Reklama

Probierz prowadzi polskich trenerów na wojnę

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

22 lipca 2014, 12:24 • 14 min czytania 0 komentarzy

Szkoleniowiec Jagiellonii stał się symbolem obrony rodzimej myśli szkoleniowej. Środowisko jest jednak podzielone. Nie róbcie z nas trenerskich debili tylko dlatego, że jesteśmy Polakami – grzmi Michał Probierz, który nie żałuje, że po meczu jego Jagiellonii z Lechią (2:2) podczas konferencji prasowej analizował spotkanie po niemiecku – możemy przeczytać w dzisiejszym Przeglądzie Sportowym. Solidarnie w obronie Probierza staje też Tomasz Hajto… Zapraszamy na wtorkową prasówkę.

Probierz prowadzi polskich trenerów na wojnę

FAKT

Fakt patrzy na ręce Berga. I ma pewne uwagi…

Czy trener Legii traci kontrolę nad swoją drużyną? Henning Berg (45 l.) po ostatnich fatalnych występach swojego zespołu odciął zawodników od świata Do tej pory Norweg był bardzo otwarty i nie widział problemu w obecności osób postronnych na treningach. Oprócz dziennikarzy zajęcia obserwowały m.in. osoby zwiedzające stadion przy Łazienkowskiej. Po remisie w pierwszym meczu eliminacyjnym Ligi Mistrzów z Saint Patrick’s (1:1) Berg zmienił sposób działania. Szkoleniowiec zamyka treningi, nie zgadza się również na podawanie kadry meczowej za pośrednictwem strony internetowej klubu. Z naszych informacji wynika również, że Berg wprowadził w klubie bardzo nerwową atmosferę. Trener, do tej pory zachowujący się jak brytyjski dżentelmen, potrafi zrobić awanturę pracownikom z bardzo błahych powodów. – W Legii zdają sobie sprawę, że grają o życie. Dla mnie zamykanie treningów nie jest niczym dziwnym, to normalna praktyka w wielkich europejskich klubach. Jeśli jednak do tej pory większość zajęć była otwarta, a nagle szkoleniowiec wprowadza zmiany, to musi się liczyć z negatywnym odbiorem z zewnątrz. Może powinien wcześniej zapowiedzieć taką decyzję albo na przykład otworzyć jeden trening tygodniowo? – zastanawia się trener Czesław Michniewicz (44 l.). Bergowi nie dziwi się również były szkoleniowiec Legii Maciej Skorża (42 l.). – Sam często stosowałem takie rozwiązanie i uważam je za całkowicie normalne. Chodzi nie tylko o przećwiczenie wariantów taktycznych czy stałych fragmentów, ale również o spokój psychiczny zawodników. W obecnej sytuacji trener Berg z pewnością ma powody, by odciąć zawodników od świata – twierdzi Skorża.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Kilka tematów:
– Ojamaa odchodzi z Legii i ma wrócić do Szkocji
– Lewandowski zaczął strzelać w Bayernie
– Borussia wysłała Płatka, by w meczu z Ruchem obejrzał Śląsk
– Probierz chce rozpętać wojnę (wrócimy do tego przy okazji PS, bo to bardzo ciekawa sprawa)

Omijamy szerokim łukiem relację z wczorajszego meczu Ekstraklasy i echa transferu Rodrigueza do Realu. Spoglądamy natomiast na felieton Tomasza Hajty, który staje w obronie Michała Probierza.

