Reklama

Zainteresowanie Realu, debiut u Simeone. Historia Daniego Aquino

redakcja

Autor:redakcja

10 lipca 2019, 12:05 • 18 min czytania 0 komentarzy

Kiedy wchodził do seniorskiej piłki, był wielką nadzieją hiszpańskiego futbolu, stawianą obok Bojana Krkicia czy Davida de Gei. W wieku 16 lat zadebiutował w Segunda División, by zaledwie rok później występować w hiszpańskiej elicie. Dani Aquino mówi, że wszystko jest w głowie, więc pomimo niepowodzeń dalej walczy o powrót na szczyt, którym jest gra w Lidze Mistrzów dla Piasta Gliwice.

Zainteresowanie Realu, debiut u Simeone. Historia Daniego Aquino

Dlaczego nie zaistniał na dłużej w Primera División? Dlaczego tak często zmieniał kluby i skąd wzięła się zadra, przez którą zostawił świetny Racing i wrócił do podupadającej Murcii? Co robił przez ponad dwa lata w rezerwach Atlético Madryt? Jakie ma nadzieje związane z Piastem? Dlaczego nie skusiło go zainteresowanie Realu, Barcelony czy Liverpoolu? Napastnik, który w tym sezonie Ekstraklasy może naprawdę namieszać, przedstawia swoją historię.

***

Skąd ten tatuaż „Wszystko jest w głowie”?
Trudno to dokładnie wyjaśnić. Wszystko, co dzieje się w życiu, dookoła ciebie, trzeba przyjmować jak najlepiej. Każdą sytuację trzeba wykorzystywać, by się poprawiać i rozwijać. Dlatego wszystko, co się dzieje, tak naprawdę jest w głowie. Nieważne, czy to złe, czy dobre, w głowie musi być w porządku. Wpływa na mnie tylko to, co chciałbym, żeby na mnie wpływało.

Twój trener, Ginés Menéndez, powiedział kiedyś, że tylko twoja „niestabilność emocjonalna i niechęć do pracy mogą sprawić, że nie będziesz miał kariery na najwyższym światowym poziomie”. Narozrabiałeś?
To było dawno, naprawdę dawno temu. Popełniłem kilka błędów, ale od tamtego momentu naprawdę wiele się nauczyłem, bardzo pomogła mi moja żona, a także narodziny mojego syna. W ciągu ostatnich trzech lat moje życie naprawdę ogromnie się zmieniło, oczywiście na lepsze i jestem za to Bogu niezmiernie wdzięczny.

Reklama

Adrian Sikora, który wcześniej mówił nam o tobie, powiedział, że być może w Murcii za bardzo na ciebie dmuchano i dlatego nie wszedłeś na najwyższy poziom.
Tak, mój pierwszy etap w Murcii nie był dobry. Byłem młody, popełniałem wiele błędów, niepotrzebnie szukałem odejścia, które też było błędem. Nieco się zagubiłem, ale kiedy wreszcie trafiłem do Numancii, poznałem pewnego człowieka, Julio Álvareza. Moje życie bardzo szybko się zmieniało, a on pomógł mi je ustabilizować, poznał mnie z moim nowym agentem i wyszedłem na prostą. To był kluczowy moment w moim życiu, szczególnie po gorszym okresie w Murcii.

Patrząc na przebieg twojej kariery można odnieść wrażenie, że nigdzie nie mogłeś znaleźć dla siebie miejsca. Dlaczego tak często zmieniałeś kluby?
Myślę, że te zmiany teraz są zupełnie inne, niż wtedy. Mają inny charakter. Wcześniej zmieniałem kluby, bo chciałem wreszcie zacząć grać na wysokim poziomie i byłem zdenerwowany, nie mogłem zagrzać miejsca. Po transferze do Racingu Santander każda zmiana była powodowana tym, że chciałem żyć na wyższym poziomie. Odszedłem do Murcii, bo tam miałem lepszy dom i lepsze warunki dla mojej rodziny, odszedłem na Cypr, bo byłem pewny, że mogę jeszcze grać na wyższym poziomie, chciałem wrócić do elity. Dlatego też teraz jestem zadowolony tutaj. Przychodzę do dużej ligi, oglądanej i szeroko komentowanej w świecie piłkarskim. Piast mi zaufał, a ja chcę się za to zaufanie odwdzięczyć ciężką pracą i golami.

