Ambitna, półzawodowa drużyna z Dublina, nie była gorsza od mistrzów Polski. Legii: nieporadnej, chaotycznej, grającej bez wiary w siebie i swoje umiejętności. Za sześć dni mecz o życie. I posadę trenera, bo wyrównanie w samej końcówce opinii o grze legionistów za nic nie zmienia – czytamy w Przeglądzie Sportowym. Dziś w prasie najczęściej pada słowo „wstyd”. Oczywiście, w połączeniu z wczorajszym popisem cyrku Berga.
FAKT
„Polska piłka istnieje tylko teoretycznie”. Napisalibyśmy, że Fakt jest brutalny, ale… Niestety, jest tylko szczery.
Trener Henning Berg (45 l.) miał zagwarantować europejską jakość, tymczasem jego drużyna jest gorsza niż zespół, który na początku zeszłego sezonu prowadził Jan Urban (52 l.). Legia zagrała koszmarnie. Zawodnicy poruszali się po boisku jak dzieci we mgle, a rywale z Wysp Brytyjskich musieli być nieźle zaskoczeni „popisami” polskiego futbolu. Kiedy tylko zorientowali się, z jak fatalnie grającą drużyną mają do czynienia, strzelili gola. Mogli prowadzić wyżej, ale resztki honoru mistrzowi Polski uratował Duszan Kuciak.
A dziś ciąg dalszy potencjalnych eurowpierdoli. Kto chętny? Może Lech? Tak przynajmniej widzi to właściciel Nomme Kalju.
Sam Tehva nieco inaczej ocenia szanse swojej drużyny. – Oczywiście Lech to solidna europejska firma, ale niedawno obejrzałem ich mecz z Żalgirisem Wilno, który przegrali 0:1 i teraz uważam, że szanse na awans są pół na pół – mówi w rozmowie z Faktem biznesmen, który w Estonii działa nie tylko w branży medialnej, handlu nieruchomościami, ale jest też właścicielem słynnego nie tylko na cały kraj klubu nocnego Prive w Tallinnie. – Niedawno opublikowano ranking 100 najlepszych klubów nocnych świata i mój się w nim znalazł. Mało tego, był na 23. miejscu, a przecież Estonia to nie USA! Obok był ranking najlepszych DJ-ów i oczywiście wygrał DJ Tiesto. Mam takie marzenie, by go kiedyś ściągnąć do Prive. Powtarzam sobie, że trzeba mierzyć wysoko. W piłce, ale w innych biznesach też – deklaruje Tehva.
O Zawiszy możemy przeczytać, że zmierzy się z „klubem młodszych braci”, czyli z rodzeństwem Hazarda i Benteke. O Ruchu natomiast – żeby nie zrobił „kabaretu starszych panów”. Chodzi o Malinowskiego, Surmę i Zieńczuka, którzy razem mają już 112 lat.
Jakiekolwiek testy o Lewandowskim odpuszczamy – wybaczcie, mamy przesyt. Ciekawie zrobiło się natomiast w sprawie Davida Abwo.
Zamieszanie wokół Davida Abwo (28 l.). Nigeryjski piłkarz, który dopiero co podpisał sensacyjny kontrakt z czwartoligowym LZS Piotrówka, spakował się i pojechał do Turcji. Chce grać w tamtejszym drugoligowym Giresunspor Kulubu. (…) – Piłkarz ma podpisaną umowę z Piotrówką. Do Turcji poleciał bez naszej zgody. W razie potrzeby nie wykluczamy konsekwencji prawnych – mówi Faktowi Ireneusz Strychacz (45 l.), prezes klubu z Piotrówki.
No tak, to było pewne, że w temacie Abwo będzie ciekawie. Pytanie brzmiało: jaki charakter przybierze ta sprawa.
RZECZPOSPOLITA
W Rzepie znajdujemy tekst o tym, ile na mundialu zarobiła szara strefa. Czyli bukmacherzy.
