Według jednej z teorii, wszechświat zaczął się od wślizgu Marcina Wasilewskiego. Naukowcy nie są w tym temacie zgodni i skłaniają się raczej ku mniej kontrowersyjnej tezie, według której to przez Wasyla – bezkompromisowy odbiór – pierwsze stworzenie wypełzło z wody na brzeg.
Marcin Wasilewski przedłużył kontrakt z Wisłą Kraków, dając drwa pod ogień wierze, że zamierza grać w lidze wiecznie, ku oczywistej korzyści rozgrywek. W przyszłym roku stuknie mu czterdziestka – w polskiej lidze grał jeszcze u boku Leszka Pisza czy Zdzisława Strojka, pamięta derby Hutnik – Wawel i zaplecze Ekstraklasy na dwadzieścia cztery drużyny.
Pierwszym sezonem Wasyla w dorosłej piłce była gra w drugoligowym (dzisiaj powiedzielibyśmy: pierwszoligowym) Hutniku Kraków, który lizał rany po latach chwały. Hutnik w sezonie 98/99 ledwo się utrzymał.
Wasyl miał przyjemność grać w jednej drużynie z Markiem Świerczewskim, Pawłem Grzebinogą, Dariuszem Romuzgą, Kazimierzem Moskalem i Zdzisławem Strojkiem. Stanowił duet młodych gniewnych z Krzysztofem Przytułą.
Debiutował w Ostrowcu z KSZO. Jak w debiucie rywalizowałeś z Tomaszem Żelazowskim, żaden rywal ci potem niestraszny.
Rok później grał w fenomenalnej, jedynej w swoim rodzaju polskiej Championship. Aż dwadzieścia cztery drużyny w wyniku łączenia grup. Nie pomógł Hutnikowi nawet Edward Ambrosiewicz, legenda Szombierek Bytom, z którą pan Edek grał w Ekstraklasie.
Wasyl dobrze znosił trudy sezonu, zagrał czterdzieści meczów – więcej rozegrał tylko Darek Łatka.
Wasyl po sezonie trafił do beniaminka Ekstraklasy, Śląska Wrocław, gdzie miał okazję trenować pod okiem Janusza Wójcika. Wójt sprowadził wtedy posiłki legijne, dzięki czemu Wasilewski zagrał z Piszem czy Szamotulskim. Poza nimi w kadrze byli między innymi Piotr Stokowiec czy Mirosław Milewski.
Fot. NewsPix
Śląsk utrzymał się w lidze, ale rok później miał mniej szczęścia i zleciał w sezonie, w którym ligę dzielono na kuriozalne dwie grupy już jesienią. To wtedy Śląsk mógł zapewnić sobie utrzymanie. We Wrocławiu będzie szwankować ofensywa: Wasyl będzie trzecim najlepszym strzelcem sezonu, tylko po Remigiuszu Jezierskim i Sławomirze Nazaruku.
Oczywiście jest to dostateczny bilans, by pozostać w lidze. Trafia na trzy lata do Wisły Płock, gdzie przez lata przejdzie szereg przyszłych kadrowiczów.
Spotka tu całą śmietankę: Wahana Geworgiana, Wojciecha Łobodzińskiego, Sławomira Peszkę, Ireneusza Jelenia, Adriana Mierzejewskiego, Radosława Matusiaka. Zaledwie asystentem Mirosława Jabłońskiego będzie Maciej Skorża. Ze starej gwardii trafią się Emmanuel Ekwueme, Artur Sejud, Aidas Preiksaitis, Grażvydas Mikulenas, Maciej Terlecki, Dariusz Gęsior czy Andrzej Kobylański.
Z menedżerem Michelem Thierym. Fot NewsPix
To w czasach płockich Wasyl zadebiutuje w reprezentacji Polski. Stanie się to już po pierwszej rundzie, w ostatnim meczu kadencji Zbigniewa Bońka, gdzie Wasilewski szatnię będzie dzielił choćby z Emmanuelem Olisadebe i Krzysztofem Ratajczykiem.
W Amice, z którą wkrótce przeniesie się w wyniku fuzji do Poznania, potwierdzać będzie markę czołowego ligowca, choć na pewno nikt nie wróżył mu wówczas tak dużej kariery, z mistrzostwem Anglii włącznie. Twardo grający, charakterny – jasne. Ale przecież szerszej widowni kojarzył się jako bohater internetu.
Te początki jasno pokazują, że ewentualna biografia Wasyla na pewno nie zaczynałaby się ani w Anderlechcie, ani w reprezentacji Polski, ani w Leicester – to kawał historii polskiej piłki, którą nawet nie tyle obejrzał z bliska, co w niej uczestniczył.
Wiśle zupełnie się nie dziwimy, nie mamy wrażenia, żeby Wasyl – choć za rok stuknie mu ogrągła czterdziestka – nie dojeżdżał. Skoro jest dziurawiący bramkarzy weteran Robak, dla równowagi powinien być i weteran w obronie. Może Ekstraklasa to europejski odpowiednik B-klasy, gdzie da radę i pan z brzuszkiem, i ktoś, kto matematyki w szkole uczył się jeszcze na liczydle. My się cieszymy, z Wasylem liga będzie bardziej wyrazista. A jego duet z Hoyo-Kowalskim z punktu widzenia metrykalnego byłby ewenementem na skalę światową.
Fot. FotoPyK