Mistrzostwa świata się zakończyły i wróciliśmy do szarej rzeczywistości. Do poziomu prezentowanego przez nasze drużyny i ciągłego narzekania ludzi, którzy siedzą na stołkach i wciąż udzielają rad, jak uzdrowić naszą piłkę. Szkoda, że zamiast wypowiadać te mądrości, sami nie wezmą się do pracy. Z wieloma rzeczami nie zgadzam się z Michałem Probierzem, ale w sprawie trenerów zagranicznych pracujących w Polsce, podzielam jego zdanie. Podobało mi się co zrobił na konferencji po meczu z Lechią, na której mówił w języku niemieckim. W ten sposób zakpił z ludzi, którzy zachwycają się obcokrajowcami. Oni przecież mówią to samo, ale dla niektórych słowa wypowiedziane w innym języku, brzmią bardziej magicznie. Patrzy się na nich z uwielbieniem w oczach, tylko nie wiem dlaczego? Który z nich awansował z polskim zespołem do Ligi Mistrzów, czy osiągnął jakiś dobry wynik w europejskich pucharach? Nie przypominam sobie. Byli to Polacy. Dlatego dziwi mnie zachowanie Grześka Mielcarskiego, który zamiast stanąć murem za Michałem Probierzem, zaatakował go, mówiąc, że jest to zachowanie nieeleganckie i nieetyczne. Zaczął martwić się o trenerów z zagranicy, jak po czymś takim mają czuć się w Polsce. Dziwne, że nie martwi się o rodzimych szkoleniowców i nie zastanawia się jak czują się we własnym kraju. Popieram Michała w tym co zrobił i powiedział. Walczy z trendem, jaki nastał w naszej piłce – nie ważne co mówisz, ważne, że w innym języku. Sam jestem trenerem i niejednokrotnie te problemy mnie dotyczyły. Polscy szkoleniowcu nie są wcale tacy źli, jak próbuje się wmawiać. Muszą jednak borykać się z wieloma problemami. Takimi, że dostają dwudziestoletniego chłopaka i muszą uczyć go niemal wszystkiego od początku. Choćby schematów poruszania się po boisku. Państwo musi w końcu znaleźć pieniądze dla trenerów, którzy pracują z młodzieżą. Ich pensja powinna pozwolić im na normalne życie, bo na razie zarabiają po 800 złotych miesięcznie. Pracują z pasji, dorywczo, poświęcając na to zbyt mało czasu.

Zacytowaliśmy prawie cały tekst Hajty, ale z jednego powodu – warto poznać tę opinię.

Image and video hosting by TinyPic

RZECZPOSPOLITA

Reklama

Znów tylko jeden tekst, w dodatku dość niespodziewany. Piotr Żelazny pisze bowiem, że czas zrobić w Ekstraklasie porządki.

Prezes i jeden ze współwłaścicieli Legii otwarcie przyznał w rozmowie w Radiu TOK FM, że polska piłka jest przepłacana. To o tyle zaskakujące, że Bogusław Leśnodorski jest jedną z tych osób, które za taki stan rzeczy bezpośrednio odpowiadają. – Nic nowego nie powiedziałem, stoję na takim stanowisku od lat. Nie tylko zresztą ja – mówi Leśnodorski. Pieniądze krążące w polskiej lidze nie mają żadnego uzasadnienia. Nasze kluby notują wyniki w pucharach wprost nieproporcjonalne do inwestycji i wydatków. W zeszłym roku Lech Poznań, który dysponował budżetem 45 mln zł, odpadł w Lidze Europy z Żalgirisem Wilno, którego budżet szacowany był na nieco ponad 10 mln zł. W tym sezonie Lech niestety może powtórzyć ten czarny scenariusz. W pierwszym spotkaniu kwalifikacji do Ligi Europy przegrał w Tallinie z estońskim Nomme Kalju 0:1 i do awansu potrzebuje w Poznaniu dwubramkowego zwycięstwa.

GAZETA WYBORCZA

„Znaczenie ma tylko Europa”. Czyli Radosław Nawrot o celach Lecha.