Co dzisiejszy Dani powiedziałby 20-letniemu Daniemu? 
Na pewno powiedziałbym sobie, żebym bardziej słuchał osób, które miałem dookoła. Poza tym powinienem był się bardziej cieszyć chwilą, bo czas upływa naprawdę szybko i mam wrażenie, że nie do końca wykorzystałem swoje szanse.

Twój ojciec w wielu wywiadach powtarzał, że powinieneś się cieszyć grą. Jaka była wasza relacja w tamtym okresie? Często, gdy mamy do czynienia z synem ważnego piłkarza, tworzy się niepotrzebna presja.
Mój ojciec nigdy nie dawał mi rad związanych z piłką nożną. Zawsze mówił, żebym się cieszył grą, bo jeśli się do czegoś nadaję, to do niczego nie będę musiał nikogo przekonywać. Nigdy też nie zwracałem uwagi na te wszystkie porównania, byłem buntownikiem. Nigdy nie chciałem, by nazywano mnie „synem El Toro” i myślę, że krok po kroku to osiągałem.

Wróćmy do twoich początków w piłce. Jak wspominasz te czasy przed wejściem do seniorskiego futbolu?
Bardzo dobrze, głównie dlatego, że wszystkie gorsze momenty zawsze staram się wyrzucać z głowy. Pamiętam bardzo wyraźnie, gdy narodziła się we mnie taka chęć rywalizacji. Nawet kiedy miałem 14 lat, moim celem było dotarcie do pierwszej drużyny, bo byłem przekonany, że mogę tam dotrzeć. Kiedy już byłem starszy i realną perspektywą stawało się wejście do pierwszej drużyny, czułem, że naprawdę mogę to zrobić. Byłem wystarczająco dobry, by rywalizować z najlepszymi.

Reklama

W 2017 roku zostałeś wicemistrzem świata U17 i awansowałeś do pierwszej drużyny Realu Murcia. Porażka z Nigerią w finale to jedna z twoich największych porażek?
Nie, ale chcę, żebyś mnie dobrze zrozumiał. Nie przejmuję się porażkami, ale dlatego, że uważam życie za coś więcej, niż skupianie się na zwycięstwach czy porażkach. Myślę, że trzeba się wszystkim cieszyć i wszystko wykorzystywać, by dalej się rozwijać, ale nie nadając złym momentom zbyt dużego znaczenia. Dla mnie to nie była porażka, tylko nauczka, choć oczywiście szkoda, że nie wygraliśmy. Wiem, że będziemy rozmawiali o mojej przeszłości, ale chcę przekazać wszystkim kibicom, że nie na tym się skupiam. Wiem, że byłem buntownikiem i popełniałem wiele błędów, ale byłem też szczęściarzem. Grałem w finale mundialu i mogłem zadebiutować w Primera División, mając tylko 17 lat. Popełniałem błędy, ale nie na nich chcę się skupiać.

Po mundialu, gdy wracałeś do Murcii, nie czułeś, że powinieneś już odgrywać ważniejszą rolę? W końcu byłeś ważnym elementem tej wielkiej generacji z Camacho, De Geą czy Bojanem, a do tego wicemistrzem świata.
Nie, aż tak nie. Muszę też coś wyjaśnić. Ja zawsze chciałem po prostu grać w piłkę. Nieważne gdzie, jeśli mogłem grać w piłkę, to byłem zadowolony. Teraz oczywiście futbol zmienił się w biznes i trzeba grać w jak najwyższej lidze, żeby twoje życie było jak najlepsze. Chcę jednak być szczęśliwy i cieszę się, że mam rodzinę, która się zgadza z moim podejściem. Zawsze też pociągam za sobą wielu ludzi i po prostu cieszę się życiem, jednocześnie grając jak najlepiej.

