Choć nas najbardziej interesują piątkowe mecze eliminacyjne do Euro 2020, bo przecież Polacy awans na tę imprezę mają na wyciągnięcie ręki, to Europa zaczyna wrześniowe granie już dziś. A co tam w ten czwartek może się wydarzyć? A na przykład Irlandczycy mogą zbliżyć się do Mistrzostw Europy na krok, ale najpierw test jakości przeprowadzą im Szwajcarzy. Bliscy odpadnięcia z gry są natomiast Grecy czy Bośniacy. Hiszpanie żyją za to “nowym otwarciem” pod okiem Roberto Moreno. Dziś gra też “polska grupa” – Izrael będzie próbował odskoczyć Austriakom i przybliżyć się do biało-czerwonej lokomotywy przodującej reszcie stawki.
GRUPA D
Kto by się spodziewał, że na półmetku eliminacji Irlandia będzie liderem grupy z Danią czy Szwajcarią. Tymczasem ekipa z Colemanem, Hendrickiem czy Longiem po czterech meczach ma dziesięć punktów na koncie, a te wszystkie Erikseny, Shaqiri, Sommery i Poulseny oglądają plecy dumnych Irlandczyków. Solidni ligowcy z przełomu Premier League i Championship radzą sobie nadspodziewanie dobrze – taki wniosek można wyciągnąć z tabeli grupy D. Ale gdy spojrzymy na terminarz Irlandczyków, wówczas na to ich pierwsze miejsce pada nowe światło. Do tej pory Irlandia nie mierzyła się bowiem ze Szwajcarią (ta miała na głowie finały Ligi Narodów), zremisowała z Danią (1:1) i ograła dwukrotnie Gibraltar (2:0 i 1:0) oraz skromnie pokonała Gruzję (1:0).
Zatem żółta koszulka lidera Irlandczyków w fazie grupowej jest myląca. Bo czym innym jest rozwalcowanie grupowych outsiderów z Gibraltarem na czele, a czym innym jest stawienie czoła dwóm uczestnikom ostatniego mundialu. Tymczasem dziewięć z dziesięciu punktów wyspiarze nabili sobie na meczach z Gibraltarem i Gruzją.
Niemniej ta weryfikacja przychodzi właśnie dzisiaj. Szwajcaria w Dublinie zagra o to, by wciąż mieć kontakt z czołówką grupy. Xhaka, Schar czy Embolo lecą do Dublina zajmując dopiero trzecie miejsce w grupie, ale mając też o dwa mecze rozegrane mniej niż lider i ich dzisiejszy rywal. Sytuacja teoretycznie nie jest więc taka zła – wystarczy rozbić grupowych słabeuszy, pokazać Irlandczykom, że pierwsze miejsce zajmowali tylko przez to, że lepsze ekipy miały na głowie inne rzeczy. Ale Szwajcarzy muszą radzić sobie podczas tych najbliższych meczów bez Xherdana Shaqiriego, który odmówił przyjazdu na zgrupowanie. Argumentował to tym, że w Liverpoolu gra niewiele/wcale i przez te dwa tygodnie chciałbym na tyle zaimponować Jurgenowi Kloppowi, by wywalczyć miejsce w składzie – jak sam powiedział – “najlepszego klubu na świecie”.
GRUPA F
Hiszpańskie media piszą o “nowej erze w kadrze La Roja”. Robert Moreno zaczyna bowiem pracę na własny rachunek. – Nikt nie chciałby rozpoczynać swojej kadencji w takich okolicznościach – mówi nowy selekcjoner Hiszpanii. “Takie okoliczności” są faktycznie najsmutniejszymi w możliwych – Moreno przejmuje bowiem kadrę po tym, jak z pracy dla reprezentacji zrezygnował Luis Enrique, jego mentor, przyjaciel i trener, u którego przez dziewięć lat pracował jako asystent. Enrique już w trzech ostatnich meczach nie prowadził kadry, bo opiekował się chorą na nowotwór córką. Ta wycieńczona paskudną chorobą zmarła, a Enrique usunął się w cień i zrezygnował ostatecznie z pracy dla federacji. – Wszyscy byliśmy z Luisem w tych ciężkich chwilach. Gdyby chciał wrócić do reprezentacji, to z miejsca usunę się w cień i oddam mu ster, na który zasługuje – mówi Moreno, o którym Hiszpanie piszą, że “jest znakomitym analitykiem, taktykiem, ale brak mu doświadczenia w pracy jako frontman sztabu”.
Swoją samodzielną pracę z kadrą rozpoczął od rezygnacji z kilku doświadczonych zawodników. Na obecne zgrupowanie nie powołał chociażby Alvaro Moraty czy Diego Costy, wcześniej stawiał na nową falę w hiszpańskiej piłce – szanse gry dostali zawodnicy, którzy jeszcze niedawno grali z Polakami na Euro U21 we Włoszech. Za Moreno coraz istotniejszą rolę w zespole mają odgrywać Fabian Ruiz czy Mikel Oyarzabal, który jest przewidziany w wyjściowej jedenastce na dzisiejszy mecz z Rumunią.
