Szybko zabrała się za temat letnich transferów Lechia Gdańsk. Zimą nie wzięła nikogo nowego do składu, więc być może teraz jest tak zmęczona postem, że musi nadrobić sobie tamten okres – który chyba przesądził o braku mistrzostwa – z nawiązką. Jeszcze w trakcie trwania sezonu ogłoszono podpisanie umowy z Żarko Udoviciciem, a teraz dorzucono do puli kolejne trzy nazwiska: Mario Malocę, Macieja Gajosa i Pawła Żuka.
Przede wszystkim – są to piłkarze, których, mniej lub bardziej, ale jednak kojarzymy. Żadni Hiszpanie z plaży czy Słowacy z przyszłego pogromcy polskich pucharowiczów, którzy być może też mieliby szansę odpalić, ale pierwszy raz widzielibyśmy ich na Transfermarkcie czy YouTube. To zresztą wydaje się domena Piotra Stokowca na rynku transferowym, bo w zeszłym roku do pierwszego zespołu też brał tylko ludzi znanych na polskim podwórku (Kubicki, Alomerović, Michalak, Sobiech).
I na przykład taki Maloca już w Lechii grał. Gdy przychodził do Gdańska, wiązano z nim wielkie nadzieje, ponieważ jeśli polski klub ściąga kapitana Hajduka Split, to zawsze brzmi poważnie. Niestety – na początku wydawało się, że w Hajduku opaska oznacza po prostu największego leszcza, gdyż Maloca miał problemy ze wszystkim, z czym nie powinien mieć problemu piłkarz, nawet z bieganiem. Pamiętamy jego debiut na Lechu. Masakra, obrońca zaczął swój pobyt w Polsce od sprezentowania bramki Kolejorzowi. No, ale potem było już z nim lepiej, rozkręcał się, dostał nawet pseudonim „generał”. To on dowodził tą linią obrony w rozgrywkach 16/17, która w rundzie finałowej nie straciła bramki, a skoro za partnera miał Vitorię… Trzeba to docenić. Owszem, popełniał czasem błędy (mecz z Legią, przegrany 1:2 po dwóch golach Kucharczyka), lecz w gruncie rzeczy był bardzo solidny.
Potwierdził to po przejściu do Greuther Fuerth, czyli w zespole występującym w 2. Bundeslidze. Grał tam regularnie, wykręcając w jednym sezonie średnią not 3,5, w drugim 3,55. Szału nie ma, staniki nie latają, ale wstydzić też się Chorwat nie musiał. Ponownie – solidność. Dziś wraca i z pewnością się przyda, poza Nalepą i Augustynem Lechia właściwie nie ma do dyspozycji środkowych obrońców. A też sam Augustyn w końcówce sezonu wrócił do bycia typowym Augustynem i popełniał głupie błędy, których przez większość sezonu unikał.
Nie sądzimy, by Maloca miał rozwalić tę ligę jak teraz Czerwiński, ale mieć go w miejsce Vitorii to jednak spore wzmocnienie.
Kolejnym nabytkiem jest Gajos, jedna z ofiar rewolucji w Lechu. Nie ma co się dziwić, że Kolejorz odpuścił Gajosa, bo już dłuższy czas pomocnik topił się w przeciętności. Piłkarz niewątpliwie ma umiejętności, ale kompletnie ich w Poznaniu nie pokazywał. Przechodził obok meczów, nie brał na siebie odpowiedzialności (a był kapitanem!), błysnął raz na paręnaście gier. Nie potrafił wykrzesać z siebie równej i dobrej formy.
A przecież Gajos nie miał się w ogóle w Lechu zasiedzieć. Trafił do Kolejorza jako gwiazda Jagi, która miała w większym klubie tylko okrzepnąć, zebrać europejskie doświadczenie i ruszyć dalej w świat, zahaczając też o reprezentacje kraju. Tymczasem Gajos nie umiał tego zrobić, Lech go w dużej mierze przerósł.
Dziś trafia do Gdańska, ponieważ Stokowiec w środku pola na kłopot bogactwa nie narzeka. Kubicki, Łukasik – okej. No, ale Makowski jest młody i jego forma będzie miała wahania, Lipski też miewa bezbarwne wejścia, raz dostał nawet wędkę po wejściu na boisko z Rakowem. Do tego dochodzą kłopoty z kontuzjami u poszczególnych zawodników. Jeżeli Stokowiec odbuduje Gajosa, tak jak odbudował choćby wspomnianego Łukasika, były zawodnik Lecha może okazać się wartościowym uzupełnieniem składu.
Ostatnim ogłoszonym dziś ruchem Lechii jest Paweł Żuk, grający do tej pory w juniorach Evertonu. To chłopak najmniej znany z tego tria, co nie znaczy, że najgorszy, skoro Everton wykupił go z Oldham za 400 tysięcy funtów, tam wybrano go najlepszym zawodnikiem do lat 15 w barwach The Toffees. Potem interesował się nim jeszcze Manchester United, chcący zapłacić podobno nawet bańkę-dwie, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Żuk grał w minionym sezonie w rozgrywkach do lat 18, na prawej obronie i prawej pomocy. Jeśli pokaże odpowiednią jakość, przyda się i tu, i tu, bo prawa strona jest w Lechii dużo słabiej obsadzona niż lewa. Natomiast na razie można postawić tu tylko znak zapytania, naprawdę kozackiego piłkarza Everton by w ten sposób raczej nie oddał. Pamiętamy transfer Floriana Schikowskiego do Lechii, który niby strzelał Celtikowi i Barcelonie w barwach Moenchegladbach, a w ekstraklasie kompletnie nie zaistniał.
Żeby była jasność: Żuka nie skreślamy, pozwalamy sobie mieć tylko drobne wątpliwości.
W każdym razie – dzieje się w Lechii. Czterech piłkarzy odeszło, czterech już przyszło, a mają być kolejni. Lechia nie rozbija banku, natomiast wydaje się, że działa w ramach możliwości. Działa rozsądnie. I szybko, co też ma niebagatelne znaczenie.
fot. 400mm.pl