Wszyscy jesteśmy w parszywym nastroju po tej porażce ze Słowenią, a dobijają nas kolejne wieści z szerokiego piłkarskiego świata. A to Kosowo, świeżutko powstała reprezentacja, w dodatku wydrenowana dość mocno przez Szwajcarię i Albanię, ogrywa u siebie Czechów. A to Chorwacja bez Rakiticia, Kovacicia i Pjacy rozjeżdża rywala na jego terenie. A na koniec jeszcze trafia do nas taki filmik ze Szwajcarami w roli głównej, z reprezentacją, która chyba powinna być naszym wielkim wyrzutem sumienia.
Oglądamy to nagranie i zastanawiamy się – kurczę to w ogóle reprezentacja, czy któraś z drużyn Guardioli?
Może to Ajax, może Barcelona? Bo przecież niemożliwe, że tak grają ze sobą zawodnicy, którzy spotykają się na zgrupowaniach co kilka miesięcy i mogą przepracować “tylko kilka jednostek treningowych”.
W pierwszej chwili pomyśleliśmy: rany, ależ nam się ścieżki rozjechały. Gdy u nas jest problem z wymianą kilku celnych podań 40 metrów od bramki rywala, Szwajcarzy przeklepują sobie Irlandczyków jakby właśnie przyjechali na Marymont zagrać z mocno przetrzebionym kontuzjami KTS-em. Różnica klas, różnica jakości – nie tyle pomiędzy Szwajcarami a Irlandczykami, ale ta bardziej bolesna dla nas – między ofensywnym polotem Helwetów a naszą toporną grą.
***
Fabian Schar finishing off a great team goal for Switzerland pic.twitter.com/yu4oyjiMLI
— Lou (@louorns_) September 5, 2019
Dołek pogłębiło spojrzenie na okres pomiędzy Euro 2016 a obecnymi meczami. Tam graliśmy ze Szwajcarami na styku, ostatecznie przechylając zwycięstwo na swoją korzyść. Potem? Cóż, Szwajcarzy odjechali. W eliminacjach do Mistrzostw Świata ugrali 27 na 30 punktów, wyjątkowo pechowo skończyli na drugiej pozycji, bo w równie morderczej formie byli Portugalczycy. Szwajcaria jednak na luzie przeszła przez baraż, a następnie dokonała na mundialu czegoś, o czym my w ostatnich dekadach mogliśmy pomarzyć. Gdy Polska płakała po Senegalu, Szwajcarzy remisowali z Brazylią. Dołożyli do tego zwycięstwo nad Serbią, potem 2:2 z Kostaryką i nasi rywale z Euro 2016 zameldowali się w fazie pucharowej.
Później było jeszcze lepiej – Szwajcaria w inauguracyjnej Lidze Narodów ogoliła Belgię 5:2 u siebie i mimo wyjazdowej porażki wygrała swoją grupę. Tak, w półfinale rozstrzelał ją Ronaldo, a w finale po karnych lepsi okazali się Anglicy, ale my w tym czasie byliśmy już pogodzeni ze spadkiem do dywizji B. A przecież awans do TOP4 w tych rozgrywkach zagwarantował im udział przynajmniej w play-offach o Euro 2020. Zresztą, już pal licho wymierne korzyści – pięć goli z Belgią? PIĘĆ?
Kiedy my tak zagramy w ofensywie z rywalem mocniejszym od Gibraltaru? Przecież Szwajcaria potencjałem kadrowym wcale nas o głowę nie przerasta.
I gdy tak sobie myśleliśmy, że super byłoby zamiast tej naszej kopaniny fundowanej kibicom od samego początku eliminacji obejrzeć futbol rodem ze Szwajcarii, spojrzeliśmy sobie w tabelę eliminacji Euro 2020.
Szwajcarzy są trzeci. Mecz z Irlandią, w którym zdobyli taką prześliczną bramkę zremisowali 1:1, zgubili też punkty z Duńczykami. Czy powinni bić na alarm? W teorii nie, przed nimi jeszcze dwa mecze z Gibraltarem, jeden z Gruzją, biorąc pod uwagę, że w tej chwili mają o dwa mecze mniej niż lider grupy z Irlandii (który zagrał już oba mecze z Gibraltarem) – wszystko powinno się skończyć pomyślnie dla Szwajcarów. Ale to wręcz uderzające, jaki w reprezentacyjnej piłce rozstrzał może zagościć między kulturą i jakością gry a faktycznie notowanymi wynikami.
Tu zresztą fajnie wypada porównanie meczów dwóch najsilniejszych zespołów grupy. U nas? Polska nie pokazała w Wiedniu nic specjalnego, ale to był czas, gdy Krzysztof Piątek strzelał bramki nawet nieruchomo leżąc na boisku. Jeden gol, trochę uważniejsza obrona – trzy punkty na wyjeździe z faworytem całej grupy. Dla Szwajcarii takim meczem z najgroźniejszym rywalem było marcowe starcie z Danią. Szwajcarzy mieli mecz pod pełną kontrolą, do 83. minuty prowadzili 3:0 i zapewne zastanawiali się, jaką bazę wypadową wybrać podczas przyszłorocznego turnieju finałowego. Jak się już zapewne domyślacie (albo pamiętacie) – Helweci w niecałe dziesięć minut roztrwonili trzy gole przewagi i zremisowali na własnym terenie 3:3.
I teraz: są dwie teorie, co dalej. Cały czas nie jesteśmy pewni, w którą wolelibyśmy wierzyć. Pierwsza? Wypracowany styl gry jest ważniejszy od wyników pojedynczych meczów – Szwajcarzy i tak awansują na turniej, a jakość gry wypracowana w ostatnich dwóch latach zaprocentuje udanym, ofensywnym występem w 2020 roku. Druga? Ten cały futbol reprezentacyjny, to jedna wielka loteria, gdzie na końcu decyduje nie żaden wypracowany schemat, ale pojedynczy przebłysk któregoś z zawodników.
No bo jak inaczej wyjaśnić tę charakterystykę porównawczą Szwajcarów i Polaków?
fot NewsPix.pl