Czego mogło brakować tej generacji na czele z tobą czy Bojanem, żeby wejść na najwyższy poziom?
Myślę, że byliśmy taką generacją piłkarzy, która bardzo mocno weszła w seniorski futbol i rozbudziła ogromne nadzieje. Byliśmy mistrzami Europy, potem wicemistrzami świata. To jednak w nas najbardziej uderzyła zmiana w sposobie gry, w sposobie patrzenia na futbol. Przeszliśmy od piaskowych boisk do boisk trawiastych, nie mieliśmy jeszcze tylu profesjonalistów pracujących w każdym klubie, jak obecnie. Każdy musiał mieć coś w sobie i myślę, że sukces to sprawa w dużej mierze osobista. Popatrzmy na De Geę, który jest światowym topem na swojej pozycji, a przecież warunki mieliśmy podobne.

Niewiele grałeś w Segunda, udało ci się zadebiutować w ostatniej kolejce, ale miałeś być coraz ważniejszą postacią swojej drużyny i awansowaliście do Primera. Jakie miałeś nadzieje związane z następnym sezonem?
Kiedy nadeszło lato, mój ówczesny trener zapytał mnie, co bym chciał zrobić. Mieliśmy wtedy naprawdę świetny atak, ale oczywiście odpowiedziałem mu, że chcę grać. Spojrzał się na mnie trochę z wahaniem, a trochę z szacunkiem, jakby chciał powiedzieć „ten chłopak ma jaja”. Liczył więc na mnie, ale przez następne pół roku, do Bożego Narodzenia, grałem w rezerwach. Tam byłem najlepszym strzelcem i w nowym roku awansowałem do pierwszej drużyny, gdzie miałem to szczęście i zagrałem w Primera aż 15 spotkań. Potem niestety spadliśmy. Być może powinienem wtedy odejść z Murcii, ale nie byłem do tego przekonany.

Gliwicei 06.07.2019 Ekstraklasa. Piast Gliwice. Prezentacja druzyny. n/z. Dani Aquino . Fot. Irek Dorozanski / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Było tobą zainteresowanych wiele wielkich klubów, jak Real Madryt, Barcelona czy Liverpool. Zagrałeś bardzo dobry sezon, a punktem zwrotnym było zwycięstwo 4:0 z Espanyolem, które potem MARCA określiła, jako zwycięstwo Murcii Daniego Aquino. Nieźle, jak na 17-latka. Dlaczego nie zdecydowałeś się na odejście?
Myślę, że mogłem i powinienem był podjąć inną decyzję, ale postanowiłem zostać w domu, przejąć numer 10 i pomóc w ponownym awansie. Mogłem odejść do wielkiego klubu, jak Real czy Liverpool, ale nie chciałem zostawiać domu. Nigdy nie wiadomo, co jest właściwą decyzją, ale myślę, że jestem mimo wszystko zadowolony z podjętej decyzji. Czułem się mocny piłkarsko, ale myślę, że nie byłem mentalnie gotowy na wyprowadzkę. Zostałem w domu z moją mamą.

Z mamą, która mimo wszystko zawsze krytykowała cię, za nieukończenie szkoły.
Tak, to prawda. Lubię się uczyć, ale wtedy po prostu nie miałem do tego warunków. Obecnie wiele klubów stara się pomagać swoim wychowankom kontynuować edukację, a Murcia wtedy jeszcze nie była na to do końca gotowa pod kątem organizacyjnym.

Tamtego lata jednak nawet twój agent, Ginés Carvajal, publicznie powiedział, że to dla ciebie moment na odejście. Aż tak bardzo chciałeś zostać?
Bardzo mnie namawiał do odejścia, ale nie byłem po prostu na to gotowy. Być może się pomyliłem, być może nie, kto wie.

Następne dwa lata to jednak katorga. Kolejny spadek, męczyły cię kontuzje i prawie nie grałeś. 
Po prostu nie rozumiałem, czym jest piłka nożna. Przeszedłem drogę z centrum uwagi do momentu, w którym w moim domu moi kibice mnie wygwizdywali. Nie rozumiałem tego. Ludzie przyczepili mi łatkę imprezowicza, kogoś, kto zupełnie nie był skoncentrowany na futbolu. A ja przecież wciąż mieszkałem ze swoją mamą! Nawet mi to nie przychodziło do głowy. Nie rozumiałem tej sytuacji i bardzo źle to znosiłem, naprawdę źle. To były dwa straszne lata i kiedy w końcu odszedłem z Murcii, dużo kosztował mnie powrót do życia, bo mimo wszystko ja tego życia nie znałem.