Moreno mimo swojego nikłego doświadczenia w trzech dotychczasowych meczach, w których tymczasowo zastępował Enrique, zanotował perfekcyjny bilans trzech wygranych w trzech starciach. Ewentualne zwycięstwo nad Rumunią sprawi, że La Roja będzie już jedną nogą na Euro, a wygrywając z Wyspami Owczymi przyklepie już sobie awans.
GRUPA G
Dwa zwycięstwa, cztery remisy i aż dziewięć porażek (w tym pięć z rzędu) – tak wygląda ostatnia dekada meczów Izrela rozgrywanych we wrześniu. Wygląda na to, że izraelska kadra przejmuje od polskich klubów pałeczkę wpierdolu – nas leją co roku w pucharach w lipcu i sierpniu, ich we wrześniowej przerwie na reprezentacje. Izraelscy dziennikarze twierdzą, że taki stan rzeczy jest odzwierciedleniem terminarza w rodzimej lidze. Rozgrywki w Izraelu ruszają relatywnie późno, przed przerwą na reprezentacje rozegrano ledwie dwie kolejki. – Znamy te statystyki. Wiemy, że w przeszłości nasi kadrowicze grający w lidze izraelskiej nie przyjeżdżali na kadrę w pełni formy i niestety teraz jest tak samo – mówi Andreas Herzog, selekcjoner reprezentacji Izraela.
Zatem Austriak w najbliższych dwóch meczach będzie liczył przede wszystkim na stranieri. Problem w tym, że taki Munas Dabbur, który strzelał w Salzburgu aż miło (37 goli w 48 meczach), trafił do Sevilli i w tym sezonie zagrał w La Liga tyle minut, ile Wojciech Mann. A pan Wojciech jest w o tyle korzystnej sytuacji w tym porównaniu, że on nawet nie próbował. Dabbur nie gra, ale cały Izrael liczy na Zahaviego. Ten nie wychodzi ze sztosu i pokazuje w lidze chińskiej, że co jak co, ale do siatki trafiać potrafi. W ostatnich dziewięciu meczach strzelił dwanaście goli i zaliczył cztery asysty.
Zahavi musi zatem dźwignąć na plecy nie tylko poprawę wrześniowego bilansu Izraelczyków, ale i podtrzymanie szans na awans na Euro 2020. Jego zespół zajmuje drugie miejsce w grupie – tylko za Polską – ale Austria jest tuż za plecami. Jeden punkt przewagi może szybko stopnieć, a ewentualne potknięcie w dzisiejszym starciu z Macedonią Północną sprawi zapewne, że Izraelczycy wypadną poza miejsce premiowane awansem, bo Austria jutro gra z Łotwą, którą w eliminacjach leją wszyscy (bilans 0-0-4, bramki 1:13).
GRUPA J
Joona Toivio, Petteri Forsell i Paulus Arajuuri na Euro 2020? W ex-lechitę jeszcze byśmy uwierzyli, Forsell to fajny chłopak, więc mu nawet tego życzymy. Ale Tovio? Najdroższy i zarazem najgorszy transfer w historii Termaliki Nieciecza ma zagrać na Mistrzostwa Europy i – co jeszcze bardziej szokujące – zagrać tam w wyjściowym składzie. Przed oczami mamy jak żywe wspomnienia z jego parodystycznych występów na boiskach Ekstraklasy, a tu gość jest podstawowym stoperem Finlandii, która na ten moment ustępuje tylko Włochom w grupie J.
Przed Finami ważny mecz z Grekami, którzy mieli się bić o awans, a tymczasem w czterech meczach uzbierali ledwie cztery punkty i dziś oglądają nie tylko plecy Finlandii, ale i Armenii. Ormianie podczas ostatniego zgrupowania niespodziewanie pyknęli mistrzów Europy z 2004 roku 3:2. I to nie było zwycięstwo wyżebrane golem w końcówce, bo to Armenia dwukrotnie prowadziła dwoma golami, a Grecy bezskutecznie gonili wynik.
Przed Finami otwiera się też szansa, by uciec od Armenii nawet na sześć punktów, bo do Erywania dotarli już liderzy grupy. Włosi są murowanym faworytem, choć zagrają dziś poważnie osłabiani. Kontuzjowany jest Chiellini, zagrać nie może też Insigne, uraz leczy też de Sciglio. Załóżmy jednak, że Włosi pokonają Ormian, a Finowie ograją Greków. Wówczas na półmetku rywalizacji (mówimy o grupie sześciozespołowej) Finlandia będzie miała pięć lub sześć punktów przewagi nad trzecią ekipą w grupie.
fot. NewsPix