Lech w efektowny sposób wygrał 4:0 z Piastem, jest liderem ekstraklasy. W Poznaniu znaczenie ma jednak tylko to, co się zdarzy w czwartek w europejskich pucharach, do których robił specjalne specjalnie przygotowania. Wiceprezes Piotr Rutkowski mówił wiosną: – Trenera Mariusza Rumaka nie zamierzamy zwalniać, chyba że nie zakwalifikuje się do pucharów albo dojdzie w nich do kompromitacji. Awans do pucharów to wymóg niski – w lidze jest skazany na miejsce w czołówce. Gorzej z drugim warunkiem. Po wyjazdowej porażce 0:1 z estońskim Kalju Nomme – w Poznaniu dla Lecha i Rumaka mecz prawdy, jakkolwiek śmiesznie by to nie zabrzmiało. (…) W przypadku porażki z Estończykami balon pęknie trzeci raz z rzędu i Lechowi trudno będzie się podnieść. Poznaniacy przecież najpierw w 2012 roku ulegli – i to wyraźnie (0:3 na wyjeździe, 1:0 u siebie) szwedzkiej drużynie AIK Solna, którą zamierzali pokonać, także dlatego, że właśnie z ligi szwedzkiej Lech pozyskuje piłkarzy. Porażka z AIK była zatem niemiłym rozczarowaniem, ale stanowiła jedynie drobną przykrość w porównaniu z tym, co wydarzyło się rok później. Wtedy Lech dał się ograć drużynie Żalgirisu Wilno znajdującej się na poziomie co najwyżej pierwszej ligi polskiej. To dlatego wynik niedzielnego meczu z Piastem Gliwice i pozycja lidera dla Lecha po pierwszej kolejce ekstraklasy ma znaczenie niewielkie przy tym, co stanie się w czwartek w starciu z Kalju Nomme. – Piast mógłby nie wychodzić na boisko, bo i tak by przegrał. Jakoś mamy na niego patent – żartował po niedzielnym meczu Dawid Kownacki z Lecha.

Image and video hosting by TinyPic

Zerknijmy też na jeden z wielu tekstów o Krychowiaku.

Kariera 24-letniego Polaka na Zachodzie zaczęła się w wieku 16 lat, gdy jako piłkarz juniorów Arki Gdynia podjął decyzję o wyjeździe do Francji. Grał w Bordeaux, w Nantes, a ostatnio w Reims, ale nikt się nie spodziewał, że zajdzie tak daleko. A tym bardziej, że zostanie jednym z dwóch najdroższych piłkarzy w historii polskiego futbolu. Hiszpanie zapłacą za niego około 5,5 mln euro. Na pierwszym miejscu wciąż znajduje się Jerzy Dudek, za którego w 2001 roku Liverpool zapłacił Feyenoordowi Rotterdam 7,5 mln euro. – Reims oczekiwał wpłacenia klauzuli odstępnego w wysokości 7 mln euro, zapisanej w kontrakcie, ale to zbyt wysoka suma. Za rok kończył mu się kontrakt i odszedłby za darmo – mówi Cezary Kucharski, menedżer piłkarza. Niektórzy mogą być zaskoczeni transferem do zwycięzcy Ligi Europy, ale w tym przypadku nie ma nic dziwnego – Polak był przecież w jedenastce rundy jesiennej ligi francuskiej dziennika “L’Equipe”, a Sevilla obserwowała piłkarza od dawna. Latem ofertę złożyły mu też kluby z Włoch (Fiorentina) i Niemiec (HSV Hamburg), ale odkąd miesiąc temu rozpoczęły się negocjacje z Hiszpanami, Krychowiak był zdecydowany na Sevillę, gdzie będzie zarabiał blisko trzy razy więcej niż w Reims. Niedawno nie przedłużył kontraktu z francuskim klubem, który też oferował mu podwyżkę.

Image and video hosting by TinyPic

A w wydaniu stołecznym Legię analizuje Mirosław Jabłoński. Odkąd przeczytaliśmy książkę Szamo, to jakoś trudno nam skupić się tylko i wyłącznie na treści wywiadu z Jabłońskim…

Wyobrażał pan sobie, będąc przy drużynie z 1996 roku, że tak długo będziemy czekali na Ligę Mistrzów?
– W największych koszmarach nie. Taki klub jak Legia, z takim budżetem, od tamtego czasu do tej Ligi Mistrzów powinna awansować przynajmniej kilka razy. Z takim St. Patrick’s powinna wygrać 4:0 i teraz jechać do Dublina na wycieczkę. Realia są jednak inne.

