To się zaczyna już robić śmieszne. Reprezentacja Polski ma na koncie dziewięć punktów po trzech meczach eliminacyjnych, wygrała dwa niełatwe starcia wyjazdowe, nie straciła nawet jednego gola, tymczasem wciąż trzeba się naprawdę nieźle nagłowić, żeby powiedzieć o grze tej drużyny cokolwiek pozytywnego. Poza dorobkiem punktowym – nie bardzo jest na czym oko zawiesić. Od oglądania Polaków w akcji po prostu bolą zęby. Zresztą – samych zawodników chyba też bolą, bo po wyszarpanym zwycięstwie z Macedonią nie ukrywali oni niezadowolenia. Z kolei trener Brzęczek zapowiada, że na razie liczy się dla niego skuteczność, a na ładną grę przyjdzie jeszcze czas.
Cholera, panie trenerze-selekcjonerze, a nie mógłby ten czas nadejść już dzisiaj? Dziesiąty mecz na stanowisku głównodowodzącego reprezentacją Polski wypadałoby uczcić fajnym widowiskiem, a nie kolejnym paździerzem.
– Zdajemy sobie sprawę z tego, że nasza gra jeszcze nie jest na takim poziomie, jakiego byśmy oczekiwali, ale to nie jest najważniejsze. Nie będę miał nic przeciwko, jeśli po jutrzejszym meczu będziemy mieli w sumie pięć goli strzelonych i zero straconych. Zwracam uwagę na styl, ale najważniejsze są wyniki – stwierdził Brzęczek na przedmeczowej konferencji prasowej.
Jerzy Brzęczek w roli selekcjonera reprezentacji Polski.
Z jednej strony – trudno się z rozumowaniem trenera sprzeczać. Ewentualne zwycięstwo z Izraelem na Narodowym postawi reprezentację Polski w doskonałej sytuacji, a przecież zbliża się już półmetek eliminacji. W tej chwili biało-czerwoni mają w dorobku dziewięć oczek, nasi dzisiejsi rywale natomiast zdobyli dotychczas siedem punktów. Resztę stawki stanowią: Macedonia Północna (4 punkty), Austria (3 punkty), Słowenia (2 punkty) i Łotwa (0 punktów). Można się zatem pokusić o stwierdzenie, że po triumfie nad Izraelem podopieczni Jerzego Brzęczka będą już całkiem blisko występu na mistrzostwach Europy. Z grupy wychodzą dwa zespoły, zatem w drugiej części eliminacji musiałby się wydarzyć kataklizm tysiąclecia, żeby Polska miała jednak zlecieć poniżej pozycji wicelidera – nikt za naszymi plecami nie imponuje regularnością punktowania. Trzy punkty z Izraelem naprawdę uspokoją sytuację.
WYGRAMY 1:0? ETOTO PODWYŻSZA KURSY – 7,25 W TAKIM ZAKŁADZIE
Inna sprawa, że nawet w przypadku katastrofy czeka nas jeszcze zapewne druga droga do awansu, czyli baraże Ligi Narodów.
Krótko mówiąc – nie można się dziwić Brzęczkowi, że na razie najmocniej interesuje go wynik. Izrael na razie wygląda na naszego najgroźniejszego konkurenta i trzy punkty w dzisiejszym starciu mają kluczowe znaczenie, to fakt. Jednak nie ma przecież takiej reguły, że dobry wynik nie może w żadnym wypadku wynikać z dobrego stylu. Wręcz przeciwnie – zwykle właśnie tak to wygląda. Jeśli pomyślne rezultaty nie są efektem dobrej gry, to mówimy po prostu o farcie. Którego nasz selekcjoner na razie ma pod dostatkiem.
“Przetrwać, panowie, przetrwać” – rozpaczliwie apelował Dariusz Szpakowski w końcówce starcia z Macedonią Północną. Reprezentacja Polski w całym spotkaniu oddała jeden celny strzał i przeprowadziła dwie, góra trzy składne akcje, a gola zdobyła totalnie z dupy, na dodatek w kilku momentach dość rozpaczliwie broniła się przed naciskami znacznie niżej notowanych rywali. To właściwie definicja fuksiarskiego zwycięstwa. A kadra pod wodzą Brzęczka w inny sposób jeszcze trzech punktów nie zdobyła. Spotkanie z Austrią – męczarnie. Spotkanie z Łotwą – turb0męczarnie. No i ta nieszczęsna Macedonia. Być może da się w ten sposób przeczołgać przez całe eliminacje, ostatecznie nasza grupa nie jest szczególnie mocno obsadzona, jednak to już nie są czasy, gdy na mistrzostwach Europy występowały cztery, osiem, czy szesnaście reprezentacji. Dzisiaj planem minimum dla kadry Brzęczka powinno być wyjście z grupy na samym turnieju, a nie mozolne przebrnięcie przez kwalifikacje. W tej chwili niewiele otrzymujemy pozytywnych sygnałów, które mogłyby zwiastować sukces za rok.
Czas to zmienić.
