W sezonie 2016/17 jego dwa trafienia pozwoliły Juventusowi roznieść 3:0 Barcelonę w drodze do finału Ligi Mistrzów. W sezonie 2017/18 w samej tylko Serie A zdobył 22 gole, walnie przyczyniając się do zdobycia scudetto przez Starą Damę. Wydawało się, że Paulo Dybala spokojnie, kroczek po kroczku, wspina się na futbolowy szczyt i już wkrótce będzie wymieniany wśród poważnych kandydatów do Złotej Piłki. Że zasiądzie na tej samej półce co Neymar, Griezmann czy Salah. Jednak Argentyńczyk boleśnie przekonuje się, jak trudno jest rywalizować z Leo Messim i Cristiano Ronaldo. Rywalizować nie tylko na boisku, ale – przede wszystkim – o miejsce w wyjściowej jedenastce i palmę pierwszeństwa w zespole.
Dybala w minionym sezonie Serie A rozegrał tylko 30 spotkań, spędzając na boisku 2137 minut. To wynik gorszy odpowiednio o 3 mecze i 219 minut niż w sezonie 2017/18. Z pozoru – nie ma drastycznej różnicy. Argentyńczyk w większości ligowych starć zagrał od pierwszych minut, kilka razy nosił nawet na ramieniu opaskę kapitańską. Ale jego liczby pogorszyły się wręcz straszliwie – z 22 ligowych goli w sezonie 17/18, do zaledwie pięciu trafień w zakończonych niedawno rozgrywkach. Na domiar wszystkiego – w fazie pucharowej Champions League rola Dybali w Juventusie została dość mocno zmarginalizowana, choć to przecież właśnie trafienia Argentyńczyka zapewniły Juventusowi spokój w fazie grupowej rozgrywek i bezpieczny awans do play-offów.
To druga z rzędu niezbyt udana dla Paulo przygoda z Ligą Mistrzów – w sezonie 2017/18 również spadały na jego głowę gromy za kiepskie występy na europejskiej arenie. Już wtedy można było zacząć przeczuwać, ze coś jest nie w porządku, gdy Dybala kiepsko reagował na pewne decyzje taktyczne trenera.
Niektórzy włoscy dziennikarze nie mają jednak wątpliwości – pal licho poprzednie lata, Paulo Dybala padł ofiarą transferu Cristiano Ronaldo. Dzisiaj to wokół Portugalczyka – niczym wokół słońca – kręci się turyński układ planetarny. Gdy Dybala znajduje się na boisku, zaburza kosmiczną równowagę sił. Jego aura jest zbyt silna, by funkcjonować w zespole równolegle z genialnym Portugalczykiem, a jednocześnie – co oczywiste – zbyt słaba, by to Ronaldo musiał się dostosowywać do Dybali, a nie odwrotnie.
Efekt jest taki, że dla 25-latka po prostu brakuje w zespole Starej Damy odpowiedniego miejsca. Miał być liderem ofensywny, a coraz częściej plotkuje się o jego odejściu. Choć przecież Cristiano jest od Dybali znacznie, ale to znacznie starszy.
– Ronaldo i Dybala mogą grać ze sobą – dowodził zimą Massimiliano Allegri, ówczesny manager Juventusu, dociskany do ściany przez dziennikarzy zainteresowanych pozycją Argentyńczyka w zespole. – To oczywiste, że mogą. Ale wtedy cała nasza drużyna musi pracować o wiele mocniej, bo istnieje zagrożenie, że wytracimy balans. Wszystko zależy od przeciwnika. Piłkarze czasem mogą być rozczarowani, gdy ich rola w zespole staje się nieco inna. Jednak moim zdaniem czas spędzony na ławce rezerwowych to idealny moment, żeby naładować baterie i od nowa wypracować w sobie mentalną siłę oraz twardość. Oczywiście każdy piłkarz reaguje na tego rodzaju sytuacje po swojemu. Dla mnie Dybala jest tak samo ważnym zawodnikiem jak rok czy dwa lata temu, nic się tu nie zmieniło. Po prostu mamy też Ronaldo. On jest bardziej napastnikiem niż Paulo, ale sam Cristiano nie wystarczy nam w polu karnym. Potrzebujemy tam więcej ludzi.