Dlaczego nie udaje się zbudować tej Wielkiej Legii?
– Moim zdaniem w tym klubie czkawką odbija się niefachowa polityka transferowa. W ostatnich latach do Legii trafiają głównie przypadkowi ludzie, i to widać na boisku. Ta drużyna jest budowana od przypadku do przypadku. Nie ma pewnej koncepcji, co chwila ktoś odchodzi, a jak przychodzi, to na zasadzie: “O, jest okazja, to go weźmiemy”. Tak się nie da zbudować solidnej ekipy. Najlepszy przykład to Henrik Ojamaa, który poza tym, że jest szybki, nie ma w sobie nic. W tej dawnej Legii nie łapałby się nawet do rezerw. Ale zacznijmy od tego, że nikt kogoś takiego by tu wtedy nie zatrudnił.

Latem z Legii nie odeszli jednak kluczowi zawodnicy, drużyna się nie osłabiła. Zostali Michał Żyro, Duszan Kuciak czy Kosecki.
– Teraz to nie o to chodzi, kto nie odszedł, ale kto przyszedł. Zimą, poza Ondrejem Dudą, trafili tu przypadkowi piłkarze z zagranicy, którzy praktycznie w ogóle nie grali. Nie wkomponowali się w ten zespół i nie wzmocnili go. A to właśnie wzmocnień potrzeba tej drużynie. W tym momencie nawet z tymi piłkarzami, których pan wymienił, wydaje mi się, że Legia nie jest na tyle silna, aby powalczyć o fazę grupową Ligi Mistrzów. Ale obym się mylił.

SUPER EXPRESS

Superak idzie za ciosem i pisze o Krychowiaku. A właściwie, rozmawia – z prezesem Reims.

To były łatwe czy trudne negocjacje? Kilka miesięcy temu mówił nam pan, że poniżej 7 mln euro nie sprzeda Krychowiaka, ale ostatecznie poszedł za trochę mniej.
– Negocjacje byłyby łatwiejsze, gdyby rok temu Grzegorz i jego agent zdecydowali się przedłużyć umowę z Reims. Ja od dawna mówiłem, że jeśli go sprzedamy, to za duże pieniądze, bo u nas praktycznie się wychował i stał się świetnym piłkarzem. Był jednym z naszych czołowych graczy, a fakt, że za rok kończyła mu się umowa, nie pomagał w rozmowach. Bo inne kluby chciały to wykorzystać i na początku proponowały nam małe pieniądze. Ostatecznie jednak każdy z czegoś zrezygnował, aby dopiąć transfer: Bordeaux, któremu należała się połowa kwoty, Reims, Krychowiak i Sevilla. W ten sposób znaleźliśmy złoty środek.

W hiszpańskich mediach pojawiły się kwoty 4,5 i 5,5 mln euro. Ile kosztował polski pomocnik?
– Gdzieś między jedną kwotą a drugą (śmiech).

Który to transfer Reims pod względem wysokości?
– To najwyższy transfer w “nowożytnej” historii Reims. Nie wiem jednak, jak go odnosić do transferu Raymonda Kopy do Realu w latach 50. Nie znam ani tamtejszej kwoty, ani przelicznika, który pozwoliłby porównać te transfery.

Image and video hosting by TinyPic

“Chciałam zabić Cristiano” – tabloid przedstawia szokujące wyznania matki CR7, ale to już krąży w sieci od jakiegoś czasu. Odpust.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Wczoraj na okładce Majka, dziś – Szpilka z Adamkiem. Ale piłka czeka już za rogiem…

Image and video hosting by TinyPic

Skoro tekst o Bergu już cytowaliśmy, to teraz ten zapowiadany z Probierzem w roli głównej.

