W Gdańsku klasyczny remis, po którym zostaje dwóch rannych. Ani w Lechii, ani w Zagłębiu Lubin nie mogą być zadowoleni z wyniku 1:1. Po pierwsze dlatego, że jedni i drudzy mieli wystarczająco dużo sytuacji do odniesienia zwycięstwa, a po drugie dlatego, że szanse na osiągnięcie swoich celów na finiszu znacznie zmalały.
Stawka tego meczu zrobiła się naprawdę niebagatelna. Gdyby gospodarze wygrali, w ich szeregach odżyłyby mistrzowskie nadzieje. Strata do prowadzącego Piasta wynosiłaby tylko dwa punkty i kto wie, kto wie… Goście z kolei walczą o czwarte miejsce dające przepustkę do eliminacji Ligi Europy. W razie niedzielnego triumfu zrównaliby się punktami z Cracovią i Jagiellonią, a tak trzeba gonić. Środowe starcie z “Pasami” będzie absolutnie o wszystko w tym kontekście.
Lechia, jak to ma w zwyczaju, mocno zaczęła i przez pół godziny stworzyła sobie pięć bardzo dobrych sytuacji. Problem polegał na jednej prostej rzeczy: ani razu nie udało się trafić w bramkę. Najbliżej był Lukas Haraslin, który po podaniu Flavio Paixao minął już Konrada Forenca, ale trochę się zamotał, naciskał go obrońca i ostatecznie Słowak strzelił w boczną siatkę. Do przerwy z gry zdecydowanie więcej mieli biało-zieloni, a… gola świętowało Zagłębie. Kluczową rolę odegrał element przypadku. W zamieszaniu po rzucie rożnym piłka znalazła się pod nogami Lubomira Guldana, który uderzeniem z bliska nie dał szans Dusanowi Kuciakowi.
Pan przypadek dał także wyrównanie Lechii. Po nie najlepszym wybiciu Macieja Dąbrowskiego Patrykowi Lipskiemu zamiast strzału wyszło podanie, z którego skorzystał Michał Mak: przyjęcie i strzał na wślizgu między nogami Forenca. Akcja rezerwowych, więc można mówić, że Piotr Stokowiec w pełni trafił ze zmianami, których dokonał po godzinie rywalizacji.
Wrzucimy jednak kamyczek do ogródka.
Lipski skompromitował się w 82. minucie. Pięknie podał na sam na sam podał mu Flavio, pomocnik Lechii miał otwartą całą bramkę, ale najwyraźniej zabrakło mu odwagi do zadana ciosu i nieudolnie wycofywał. Piłkę wybił dobrze przewidujący Bartosz Kopacz.
W końcówce Lechię ratował Dusan Kuciak. Najpierw wygrał pojedynek z Filipem Starzyńskim, z kolei już w doliczonym czasie odbił uderzenie Patryka Tuszyńskiego z najbliższej odległości, a sytuację ostatecznie wybiciem byle dalej wyczyścił Karol Fila. Tuszyński dobrze grał tyłem do bramki, potrafił się zastawić i rozegrać, jednak zawiódł w momencie, gdy miał wykonać zadanie dla napastnika najważniejsze: wykorzystać świetną okazję.
Plus meczu? Wybieraliśmy między Guldanem a Kuciakiem. Stawiamy na tego pierwszego. Gol swoją drogą, ale po prostu przez cały czas grał bardzo pewnie, był prawdziwym liderem obrony. W trudnych chwilach zachowywał spokój, wyszła mu nawet ładna piętka pod presją rywala. Musiał też naprawiać błędy innych, kilka razy nie wyrabiał Damian Oko. Żółtą kartkę Słowak dostał głównie z winy Forenca, który źle wprowadził piłkę i kapitan “Miedziowych” zahaczył rozpędzającego się Haraslina.
Lechia tym remisem prawdopodobnie skazała się na trzecie miejsce. Zagłębie będzie musiało pokazać wielką klasę, żeby zasłużyć na puchary: najpierw domowa potyczka z Cracovią, później wyjazd na Legię.
[event_results 582954]
Fot. Wojciech Figurski/400mm.pl