Michał Żewłakow to jedna z tych postaci, które kojarzą się przede wszystkim z mistrzowską Legią, kolekcjonującą krajowe trofea oraz błyszczącą na europejskich arenach. Zresztą, gdy z perspektywy czasu spojrzymy na fachowców pokroju Ivana Kepciji, doceniamy jak wiele dobrego “Żewłak” zrobił dla stołecznego klubu. Z drugiej strony – były piłkarz kończy właśnie kolejne autorskie okienko transferowe w Zagłębiu Lubin i na razie nie zapowiada się, by Lubin miał powtórzyć mecze Legii w Lidze Mistrzów.
Ponad czterysta dni. Członek Klubu Wybitnych Reprezentantów piastujący stanowisko dyrektora sportowego ,,Miedziowych’’ zdążył w tym okresie podjąć kilka ważnych decyzji i można chyba pokusić się o jakąś wstępną ocenę tej kadencji.
Lato 2018
Żewłakow pojawił się w klubie na początku czerwca i nie zamierzał próżnować. Od razu pokazał, że na rynek dyrektorów sportowych wrócił mocny gracz, który rozumie trudną sztukę konstruowania zespołu zgodnie z pomysłem trenera, dostępnymi finansami i dbaniem o ciągłość filozofii klubu.
Jego najlepszym posunięciem było sprowadzenie do Lubina Patryka Szysza, a to wcale nie było proste, bo młodziutkim napastnikiem poważnie interesowało się kilka innych klubów Ekstraklasy. Pytały o niego Legia, Górnik Zabrze i Wisła Kraków, kluby wysłały nawet konkretne oferty, ale to Michał Żewłakow okazał się najsprytniejszy. Przelicytował wszystkich.
W dwadzieścia cztery godziny przekonał do swojej oferty włodarzy Górnika Łęczna i wygrał wyścig o zawodnika, który jeszcze jako nastolatek strzelił dziesięć bramek w trzydziestu trzech meczach na poziomie I ligi. Nie miał być wzmocnieniem składu tu i teraz, nikt w Lubinie nie nastawiał się, że od razu stanie się gwiazdą ekstraklasowych boisk, więc oddano go na wypożyczenie do ekipy z Lubelszczyzny i cierpliwie czekano, żeby za jakiś czas czerpać profity z jego talentu.
Za trochę inny rodzaju transfer, równie udany, należy uznać trzyletni kontrakt podpisany z Damjanem Boharem. Słoweniec bronił się na każdym poziomie. Reprezentant kraju, posiadający doświadczenie w Lidze Mistrzów, zdrowy, po pełnym sezonie i w kwiecie wieku. Nie było się do czego przyczepić. Co więcej, pozytywne wrażenie nie uległo zmianie, kiedy Bohar wybiegł na murawę. Od początku sezonu prezentował równą formę, potrafił błysnąć, zrobić różnicę, wygrać pojedynek, nie bał się gry kombinacyjnej i przede wszystkim skompletował dziesięć goli i siedem asyst w trzydziestu pięciu meczach ligowych.
Naprawdę solidnie na papierze wyglądało też sprowadzenie Wladislava Sirotowa z drugoligowych rezerw Zenitu St. Petersburg, gdzie pokazywał się z dobrej strony, regularnie punktując w klasyfikacji kanadyjskiej. I też nic nie wskazywało na to, że może mieć jakieś poważne pozaboiskowe wady. Zdrowy, utalentowany, były młodzieżowy reprezentant Rosji – można było liczyć, że odpali. Mimo to tak się nie stało. Wystąpił dziesięciokrotnie, zaliczył dwie asysty, ale też nie jest tak, że można go usprawiedliwiać szeroką rywalizacją w kadrze Zagłębia. Zwyczajnie brakowało mu jakości i po roku pożegnał się z klubem.
Podobnie sytuacja wyglądała w przypadku Mateusza Kuchty, który przegrywa i z Forencem, i z Hładunem.
W tym czasie kilku znanych zawodników opuściło Lubin, ale Żewłakow nie miał na to większego wpływu. Klub już wcześniej zdecydował, że nie przedłuży umowy z oczekującym podwyżki, Jarosławem Kubickim i coraz starszym Aleksandrem Todorovskim, a Adam Buksa, niedoceniany w Zagłębiu, został wykupiony przez Pogoń Szczecin po półrocznym wypożyczeniu. Dziś można pisać, że to błąd, ale nawet jeśli – nie popełnił go rozpoczynający wówczas pracę Żewłakow.
Październik 2018
Włodarze Zagłębia Lubin podejmują decyzję o zwolnieniu Mariusza Lewandowskiego, który nie ma żadnych argumentów na swoją obronę. ,,Miedziowi’’ grają bez stylu, nudno, nieskutecznie, zajmują dopiero dziewiątą pozycję w tabeli i sensacyjnie odpadają z Pucharu Polski z Huraganem Morąg (2:3).
Tym samym Michał Żewłakow może zatrudnić swojego trenera. To jego moment. Zaczyna sondować rynek. W międzyczasie powierza funkcję trenera tymczasowego dotychczasowemu dyrektorowi akademii, Ben van Daelowi.