Mundial był okresem żniw dla bukmacherów. Przede wszystkim dla tych działających nie do końca zgodnie z prawem. Na czyje konto dzięki mundialowi wpłynęło najwięcej pieniędzy? Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej? Forbes wyliczył, że FIFA na mistrzostwach w Brazylii zarobiła o 66 proc. więcej niż cztery lata temu w RPA. Dostała 1,7 mld dolarów z racji praw do transmisji, 1,35 mld od sponsorów, do tego pieniądze ze sprzedaży pamiątek, biletów, co razem dało 4 mld. Ale to nie FIFA jest największym finansowym wygranym tych mistrzostw. Na najwyższym stopniu podium stanęły firmy bukmacherskie. To one kreują zwycięzców i przegranych wielkich zawodów jeszcze przed ich rozpoczęciem. Cały świat był przekonany, że szósty w historii tytuł wywalczy drużyna gospodarzy. Wielka w tym zasługa bukmacherów, którzy nie proponowali zbyt wygórowanych stawek za zwycięstwo Canarinhos. Po sromotnej porażce Brazylijczyków w półfinale z Niemcami (1:7) firmy bukmacherskie zareagowały szybko i proponowały kolejny zakład – czy w meczu o trzecie miejsce Brazylia także straci pięć bramek. Bukmacherzy nie bardzo chcą zdradzać, ile zarobili w czasie turnieju. Brytyjska firma Paddy Power przed mundialem nieopatrznie ujawniła, że spodziewa się ok. miliarda funtów zysku.
„Niezłomny trener rzuca ręcznik”. To o Antonio Conte.
Antonio Conte, charyzmatyczny trener Juventusu, niespodziewanie zrezygnował. Dla Włochów to kolejny znak, że narodowy sport jest w stanie bardzo głębokiej zapaści. W futbolocentrycznych Włoszech rezygnacja trenera Juventusu to dobry news na otwarcie głównego wydania telewizyjnych wiadomości. Środowe gazety rozpisywały się o tym na kilku stronach w tonie dramatycznym i żałobnym. Włosi przyjęli rezygnację Contego jako kolejny złowieszczy znak, że włoski futbol – religijna niemal pasja narodowa – idzie w rozsypkę. Najpierw przyszła mundialowa klęska, która wymusiła falę rezygnacji. W efekcie włoski związek futbolowy nie ma prezesa ani wiceprezesa, a reprezentacja – selekcjonera.
GAZETA WYBORCZA
„Legia zaczyna od wpadki”. Czyli Wyborcza bardzo życzliwa dla piłkarzy Berga.
Mistrzowie Polski dopiero w końcówce, za sprawą Miroslava Radovicia, uratowali remis 1:1 z irlandzkim St. Patrick’s Athletic. Henning Berg miał zbliżyć Legię do Europy, ale w środowym meczu jego zespół wyglądał fatalnie. Norweg, jako trener, jeszcze nigdy nie wygrał w europejskich pucharach… Rewanżowe spotkanie drugiej rundy eliminacji Ligi Mistrzów odbędzie się w środę w Dublinie. Legia będzie musiała je wygrać lub zremisować, strzelając co najmniej dwa gole. Po drodze mistrzowie Polski zainaugurują jeszcze sezon T-Mobile Ekstraklasy – w sobotę u siebie z GKS Bełchatów. Zainaugurują w złych humorach, bo w środę żegnały ich zasłużone gwizdy. – Zdajemy sobie sprawę, że taka gra, taki wynik nam nie przystoi. Zagraliśmy bardzo słabe spotkanie, na pewno. Powinniśmy zdecydowanie wygrać, a było 1:1. No cóż… Nic więcej – szukał słów skrzydłowy Legii Jakub Kosecki, a w tle słychać było “Legia grać, k… mać!”. Gdy “żyleta” skandowała to w trakcie meczu, reszta kibiców biła ultrasom brawo.