Nie wymusiłeś trochę tego odejścia z Realu Murcia?
Nie, będąc szczerym, to była naprawdę dziwna sytuacja. Klub zaoferował mi przedłużenie kontraktu o kolejny rok, ale ja już nieco zmieniłem swoje podejście. Zacząłem poważniej myśleć o życiu i zastanawiałem się nad odejściem, by zostawić wszystkie te złe rzeczy za mną i zacząć od zera. Kiedy jednak przyszło lato, klub mnie wypchnął tylnymi drzwiami, mówiąc, że już byli mną zmęczeni. Takie jest życie.

Odchodzisz więc do Realu Valladolid i misją tamtejszego trenera, Miroslava Djukicia, ma być przywrócenie Daniego Aquino na najwyższy poziom. Okazuje się jednak, że prawie nie wychodzisz na murawę i wydaje mi się, że nie mieliście najlepszej relacji.
Będąc szczerym, naprawdę nie wiem, co stało się w Valladolid. Przyszedłem tam, ponieważ dwóch napastników, którzy wtedy grali w klubie, miało odejść i miałem mieć tam pewne miejsce. Zaczęliśmy też tak przygotowania do sezonu, a Djukić lubił grać tylko swoją pierwszą jedenastką. W każdym sparingu wychodziłem w pierwszym składzie i byłem najlepszym strzelcem. Wtedy jednak przyszedł pierwszy mecz ligowy i wyrzucił mnie poza kadrę, a on się trzymał swoich ulubieńców. Naprawdę nie wiem, co się wtedy stało, bo nie zrobiłem nic niezwykłego, normalnie pracowałem. Tak naprawdę nie wiedziałem nawet, że takie rzeczy się zdarzają w piłce. Bardzo mnie to zabolało.

Dlatego szybko znowu zmieniasz klub, tym razem na Real Oviedo.
Oczywiście, musiałem zmienić otoczenie. Chciało mnie parę klubów w Segunda, ale czułem, że powinienem wrócić poziom niżej, żeby odkryć się na nowo i na nowo zacząć lepiej grać. Czułem się już dużo lepiej i wtedy, tuż przed świętami, zaoferowano mi transfer do Atlético Madryt.

Pół roku po twoim przejściu do Atleti twój ojciec powiedział w wywiadzie, że zbierasz „owoce swojej odważnej decyzji”. Też miałeś takie odczucia? W końcu udało ci się zagrać w Primera.
Oczywiście. Na początku poszedłem do Atlético C, grałem za naprawdę minimalną pensję, ale to się dla mnie nie liczyło. Chciałem po prostu grać i czułem się tam fantastycznie. Zostałem kapitanem Atlético B i mogłem niemal codziennie trenować z naprawdę wielkimi piłkarzami. Dwa i pół roku w Madrycie wspominam naprawdę bardzo dobrze, bo dopiero wtedy odczułem, co to znaczy grać w wielkim klubie.

Byłeś liderem rezerw Atlético, ale czy nie byłeś nieco sfrustrowany, że nie możesz zrobić definitywnego kroku wprzód i awansować do pierwszej drużyny?
Nie, ja w futbolu nigdy nie byłem sfrustrowany. Chciałem iść jak najwyżej, chciałem strzelać więcej i chciałem grać więcej. Ale nigdy nie byłem sfrustrowany. Gdybym był, zostawiłbym piłkę. Dobrze się też tam czułem. Trenowałem z pierwszą drużyną i byłem przekonany, że jeśli któregoś dnia będą mnie potrzebowali, nie miałbym problemów z grą. Fantastycznie się odnajdywałem w Atleti, choć ostatni rok był trudniejszy. Było dużo zmian dotyczących klubu i drużyn rezerw.

Jak wspominasz dzień debiutu w Primera w barwach Atlético?
Pięknie, bo naprawdę się tego nie spodziewałem. Trenowałem z pierwszą drużyną tydzień podczas przygotowań do ostatniej kolejki i zazwyczaj my, z drużyny rezerw, pracowaliśmy z nimi do czwartku, czasem piątku, zależy kiedy był mecz. W tamtym tygodniu jednak, gdy kończyliśmy trening, Simeone zawołał do mnie „Dani, jutro też trenujesz z nami”. To samo było w sobotę i kiedy zobaczyłem swoje nazwisko na liście powołanych, to było niesamowite. Mam do dziś zachowaną koszulkę z tamtego meczu.

