Kilku bramkarzy w Polsce dorobiło się statusu ekspertów od bronienia rzutów karnych. Czasami były to tezy na wyrost, czasami wystarczyło wyciągnąć strzał z wapna w jakimś ważnym meczu, by później komentatorzy zauważali “tak, tak, Iksiński to postrach egzekutorów jedenastek”. Adrian Lis z Warty Poznań należy jednak do grona szpeców od rzutów karnych i to takich, którzy sami sobie na takie miano zasłużyli. W dwóch kolejkach I ligi zatrzymał już trzy uderzenia z wapna.
W pierwszej kolejce Warta sprokurowała dwa karne w Mielcu, choć co do pierwszego z nich mieliśmy poważne wątpliwości, bo naszym zdaniem faul nastąpił wówczas jeszcze przed polem karnym. Na nic się zdały jednak znakomite parady Lisa, bo Stal miała mnóstwo sytuacji i nawet takie interwencję, jak ta poniżej, nie uratowały poznaniaków przed porażką 1:2.
Dwa obronione rzuty karne? No, zdarza się. Dodatkowo taka znakomita interwencja przy strzale Paluchowskiego? Widzieliśmy i takie. Dzień konia, ale przecież nie co tydzień bramkarz może grać tak spektakularnie, prawda?
W przypadku Lisa – może. W sobotę Warta wróciła do siebie do Grodziska Wielkopolskiego, gdzie będzie grała mecze domowe prawdopodobnie do końca jesieni. W Poznaniu lada moment z pełną parą ruszą pracę związane ze stawianiem jupiterów, więc Zieloni znów muszą przyjmować rywali na obczyźnie, 50 kilometrów od stolicy Wielkopolski. Warta próbowała też nagonić kibiców, bo na ich mecze w Poznaniu chodzi widownia dość specyficzna – to raczej starsi panowie, którzy na Zielonych chodzą od kilku dobrych dekad. A tych 70-latków trudno zapraszać na ponad godzinną wyprawę pociągiem w jedną stronę. Zatem w Warcie liczyli też na miejscowych i ceny biletów zostały ustalone na symbolicznego “piątaka”.
Na stadionie na starciu z GKS-em Bełchatów zjawiło się około 650 kibiców i najpierw dostali po oczach słońcem, a później kiepskim widowiskiem. Środkowi pomocnicy obu ekip mogli się poczuć jak siatka w tenisie – piła fruwała im nad głowami to w jedną stronę, to w drugą. Dopiero kuriozalny faul Boczka na Zdybowiczu sprawił, że goście z Bełchatowa stanęli przed doskonałą szansą do objęcia prowadzenia. Ale nie wtedy, gdy naprzeciw strzelca staje Lis.
Druga kolejka, trzy rzuty karne, wszystkie obronione. Tym razem golkipera warciarzy nie potrafił pokonać Artur Golański. Do siatki nie potrafił trafić też Krzysztof Wołkowicz, który w doskonałej sytuacji strzelił tylko w słupek. Kiepsko wyglądał duet stoperów gospodarzy Kieliba-Boczek. Zwłaszcza ten drugi wydawał się strasznie niepewny. A że futbol lubi takie historie, to Boczek oczywiście został bohaterem, gdy w zaciętej drugiej połowie wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego i zgrabnym strzałem głową zapewnił ekipie trenera Tworka pełną pulę.
Co poza tym w I lidze? Beniaminkowie z Radomia i Grudziądza po dwóch kolejkach mają komplet punktów. Olimpia tym razem nikomu piątki nie wrzuciła, ale wygrała – i to na wyjeździe – 1:0 z ekstraklasowym spadkowiczem, czyli Zagłębiem Sosnowiec. Radomiak z kolei rzutem na taśmę ograł u siebie Stomil 2:1, a gola w samej końcówce strzelił nie kto inny, a Patryk Mikita. Tak, ten Mikita.
Zerkamy też w kierunku Jastrzębia, bo o tamtejszym GKS-ie słyszymy, że to może być czarny koń w wyścigu po chociażby baraże. No i dzisiaj do podium się zbliżyli, bo u siebie wygrali 2:1 z GKS-em Tychy. Wynik został ustalony już przed przerwą. A kolejkę kończymy jutro – Chojniczanka o 17:45 podejmie Podbeskidzie.
Warta Poznań – GKS Bełchatów 1:0
Tomasz Boczek (71.)
Radomiak Radom – Stomil Olsztyn 2:1
Mateusz Michalski (14.), Patryk Mikita (89.) – Artur Siemaszko (7.)
Zagłębie Sosnowiec – Olimpia Grudziądz 0:1
Tiago Alves (76.)
GKS Jastrzębie – GKS Tychy 2:1
Kamil Adamek (7.), Damian Tront (32.) – Mateusz Piątkowski (37.)
fot. NewsPix.pl