Na początku listopada były wielokrotny reprezentant Polski zapowiada, że nazwisko nowego szkoleniowca zespołu ogłosi już w grudniu. Że wszystko jest dograne i umówione. Wszystko określa, jako kwestię czasu, ale godziny biją, dni mijają i okazuje się, że nowego trener nie będzie. Holender z minimalnym doświadczeniem w seniorskiej piłce ma zostać pierwszym trenerem klubu.
I tak się stało. To był dla niego skok na głęboką wodę. Żewłakow zaryzykował i nie pomylił się, bo Van Dael do końca sezonu poprowadził zespół nie tylko do dziewięciu zwycięstw, czterech remisów i sześciu porażek, ale też nadał mu charakter, styl i wzbudzał zwyczajnie pozytywne emocje.
Ten ruch, ryzykowny, bo ryzykowny, ale trzeba zapisać mu na plus.
Zima 2019
Przygotowanie do okienka transferowego w połowie sezonu 2018/19 należało już w pełni do kompetencji 43 latka.
Zaczął od pozbycia się zbędnych elementów zespołu. Wiecznie kontuzjowanego Kamila Mazka oddał na wypożyczenie do Stomilu Olsztyn, pozbył się też niezbyt przydatnych Łukasza Janoszki i Monety, Adama Matuszczyka i Mateusza Matrasa. Straty żadnego z nich nikt na południu Polski nie żałuje.
W innych kategoriach należy ocenić sprzedanie Filipa Jagiełło do Genui za 1,2 miliona euro. Włosi zaproponowali dobrą cenę, młodzieżowy reprezentant Polski był zdecydowany na wyjazd, ale wszyscy zgodnie ustalili, że w obliczu zbliżającego się Euro U-21, najlepiej zrobi mu jeszcze pół roku w polskiej Ekstraklasie, więc ten ruch też należy zapisać do udanych w wykonaniu byłego dyrektora sportowego Legii. W tym samym czasie “Żewłak” zdecydował również o skróceniu wypożyczenia Patryka Szysza i ogrywaniu go na najwyższym poziomie rozgrywkowym, co procentuje w tegorocznych rozgrywkach, w których 21-letni snajper zdobył już dwie bramki w czterech meczach.
Lato 2019
Zagłębie nie przeprowadziło wielkiej ofensywy transferowej. Trzyletnim kontraktem z klubem związał się Rok Sirk, który w minionym sezonie ligi słoweńskiej strzelił piętnaście goli i miał wzmocnić rywalizację w ataku Zagłębia. Niewątpliwie ma dryg strzelecki, potrafi odnaleźć się w polu karnym, ale na ten moment przegrywa rywalizację o miejsce w składzie i nie wiadomo, kiedy tak naprawdę dostanie poważniejszą szansę.
Przyzwoicie ocenić trzeba też ściągnięcie Sasy Żivca z Omonii Nikozja, który wcześniej spędził pięć sezonów w Piaście Gliwice, zna warunki PKO Bank Polski Ekstraklasy. Dobrze czuje się w Polsce, ma bogate doświadczenie w ligach w całej Europie, zagra i na skrzydle, i w środku pola, strzeli, poda, zagra kombinacyjnie, nie jest stary. Może nie ma potencjału na gwiazdę ligi, ale to bez wątpienia wzmocnienie “Miedziowych”.
Nie udało się za to zatrzymać w klubie najlepszego zawodnika Zagłębia w minionym sezonie, Bartłomieja Pawłowskiego, który odszedł do Turcji. I choć to oferta, której nie wypadało odrzucić, bo pieniądze niemałe, a sam zawodnik chciał jeszcze raz spróbować swoich sił w silniejszej lidze, to jeśli nie zostanie godnie zastąpiony, jego strata będzie musiała odbić na jakości całego zespołu. Za delikatny minus można też uznać zejście z wpisanej w kontrakcie kwoty odstępnego, ale 800 tysięcy euro chyba i tak nikt nie byłby w stanie obecnie zapłacić.
Żewłakow przyjął rynkową taktykę unikania szaleństwa, bez żalu oddał kilku niepotrzebnych zawodników i choć niewykluczone, że ktoś jeszcze wzmocni Zagłębie przed zamknięciem okna transferowego, to na stan dzisiejszy lato 2019 w jego wykonaniu wygląda przeciętnie. Ani na plus, ani na minus.
***
Dyrektora sportowego szóstej ekipy poprzedniego sezonu Ekstraklasy nie można oceniać radykalnie. Jest dosyć konsekwentny, ułożony, pomysłowy, metodyczny, ale przy tym nie można uznać go za wizjonera i geniusza, który w pojedynkę robi z badziewiaków nową Barcelonę. Warto jednak zauważyć, że i w Warszawie, i w Lubinie będzie dość ciężko znaleźć jakiegoś zdecydowanego krytyka jego działań. Żewłakow robi niewiele błędów, a przy tym posiada w CV strzały, o których pamięta się długo. W Zagłębiu na razie takimi ruchami może być roszada z van Daelem, ale i odpowiedzialne wprowadzenie do gry Szysza.
Mało? Zobaczymy tak naprawdę dopiero w tabeli przed zimowym oknem transferowym.
Fot.FotoPyK