– Ronaldo grał w Realu Madryt z Benzemą i Bale’em. Przecież to nie są wariaci, wiedzieli co robią, ustawiając go w takim towarzystwie. Każdy po prostu potrzebuje właściwego partnera. Mandżukić idealnie się sprawdza i w duecie z Cristiano, i w duecie z Paulo – dodał trener.
Końcowy fragment tej wypowiedzi jest – mimo wszystko – dość wymowny. Każdy potrzebuje idealnego partnera, a Dybala z jakichś powodów nie sprawia wrażenia kompana dopasowanego jak ulał do CR7. Benzema bez wątpienia był takim zawodnikiem i to się widziało gołym okiem – choć trzeba pamiętać, że były reprezentant Francji po prostu się dla kolegi z zespołu poświęcał. Schował się w jego cieniu i chętnie w nim rozgościł, wypracowując w duecie z Ronaldo jego rekordy strzeleckie. O swój dorobek Karim aż tak mocno się nie troszczył.
Czy Dybala ma na to ochotę? Niekoniecznie.
Brat (i jednocześnie agent) Argentyńczyka już w maju, na łamach argentyńskich mediów, stwierdził bez ogródek: – Paulo musi coś zmienić. Nie umiem wskazać, jaka to ma być zmiana, ale wielce prawdopodobne, że odejdzie z Juventusu. Nie jest już szczęśliwy. Od jakiegoś czasu nie czuje się w klubie komfortowo i mogę powiedzieć, że nie tylko on – oznajmił Gustavo Dybala, sugerując dobitnie, że szatnia Juventusu nie jest do końca zadowolona z tego, iż przybycie Cristiano Ronaldo do Italii kompletnie wywróciło hierarchię w zespole. Co pewnie byłoby łatwiej przełknąć, gdyby Portugalczyk wygrał dla Juve upragnioną Ligę Mistrzów, ale jego magia wystarczyła jedynie na wyeliminowanie Atletico Madryt. Oczywiście z całej turyńskiej ekipy Cristiano w dwumeczu z Ajaksem zawodził chyba najmniej, ale od niego nie od dziś i nie od wczoraj oczekuje się wręcz cudów.
Sam Dybala zachowuje pokerową twarz, dementując słowa brata: – To wielka przyjemność, grać z Cristiano w jednej drużynie. Trudno mi znaleźć słowa, by to opisać. Mam możliwość, by w klubie i reprezentacji grać u boku największych piłkarskich fenomenów w historii. To niesamowite.
No właśnie – bo przecież na klubie kłopoty Dybali z ustabilizowaniem pozycji wewnątrz zespołu się nie kończą. Mówi się, że Paulo numerem jeden jest jedynie w swoim rodzinnym mieście. Laguna Larga to “Miasto Dybali”.
Od wielu miesięcy, jeśli nie lat, Argentyńczyk ma również gigantyczny problem, żeby przebić się do pierwszego składu w kadrze. Drużyna Albicelestes na kolejnych turniejach rozczarowuje, a jednak żaden z selekcjonerów nie dochodzi z jakichś powodów do wniosku, że receptą na poprawę sytuacji jest powierzenie większej roli w drużynie w ręce Paulo Dybali. Dotychczas napastnik (czy też ofensywny pomocnik, zależy jak na to spojrzeć) Juve rozegrał w kadrze zaledwie 21 spotkań, zdobywając jednego, jedynego gola. Na mundialu w 2018 roku był jednym z grona piłkarzy najbardziej pokrzywdzonych przez politykę kadrową Jorge Sampaolego. Dostał tylko 22 minuty w starciu z Chorwacją. Resztę spotkań oglądał z perspektywy kibica.
Sampaoli przetestował kilkadziesiąt różnych formacji i w żadnej nie znalazła się istotna rola do odegrania dla zawodnika Juve. Powód? A jakże – Dybala średnio nadaje się do gry z Cristiano, ale do współpracy z Messim – zdaniem wielu ekspertów – nie nadaje się po prostu wcale. To zawodnicy zbyt podobni, taka krąży obiegowa opinia. Różni ich głównie to, że gwiazdor reprezentacji i Barcelony jest lepszy. Więc gra.
