Cracovia podobnie jak Piast pucharową rywalizację zaczęła od wyjazdowego remisu 1:1 i podobnie jak w środę, można odczuwać trochę niedosytu. Nie aż tyle, co dzień wcześniej, ale jednak. Dunajska Streda potwierdziła, że nie jest Legią Warszawa zbieraniną ogórków i nawet umie w kopanie piłki, jednak chyba każdy obserwator na podstawie dzisiejszego meczu zgodzi się, że to rywal jak najbardziej do wyeliminowania.
Mamy trochę żalu do zawodników “Pasów”, że w kilku akcjach po przechwycie zwalniali grę i wybierali rozwiązania na alibi, zamiast próbować przyspieszyć. Tak działo się nawet wtedy, krakowianie mogli zaatakować w przewadze. Przykład z pierwszej połowy. Damian Dąbrowski przejmuje piłkę gdzieś na trzydziestym piątym metrze, ma trzech kolegów do podania, a wikła się w drybling, traci i jeszcze naraża się na kontuzję ręki.
Szkoda również, że Cracovia rzadko korzystała z faktu, iż zgodnie z przewidywaniami gospodarze często wysoko podchodzili, ich formacje były rozciągnięte i jednym dokładnym podaniem można było ominąć całą drugą linię, mając potem wiele miejsca na dalszy ciąg akcji. Nie mamy poczucia, że w tym aspekcie podopieczni Michała Probierza zrobili wszystko, co się dało.
Ale ok, nie będziemy zbytnio narzekać, bo ogólnie wstydu nie było. Dunajska nieco lepiej zaczęła, to Michal Pesković musiał pierwszy się wykazać po strzale Kristophera Vidy. Cracovia w miarę szybko poukładała sobie granie i zaczęła być coraz groźniejsza. Po pół godzinie zaczęła przechodzić do konkretów. Najpierw po wyrzucie z autu i zgraniu Bojana Cecaricia w górną część poprzeczki strzelił debiutujący Pelle van Amersfoort. Pod koniec pierwszej odsłony “Pasy” były najgroźniejsze. Damian Dąbrowski wymienił podania z Van Amersfoortem i znalazł się w dobrej sytuacji w polu karnym, lecz trafił w bramkarza. Minutę później zaskakujące podanie Janusza Gola dotarło do Rafy Lopesa, który uniknął spalonego, ale wyrzucił się trochę przyjęciem piłki i oddał dość naiwne uderzenie, z którym i tak miał problemy Martin Jedlicka.
Aż wreszcie udało się, nowi się wykazali. Lopes odegrał piętą do Van Amersfoorta, który prawdopodobnie próbą strzału zewnętrzną częścią stopy podałby piłkę do Jedlicki, jednak rykoszet od Dominika Kruzliaka niespodziewanie zamienił się w gola.
I tutaj kolejny kamyczek do ogródka Cracovii. Objęła prowadzenie w 40. minucie i nie potrafiła go dowieźć do przerwy. Trzeba oddać wicemistrzom Słowacji, że fajnie poklepali w środku i przenieśli akcję na prawą stronę, ale można było zrobić znacznie więcej. Tu pijemy przede wszystkim do postawy Cecaricia, który ustawił się daleko do Lukasa Cmelika i stał.
Stał.
Stał.
Były skrzydłowy Piasta miał mnóstwo miejsca i czasu na dogranie w pole karne, tam powstało wielkie zamieszanie i wreszcie Marko Divković zdołał wepchnąć piłkę do siatki.
Po zmianie stron mieliśmy już więcej przeciągania liny. Krakowianie najbliżej powodzenia byli wtedy, gdy Sergiu Hanca znalazł ustawionego na linii szesnastki Lopesa, ale jego strzał był za lekki i w środek bramki. Gospodarze postraszyli na początku po stracie Niko Datkovicia, który na swoje szczęście naprawił błąd blokując na rzut rożny strzał Zsolta Kalmara. Ożywczą zmianę dał Cesar Blackman, potrafi minąć rywali w pełnym biegu, raz uderzył tuż nad poprzeczką. Ogólnie jednak Cracovia jakoś rozpaczliwie się w końcówce nie broniła, choć ewidentnie w ostatnim kwadransie to jej bardziej pasował remis niż Dunajskiej Stredzie.
Jak wypadli debiutanci? Van Amersfoort ma technikę, sporo widzi, dobrze czuje się w graniu po ziemi. Czasami jego wybory są zbyt naiwne i z góry skazane na niepowodzenie, co prowadzi do strat, ale plusów przy jego nazwisku możemy zapisać więcej niż minusów. Rafa Lopes jakością swoich uderzeń szybko wytłumaczył, dlaczego w poprzednich klubach miał tak słabe statystyki strzeleckie. Jest jednak przydatny w innych aspektach, takich bardziej ekstraklasowych, jak zastawienie się, utrzymanie przy piłce, współpraca z partnerami.
Rozczarował natomiast Kamil Pestka. Szybko otrzymał żółtą kartkę, a jego stroną działo się znacznie więcej niż na drugim skrzydle. Nic dziwnego, że od razu w przerwie został zmieniony. Pierwszej szansy na trwały powrót do wyjściowego składu nie wykorzystał.
Teren w Dunajskiej Stredzie miał być gorący, ale miejscowi kibice szybko skumali się z fanami Cracovii i nerwówki na trybunach nie było. Raczej po prostu dobra, żywiołowa atmosfera.
“Pasom” do awansu wystarczy 0:0, przed rewanżem są nieznacznym faworytem. Prosimy tego nie spieprzyć.
Fot. Michał Chwieduk/400mm.pl