Myśleliśmy, że po oglądaniu gry reprezentacji Polski nic gorszego nas już wczoraj nie spotka. A później na konferencję prasową wyszedł Jerzy Brzęczek. Albo Franciszek Smuda w masce Jerzego Brzęczka, bo do teraz nie dowierzamy, że selekcjonerowi przeszły przez gardło te słowa.
Brzęczek znajduje się w dość specyficznej sytuacji, bo mimo tego, że z kadrą jest liderem grupy eliminacyjnej i mimo tego, że tak naprawdę nic do tej pory nie przegrał, to ludzie w powszechnej opinii mają go za amatora i nieudacznika. Nie chcemy wskakiwać w ten tłum, który zarzuca selekcjonerowi, że wystawia Kubę Błaszczykowskiego dlatego, że ten jest jego siostrzeńcem. Nie chcemy imputować trenerowi, że z taktyki kuma tyle, ile przeciętny “janusz”, a na treningu jest tylko od rozstawiania pachołków. Bo to po prostu nieprawda, a nie o to chodzi, żeby wyzłośliwiać się bezpodstawnie.
Ale gdy słyszymy taki bełkot, jak na poniedziałkowej konferencji, to nóż nam się w kieszeni otwiera, szczęka opada na podłogę, a prawa ręka sama z siebie wykonuje znak krzyża.
– Jeżeli Zieliński wstanie pewnego dnia i coś mu przeskoczy w głowie, to będziemy mieli zawodnika, którego będą nam zazdrościć wszyscy na świecie – cytujemy za TVP Sport.
COŚ MU SIĘ PRZESTAWI W GŁOWIE.
No! I to jest pomysł na rozwijanie zawodników. Nie żadne tam wskazówki taktyczne, na stos z heretykami od treningu indywidualnego – tu po prostu chłopakowi musi wskoczyć odpowiednik trybik tam, gdzie trzeba. Że też nikt na to nie wpadł… A może taki Carlo Ancelotti w Napoli też właśnie w taki sposób podchodzi do Zielińskiego? Facet, ty zostaw te odprawy taktyczne, pograj sobie na konsoli, a najlepiej, to się porządnie wyśpij. Może wtedy COŚ CI PRZESKOCZY W GŁOWIE.
Przecież tu zaleciało takim smudyzmem, że zabrakło tylko tego, by Brzęczek wtrącił jakieś niemieckie słówko, przekręcił odmianę któregoś z rzeczowników i powiedział, że zremisowaliśmy z Austro-Węgrami. Jeśli selekcjoner naprawdę uważa, że jedynym ratunkiem dla Zielińskiego w kadrze jest ten złoty trybik w głowie, który kiedyś być może mu się przestawi, to nam ręce opadają. Panie trenerze, to jest pana zasmarkany obowiązek, by z piłkarzy wyciągać coś ekstra. Pomysłem taktycznym, osadzeniem ich w odpowiednim środowisku, motywacją (zaznaczmy: “Piotruś, próbuj” to nie motywacja), wskazówkami, czymkolwiek.
Wyobraźcie sobie, że przyjeżdża do was hydraulik. Woda pod prysznicem wybija, rura w zlewie jest zablokowana, nie możecie się normalnie wykąpać. Wchodzi zamówiony szpec, robi ogląd sytuacji i wyciągając papieroska stwierdza: – Panie, raz pan wstanie i to się odetka. A jak się odetka, to tak, że wszyscy sąsiedzi w bloku będą panu zazdrościć.
Jeśli taki jest tok myślenia selekcjonera, to trochę zaczynamy kumać fakt, dlaczego przez pierwszy rok kadencji nie udało mu się zbudować niczego. No bo jeśli podchodzi się do zgrupowań na zasadzie “może chłopakom coś się przetka między uszami i teraz odstawią tiki-takę”, to trudno oczekiwać, że to przyniesie jakiekolwiek efekty.
I druga perełka z tej samej konferencji: – Dzisiaj kończyliśmy mecz z trzema zawodnikami z Championship, czyli drugiej ligi angielskiej. Austria ma osiemnastu zawodników z Bundesligi. Apeluję o rozsądne ocenianie naszego potencjału.
Po pierwsze – kończyliśmy z dwoma zawodnikami z Championship, bo Grosicki zszedł w drugiej połowie.
Po drugie – sam pan tych zawodników powołał. Mógł pan przecież powołać szesnastu Polaków z Serie A i udawać, że każdy z nich jest na poziomie kadry.
Po trzecie – może i fajnie wygląda ten chwyt retoryczny z osiemnastoma Austriakami w Bundeslidze, ale w składzie może być jednocześnie tylko jedenastu. A w tej jedenastce był chociażby Aleksandar Dragović, który w tym sezonie zagrał zaledwie 40 minut w Bundeslidze. Był Arnautović, który wyjechał sobie na saksy do Chin. Był Lazaro, który w Interze nie powąchał boiska. Wszedł Ilsanker, zero minut, niezgłoszony przez Lipsk do europejskich pucharów.
Po czwarte – jeśli taką dużą wagę przywiązuje pan do przynależności klubowej, a nie rzeczywistych umiejętności, to czemu pan wystawia bramkarza West Hamu, a nie Juventusu?
Po piąte – jeśli chce pan komuś wcisnąć, że reprezentację z napastnikiem Bayernu, napastnikiem Milanu, pomocnikiem Napoli, pomocnikiem Lokomotivu, obrońcą Southampton, obrońcą Sampdorii czy obrońcą Monaco przez 180 minut meczów ze Słowenią i Austrią stać tylko na oddanie trzech celnych strzałów, to musi mieć pan naprawdę niskie mniemanie o kibicach tej kadry.
Po szóste – ilu zawodników w Bundeslidze miała Słowenia, że wklepała nam gładkie 2:0?
Po siódme – jest całkiem możliwe, że najsłabsze CV w tej reprezentacji to ma akurat pan.
Jeśli mamy podchodzić do kadry na zasadzie “mamy drewniaków z Championship, nie oczekujcie cudów”, to oddajmy ten awans komuś innemu i niech na Euro 2020 skompromituje się inna kadra. A, no chyba, że Zielińskiemu coś się w głowie przestawi!
Jerzy Brzęczek miał okazję, by wybronić się jakoś przed opinią publiczną i uwiarygodnić w oczach reprezentantów. Jeśli już na boisku obejrzeliśmy żenadę, to była szansa na choćby drobną rehabilitację podczas konferencji. Analiza, konkretne spostrzeżenia, wstępne wnioski, inteligentna samokrytyka. A tu co, przekaz jest taki – mamy słabych piłkarzy, a pomysł na poprawę gry reprezentacji opiera się na tym, że może na następnym zgrupowaniu lepiej się wyśpią. Totalna kapitulacja i przyznanie niemalże wprost: “Szanowni państwo, ja, Jerzy Brzęczek, nie wiem co z tą kadrą zrobić. Liczę na cud”.
fot. FotoPyk