Szkoleniowiec Jagiellonii stał się symbolem obrony rodzimej myśli szkoleniowej. Środowisko jest jednak podzielone. Nie róbcie z nas trenerskich debili tylko dlatego, że jesteśmy Polakami – grzmi Michał Probierz, który nie żałuje, że po meczu jego Jagiellonii z Lechią (2:2) podczas konferencji prasowej analizował spotkanie po niemiecku. – Przecież Andrzej Juskowiak stwierdził, że piłkarze wolą słuchać trenera, który mówi w obcym języku, więc próbuję się dostosować – powiedział nam wczoraj Probierz. Szkoleniowiec Jagiellonii podkreśla, że występował we własnym imieniu i nie miał zamiaru krytykować żadnego konkretnego trenera. – Często jesteśmy zapatrzeni w zagranicznych szkoleniowców, no więc chciałem się dostosować do sytuacji. Kilka razy mówiłem o tym publicznie, a teraz postanowiłem się wyrazić w inny sposób – mówi Probierz. Opiekuna Jagi popiera Leszek Ojrzyński. – W poprzednim sezonie, gdy prowadziłem moją nową drużynę przeciwko Koronie, miałem ochotę, aby zabrać głos po hiszpańsku. Kiedyś spędziłem trochę czasu w Hiszpanii i kilka zdań bym sklecił – mówi trener Podbeskidzia, który przed rokiem stracił pracę w Kielcach na rzecz cudzoziemca. Wiosną to samo przytrafiło się Probierzowi w Lechii Gdańsk. – Widzę, że pokolenie Michała wreszcie zaczęło walczyć o swoje – chwali Antoni Piechniczek. Były selekcjoner podkreśla, że jemu też nie podoba się moda na zatrudnianie zagranicznych szkoleniowców. – Co innego, gdyby to były wielkie postacie, które tworzyłyby w klubach systemy szkoleniowe tak jak kiedyś Vejvoda w Legii czy Vičan w Ruchu. Coś w tym happeningu Michała rzeczywiście daje do myślenia. On przecież nie krytykuje wszystkich zagranicznych trenerów, tylko tych, którzy niekoniecznie są lepsi od Polaków. Jestem przekonany, że na przykład do Jana Kociana, który zaprowadził Ruch do pucharów, nie ma zastrzeżeń – dodaje Piechniczek. – Probierz mówił podczas konferencji po niemiecku? Szkoda, że mnie tam nie było. Chętnie bym sobie z nim pogawędził w tym języku – śmieje się Kocian, który pracował w Niemczech. – Nie biorę jego sugestii do siebie, bo w Polsce nawet nie czuję się jak obcokrajowiec. Łączy nas słowiańska dusza – argumentuje Słowak.

„Ubiparip, reaktywacja”. O tym, jak w końcu odpalił Serb.

Nikt w Poznaniu, łącznie z trenerem Mariuszem Rumakiem, nie spodziewał się, że Vojo Ubiparip tak szybko wróci do formy po zerwaniu więzadeł krzyżowych. Serb pojawił się na ligowych boiskach po dziesięciu miesiącach i popisał się pierwszym hat trickiem w ekstraklasie. Wyrównał też swój rekord w Lechu. Dotychczas strzelał w Polsce co najwyżej trzy gole w sezonie. Z zachwytami jednak lepiej się wstrzymać. Ubiparip cały czas pracuje na kredyt zaufania w Poznaniu. Od początku gry w Kolejorzu, czyli od 2011 roku, nie rozpieszczał swoimi występami. Strzelał tak mało goli, że zastanawiano się nad jego sprzedażą. Jeszcze w ubiegłym roku do znalezienia nowego klubu namawiał go Rumak. Teraz jednak działacze starają się zatrzymać piłkarza, wkrótce mają się rozpocząć negocjacje w sprawie przedłużenia jego kontraktu. Obecny wygasa w czerwcu przyszłego roku. Z napastników Lech ma obecnie w kadrze właśnie Ubiparipa, 17-letniego Dawida Kownackiego i kontuzjowanego Łukasza Teodorczyka. – Bardzo się cieszę, że tak dobry mecz przeciwko Piastowi wyszedł akurat Vojo. Doskonale przecież wiemy, jak długo dochodził do siebie po ciężkiej kontuzji – nie krył zadowolenia trener Lecha. Przed rewanżowym spotkaniem II rundy eliminacyjnej Ligi Europy z Nomme Kalju odpadł mu jeden problem i już nie musi się już głowić, na kogo postawić w ataku.