Wisła pływa w długach. I co gorsza, straciła ląd z punktu widzenia…
Przed rokiem nie zdawałem sobie sprawy, że mamy aż taki problem. Ustaliliśmy z piłkarzami, że jeśli będzie trzeba, przez jakiś czas zagramy za darmo – mówi Franciszek Smuda, trener najlepszego polskiego klubu XXI wieku. Zaległości z długiem właścicielskim to blisko 100 mln zł, a na horyzoncie dalsze kłopoty. Wisła ledwie zipie od dwóch lat. Prezes Jacek Bednarz zapewnia, że widzi światełko w tunelu, ale dane za 2013 r. mówią co innego. “Sytuacja Wisły nie napawa optymizmem i co gorsza – nie poprawi się nagle z roku na rok” – czytamy w raporcie EY zamówionym przez Ekstraklasę SA. Wisła wniosków z audytu nie podważa. – Jest wiarygodny. Wykazał, że spełniamy warunki licencyjne do gry w kraju i w Europie. Mamy przed sobą przyszłość, co nie znaczy, że z dnia na dzień będzie ona doskonała – komentuje Bednarz. Problemy Wisły zaczęły się w 2012 r., kiedy z hukiem zakończył się holenderski drogi eksperyment. W zamian za wpompowanie dużych pieniędzy właściciel Bogusław Cupiał dostał mistrzostwo Polski. Ale nie Ligę Mistrzów. Trener Robert Maaskant i dyrektor Stan Valckx opuścili klub, ale zostali świetnie zarabiający piłkarze. Mieli być opłacani wpływami z LM, więc szybko zaczęło brakować dla nich pieniędzy. Wraz z kłopotami Tele-Foniki Cupiał zmienił zasady finansowania. Już nie daje trenerom carte blanche. Dziś obiecane pieniądze nie wpływają na Reymonta terminowo, co zdecydowanie utrudnia wychodzenie na prostą. Do niedawna bowiem na biurkach księgowych Wisły zalegały niezapłacone faktury od firmy ochroniarskiej, za media, wynajem boisk itp.
I jeszcze tekst Michała Zachodnego o transferowym szaleństwie.
Kryzys finansowy? Jaki kryzys? Najpotężniejsze kluby Europy szaleją na rynku transferowym. Na koniec sezonu zakupów i sprzedaży będzie pewnie rekordowy utarg. A wydawało się, że ostatnie półrocze zwiększy wstrzemięźliwość najbogatszych właścicieli w Europie. Mistrzowie Anglii i Francji zostali ukarani przez UEFA za złamanie reguł Financial Fair Play, Barcelona wciąż ma problemy z wyjaśnieniem szczegółów z zeszłorocznego transferu Neymara. I co? Zapłaciła za Luisa Suáreza ponad 90 mln euro. Transfery napastników są najmodniejsze tego lata – zwłaszcza w Bundes-lidze. Przejście Roberta Lewandowskiego do Bayernu Monachium ogłoszono w styczniu, więc Borussia Dortmund od dłuższego czasu przygotowywała się na ten moment. Kupiła Ciro Immobile z włoskiego Torino, sensacji Serie A. 24-latek strzelił w lidze 22 gole, kosztował Borussię prawie 20 mln euro. Inne kluby Bundesligi nie śpią. Po rozczarowującym czwartym miejscu wzmocnił się Bayer Leverkusen, m.in. ściągając 20-letniego Turka Hakana Çalhanoglu z HSV, jedno z objawień poprzednich sezonów, wielki talent. Jeszcze w maju Bayer zakontraktował Szwajcara Josipa Drmicia, dobrze grającego na mistrzostwach świata. Czy dzięki nim Borussia i Bayer zbliżą się do Bayernu? Będzie ciężko. Pep Guardiola mimo łatwego zwycięstwa w Bundeslidze bardzo wzmacnia zespół, bo oprócz Lewandowskiego do Bawarii trafili obrońcy Sebastian Rode i Juan Bernat. Każdego z tych piłkarzy wyróżnia uniwersalność i możliwość przypisania im na boisku różnych ról. Na razie odszedł z Bayernu jedynie Mario Mandžukić, który w Atlético Madryt zastąpi Diego Costę.