Miałeś jakąś relację czy kontakt z Diego Simeone?
Trudno powiedzieć, w końcu byłem tylko zawodnikiem z rezerw. Mieliśmy nosić piłki, bramki i pomagać tym z pierwszej drużyny. Byliśmy cicho i staraliśmy się po prostu wszystko obserwować. W dniu mojego debiutu jednak byłem mu niezmiernie wdzięczny i myślę, że na zawsze zapamiętam, co wtedy powiedział. „Dani, nieważna jest liczba rozegranych minut, tylko ich jakość”. Zagrałem kilka minut i udało mi się asystować Diego Coście, więc myślę, że z jakością nie było źle. To zdanie dla mnie odzwierciedla jego filozofię, bo ma piłkarzy, którzy grają mało, ale gdy wychodzą na boisko, dają z siebie maksimum. Sam Simeone może wydawać się chłodny i nieprzystępny, ale on jest po prostu tak niesamowicie skoncentrowany na swojej pracy, że nic go od tego nie odciąga.

Po zakończeniu tamtego sezonu rozmawiałeś z Simeone o twojej roli w klubie?
W Hiszpanii jest tak, że jeśli skończyłeś 23 lata i zagrałeś w pierwszej drużynie, to nie możesz wrócić do rezerw. Nie pytałem go o to, bo myślałem, że jeśli będzie mnie potrzebował, to sam o tym zdecyduje. Mój ojciec dać mi ważną lekcję: „Kiedy grasz ciągle w pierwszym składzie, nie pytasz trenera, dlaczego grasz. Dlaczego więc miałbyś to robić, kiedy nie grasz?”. Trzeba się więc poświęcić treningowi, być dobrym kolegą, pomagać innym członkom drużyny, a nie pytać o to trenera.

Zmieniłeś Atlético na Numancię, ale tam również spędziłeś tylko pół roku. Dlaczego?
Chciałem wrócić na wyższy poziom, zwrócić na siebie uwagę, ale zagrałem tam tylko połowę możliwych minut. Poznałem jednak wspomnianego już Julio, który pomógł mi pewne rzeczy poukładać i powiedział, że jeśli chcę jeszcze wrócić do elity piłkarskiej, muszę zacząć ciężej pracować. Dlatego szybko zmieniłem klub, zadzwonił do mnie przedstawiciel Racingu Santander, a to klub z wielką historią w Hiszpanii, zawsze grali w Primera. Rozmawiałem z trenerem i stwierdziłem, że muszę grać.

Odszedłem tam i byłem naprawdę zachwycony. Miałem w Racingu dwóch trenerów i każdy obdarzył mnie wielkim zaufaniem, dali mi wszystko. Prezes klubu również bardzo mi pomagał, byłem szczęśliwy, moja rodzina się tam fantastycznie czuła. Miałem do siebie zaufanie i nie czułem tak wielkiej presji, byłem wolny. Wiedziałem, że jeśli nawet nie uda mi się strzelić w jednym meczu, to może w następnym, bo w nim zagram. Trenerzy mieli do mnie zaufanie. Strzeliłem tam 40 goli w dwa lata. W drugim sezonie było trochę gorzej, mieliśmy nieco gorszą drużynę, ponadto poprzedni sezon nas wycieńczył. Graliśmy o awans do samego końca, przegraliśmy z Barceloną B i to wszystkich zabolało.