– Często się mówi, że Dybala i Messi nie mogą ze sobą na boisku współpracować, właśnie dlatego, że są piłkarzami o zbyt podobnym profilu. Podobno Barcelona zrezygnowała z Dybali jako następcy dla Neymara, bo współpraca dwóch Argentyńczyków po prostu nie może wypalić. Messi osobiście przyznał, że to podobieństwo istnieje – analizował sytuację bloger związany z Juventusem, Sam Lopresti. Można to właściwie odnieść do słów samego Dybali, który w 2017 roku oznajmił: – To może brzmieć zabawnie, ale nie jest łatwo grać z Messim w jednej drużynie. Staram się zapewnić mu przestrzeń, ale obaj poruszamy się bardzo podobnie. Oczywiście wiem, że to moim zadaniem jest zapewnienie mu swobody.
– Obaj rzadko mieli okazję grać ze sobą, ale jeśli już do tego dochodziło, ich akcje kombinacyjne wyglądały jednak całkiem nieźle – zauważa dalej Lopresti. – Ale nie można sprawy upraszczać do tego stopnia. Jorge Sampaoli publicznie powiedział, że jego zdaniem ta dwójka może razem grać. Problemem jednak jest to, że Dybala to taktycznie bardzo ograniczony zawodnik. Żeby operować na maksymalnym poziomie efektywności, musi być ustawiony w środkowej strefie, jako trequartista, cofnięty napastnik. Można mu dać przyzwolenie, żeby schodził do skrzydeł, ale w bocznych sektorach boiska nigdy nie będzie się czuł jak ryba w wodzie.
– To powodowało liczne niesnaski między Dybalą a Massimiliano Allegrim – przypomniał Lopresti. – Allegri bardzo chciał korzystać z formacji 4-2-3-1 na początku sezonu, ale im dłużej trwały rozgrywki, tym bardziej dochodził do wniosku, że dwóch zawodników w środku pola czyni Juventus praktycznie bezbronnym w tej części boiska. Już w listopadzie Juve zaczęło grać trójką środkowych pomocników. I wtedy zaczęły się pierwsze kłopoty Dybali. Allegri preferował grę w systemie 4-3-3, a Dybala nie jest skrzydłowym pełną gębą, najlepiej sprawdza się w “choince”, jako centralna postać zespołu. Żeby z niego odpowiednio skorzystać, trzeba mieć dobry system, trzeba mieć pomysł, podejście i długofalowy plan na zespół. Sampaoli nie przygotował na mundial żadnego planu, więc to oczywiste, że nie udało mu się znaleźć na boisku miejsca dla Dybali.
Co ciekawe – jako junior, Dybala najchętniej grał właśnie jako skrzydłowy. Opowiadał o tym jeden z jego dawnych trenerów, Walter Saracho. – Był naturalnym lewoskrzydłowym. Był niezwykle szybki, świetnie dryblował, miał predyspozycje do tego, by ustawiać go z boku. Choć tak naprawdę, to mógł zagrać wszędzie. Przy okazji bardzo uprzejmy, umiejętnie radzący sobie z presją, grzeczny i uśmiechnięty chłopak. Nie był typem łobuza. Rozrabiał na boisku, dokuczając przeciwnikom.
Gdy Maurizio Zamparini ściągnął 19-letniego Dybalę do Palermo, oznajmił triumfalnie: – Za trzy miliony euro wyszarpałem z łap PSG i Chelsea nowego Sergio Aguero.
Początki we Włoszech były trudne, o czym sam Dybala opowiadał w rozmowie z Weszło w 2014 roku: – Myślę, że za dużo się o mnie mówiło, zanim trafiłem do Palermo. Mogło to na mnie nie wpłynąć dobrze, mogło mi się zakręcić w głowie. Teraz faktycznie gram w Serie B, bo prezes klubu chciał, bym po spadku pomógł drużynie wrócić do Serie A. Jesteśmy bliscy awansu, zagraliśmy bardzo dobry sezon, strzeliłem kilka bramek, jestem szczęśliwy i znów zaczyna się o mnie mówić. Wciąż jestem jednak młodym zawodnikiem i chcę się spokojnie rozwijać.
Cóż – wydawało się, że jak już Dybala wskoczył na odpowiedni tor rozwoju, to z obranego kierunki na futbolowy szczyt nie zboczy. A jednak teraz wpadł w spore turbulencje. I wymiana Sampaolego na Lionela Scaloniego niewiele mu – wbrew początkowym sygnałom – pomogła.
