Budowa reprezentacji to nie jest prosta sprawa, pięć minutek i voila, gotowe. Selekcjoner ma swoich wybrańców kilkanaście dni w roku, nie nauczy ich przez ten czas grać w piłkę, musi po części bazować na tym, co piłkarze wypracują w klubach. A opinia publiczna nie ma litości – jak będzie źle, to będzie jechać z takim jegomościem bez ustanku. I tak się zastanawiamy: kto z taką rzeczywistością radzi sobie lepiej? Selekcjoner pierwszej reprezentacji, czy selekcjoner kadry ulokowanej piętro niżej?
Przede wszystkim warto spojrzeć kogo Czesław Michniewicz stracił względem Euro U-21. Tutaj nie było rady, PESELE każdy znał, przebijania blach jeszcze nie wprowadziliśmy. No to tak, z drużyną pożegnali się między innymi:
– Paweł Bochniewicz, który na Euro może nie był kluczową postacią, ale zagrał na przykład 90 minut w meczu z Włochami,
– Mateusz Wieteska, absolutnie podstawowy stoper, grający na Euro wszystko od dechy do dechy,
– Filip Jagiełło, dwa mecze i dwie asysty na mistrzostwach Europy,
– Konrad Michalak, przez nas – nie ukrywajmy – niezbyt doceniany skrzydłowy, ale w kadrze odgrywający ważną rolę, skoro zagrał dwa pełne mecze i ⅓ kolejnego na turnieju,
– Szymona Żurkowskiego, czyli płuca zespołu,
– Dawida Kownackiego, a więc kapitana.
I teraz wyobraźcie sobie, że Jerzy Brzeczek musi się pogodzić ze stratą Bednarka, Krychowiaka, Klicha, Grosickiego i, załóżmy, Lewandowskiego. No przecież by się załamał, skoro już dziś potrafi narzekać, że nasi piłkarze grają w Championship, a Austriacy w Bundeslidze i co to w ogóle ma być. Ha, a przecież nie wspomnieliśmy jeszcze o Bieliku i Szymańskim, którzy rocznikowo jeszcze łapią się do młodzieżówki.
Cóż, czy odbija się to na wynikach kadry? Na razie niespecjalnie. O ile wygrane z Łotwą i Estonią przyjęliśmy bez większego entuzjazmu, o tyle remis z Rosją już naprawdę budzi uznanie. Owszem, głupio straciliśmy tam komplet punktów, natomiast nasza gra nie zmieniła się mocno względem mistrzostw. Wciąż byliśmy ustawieni w defensywie, gdzie broniliśmy mądrze – bo pierwszy gol to indywidualny błąd Grabary – i wyprowadzaliśmy kontry. Czy jednak można powiedzieć, że graliśmy antyfutbol? Absolutnie nie. Siedem do pięciu w strzałach celnych dla Rosjan. Osiem do czterech w niecelnych. To naprawdę nie są cyfry, które sugerowałyby, że staliśmy w szesnastce i psim swędem wyprowadziliśmy dwa ciosy.
Jednym zdaniem: zmieniają się ludzie w kadrze U21, ale pomysł na grę jest podobny. Z jednej strony można doceniać zmienników, że ogarniają, natomiast z drugiej: gdyby Michniewicz cudował, nie mieliby tak łatwo. A tutaj wszystko jest jasne, sztab spędza masę godzin na analizie, o czym możecie przeczytać choćby TUTAJ. Każdy piłkarz wie, co ma zagrać na długo przed meczem. Ba, wie też, co ma zagrać każdy z przeciwników. Do minimum redukuje się niewiadome, tak by faktycznie decydowała po prostu jakość wykonania planu.
I teraz porównajmy tę historię do sytuacji w reprezentacji Brzęczka. Kogo od mundialu stracił selekcjoner? Piszczka i Peszkę. O drugim nie ma co gadać, jasne, Łukasz to klasa światowa, ale też nie ukrywajmy: mamy kim grać z prawej strony. Jest Bereszyński, który daje radę od dawna, jest znośny Kędziora, będzie Gumny. Nie ma biedy, naprawdę.
Poza tym: ile miał czasu Brzęczek, by sobie z tymi stratami poradzić? Od jego debiutu minął ponad rok. Czy wiemy, co chce grać reprezentacja, jaki ma styl, jak podejdzie do kolejnego rywala? Nie mamy pojęcia. Jak Lewandowski czy Piątek będą mieli dzień, to będzie dobrze, jak nie będą mieli, może być różnie. No, a Michniewicz straty musiał łatać dziury w parę miesięcy, w kilka zgrupowań. Zastanawiamy się, co by było, gdybyśmy faktycznie dostali się na te Igrzyska Olimpijskie, a w tym samym roku grali Euro. Chyba spokojniejsi bylibyśmy o dzieciaków Michniewicza, niż dorosłych piłkarzy prowadzonych przez Brzęczka.
Dlatego warto sobie zadać pytanie: gdzie mamy lepszego selekcjonera – w kadrze U-21 czy w pierwszej reprezentacji?
Fot. FotoPyk