Reklama

Kadra, brak napastnika, tempo akcji? Nie, problemem są rozmowy z kibicami


redakcja

Autor:redakcja

30 lipca 2014, 07:29 • 3 min czytania 0 komentarzy


Czytając prasę z ostatnich dni mamy wrażenie, że dla dużej części środowiska największym problemem Legii przed meczem z Celtikiem Glasgow jest trauma, jaką wywołało w legionistach podejście pod trybuny na których zasiadali wyjazdowicze z Warszawy. Najpierw (jeszcze nie znając przebiegu rozmów) gorzko zapłakał Tuzimek, wczoraj wtórował mu Dziekanowski. Jak to możliwe, dlaczego kibice pozwolili sobie na uwagi, co ma oznaczać taka rozmowa wychowawcza?

Kadra, brak napastnika, tempo akcji? Nie, problemem są rozmowy z kibicami



Cóż, zastanawiamy się, czy w ogóle jest sens odpowiadać na takie pytania. Czy jest sens tłumaczyć oczywiste zależności, oczywiste zachowania, które wywołują równie oczywiste reakcje. Przegrywamy z beniaminkiem. Remisujemy z pasterzami. Nawet gromiąc ich w rewanżu nie onieśmielamy grą. Jednym słowem: zawodzimy.


Zawodzimy jako piłkarze.


Jasne, wymaganie usunięcia kont z serwisów społecznościowych to jakaś bzdura, podobnie jak nerwy puszczające kibicom po dziewięćdziesięciu minutach sezonu. Zastanówmy się jednak, czy na pewno słuszną reakcją na odgłosy niezadowolenia przy tak jaskrawych i bezdyskusyjnych wtopach jak porażka z Bełchatowem, czy remis z amatorami jest… triumfalne, pełne dumy i pychy zejście z murawy po przetrzepaniu tychże amatorów w meczu rewanżowym? Triumfalne i pełne pychy, symboliczne, z wyrzutem w stronę kibiców – patrzcie, lżyliście nas, a my taka wiktoria, taka masakra!


Nie. To nie był powód do fetowania i euforii, to nie był powód, dla którego Warszawa ustawiła się na Okęciu powitać bohaterów. Przejść St. Patricks? Obowiązek. Formalność, z którą i tak były problemy. Ostentacyjne zignorowanie kibiców, którzy jednak ruszyli dupy na daleki wyjazd to… Sami właściwie nie wiemy. Dowód na niskie ambicje, skoro za powód do kozaczenia uznaje się tego typu zwycięstwo? Minimalizm?

Reklama


Jeśli w 2004 Wisła Kraków męczyłaby się z Georgią Tbilisi, reakcja kibiców byłaby osiem razy mocniejsza. Oczekiwania spadły, ale jeśli piłkarze sądzą, że 5:0 z amatorami zmazało obraz gry z pierwszego meczu i ligowej inauguracji to – delikatnie rzecz ujmując – niezbyt wysoko cenią własne możliwości i umiejętności.


Zostawmy jednak to, skupmy się na kibicach oraz reakcji na ich zaproszenie do rozmowy pod płotem i zademonstrowania swojego niezadowolenia. Po pierwsze – gdy piłkarze omijają dziennikarzy, przelatują przez mix-zonę, odpowiadają zdawkowo na szybkie pytania gdzieś pod stadionem, albo wręcz olewają wszelką interakcję z mediami – szum trwa kilka tygodni, a zazwyczaj efektem kuli śnieżnej obejmuje pół środowiska, choć piłkarze technicznie robią to samo, co chcieli zrobić na irlandzkiej murawie z kibicami. Wśród podnoszonego wówczas rwetesu dominuje argument – przecież KIBICE powinni móc to przeczytać. Powinni wiedzieć, jak pan to komentuje, wiedzieć, jak to widziałeś.


Gdy kibice chcą jednak pominąć pośrednika w postaci prasy czy innego medium, dostaje im się po głowie. Jakże to? Przecież drużyna jest zmęczona, musi biec do szatni, zrelaksować się i wwyluzować. Guzik prawda. Jest zwyczajnie obrażona, zresztą bez wyraźnego powodu, co zauważył bodaj Berg i momentalnie przywołał piłkarzy do porządku (a następnie zorganizował im wyprawę pod sektor gości).


Rozmowy tego typu były, są i będą na całym kontynencie, dlatego że kibice zawsze jeżdżą za swoim klubem. Były i będą, bo piłkarze szybko zapominają o ściemach, które walili w wywiadach chwaląc pasjonatów jeżdżących po całej Polsce i Europie. Były i będą, bo piłkarze szybko się obrażają, a w drażliwości ustępują tylko… samym kibicom.


Naturalna kolej rzeczy. Jedni mają się za nieskazitelnych bogów futbolu, którzy mogą sobie pozwolić na remisy z pasterzami, bo przecież w rewanżu im pokazali, drudzy zachowują się, jakby wypłaty tych piłkarzy pochodziły wyłącznie z kasy za ich bilety. Jedni i drudzy mają o sobie nieco zbyt wysokie mniemanie, ale pozbawiać praw do oczekiwań najwierniejszych kibiców przelatujących pół Europy za swoim zespołem, by chuchać i dmuchać na słabiutkich piłkarzy ze słabiutkiej ligi?


Pomijając już, że od oburzenia na rozmowy piłkarzy z kibicami już o dwa kroki do Janowicza wykrzykującego w kierunku całego świata, że oczekiwania to może mieć mama, tata i trener.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...