Młodzieżowa reprezentacja Polski przygotowuje się w Grodzisku do startu kolejnych eliminacji – w mocno odmienionym składzie, co naturalne, bo limit wieku jest nieubłagany i wyeliminował większość kadry. Nie ma co kryć – mamy mnóstwo obaw dotyczących tego, czy uda się ponownie zmontować paczkę, która nie przyniesie wstydu. W zasadzie tylko o obsadę bramki jesteśmy spokojniejsi. Był Grabara, Loska i Lis (za Drągowskiego), jest Grabara, Bułka i Majecki. Zmiana ewidentnie na plus – tym bardziej, gdy zobaczymy, gdzie w tym momencie są niedawni zastępcy Grabary.
Ławka lub nawet trybuny, choć obaj ciągle są w Ekstraklasie. Ale o ile w przypadku Lisa chyba jeszcze wypada poczekać z odpalaniem syreny alarmowej, bo miejsce między słupkami Wisły Kraków stracił niedawno i w każdej chwili może wskoczyć za Buchalika, który bramkarzem nie do zastąpienia nie jest, o tyle rozwój wypadków w karierze Loski od dłuższego czasu jest niepokojący.
Ważne – “rozwój wypadków”, a nie “rozwój Loski”, bo mamy wrażenie, że ten proces został dość brutalnie zastopowany. Już w kadrze na czerwcowe mistrzostwa Europy z kilku powodów znalazł się trochę na kredyt. Choć Czesław Michniewicz po eliminacjach zapowiadał, że kończy się tolerancja dla piłkarzy, którzy nie grają w klubach, na bramkarza Górnika przymknął oko. Z kilku względów. Bo był w tej kadrze od początku, bo wprowadzał pozytywną atmosferę, bo z pełnym profesjonalizmem akceptował rolę trzeciego bramkarza, bo klasa konkurentów na kolana nie rzucała (gdy wyleciał Drągowski, mocnym kandydatem był Wrąbel). Można było to zrozumieć.
Popatrzymy jednak na Loskę z szerszej perspektywy. Przez te dwa lata stracił:
– miejsce w pierwszym składzie młodzieżówki, do którego wskoczył za Drągowskiego (na rzecz Grabary),
– miejsce w pierwszym składzie Górnika Zabrze (na rzecz Chudego, który słowackim Buffonem nie jest),
– pozycję numer dwa w swoim klubie (na rzecz Dawida Kudły, który przez chwilą zleciał z ligi z Sosnowcem).
Podchodząc do sprawy nieco inaczej. Było tak…
… a jest tak:
Dwa razy pojechał na ławkę tylko dlatego, że od tego sezonu są trochę dłuższe, a Marcin Brosz stwierdził, że skoro może, to zabierze na mecz obu rezerwowych golkiperów. Gdyby miejsca potrzebował dla tylko jednego, mecz przy linii bocznej obserwowałby tylko Kudła.
A wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej, gdyby latem tamtego roku Loska trafił do FC Nantes lub Genoi. Tematy były realne, ale w obu przypadkach ktoś najpierw musiał odejść, żeby zrobiło się miejsce dla Polaka. W końcu nie odszedł nikt, bramkarz został w Górniku i później zaczął się jego zjazd. Czasem od jednego wydarzenia naprawdę wiele zależy, co oczywiście nie tłumaczy wszystkiego, bo przecież nikt nie zmuszał Loski do obniżenia lotów w następnych miesiącach.
Szczerze mówiąc, dziwimy się. Ale nie temu, że trener tak brutalnie odstawia na bok bramkarza, który pomógł Górnikowi wrócić do Ekstraklasy i dostać się później do pucharów, bo Loska wiosna jesienią poprzedniego sezonu sobie nagrabił i popsuł całe dobre wrażenie, które wcześniej sprawiał. Bardziej temu, że facet został w Górniku na kolejną rundę. Przekaz płynący z decyzji trenera jest dość jasny, więc chyba najwyższa pora ruszyć tyłek i powalczyć – choćby miała być to pierwsza liga.
Fot. FotoPyK