasz, który ściągał na tę bidną Łódź wszystkie możliwe klęski. Najbardziej dobitnie było to widać z Arką Gdynia, która wpadła na Unii 2 i zdobyła cztery bramki, przy przynajmniej dwóch korzystając z wydatnej pomocy Bogusza. Znamienny obrazek, wślizg przy golu Schirtladze. Piłka mogła się odbić wszędzie, naprawdę, decydował totalny przypadek. Jesteśmy niemal pewni, że gdyby w tym miejscu był Klimczak, futbolówka pofrunęłaby na aut. Ale był Bogusz, od którego zawsze odbija się tam, gdzie nie trzeba.
Z Piastem? Gol samobójczy na wagę trzech punktów dla Piasta. Z Wisłą Kraków zamieszany przy dwóch bramkach, generalnie sporo mówi, że dwa gole w 30 minut zdążył wypracować grający na niego Błaszczykowski. Z Legią? Bramka Nagy’a padła po rykoszecie od jego nogi, przy obu golach Niezgody zagubiony w czasie i przestrzeni. Średnia not? 3,14, niższą w ŁKS-ie ma tylko… Rozmus, który zagrał raz i dostał “trójkę”.
Ale czy pozbycie się pechowego Bogusza mogło aż tak odmienić ŁKS? Być może śledząc wyłącznie grę defensywną można byłoby zgłaszać pewne wątpliwości, jednak jak pokazują kolejne mecze – powrót Klimczaka to również zupełnie inny sposób grania do przodu. Bogusz, wiecznie szukający prawej nogi, stronił od rajdów skrzydłem, a większość akcji była przez niego spowalniania oddawaniem piłki z powrotem do stoperów. Abstrahując od umiejętności czysto piłkarskich – Klimczak jest o wiele szybszy, a przy tym po prostu odważniejszy. Rozumiemy zresztą, że czuje się pewniej, w końcu gra na swojej pozycji, a w dodatku nie ma takiego psychicznego bagażu na karku jak krytykowany Bogusz (przy porażce z lubinianami połowa ŁKS-u chodziła z głowami w dole, Bogusz najniżej).
Klimczak wchodzi ze świeżą głową jako piłkarz, który jeszcze ani razu w tym sezonie nie schodził z boiska pokonany (z Lechem w końcu zszedł w przerwie jako przegrywający, ale nie pokonany). Od razu wykorzystuje szybkość i stwarza przeciwwagę dla równie ofensywnego Grzesika. Było to widać z Koroną, było to widać i z Górnikiem. Bogusz mając przed sobą dwadzieścia metrów wolnego miejsca przekładał piłkę na prawą nogę i zagrywał do środka. Klimczak po prostu pędzi w to wolne pole, zdobywając cenne metry.
Najciekawsze, że te ligowe tezy potwierdzają się w Pucharze Polski czy sparingach. W Sosnowcu Bogusz zagrał wreszcie na prawej obronie i strzelił gola oraz dołożył asystę, cały mecz grając na połowie Zagłębia. Z Wisłą w sparingu podczas przerwy na kadrę wyglądał w miarę, ale w 60. minucie z boiska zszedł Klimczak. Bogusz przeszedł na lewą stronę i… kwadrans później pokonał własnego bramkarza.
Na miejscu kibiców ŁKS-u zakupilibyśmy lektykę, w której Klimczak poruszałby się przynajmniej do końca roku. Potem jest okienko transferowe i bez wątpienia klub powinien się zabezpieczyć na ewentualne wypadnięcie 22-latka. Bo inaczej wypaść może razem z nim, z szeregu klubów Ekstraklasy.
Fot.400mm.pl