Airam Cabrera mówił, że gra w Segunda B jest niesamowicie męcząca psychicznie, bo możesz rozegrać dobry sezon, zagrać niemal 50 meczów i jeśli ostatecznie nie udaje się awansować, na ostatniej prostej, to jesteś załamany.
Oczywiście. Pobiliśmy rekord punktowy ligi, ale tyle samo miał Cultural Leonesa i to oni byli pierwsi różnicą bramkową, a my przegraliśmy w barażach. W ubiegłym sezonie, jeśli dobrze pamiętam, Racing, który awansował do Segunda, zdobył 11 punktów mniej, niż my wtedy. To naprawdę może wszystkich wycieńczyć. Przedłużyłem jednak kontrakt, prezes powiedział, że nie może dać mi odejść. Zaoferowali mi kontrakt na tyle lat, ile tylko bym chciał. Czuliśmy się tam bardzo dobrze, moja żona się tam świetnie odnajdywała, tam mój syn zaczął chodzić. Po tym drugim roku jednak chciałem coś zmienić, poszukać nowego wyzwania i dlatego przenieśliśmy się z powrotem do Murcii.

Borysow 09.07.2019 1 Runda eliminacji Ligi Mistrzow Bate Borysow - Piast Gliwice Trening Piasta Gliwice . n/z. Dani Aquino . Fot. Irek Dorozanski --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Dlaczego zdecydowałeś się odejść, skoro czułeś się tak dobrze w Racingu?
Zaoferowali mi dobry kontrakt i wracaliśmy do domu. Poza tym zawsze miałem w sobie taką zadrę, związaną ze złym pożegnaniem z Realem Murcia. Chciałem udowodnić ludziom, którzy wtedy na mnie gwizdali, że wciąż jestem dobrym piłkarzem. Mój powrót był jednak dużo inny od tego, jak się rozstawałem z Murcią, przecież miałem już żonę i syna. Nie chciałem stawiać swojego życia nad to ich, więc nie wychylałem się za bardzo. Wiedziałem też, że Murcia nie jest w najlepszej kondycji, nawet dziś w niej nie jest, ale chciałem pomóc klubowi, który mnie wychował.

Co się w takim razie zmieniło, że odszedłeś?
W pewnym momencie jednak sprawy się bardzo skomplikowały z powodu nowego prezesa. Potrafił wyjść na konferencję prasową i powiedzieć, ile dokładnie zarabiamy.  To zaczęło sprawiać, że prywatność mojej rodziny była nieco zagrożona. Wyprowadziliśmy się poza Murcię, mieszkaliśmy w wiosce, jakieś 8 kilometrów od miasta. Różnice w pensjach były jednak spore. Niektórzy, szczególnie wychowankowie, dostawali bardzo niedużo pieniędzy. Prasa zaczęła robić problemy i pojawiała się wokół nas coraz gorsza atmosfera. Musiałem odejść i wykorzystałem dobrą okazję do wypożyczenia na Cypr, więc znowu opuściłem Murcię. Znowu w zły sposób, ale tym razem było mi wszystko jedno. Nie mogłem narażać mojej żony i syna.

Byłeś też w całkiem niezłej sytuacji, bo przecież Murcia zapłaciła ci z góry, gdy podpisałeś kontrakt.
Tak, część pieniędzy otrzymałem od razu, ale potem przez pięć miesięcy nie dostawaliśmy pensji. Była dziwna atmosfera, nie mogłem zrozumieć, o co chodzi. Działacze się wykręcali, a potem, gdy zdecydowaliśmy, że najlepsze dla mnie będzie odejście, spłacili mnie całkowicie. Rozumiesz? Od kilku miesięcy „nie mieli pieniędzy”, a nagle wypłacili mi całą pensję. Oddałem im te pieniądze z zastrzeżeniem, żeby poszły na wypłaty dla innych zawodników, którzy mniej zarabiali, bo oni dopiero mieli problemy. Chciałem odejść, nie potrzebowałem tych pieniędzy.

A twój ówczesny trener, Manolo Herrero, jak do tego podchodził? Byłeś najlepszym strzelcem jego drużyny.
Wiedział, czego potrzebowałem. Mieliśmy doskonałe relacje, Manolo był najlepszą osobą, na jaką trafiłem w karierze. To przede wszystkim dobry człowiek, ale też świetny trener. Niemal zbyt dobra osoba, by być trenerem.

