Czy mamy prawo oczekiwać od Legii, że we wczesnych rundach europejskich pucharów i w lidze będzie skuteczna? Oczywiście, że tak. Wojskowi wciąż dysponują największymi finansowymi możliwościami w Polsce, nie mogą się też bać rywali w Europie, którzy albo oficjalnie uprawiają hobby futbol (Europa FC), albo mają w składzie ludzi postury Ediego Andradiny, tyle że bez talentu (KuPS, Atromitos). I czy Legia spełnia te oczekiwania? Nie. Ani na samym początku sezonu, ani teraz.
Dość powiedzieć, że w trakcie trwania 16 spotkań, aż w połowie Legia nie znalazła drogi do bramki przeciwnika.
– Europa FC 0:0
– KuPS 0:0
– Śląsk 0:0
– Atromitos 0:0
– Rangers 0:0
– Rangers 0:1
– Jagiellonia 0:0
– Wisła Płock 0:1
Średnia bramek na mecz? 1,00. To wynik wręcz skandaliczny, skoro – jak wspomnieliśmy – Legia mierzyła się często ze słabymi rywalami. Ktoś może powiedzieć, że Rangersi byli akurat mocni, ale przecież dostawali bramki od Midtjylland, Kilmarnock, Hibernianu, Celtiku i Livingston. Czyli: dało się. A Wisła Płock? Ludzie, ci goście dopiero co przyjęli piątkę od zespołu bez trenera, a Legia nawet nie miała pomysłu jak sforsować ich zasieki, bo przecież nie widzieliśmy w środę jakichś huraganowych ataków.
Problem więc istnieje, a jednak Vuković mówił po meczu w Płocku: – Jesteśmy po dwóch spotkaniach bez strzelonego gola, a wcześniej nie mieliśmy z tym problemów w lidze. Rzeczywiście, średnia 1,66 bramki na mecz w lidze (z wyłączeniem Jagi i Nafciarzy) wstydu nie przynosi, bo Legia strzela więcej w Ekstraklasie niż za Sa Pinto (1,47) czy Jozaka (1,39). Natomiast też nie mówmy, że jest wszystko pięknie. O braku problemów ze skutecznością mógł opowiadać Jacek Magiera, który kręcił średnią 2,02 albo nawet… Klafurić, z wynikiem 1,87 trafienia na spotkanie.
Wynik Vukovicia to przyzwoitość, a nie „brak problemu”, tym bardziej że sześć z tych dziesięciu bramek w lidze przyjęli od Legii beniaminkowie.
Nie mamy wątpliwości: Legia ma olbrzymie problemy ze skutecznością. Portal Ekstrastats przed przerwą na reprezentację liczył, że ekipa Vukovicia wykorzystała tylko 18% swoich okazji. Wówczas był to trzeci najgorszy wynik w lidze i zapewne jeszcze spadł, skoro Novikovas strzelając na właściwie pustą bramkę, z trzech metrów zbił okno na Świętokrzyskiej w Warszawie.
A procent celnych uderzeń? Tu jest lepiej, ale wciąż bez szału – czwarty wynik w lidze. Pierwsza Cracovia trafia w ten przeklęty prostokąt o półtora raza częściej w trakcie 90 minut. Na koniec ma cztery gole więcej niż Legia, razem z Jagiellonią najwięcej w lidze, czyli o przypadku nie mówimy.
Z jednej strony błędem byłoby zrzucać całą winę na Vukovicia, bo gdyby posiadał w składzie lepszych piłkarzy, pewnie mówilibyśmy o korzystniejszych liczbach. Tymczasem ma do dyspozycji Novikovasa, który jest w beznadziejnej formie. Luquinhasa, który w szesnastce rywala kompletnie głupieje. Niezgodę strzelającego do tej pory jedynie beniaminkom. Chimerycznego Nagya. Beznadziejnego Agrę.
Z drugiej mańki powstaje jednak szereg pytań, jednoznacznie obciążających konto Serba i nie ma co udawać, że nic się nie dzieje. No bo tak:
– Czy Legia nie powinna dominować środka pola i atakować raz za razem, dysponując tercetem Cafu – Gwilia – Martins?
– Czy Niezgoda budowany odpowiednio wcześniej, nie byłby skuteczny od początku sezonu?
– Czy potencjał i umiejętności Carlitosa zostały właściwie ocenione?
– Czy cała wina za złą dyspozycję Novikovasa leży po stronie Litwina, skoro w Jagiellonii potrafił błyszczeć?
Do tego dochodzi oczywiście nieśmiertelna zagadka, czy Legia, której nie wciska się na siłę Kulenovicia, nie byłaby dużo skuteczniejsza. Tego już się nie dowiemy, ale już mnogość pytań sugeruje, że coś po stronie trenera jest nie tak. Można przecież narzekać na kadrę, jednak nie mamy wątpliwości, że taki Michał Probierz zamieniłby się z Legią na piłkarzy bez zastanowienia. On atakuje Wdowiakiem, Vuković dopiero co dostał Pawła Wszołka.
Dlatego nie będzie wytłumaczeń, jeśli Legia w ataku zaraz się nie odetka. Druga strona medalu przekonuje nas niestety bardziej. To działania Serba w dużej mierze zdecydowały o tym, że Wojskowi teraz ryzykują, mając w składzie właściwie jednego snajpera (bo Kante nie liczymy, a Sanogo jest kontuzjowany). Ponadto Vuković dostał wspomnianego Wszołka, który przez trzy lata w Championship nie był ławkowiczem, tylko najczęściej podstawowym piłkarzem. Do Novikovasa trzeba trafić, tak jak trafiał do niego Mamrot, a z Gwilii korzystać, tak jak korzystał Brosz.
Jeszcze raz: kadra Legii nie jest idealna, ale pewnie wciąż najlepsza w Polsce. Już jeden mecz na zero z przodu, powinien być powodem do wstydu, a co dopiero dwa, gdy jeszcze mierzyło się z defensywą złożoną ze Stefańczyka i Daehne. Legia musi strzelać i nie może nudzić widzów.
A nudzi już naprawdę długo.
Fot. FotoPyk