Image and video hosting by TinyPic

Kim jest Korneliusz Sochań? Radosław Osuch może zacierać ręce…

Jorge Paixao postawił na niedoświadczonego wychowanka bydgoskiego klubu. Korneliusz Sochań nie zawiódł. Swój wielki dzień przeżywał 25 czerwca 2013 roku. Zdobył bramkę w finale mistrzostw Polski juniorów młodszych, po kilkunastu minutach na jego szyi zawisł srebrny medal (mistrzostwo zdobyła Wisła Kraków). Razem z Damianem Ciechanowskim i Jakubem Łukowskim pojechał na zgrupowanie pierwszej drużyny do Bucza. Mieli zostać na stałe włączeni do kadry drużyny Ryszarda Tarasiewicza, jednak oprócz trenowania z podstawowymi zawodnikami, niewiele z tego wynikało. Sochań w trakcie całego sezonu pojawił się na boisku zaledwie raz – wszedł na boisko w 90. minucie meczu z Piastem Gliwice (6:0). – Cała trójka jest z bardzo zdolnego rocznika 1996, który miałem okazję kilka razy trenować – mówi Maciej Murawski, trener drugoligowego Zawiszy w sezonie 2010/11. – Korneliusz już wtedy wyróżniał się umiejętnościami. To typowa ósemka, potrafi rozegrać piłkę, pracuje w defensywie – dodaje Murawski. Jego zdaniem Sochań gra bardzo podobnie do Kamila Drygasa, obok którego ustawia go trener Jorge Paixao. Tak było od 46 minuty meczu o Superpuchar Polski z Legią (3:2; Sochań zastąpił kontuzjowanego Pawła Strąka), tę samą parę Paixao wystawił w środku pola w Lidze Europy przeciwko Zulte Waregem (1:2), oraz w pierwszym ligowym spotkaniu z Koroną (2:0). – W niedzielę Sochań na pewno nie zaprezentował się gorzej od Drygasa, nie było widać, że między nimi jest ogromna różnica w doświadczeniu ligowym – ocenia Murawski.

Po tym, jak wczoraj po Ekstraklasie przejechał się Jerzy Dudek, dziś krytyczny w swoich sądach jest Dariusz Dziekanowski.

Nie spodziewajmy się, że wysoki poziom mistrzostw sprawi, że nasze ligowe drużyny z dnia na dzień zaczną grać o niebo lepiej. Niby dlaczego miałoby tak być? Od samego oglądania? Jestem przekonany, że połowa naszych piłkarzy mundialu nawet nie obejrzała, bo była na wakacjach, wygrzewała się na plażach. I na starcie ligi wciąż byli w plażowym nastroju, nie zdjęli nawet z nóg japonek. Legia zaczyna sezon od trzech meczów bez wygranej Dwie porażki i remis to skandaliczne wyniki. Trener Henning Berg wystawia inny zespół w każdym z nich, stara się pokazać, że ma szeroką kadrę i będzie nią rotował. Trochę to dla mnie niezrozumiałe, bo wydawało mi się, że rotować trzeba, ale gdy zespół już się zgra i gdy piłkarze zaczynają odczuwać zmęczenie. Rotuje się, gdy zaczyna się kumulacja spotkań pod koniec rundy, albo sezonu. Na początku zespół trzeba zgrywać. Nie dziwię się, że Marek Saganowski twierdzi, że nie ma chemii na boisku. Na takie eksperymenty, jakie robi teraz Norweg, są sparingi. Poznawać piłkarzy możemy w meczach towarzyskich, a nie w spotkaniach o Ligę Mistrzów, czy nawet Superpuchar Polski. Dlatego wydaje mi się, że kibicom trudno jest wybaczyć Bergowi którąś z tych wpadek. Powiedzmy sobie jasno: Norweg został ściągnięty do Warszawy, by z dobrej drużyny zrobić jeszcze lepszą. Jan Urban stracił posadę, bo beznadziejnie wypadł w Lidze Europy. Legia Berga ma awansować do Ligi Mistrzów. Wszystkie utyskiwania na kiepski początek sezonu stracą ważność, jeśli Norwegowi uda się zrealizować cel. Wtedy każdy krytyk będzie musiał odszczekać swoje słowa. Nie wyobrażam sobie, by Legia nie wygrała rewanżu z Saint Patricks, ale jeśli tak by się stało, to Berg z Dublina powinien lecieć prosto do Oslo i nie pokazywać się w Warszawie. Niech po bagaże wyśle jednego ze swoich współpracowników.

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Hiszpania

Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Kamil Warzocha
0
Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...