W końcu więc opuściłeś Hiszpanię, gdzie spędziłeś całą karierę. Czy to nie była taka desperacka próba zaistnienia i wyjścia wreszcie z Segunda B?
Może nie desperacka, ale chciałem wrócić na najwyższy poziom. Pokazać sobie i wszystkim dookoła, że wciąż jestem bardzo dobrym piłkarzem. Na Cyprze jest naprawdę dobra liga. Nie cieszy się wielkim zainteresowaniem, stadiony się nie zapełniają, ale pod kątem piłkarskim to naprawdę dobry poziom. Wydaje mi się, że poszło mi tam dobrze, mimo że w połowie rundy złapałem kontuzję. Czułem się tam nieźle i grałem dobrze, ale brakowało mi trochę właśnie tej atmosfery wokół meczów. Miałem tam zostać, ale kiedy pojawiła się opcja dołączenia do drużyny w Polsce, która dodatkowo była mistrzem, miała zagrać w eliminacjach do Ligi Mistrzów i grało tu kilku Hiszpanów, nie wahałem się ani chwili.

Ofertę z Piasta miałeś jeszcze grając w Larnace, prawda?
Tak, AEK miał opcję wykupienia mnie, więc trochę się to wszystko przedłużyło. W pierwszym tygodniu wakacji byłem w domu moich teściów i pamiętam, że zadzwonił do mnie mój agent, Diego León. Powiedział, że jest taka opcja, Piast jest naprawdę zainteresowany, a Murcia potrzebuje pieniędzy. Powiedziałem mu, że idziemy. Jeśli mam taką propozycję, nie mogę wrócić na Cypr. Klub mi też bardzo pomógł, wszyscy mnie bardzo ciepło przywitali, ale przyznam, że trochę się denerwowałem. Larnaka miała opcję wykupu do 25 czerwca, więc nie chciałem od nich odbierać telefonów, myślałem tylko o Piaście. Całe szczęście, że doszliśmy do porozumienia. Długie oczekiwanie, ale wszystko skończyło się dobrze.

Co było dla ciebie najważniejsze w tak dużej zmianie, jaką jest przeprowadzka do innego kraju?
Rozpoczęcie od zera. Tutaj nikt nie wie, kim jestem, jaką mam przeszłość, nie ma tej łatki zawodnika z Segunda B, o której rozmawialiśmy. Mogę pokazać, że nie jestem żadnych typem spod ciemnej gwiazdy i przede wszystkim mogę dzięki swojej pracy wrócić do piłki na wysokim poziomie.

Oglądałeś mecze Piasta zanim zdecydowałeś się tu przyjść?
Widziałem skróty, bo całe mecze trudno jest znaleźć na YouTube. Ludzie z klubu pokazywali mi skróty meczów, różne filmiki z kibicami czy z treningów i bardzo mi się tu spodobało. Oczywiście takie rzeczy cię przyciągają, ale to naprawdę wyjątkowe, by po przyjściu tutaj zdać sobie sprawę, że wszystko stoi na jeszcze wyższym poziomie.

Rozmawiałeś wcześniej z Gerardem Badíą czy Jorge Félixem?

Tak, choć z Jorge tylko graliśmy między sobą, a z Gerardem spotkałem się w Murcii podczas mojego pierwszego etapu tam. Mamy też wspólnego znajomego, który nas skontaktował i wypowiadali się bardzo dobrze, co mnie już zupełnie przekonało do transferu.

Co cię najbardziej zaskoczyło w Polsce?
Dwie rzeczy. Po pierwsze to, ile się tu je. Naprawdę mnóstwo! Poza tym każdy zawodnik jest tu niesamowicie silny, nigdy nie widziałem tak mocnych fizycznie piłkarzy.

Jakie masz nadzieje na ten nadchodzący sezon?
Najważniejsze dla mnie jest, by odwdzięczyć się klubowi za zaufanie, którym mnie obdarzył. Chcę się dalej rozwijać, uczyć nowych rzeczy, być coraz lepszym piłkarzem, ale też coraz lepszą osobą. Chciałbym jak najbardziej pomagać moim kolegom z drużyny i strzelić mnóstwo goli.

Myślisz, że możecie powalczyć o obronę mistrzostwa?
Możemy. Oczywiście, będzie bardzo trudno, w końcu to było dopiero pierwsze mistrzostwo w historii i trzeba wykonać ogrom pracy, nie popełnić błędów. Wydaje mi się jednak, że klub ściąga piłkarzy właśnie po to, by to osiągnąć.

Rozmawiał KRZYSZTOF ROT

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...