SUPER EXPRESS
„Wstyd!” – komentuje wynik Legii Superak. W tekście możemy przeczytać, że kompromitacja była o włos.
Sebastian Mila deklaruje z kolei, że nie zostawi trenera w potrzebie. I ma tutaj na myśli Michała Globisza, o którego problemach zdrowotnych czytaliśmy też w tej gazecie.
Mocno zaangażowałeś się w to, aby pomóc trenerowi Michałowi Globiszowi, który ma poważne problemy ze wzrokiem. Skąd taka inicjatywa?
– Dla mnie jest nie tylko trenerem, ale bliską i bardzo ważną osobą. Zależy mi na tym, aby wrócił do zdrowia i tak jak dawniej cieszył się życiem.
Globisz przyznał na naszych łamach, że był poruszony i zaskoczony faktem, że zarówno PZPN, jak i jego byli wychowankowie nie zapomnieli o nim i zbierają pieniądze na operację i pobyt w Chinach.
– Przyznam, że ja byłem poruszony rozmową z trenerem. Nie wiedziałem, co powiedzieć mądrego, jak podnieść szkoleniowca na duchu. Zapewniłem trenera, żeby o nic się nie martwił, że wspólnie z kolegami pomożemy. Super zachował się prezes Zbigniew Boniek i PZPN, bo związek pokryje koszty operacji i leczenia. Ten gest trzeba docenić.
Trudno było namówić kolegów do pomysłu? Przecież nie każdy musi mieć ochotę dzielić się pieniędzmi.
– Nikt nie odmówił, nikt się nie wyłamał. Byłem tego pewny. Każdy, z kim rozmawiałem, zareagował tak samo: pomagamy, możesz na mnie liczyć. Ale to zasługa trenera, że w takiej chwili potrafimy się zjednoczyć. Zawsze powtarzał nam motto: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Z dumą mogę powiedzieć, że po tylu latach znów jesteśmy drużyną. To jest największy sukces trenera.
Pomijamy tekst o transferach w letnim okienku (bardzo podobny macie w GW), żeby spojrzeć w rozmowę z Lukasem Podolskim.
Na zdjęciach widać było, jak całujecie ją ze Schweinsteingerem. Żona nie była zazdrosna?
– Nie, przecież to było dla żartu. Moja żona wie, że dla mnie rodzina jest najważniejsza. Nie zamieniłbym na nic momentu, gdy z synem Louisem mogłem wznieść Puchar Świata. To dla niego to trofeum. Pół roku temu wytatuowałem sobie jego podobiznę na piersi, żeby zawsze był przy mnie.
Po zdobyciu mistrzostwa gratulacje złożyli ci przyjaciele z Górnika Zabrze.
– Ten puchar jest także dla Polski. Tu się urodziłem, moje korzenie są przypominane przy różnych okazjach i ja się z tego cieszę. W Polsce zawsze byłem świetnie witany, na Facebooku dostaję mnóstwo życzeń od polskich fanów. Zresztą do Polski mogę przyjechać szybciej, niż się niektórym wydaje. Planuję wizytę na poniedziałkowym meczu Górnika, choć to jeszcze nieprzesądzone. Prędzej czy później jednak się pojawię, jako mistrz świata. Być może dla mnie to była ostatnia szansa na zdobycie tytułu, bo w 2018 roku będę miał 33 lata i nie wiem, czy pojadę na mundial. W Brazylii zagrałem tylko dwa mecze, trener miał inną taktykę, ale od 10 lat pomagałem tej kadrze. A złotego medalu nikt mi nie odbierze.
W wydaniu stołecznym postrzeganie wyniku Legii nieco inne, bo tam w tytule umieszcza się słowo „wstyd”.
PRZEGLĄD SPORTOWY
„Wstyd” to chyba dziś najczęściej napotykany wyraz w sportowej prasie. Z wiadomego powodu.
„Latający cyrk Henninga Berga”. A to nawet dobre.
