Oj, ta saga szybko się nie skończy. A jeśli się skończy, to na pewno nie w sposób pokojowy. Antoine Griezmann znów jest na ustach całej Hiszpanii, a zwłaszcza na ustach madryckiej prasy. Atletico właśnie wypuściło komunikat, w którym wali pięścią w stół, oburza się na Barcelonę i grozi palcem samemu Francuzowi. O co chodzi? Według władz Atleti – Katalończycy złamali prawo kontaktując się z piłkarzem bez ich zgody.
W połowie maja Griezmann na filmiku wypuszczonym przez Atletico deklarował wprost: – Chcę oświadczyć wam, że podjąłem decyzję – odchodzę. Pragnę nowych wyzwań. Wybór był dla mnie bardzo trudny, ale czuję, że właśnie tego teraz potrzebuję. Dziękuję wam za wszystko, co mi daliście w ostatnich 5 latach.
Ostatnio Miguel Angel Gil Marin, dyrektor generalny madrytczyków, oświadczył wprost, że “od marca wszyscy wiemy, że Griezmann przejdzie do Barcelony“.
Wydawało się, że w tym temacie nie ma się już prawa nic wysypać. 1 lipca w życie wchodził zapis w kontrakcie Francuza, który zakładał, że klauzula jego wykupu zostanie obniżona z 200 do 120 milionów euro. Barca wpłaciłaby lada moment tę kasę i sprawa byłaby załatwiona. Później już tylko prezentacja na Camp Nou, trzy żonglerki, “mes que un club” na konferencji i teksty o tym, że w pokoju trzymał koszulkę Kluiverta w barwach Blaugrany. Proste? No, nie do końca.
Atletico w piątek wieczorem wypuściło komunikat pełne oburzenia i pretensji. W piśmie czytamy o tym, że:
– 14 maja Griezmann oświadczył w klubie, że chce odejść po zakończeniu sezonu
– Atletico niedługo później dowiedziało się, że Francuz już w marcu dogadał się z Barceloną i ustalił warunki indywidualnego kontraktu
– w ten czwartek doszło do spotkania przedstawicieli Atletico i Barcelony, w którym ludzie mistrza Hiszpanii poprosili o rozłożenie na raty tych 120 baniek euro
– Atletico tę propozycję odrzuciło, gdyż Katalończycy wkurzyli ich dogadywaniem się z piłkarzem za ich plecami
– madrytczycy wzywają też Griezmanna do stawienia się w klubie w najbliższą niedzielę i rozpoczęcia okresu przygotowawczego z całą drużyną
– ponadto podają hasła o “odrazie wobec obu stron, zwłaszcza Barcelony”, o “naruszeniu elementarnych zasad moralnych”, o “krzywdzie wyrządzonej Atletico i milionom kibiców“
Generalnie Atletico ma rację w tym, że Katalończycy nie mogli dogadać się z Griezmannem bez ich zgody. A na pewno nie w tym okresie, o którym mowa. Francuz ma bowiem ważny kontrakt z Atleti do czerwca 2023 roku, zatem do 1.01.2023 nikt nie może z nim rozmawiać o kontrakcie bez zgody madrytczyków. Regulują to przepisy FIFA w sprawie statusu i transferów zawodników (“Regulations on the status and transfer of players”). Artykuł 18, ustęp 3:
– Klub zamierzający zawrzeć umowę z Zawodowcem musi powiadomić jego obecny klub w formie pisemnej przez przystąpienie do negocjacji z takim Zawodowcem. Zawodowiec może zawrzeć umowę z nowym klubem tylko, jeżeli jego umowa z obecnym klubem wygasła lub wygaśnie w ciągu sześciu miesięcy. Wszelkie naruszenia niniejszego przepisu podlegają odpowiednim sankcjom.
Przepisy zakładają zatem, że proces przeprowadzania transferu będzie wyglądał tak:
1. Klub pozyskujący wysyła pismo do aktualnego klubu piłkarza
2. Klub posiadający piłkarza przystępuje do negocjacji
3. Kluby ustalają kwotę odstępnego i inne warunki
4. Klub pozyskujący przystępuje do rozmów z piłkarzem
5. Klub pozyskujący dogaduje się z piłkarzem i potwierdza umowę z klubem posiadającym
W praktyce wygląda to jednak zupełnie inaczej. – Najczęściej najpierw następuje sondowanie co na temat takiego transferu myśli sam piłkarz. Dyrektor sportowy lub prezes dzwoni do samego zawodnika albo do jego menadżera i wypytuje “chciałbyś do nas przyjść, ile chciałbyś zarabiać, co cię interesuje”. Dopiero wtedy, gdy piłkarz jest nastawiony pozytywnie, następują rozmowy z jego obecnym klubem. Często negocjacje toczą się dwutorowo, czyli w jednym gabinecie zbija się cenę za piłkarza, w drugim jego pensję – mówi nasz rozmówca, który brał udział przy dużych dealach na arenie europejskiej.