Obecny selekcjoner Albicelestes początek pracy miał w tym wymiarze wymarzony – Messi na urlopie od kadry, nic tylko zbudować w reprezentacji pozycję takich zawodników jak Dybala. W drugiej połowie 2018 roku Paulo zagrał od pierwszych minut z Irakiem, Brazylią i Meksykiem. Na początku bieżącego roku też otrzymał sporo czasu, żeby się pokazać. Ale z drugiej strony – nie tak dużo, jak oczekiwano. Nowy trener nie wsadził Dybali w buty Messiego.
Scaloni komentował to tak: – Jak ktoś może myśleć, że mam problem z Dybalą? To fenomen. Niesamowity chłopak. Szukam rozwiązania, żeby czuł się jak najbardziej komfortowo.
Jak widać, rozwiązania nie udało się znaleźć. Dybala dotychczas zagrał podczas Copa America 24 minuty, a zatem powtarza się sytuacja sprzed roku, z mistrzostw świata w Rosji. Wczoraj Argentyna desperacko potrzebowała odrobienia strat w potyczce z Brazylią, tymczasem Paulo dostał od trenera ledwie kilka minut zaufania. Końcówka spotkania należała w znacznej mierze do starych wyjadaczy – Messiego, Di Marii, Aguero. “La Joya” (“Brylant”) losów meczu rzecz jasna nie odmienił. Zresztą – Scaloniemu szybko minął entuzjazm wobec Dybali, gdy do kadry wrócił Messi. Śpiewka się wówczas zmieniła. – Obaj są kompatybilni, ale potrzeba czasu, żeby ich dopasować – mówił selekcjoner już w marcu. – To nie potrwa zbyt krótko, co logiczne. Nie mieliśmy wiele czasu, żeby ich ze sobą zgrać.
Pytanie zatem – kiedy nadejdzie w końcu czas Dybali? Ale nie czas, żeby go zagrać z tym czy z tamtym zawodnikiem. Czas, gdy to do niego będą się musieli dostosowywać inni?
– Gdybym miał pójść o zakład, który zawodników Juventusu z całą pewnością zostanie kolejną supergwiazdą światowego futbolu, odpowiedź byłaby krótka: “Dybala” – dowodził kolejny z bliskich Juventusowi publicystów. – Talent, umiejętności, również osobowość, nawet ta chłopięca uroda. Wydawało się, że ma wszystko, żeby trafić na okładki. Trudno sobie wyobrazić, że ledwie dwa lata po tym, jak jego dwa gole pozwoliły wyeliminować Barcelonę z Ligi Mistrzów zastanawiamy się, czy dla niego jest jeszcze w ogóle miejsce w składzie Juve. To kuriozalne. A jednak – ten dylemat rzeczywiście istnieje.
Dylemat, przed którym stanie – albo i nie – Maurizio Sarri. A zatem kolejny szkoleniowiec, który bardzo lubi korzystać ze skrzydłowych, a tym Dybala już nigdy nie zostanie. Podobnie jak rasowym super-snajperem, klasyczną dziewiątką. Nie ma do tego naturalnych predyspozycji, jest zawodnikiem innego typu. Z drugiej strony – Sarri udowodnił, że potrafi zawodnika odkryć na nowo i pchnąć jego karierę na zupełnie nowe tory. Uczynił tak z Gonzalo Higuainem, z Driesem Mertensem, z Lorenzo Insigne. Przykłady można mnożyć. Ponadto – Sarri uwielbia ofensywną piłkę, a w takich okolicznościach przyrody Dybala naprawdę mógłby rozkwitnąć.
Być może neapolitańczyk także i na zagadkę pod tytułem “Paulo Dybala” zdoła znaleźć rozwiązanie.
O ile oczywiście Argentyńczyka ktoś po prostu wcześniej z Juventusu nie wykupi, gwarantując status niekwestionowanej super-gwiazdy i lidera ofensywny. Ostatecznie Dybala już pięć lat temu był przekonany, że nie ma ochoty wspinać się na szczyt wyznaczoną już wcześniej drogą, ale chce odkryć nową trasę. Osiągnąć sukces po swojemu. – Messi jest jeden, tak jak Maradona. Ja chcę być sobą.
Fot. Newspix.pl