Reklama

ŁKS urządza się w mule i wodorostach

redakcja

Autor:redakcja

30 września 2019, 20:50 • 3 min czytania 0 komentarzy

To, że ŁKS znajduje się na dnie tabeli jest jasne. Gorzej, że chyba już przyzwyczaił się do przebywania w mule i wodorostach, więc zaczął się tam urządzać. Tak w kontekście łódzkiej ekipy – a zwłaszcza jej defensywy – można sparafrazować znane i często cytowane również przez nas powiedzenie Stefana Kisielewskiego. Beniaminek znów zaprezentował sabotaż w tyłach, więc kolejny raz sprawianie chwilami niezłego wrażenia z przodu zdało się psu na budę. Zagłębie Lubin bez większego stresu odniosło pierwsze ligowe zwycięstwo pod wodzą Martina Seveli. 

ŁKS urządza się w mule i wodorostach

Obrońcy gości kompromitowali się jeden po drugim. Pierwszy gol – wszyscy patrzyli jak piłka dośrodkowana przez Bartosza Slisza odbija się od słupka, a potem precyzyjnie strzela niepilnowany Damian Bohar. Drugi gol – Bartosz Kopacz niczym jakiś wirtuoz odwraca się w polu karnym, łatwo gubiąc Jana Grzesika, a jego podanie na bramkę zamienia Sasza Żivec, przy którym tylko teoretycznie był Artur Bogusz. Gol na 3:1 to już kulminacja tego kopania się po czole. ŁKS złapał kontakt, nadzieja na dobry wynik znów odżyła. No ale wiadomo, coś z tym trzeba zrobić, więc Jan Sobociński fatalnie rozgrywa, przechwyt notuje Slisz i choć Maciej Rozwandowicz wybił piłkę spod nóg Patryka Szysza, to Bohar znów pokazał klasę, spokojnie mijając Arkadiusza Malarza i kopiąc do siatki.

Gdyby jeszcze Słoweniec przed przerwą wykorzystał sytuację sam na sam po dalekim dograniu Filipa Starzyńskiego, kończyłby z hat-trickiem i notą w okolicach dziewiątki. Malarz wtedy sobie jednak poradził, podobnie jak przy sześciu innych uderzeniach “Miedziowych”. Mimo wpuszczenia trzech goli, do niego kibice większych pretensji mieć nie mogą. Jedno trzeba łodzianom oddać: w ich meczach nie sposób się nudzić. W strzałach 16:26, w celnych 9:10. Rozmach prawie jak w derbach Zagłębia ze Śląskiem Wrocław.

Co do Sobocińskiego, dawno już młody Polak mający na wejściu całkiem niezłą opinię, nie rozczarował tak mocno w Ekstraklasie. Jeżeli dziś zagrał głównie ze względu na konieczność wystawienia młodzieżowca, to Piotr Pyrdoł zgłosił akces do jego zastąpienia w tym względzie. 20-latek kilka dni temu zdobył bramkę w Sosnowcu i teraz ponownie dobrze się pokazał, bo to właśnie on napędził akcję dającą gola kontaktowego, a potem samemu ją wykończył, gdy Sasza Balić wybijał piłkę Rafałowi Kujawie, zbierającemu się do strzału w tempie Ryszarda Kalisza.

Reklama

ŁKS po czterech minutach miał na koncie trzy celne strzały. Po dwudziestu aż pięć plus uderzenie w poprzeczkę Michała Trąbki. Zagłębie za to prowadziło już 2:0. Typowe, prawda? Nie czepialibyśmy się jednak zbyt mocno stylu beniaminka, bo odnosimy wrażenie, że z takimi obrońcami nawet granie typowo na ekstraklasową modłę niewiele by pomogło. I tak zawsze ktoś coś w tyłach odwali. Prawda jest taka, że po drugiej bramce “Miedziowych” ŁKS siadł i poza chwilowym przebłyskiem na początku drugiej odsłony, w późniejszej fazie mógł być zadowolony, że nie przegrał wyżej.

Osiem ligowych porażek z rzędu. To mówi samo za siebie, w tak długim czasie wszelkie gadanie o pechu, niesprawiedliwości i tym podobne nie mają racji bytu. Jeśli szefowie klubu trzymają się swoich deklaracji, Kazimierz Moskal może spokojnie dalej pracować. Co mu zatem pozostaje? Nieustanne szukanie najmniej szkodzącego drużynie składu (bo chyba nic więcej w tej rundzie ułożyć nie sposób). Jedno wydaje się pewne: nie jest nim ta jedenastka, który zagrała w Lubinie. A Zagłębie w ciągu kilkunastu dni mocno się podbudowało. 5:0 z Wisłą Płock (jeszcze z Pawłem Karmelitą na ławce), mecz sezonu ze Śląskiem, wyeliminowanie Korony Kielce z Pucharu Polski i dziś kolejny triumf. Sevela ma świetną pozycję wyjściową.

zaglebie lubin lks grafa

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...