Czasami w przypadku kryzysu warto spojrzeć na inne ligi czy kluby. Niczym w studium przypadku – przeanalizować, jak sobie z nim poradzono. Szczególnie powinni to zrobić właściciele polskich klubów, gdyż słowo „kryzys” to właściwie synonim naszej piłki klubowej. A jest w Europie jeden klub, który z naszym podwórkiem ma, a w zasadzie “miał”, trochę wspólnego. To Olympiakos, który dziś w Lidze Mistrzów zmierzy się z Bayernem.
Klub, który od pewnego czasu pokazuje, jak radzić sobie z trudniejszymi chwilami. Od czego to wszystko się zaczęło? Jak być może pamiętacie, w czerwcu 2017 roku trenerem ówczesnego mistrza Grecji został znany i nielubiany Besnik Hasi. Podobnie jak w Legii Warszawa Albańczyk przybył do nowej roboty, mając za cel awans do Ligi Mistrzów. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że jego główne zadanie w Pireusie było następujące – niczego nie zepsuć. Miał najlepszy skład w lidze, do tego rozstawienie w eliminacjach Ligi Mistrzów. Może nie grał z Dundalk, ale przyznajcie, że mając pod skrzydłami ekipę o takim potencjale jak Olympiakos, trudno potknąć się o Partizana i Rijekę. Hasi awansował do fazy grupowej, ale na krajowym podwórku – uwaga, bo to szokujące – zaczęło się psuć.
Co stało się problemem?
– niejasna hierarchia w drużynie
– pogorszenie wyników
– konflikty z piłkarzami
– niskie morale
Gdybyśmy mieli stworzyć duży artykuł o pracy Hasiego w Grecji, moglibyśmy wziąć podsumowanie jego przygód w Polsce, podmienić nazwy zawodników, zmienić „Legia” na „Olympiakos” i wszystko wyszłoby zgodnie z prawdą.
Olympiakos urwie punkt Bayernowi? Zagraj w ETOTO po kursie 5,40!
Co bardziej znamienne, Albańczyk zaczął sprowadzać do Grecji swoich ludzi. Albo takich, których nie znał bezpośrednio, ale kojarzył bardzo dobrze z Belgii, która dla Hasiego jest przecież jak dom. Do klubu przyszli:
– Bjorn Engels (Club Brugge)
– Vadis Odjidja-Ofoe (Legia)
– Guillaume Gillet (FC Nantes)
– Silvio Proto (Oostende)
– Mehdi Carcela-Gonzalez (Granada, wychowany w Belgii)
Aż pięć transferów w letnim okienku to ruchy typowo pod nowego trenera. Ryzykowne? Owszem, jeśli ktoś przedkłada opinię szkoleniowca nad dział analizy, co było pierwszym grzechem Olympiakosu w tej sytuacji.
Dla Greków i przede wszystkim właściciela – Evangelosa Marinakisa – zaczął się ciąg negatywnych zdarzeń. Zatrudniony w czerwcu Hasi wyleciał już we wrześniu, raptem po jedenastu meczach. Grecy zostali z letnimi transferami jak Himilsbach z angielskim. Carcela-Gonzalez wypalony. 34-letni Proto i 33-letni Gillet to transfery raczej mało perspektywiczne. Vadis bardziej przypominał piłkarza z samego początku pobytu w Warszawie. Był zgaszony i zagubiony. Żalił się w mediach, że generalnie w Pireusie nie jest mu najlepiej, w dodatku obrabowano mu dom. Z kolei greckie media zarzucały piłkarzowi, że nie integruje się w i tak już podzielonej szatni, chodzi własnymi ścieżkami. Bjorn Engels miał zastąpić Panagiotisa Retsosa po rekordowym transferze do Bayeru Leverkusen, ale popełniał tyle prostych błędów co zawirusowany Windows.
Marinakis nie należy do ludzi, z którymi się negocjuje. Wystarczy na niego spojrzeć, spróbować dojrzeć twarz za dymem z cygara i już można dojść do wniosku, że to człowiek dość apodyktyczny.
Lewandowski otworzy wynik w Pireusie? Zagraj w ETOTO – kurs 3,00!