Jedna kontra, najskuteczniejszy u Irlandczyków Chris Fagan dostawia nogę i nieszczęście gotowe. Ambitna, półzawodowa drużyna z Dublina, nie była gorsza od mistrzów Polski. Legii: nieporadnej, chaotycznej, grającej bez wiary w siebie i swoje umiejętności. Za sześć dni mecz o życie. I posadę trenera, bo wyrównanie w samej końcówce opinii o grze legionistów za nic nie zmienia.
A trener Ruchu Jan Kocian się złości…
W eliminacjach Ligi Europy Ruch zamiast przy ulicy Cichej, zagra w Gliwicach.
– Nie tylko z FC Vaduz tak będzie. Pierwsze mecze w lidze rozegramy albo na wyjeździe, jeżeli rywale zgodzą się na zmianę gospodarza, albo w Gliwicach. Praktycznie wszystko na wyjeździe. Nie chcę narzekać, ale proszę przeanalizować sytuację. Na mecz w europejskich pucharach trzeba lecieć samolotem, wracać do Polski i jechać do Gliwic. Piłkarze w zasadzie nie odwiedzą domów. Autokar, hotel. Tak nie można się regenerować.
Zdenerwował się pan?
– Oczywiście jestem zły. Cały sezon graliśmy po to, aby nasi kibice mogli zobaczyć nas w europejskich pucharach. Dopingowali nas wszędzie i zasłużyli od nas na nagrodę. A tak? Będą musieli jechać do Gliwic. Mało tego, ze względu na fakt, że nie jest to impreza masowa, na trybunach usiądzie ich mniej niż tysiąc. Nic nie możemy zrobić poza awansem do następnej rundy, żeby kibice mogli nas jeszcze raz zobaczyć. Zapewne znowu w Gliwicach, ale już nie w tak ograniczonej liczbie.
Trzecie podejście Mariusza Rumaka do fazy grupowej Ligi Europy. I trzecie stwierdzenie, że gra o posadę.
Jeśli Kolejorz nie awansuje do fazy grupowej Ligi Europy, posada trenera Mariusza Rumaka zawiśnie na włosku. Mariusz Rumak pracuje przy Bułgarskiej już ponad 2,5 roku. Czwartkowym meczem z Nomme Kalju rozpoczyna swoją trzecią kampanię pucharową. Dwie poprzednie zakończyły się dla wręcz fatalnie – w obu przypadkach zespół nie potrafił bowiem przeskoczyć trzeciej rundy eliminacji Ligi Europy, więc nawet nie zbliżył się do wymarzonej fazy grupowej. Teraz trener jest pewien, że ten cel wreszcie uda się zrealizować. – Dwa lata temu Lech był w fazie przebudowy, a przed rokiem mieliśmy problemy z kontuzjami. Obecnie jednak mam zespół, który w zdecydowanej większości rywalizował w takim składzie w poprzednim sezonie. Z podstawowych piłkarzy odszedł tylko Mateusz Możdżeń, no i na razie brakuje Łukasza Teodorczyka. Można jednak liczyć, że mechanizmy, które wypracowaliśmy w poprzednich miesiącach, będą funkcjonować. Zaprocentuje też doświadczenie – przekonuje. Już widać, że szkoleniowiec wyciągnął wnioski z poprzednich lat. Zmienił bowiem nieco przygotowania. Do tej pory lechici latem ćwiczyli bardzo intensywnie, a potem w eliminacjach Ligi Europy nie mieli sił i zawodzili. Teraz natomiast główny nacisk na pracę fizyczną został położony zimą. W ostatnich tygodniach Rumak skupiał się głównie na tym, żeby jego zawodnicy nie stracili świeżości. To wszystko ma sprawić, że Kolejorz wreszcie awansuje do fazy grupowej. Od tego w głównej mierze zależy to, czy Rumak dalej będzie pracował z zespołem wicemistrzów Polski. Cele nakreślono przed nim już w marcu. Wówczas wiceprezes klubu Piotr Rutkowski zdradził nam, że pierwszą weryfikacją będzie awans zespołu do europejskich pucharów. To się udało, więc trener mógł spokojnie pracować dalej.
