Kiedy wydawało się, że oto nagle – znienacka i bez konkretnego powodu – nadeszła odwilż i okres eurowpierdolów został o ile nie odwołany, to przynajmniej zawieszony… Właśnie wtedy na scenę wkroczył on: niekwestionowany król piłkarskich blamażów, mistrz ceremonii pogrzebowych, arcymag klęsk. Mariusz Rumak.
Lech Poznań poza europejskimi pucharami. Przegrał z drużyną, która znana do tej pory była wyłącznie z dziwacznych cieszynek. Czyli przegrał z zespołową wersją Piotra Rockiego. Z amatorami, którzy powinni dostać w obu meczach szybki oklep, zanim dostąpiliby zaszczytu poprosić o wymianę koszulek. „Dość pośmiewiska, wypierdalajcie z boiska” – zaśpiewali na koniec kibice w Poznaniu, bo już nie mogli patrzeć na tę jedną z największych kompromitacji w historii naszej piłki.
A ostrzegaliśmy. Nie raz i nie dwa. Po pierwszym meczu przytoczyliśmy bilans hańby – bilans wyjazdowych meczów w pucharach pod wodzą Rumaka. Wtedy wielu czytelników pisało: „w rewanżach szło mu lepiej”. No to dzisiaj mają za swoje – za to bagatelizowanie bylejakości, przymykanie oczu na każdy żenujący fragment meczu. Mariusz Rumak odchodzi jako szkoleniowiec totalnie pogrążony. Bo że odejść musi – to pewne. Przerżnął wszystko, nawet to, czego na pozór nie dało się przerżnąć. Dostawał baty w europejskich pucharach od leszczy, dostawał też od leszczy w Pucharze Polski. W lidze zawsze osiągał cel minimum – drugie miejsce. Odchodzi więc jako człowiek, którego Lech Poznań całkowicie przerósł. Kończy się eksperyment Piotra Rutkowskiego, który długo chciał wszystkim udowadniać, że wie lepiej i widzi więcej. No niestety, raczej był po prostu najdłużej ślepy. Uparty jak osioł.
Ale nie trzeba mieć oczu, by wiedzieć, że z Rumakiem koniec. Wystarczy mieć słuch. Dzisiaj trybuny pożegnały tego trenera tak jak sobie na to zasłużył. Bez sentymentów. Pożegnały trenera, którego zapamiętamy głównie z grzechu pychy, kompletnie nieuzasadnionej, niepopartej jakimikolwiek wynikami. Oczywiście, należałoby się też rozprawić z piłkarzami, oni bez dwóch zdań zasłużyli na rozjazd walcem, powinni szmuglować jabłka przez granicę z Rosją, a nie grać w piłkę. Ale tych piłkarzy wybrał Rumak. Tak długo pracował w Poznaniu, że należy uznać, iż zbudować autorski skład. Taki, jaki chciał. I ten skład okazał się zwyczajnie żenujący.
Odpadnięcie teraz to dla Lecha katastrofa finansowa. Legia tylko powiększy przewagę w zakresie budżetu. Ale to jest temat do analizy w przyszłości. Dzisiaj kibicom „Kolejorza” jest po prostu potwornie wstyd. Zobaczyli raz jeszcze, jak ich zespół się błaźni, jak błaźni cały nasz futbol. Grajki od siedmiu boleści, którzy zarabiają krocie, a którzy literalnie DO NICZEGO się nie nadają. Zamiast w spodniach od Armaniego, powinni chodzić po mieście w workach pokutnych. A najlepiej – jako że transferowe okno wciąż jest otwarte – powinni zostać zwyczajnie sprzedani. Gdziekolwiek. Może na Islandię. Tylko kto by ich tam chciał?
Lech za Rumaka odpadał z AIK Sztokholm, co jest do zrozumienia, ale też z Żalgirisem Wilno i teraz – no, napiszemy w końcu tę islandzką nazwę – ze Stjarnanem. W takich chwilach należy powrócić do historycznej okładki „Faktu”…