Cieszyć może pomeczowa reakcja samych zawodników. Kiedy kadrowicze z reprezentacji u-20 odpadli w nędznym stylu w 1/8 finału mistrzostw świata, wypowiadali się prawie w takim tonie, jak gdyby pechowo, po karnych przegrali finał turnieju. Seniorzy nieco wyżej zawieszają sobie poprzeczkę i chwała im za to.
Kamil Glik: – Nie ma co ukrywać, że znowu pierwszą połowę przespaliśmy – tak, jak w pierwszych meczach. Dużo dzisiaj było rzeźby, a mało gry w piłkę. Na pewno martwi pierwsza połowa stracona, bo było w niej bardzo mało gry. Układa nam się to jednak pod względem wyników, mamy dziewięć punktów, zero straconych bramek, więc w tabeli fajnie to wygląda. Naszym priorytetem jest, żeby jechać na mistrzostwa, ale musimy się też starać, mając taką jakość piłkarską, żeby grać jak najlepiej.
Maciej Rybus: – Trudno mi mówić o pomyśle selekcjonera, jestem pierwszy raz u niego na zgrupowaniu. Wiemy, że styl nie podoba się kibicom i dziennikarzom. Nam też nie.
Robert Lewandowski: – Męczyliśmy się sami ze sobą. Po dzisiejszym meczu ciężko znaleźć jakieś pozytywy poza wynikiem. Przede wszystkim stwarzamy za mało sytuacji i to jest nasza bolączka. (…) Dzisiaj strzeliliśmy przypadkową bramkę i widać było, że stwierdziliśmy, że lepiej się cofnąć i bronić tego wyniku. Wierzę, że z czasem będzie to wyglądało lepiej. Nie przynosi nam korzyści utrzymywanie się przy piłce, musimy pokazywać wyższość, grając z takimi przeciwnikami. Nabieramy wtedy wiatru w żagle, a jak nie tworzymy tych okazji, to się męczymy i tak to wygląda.
A MOŻE GOLA STRZELI ZAHAVI? 3.60 W ETOTO
Trudno się z tymi cierpkimi uwagami nie zgodzić. Nie ma obowiązku grania w piłkę nożną pięknie, jasne. Przykładem choćby reprezentacja Portugalii, która wczoraj zatriumfowała w Lidze Narodów. To nie jest spektakularnie grająca ekipa. Ale oglądanie Portugalczyków w akcji to zapewne jest nie lada przyjemność z perspektywy analityka piłkarskiego, konesera taktyki. Klasę tej drużyny widać gołym okiem. Fernando Santos nie zbudował ofensywnej super-machiny, lecz jego zespół funkcjonuje doskonale jeżeli chodzi o piłkarskie fundamenty. Przesuwanie się formacjami, szybka organizacja gry w defensywie, umiejętność przenoszenia ciężaru gry w ataku pozycyjnym, stałe fragmenty gry, ruch bez piłki, wymienność pozycji, kontrola tempa, zagęszczanie środka pola… Ten zespół ma wszystko, sprawdza się w każdych warunkach. Nie ma się co dziwić, że w pierwszej połowie wczorajszego finału Holandia nawet nie pisnęła na boisku.
To tym bardziej ciekawy przykład, że jeszcze w 2016 roku Portugalia – choć wygrała mistrzostwo Europy – wcale aż tak dobrze się nie prezentowała. Dużo częściej polegała na szczęściu, nie mądrej organizacji. Trudno w ogóle nie odnieść wrażenia, że nasi rywale z mistrzostw we Francji – Szwajcaria i Portugalia – robią stały progres, zaś biało-czerwoni krok po kroku cofają się w rozwoju.
Nie można oczywiście winić za to wyłącznie – czy nawet przede wszystkim – Brzęczka, on jest selekcjonerem niecały rok i nie na wszystko ma wpływ. Ale prawda jest taka, że przez ten rok selekcjoner nic interesującego nie zaproponował, poza grą na typowe udo. Albo się udo, albo nie.
Na razie się udawało i na tym lista pozytywów się kończy.
Z KOLEI DWIE BRAMKI LEWANDOWSKIEGO TO KURS 4.10 W ETOTO
Nie ma co ukrywać, że sytuacja jest niecodzienna. Polacy punktują jak nigdy, lecz nie widać z tego powodu ani satysfakcji wśród kibiców, ani w samym zespole. Tym ważniejsze będzie dzisiejsze starcie z Izraelem. Ewentualne zwycięstwo z tak dobrze dysponowanym w ostatnich miesiącach rywalem zagwarantuje spokój w tabeli. I potwierdzi, że kadra – choć kulejąc – zmierza jednak we właściwym kierunku. Z czterema zwycięstwami z rzędu trudno już dyskutować, zgodnie z maksymą Kazimierza Górskiego: “Jak się szczęście zaczyna powtarzać, to już to nie jest szczęście”. Z kolei strata punktów, choć też niczego w kontekście awansu na Euro nie przekreśli, może sprawić, że wiara w projekt Jerzego Brzęczka spadnie po prostu do zera. Bo poza regularnym punktowaniem selekcjoner nie dał żadnych argumentów, że warto w powodzenie tego projektu ufać.
fot. FotoPyk