Dariusz Mioduski w dzisiejszym Przeglądzie Sportowym sformułował ambitną wizję dla Legii Warszawa: w 5-10 lat stać się najlepszym klubem w Polsce. Plan ten imponuje rozmachem – bycie najlepszym w tej ultra-mocnej lidze to prawdziwe wyzwanie. Ale i perspektywa czasowa – zaledwie dziesięć lat! – zasługuje na pochwały.
Chciałoby się rzec: wreszcie. Wreszcie klub ze stolicy zamierza nawiązać do sukcesów z pradawnej ery, czyli okresu 2013-2018, gdy zgarnął większość krajowych trofeów w tym pięć mistrzostw na przestrzeni sześciu sezonów. Misja wydaje się trudna – te wielkie chwile Legii były tak dawno temu, że odbudowa może potrwać dłużej niż zakładane 5-10 lat. Jesteśmy jednak umiarkowanie spokojni – prezes i właściciel Legii nie tylko rzuca ostateczny cel, ale i podaje zarys drogi, jaką musi przebyć klub.
Po raz pierwszy od trzech lat widzę, że zmierzamy w kierunku, w którym powinniśmy. Uwolniliśmy się od ciężarów przeszłości, od piłkarzy na bardzo wysokich kontraktach, mogliśmy zacząć z czystą kartą. Drużyna jest budowana w odpowiedni sposób, procesy wewnętrzne działają, widzę współpracę pierwszej drużyny z działem sportowym, akademią i resztą klubu.
Legia zmierza obecnie w kierunku dolnej ósemki i faktycznie, jest to kierunek, którego spodziewał się każdy, kto śledził budowę drużyny i kolejnych sztabów szkoleniowych w Warszawie. Prezes zauważa, że Legia uwolniła się też od ciężarów przeszłości (pewnie takich jak gra w Lidze Mistrzów czy przyzwyczajenie kibiców do wygrywania ligi), zniknęli również piłkarze na bardzo wysokich kontraktach, którzy te wszystkie wyniki zapewniali. Drużyna jest budowana w odpowiedni sposób – przegrywa w Europie, przegrywa w lidze, ale za to doskonale współpracuje z akademią, czyli nie ma powodów do obaw.
Poza tym wyniki pierwszego zespołu, tymczasowo nie do końca zgodne z szerszym planem, nie mogą przesłaniać tego, co dzieje się w akademii. A tam Mioduski spodziewa się prawdziwego przełomu.
A my zastanawiamy się: skąd właściwie ta wiara?
Legia Training Center faktycznie imponuje rozmachem, bo w budowanym ośrodku mają się znaleźć liczne boiska, gabinety lekarskie, zaplecze technologiczne i wszystkie inne rzeczy, które każdy cywilizowany europejski klub ma w swoim zapleczu treningowym. Legia liczbą boisk wreszcie dogoni akademie Lecha Poznań i Zagłębia Lubin. Prześcignie prawdopodobnie Pogoń Szczecin, przynajmniej do momentu, gdy “Portowcy” ukończą swoje plany modernizacyjne, dość zbliżone do tych legijnych. Przewagą Legii nad Lechem będzie mocniejszy akcent na technologiczne rozwiązania oraz skoszarowanie wszystkiego w jednym miejscu, a nie tak jak w przypadku poznaniaków – w trzech lokalizacjach. Ale już jeśli chodzi o Lubin? Legia po prostu dobije do poziomu, który lubinianie prezentują od lat.
Czy Zagłębie stało się najlepszym polskim klubem za sprawą swoich 9 boisk oraz bursy z obiektami analitycznymi?
Podpowiadamy: nie, nie stało się. Co więcej – ani Zagłębie, ani Lech Poznań, ani Pogoń Szczecin nie mogą się za bardzo chwalić swoimi gablotami, bo te od lat stoją niemal puste. Najbardziej znamienny jest przykład “Kolejorza”. Rekordowe nakłady na akademię, rekordowe liczby wychowanków w składzie i co? Poza kilkoma fajnymi transferami zagranicznymi, poza radością, jaką daje śledzenie sukcesów swoich ludzi w mocnych ligach – jedno mistrzostwo Polski. A obecnie gra na poziomie zbliżonym do Legii Warszawa.
Porządna akademia z kilkoma boiskami w Polsce w 2020 roku nie jest przewagą, która gwarantuje sukcesy na boiskach – jest koniecznością, by klub stał na dwóch nogach i nie upadał przy pierwszym podmuchu wiatru. Jak jednak pokazują Lubin czy Poznań – to nie działa w ten sposób, że wybudowanie dziesięciu boisk gwarantuje pięć mistrzostw.
A tak najwyraźniej zdaje się sądzić Dariusz Mioduski. Super, że powstaje ten ośrodek treningowy, to był prawdziwy wstyd dla stolicy, że jej największy klub gnieździł się na skromniutkim placu. Ale kreować to posunięcie jako przełom w historii Legii i uzasadnienie dla fatalnych wyników pierwszego zespołu? Na razie to dopiero dobicie do poziomu polskiego topu, do którego zresztą dążą też ośrodki w Białymstoku czy Szczecinie, rozbudowywane w ramach tego samego projektu ministerialnego co podwarszawskie Książenice.
Ale czym my się właściwie dziwimy, jeśli pan Darek dumny ogłasza w tym samym wywiadzie: zmieniamy stronę internetową, idziemy w stronę digitalizacji klubu.
Na razie przełomowy krok – europejskie puchary i punkty gwarantujące miejsce w górnej ósemce zostały przeniesione do tzw. chmury. Innymi słowy: poszły z dymem.
Fot. FotoPyk