Tymczasem – według tego, co twierdzi Atletico – Barcelona ominęła punkt pierwszy, drugi i trzeci, a z miejsca przeszła do czwartego. I to z przeświadczeniem, że w sumie mało obchodzi ich zdanie Atletico, bo w lipcu i tak wpłaci 120 baniek euro czym aktywuje klauzulę. Wówczas panom z Madrytu pozostanie tylko sprawdzić konto, kiwnąć głową i pomachać Griezmannowi na lotnisku.
Sęk w tym, że panowie z Madrytu lekko zdenerwowali się na wieść, że Barcelona negocjowała z ich gwiazdą w trakcie sezonu – tuż po odpadnięciu z Ligi Mistrzów i jeszcze w trakcie walki o mistrzostwo Hiszpanii. I teraz grożą paluchem Barcelonie. Choć mamy wrażenie, że ten transfer już raczej się nie wypieprzy – no bo wystarczy, że Barca ostatecznie wpłaci te 120 milionów i wówczas Griezmann podpisze tę przeklętą umowę. Gorzej dla Katalończyków, jeśli Atletico zgłosi sprawę do FIFA. Wówczas może się skończyć na karze finansowej czy zakazie transferowym. O ile oczywiście Atleti będzie w stanie udowodnić, że Francuz faktycznie rozmawiał z Barcą bez zgody ówczesnego pracodawcy.
A świat futbolu widział już przecież podobne cyrki. Najgłośniejszą historią jest ta z przejściem Ashleya Cole’a do Chelsea. Dziennikarze “News of the World” zrobili bowiem Anglikowi, jego menadżerowi, Jose Mourinho i Peterowi Kenyonowi zdjęcia w jednej z londyńskich restauracji. Angielski związek piłkarski nie miał wątpliwości, że spotkanie trenera i dyrektora Chelsea z piłkarzem oraz z jego agentem nie miało charakteru czysto towarzyskiego. FA uznało, że “The Blues” złamało przepisy, bo Arsenal – ówczesny klub reprezentanta Anglii – nie wyraził zgody na negocjacje transferowe. Władze “Kanonierów” niespecjalnie naciskały na karanie rywali zza miedzy, bo sami mieli na sumieniu podobne akcje (chociażby w podobnym okresie na transfer do Arsenalu namawiali Shauna Wrighta-Phillipsa). Ostatecznie Cole został ukarany grzywną w wysokości 75 tysięcy funtów (w pierwszej instancji 100 tysięcy), na “The Blues” nałożono karę 300 tysięcy plus minusowe trzy punkty w zawieszeniu, a sam Mourinho musiał zabulić 200 tysięcy. Ponadto menadżer Cole’a został zawieszony w prawach agenta na kilkanaście miesięcy.
Z tej sprawy FA zrobiło przykład dla innych. Związek jasno określił, że nie będzie akceptował takich praktyk, choć w przeszłości wielokrotnie podobnych akcji dopuszczał się chociażby Manchester United z sir Aleksem Fergusonem za sterami. Jaap Stam opisywał działania Szkota w swojej biografii, lecz legendarny trener “Czerwonych Diabłów” nigdy nie został za to ukarany. A żeby nie grzebać w prehistorii – dwa lata temu Southampton naskarżył władzom ligi, że Liverpool robi bezprawne podchody pod Virgila van Dijka. Wówczas “The Reds” przeprosili “Świętych” i pokajali się przed FA, a pół roku później dopięli już transfer Holendra. W Anglii mówiło się, że Southampton specjalnie pogroził paluchem Liverpoolowi, by niedługo później wyciągnąć od nich jeszcze więcej kasy przy transferze stopera.
I nie wykluczamy, że w tym przypadku może być podobnie. To znaczy – Atletico już więcej kasy na samym Griezmannie nie ugra, ale może dojść do cichego układu między nimi i Barceloną. Tak na zasadzie “mamy na was haka, ale chętnie schowamy go w piwnicy o ile za rok sprzedacie nam piłkarza X na preferencyjnych warunkach albo zapłacicie nam za zawodnika Y trochę więcej niż oczekujemy od innych”. Bo przecież władze Atleti doskonale zdają sobie sprawę, że sprawa Francuza jest już przegrana – zawodnik się pożegnał, jego numer dostał już Joao Felix, klauzula zostanie wkrótce aktywowana, Antoine nie chce zostawać w Madrycie. Pozostała już tylko taka kwestia, by wyjść z tego transferu z czymś więcej niż ze 120 milionami euro.
Chyba wszyscy nauczyli się zresztą już, że w miejscu gdzie wielkie piłkarskie firmy zaczynają używać argumentów dotyczących zasad moralnych, zazwyczaj chodzi po prostu o finansową rekompensatę ich moralnych obrażeń.
fot. NewsPix