Po remisie z Levadiakosem w marcu 2018 roku, po którym Olympiakos definitywnie stracił szansę na obronę tytułu mistrzowskiego, Vadis był już na wylocie. W kolejnych meczach nie był brany pod uwagę przy ustalaniu składu. Brazylijczyk Sebastiao Freitas również wyleciał – według klubowego komunikatu za brak dyscypliny. Wraz z wypożyczeniem Engelsa do Reims (który rok później został wykupiony przez Francuzów) stało się jasne, że zaledwie w rok – Olympiakos pożegnał Hasiego i cały jego zaciąg.
Marinakis zrozumiał, że potrzebuje zmiany w kierownictwie. Musi mieć obok siebie kogoś, komu ufa, kto ma głośne nazwisko i jednocześnie szereg świeżych pomysłów. Padło na Christiana Karembeu, dwukrotnego zdobywcę Pucharu Europy z Realem Madryt, mistrza świata i Europy z reprezentacją Francji. Karembeu grał też przez dwa sezony w Olympiakosie. Wcześniej jego stanowisko było bardzo “luźne”, był kimś w rodzaju ambasadora. W nowym rozdaniu został dyrektorem sportowym.
Ta zmiana była być może kluczowa, gdy mówimy o dzisiejszym Olympiakosie. To Karembeu ściągnął do Pireusu trenera Pedro Martinsa, którego pozycja dziś jest niepodważalna. Bliski odejścia z klubu był szef skautów – Francois Modesto. Karembeu go zatrzymał. Można się domyślać, że wcześniej ten ważny pracownik był poirytowany pewnego rodzaju lekceważeniem przy ruchach transferowych.
Pedro Martins wysunął swoje kandydatury piłkarzy, których chciałby widzieć w Olympiakosie. Pomyślicie: cholera, znowu. No właśnie tym razem Grecy podeszli do sprawy inaczej. Wyszli z założenia, że znajomości Martinsa mogą odegrać ważną rolę w transferach piłkarzy, którzy mogliby w normalnych warunkach zignorować grecki kierunek. Ale tym razem to Karembeu, Modesto i jego ludzie mieli decydujący głos. I przyszli:
– Ruben Semedo (Villarreal), dziś ostoja linii obrony,
– Jose Sa (FC Porto), bramkarz, 9 czystych kont w 15 meczach,
– Daniel Podence (Sporting CP), ważna postać tej drużyny, siła napędowa na skrzydle.
Nieco osobny przypadek stanowi Mathieu Valbuena. To akurat w największej mierze zasługa Karembeu. W greckich mediach rozgorzała dyskusja na temat tego, że Olympiakos biorąc „emeryta”, nieco cofa się do ponurych czasów. Czas pokazał jednak, że Valbuena to lider na boisku i w szatni, a porównania do Napoleona są trafniejsze niż wcześniej. Z metra cięty Francuz poprowadził Olympiakos do Ligi Mistrzów po trudnej ścieżce (Pilzno, Basaksehir, Krasnodar) niemal jak niegdyś Napoleon swoje wojska do zwycięstwa pod Austerlitz. A w Rosji poradził sobie nawet lepiej niż francuski dowódca. Awans do Champions League smakował o tyle lepiej, że PAOK, który zgarnął ekipie z Pireusu sprzed nosa mistrzowski tytuł, odpadł w kwalifikacjach zarówno do LM, jak i do Ligi Europy.
A wracając do transferów, kolejnym pomysłem był Franck Ribery, który jednak nie dał się przekonać i wybrał Fiorentinę.
Najfajniejsze w przypadku Olympiakosu jest to, że po raz kolejny okazało się, jak ważną rolę w piłce odgrywają ludzie o odpowiednim charakterze. Potrafiący analizować, a nie myśleć kalkami. Gdyby tak było, Martins w życiu nie mógłby zbudować ekipy na Champions League w oparciu o teraźniejszych liderów. Dzięki temu klub po raz dziewiętnasty w swojej historii awansował do tych elitarnych rozgrywek. Więcej sezonów w elicie mają tylko: FC Porto, Juventus, Manchester United, Bayern, Real Madryt i Barcelona. Z takim zarządzaniem z pewnością będzie kontynuacja.
Fot. FotoPyK/newspix.pl
Bonus 200% od pierwszego depozytu, aż do 200 złotych! Jeśli wpłacisz 50 złotych, dostaniesz dodatkową stówkę i na grę będziesz miał 150 złociszy. Jeśli wpłacisz stówkę, otrzymasz 200 złotych i grać będziesz mógł za 300!