W Ekstraklasie nastała moda na ludzi z zagranicy. Ale nie piłkarzy, tylko trenerów.
W tym wieku nie zdarzyło się, by na starcie sezonu w klubach ekstraklasy pracowało tak dużo zagranicznych szkoleniowców. Coraz trudniejsze jest życie polskich trenerów. Miejsca pracy zabierają im bowiem zagraniczni szkoleniowcy. Od lat przyjeżdżają do Polski, ale wcześniej nie pracowało ich w naszej ekstraklasie aż tylu. W pierwszej kolejce pięć drużyn poprowadzą szkoleniowcy z innych państw. Dla porównania przed rokiem było ich tylko dwóch, obaj na Dolnym Śląsku – Stanislav Levy w Śląsku Wrocław i Pavel Hapal w Zagłębiu Lubin. Obaj zostali zwolnieni w powodu słabych wyników, ale nie odstraszyło to prezesów innych klubów od sięgania po zagranicznych szkoleniowców. (…) To jest najdziwniejsze i najbardziej bolesne. Do innych lig wpuszczają tylko topowych zagranicznych trenerów, a u nas odwrotnie – mówi Jacek Zieliński, obecnie bez pracy. Były trener m.in. Lecha, Polonii i Ruchu jest jednym z tych, którzy podczas ostatniego sezonu ustąpili miejsce zagranicznemu szkoleniowcowi. Wszystkie z pięciu klubów, które zmieniło Polaka na cudzoziemca, na tym zyskały. Najbardziej Ruch, który Zieliński zostawił na trzecim miejscu od końca. Jego następca Jan Kocian doprowadził do trzeciej pozycji, ale licząc od góry. Średnia punktów na mecz w wypadku Słowaka wyniosła 1,77. Za jego poprzednika było to tylko 0,86. W innych klubach było podobnie. Henning Berg zanotował w Legii średnią 2,38 (jeden mecz warszawski zespół przegrał walkowerem), gdy Jan Urban 2,05. Lechia pod wodzą Ricardo Moniza osiągnęła średnią 1,80, a za kadencji Michała Probierza 1,26. Wyśmiewany trener z Malediwów Angel Perez Garcia z Piastem zanotował średnio równo dwa punkty na mecz, podczas gdy Marcin Brosz tylko 1,09. Nawet Jose Rojo Martin w Koronie był lepszy niż wcześniej Leszek Ojrzyński. Jego średnia wyniosła 1,30, a Ojrzyńskiego tylko 0,33. Trzeba jednak pamiętać, że Polak prowadził kielecki zespół tylko w trzech meczach. Licząc całą kadencję tego trenera, był on minimalnie lepszy od Hiszpana, bo miał średnią 1,35.
Tematy zagraniczne pomijamy, a możemy jeszcze zerknąć na czwartkowych felietonistów – Mielcarski oraz Iwan. Zacytujmy tego pierwszego.
Wyjechałem z Brazylii nasycony świetną piłką. Zobaczyłem na żywo kilka wielkich gwiazd i one potwierdziły swoją wartość. Największe wrażenie zrobił na mnie Manuel Neuer. To rzadkość – bramkarz, którzy nie popełnia błędów. Innym takim zawodnikiem jest Javier Mascherano. Wiele razy widziałem go w Lidze Mistrzów i jako obrońca nie robił na mnie wielkiego wrażenia, a tutaj wręcz mi imponował. Prawdziwy lidera. W Argentynie grał z siedmioma walczakami, w Barcy sytuacja jest odwrotna – większość to wirtuozi. Zaimponował mi, dobrze się czuł w takiej roli. No i Arjen Robben. Piłkarz, który sprawił, że w oczy Sergio Ramosa i paru innych uznanych obrońców zajrzał strach. Zawodnik umiejący jak nikt inny ściągnąć na siebie uwagę prawie całej defensywy, otwierający możliwości kolegom. Potwierdził klasę.