Reklama

Oficjalnie: Liga Mistrzów zwariowała! Albo inaczej – zVARiowała…

red6

Autor:red6

17 kwietnia 2019, 23:20 • 4 min czytania 0 komentarzy

Chyba nikt specjalnie nie przepada za spóźnialskimi, ale w trakcie dzisiejszego wieczoru z Ligą Mistrzów dowiedzieliśmy się, że gracze Manchesteru City i Tottenham wręcz nienawidzą tych, którzy nie potrafią zjawić się na czas. Wszystkim takim delikwentom, którzy mają problemy z zegarkami, wymierzyli dziś srogą karę – zagrali taki początek meczu, że za głowę łapaliśmy się nie raz i nie dwa. 

Oficjalnie: Liga Mistrzów zwariowała! Albo inaczej – zVARiowała…

Wybaczcie, że przeszliśmy tak od razu do meczu, z pominięciem gry wstępnej i wszelkich wprowadzeń, ale to, co wydarzyło się w Manchesterze na Etihad Stadium po prostu wyląduje na kartach historii Ligi Mistrzów, a zapewne również piłki nożnej w ogóle. Powiedzieć, że ten mecz był szalony, to w zasadzie nic nie powiedzieć. Ten mecz miał żółte papiery. Przed tym meczem powinno się wyświetlać – wzorem twórców niektórych filmów i teledysków – ostrzeżenie dla epileptyków.

1-0
1-1
1-2
2-2
3-2

Wszystko to w 21 minut. Ostatni raz prawie tak ostre strzelanie publiczność Ligi Mistrzów widziała wtedy, gdy do Dortmundu pojechali Rzeźniczak, Kucharczyk, Prijović i spółka, gospodarze też prowadzili 3-2, ale po 24 minutach. No i jest jednak różnica, gdy mówimy o fazie grupowej, w której trafiają się przypadkowe ekipy – ćwierćfinał z dwiema uznanymi firmami z takim tempem padania kolejnych goli to trochę inna bajka.

Albo po prostu – bajka.

Reklama

Przy czym nie sposób nie zauważyć, że Aymeric Laporte grał w tym czasie tak, że mógłby nie załapać się nawet do tej defensywy Legii, która ostatecznie straciła z BVB osiem bramek. To urodzony we Francji zawodnik podarował Kogutom oba gole – tak, jakby miał problemy z odróżnieniem koszulek, w których po boisku biegają jego koledzy. Jasne, o to nie było dziś tak łatwo, bo delegat chyba poszedł na kawę, zamiast dokładnie przyjrzeć się strojom obu ekip, no ale bez przesady.

Z jego baboli korzystał Heung-Min Son, autor jedynego gola w pierwszym spotkaniu obu drużyn, ale większych kozaków miał dziś w swojej ekipie jednak Guardiola. Ot, choćby Raheema Sterlinga, który w świetnym stylu rozpoczął strzelanie, a później dorzucił gola na 3-2. Najmocniej chylimy czoła jednak przed gościem, którego nazwiska na liście strzelców nie znajdziemy. Przed Kevinem De Bruyne.

Kevin De Bruyne sam w jakimś sektorze boiska sprawiał Tottenhamowi więcej problemów niż Kevin sam w domu tym gagatkom, którzy chcieli splądrować mu chatę. Aż trudno uwierzyć, że Belg w tym sezonie zaliczył łącznie trzy asysty w Premier League i Lidze Mistrzów. Tyle samo co dzisiaj. Asystował przy obu golach Sterlinga i później, gdy mecz trochę bardziej zaczął przypominać normalne spotkania piłkarskie, przy bramce Sergio Aguero, która mogła dać awans ekipie Pepa Guardioli.

Mogła, ale – jakkolwiek to zabrzmi – szybko stracona bramka na 2-3 nie ustawiła, patrząc z perspektywy Kogutów, meczu. Oczywiście swoje najpierw musiał zrobić Lloris. Pożarów w polu karnym miał mnóstwo, jednak ostatecznie tylko raz nie zdążył z gaśnicą. A koledzy z ofensywy od czasu do czasu potrafili się też wybrać pod pole karne rywala. W końcu po stałym fragmencie piłkę do bramki zapakował Fernando Llorente. Tak, ten sam Llorente, który skutecznością zachwycił w tym sezonie tylko przeciwko Tranmere Rovers w Pucharze Anglii. Ten mecz był tak szalony, że w sumie nawet nie dziwi nas, że rozstrzygnął go ktoś taki. Dlatego, że nie zdziwi nas już chyba nic.

Niestety nie zabrakło przy tym kontrowersji i pierwszoplanowej roli odegranej przez VAR. Po pierwsze Hiszpan gola na wagę awansu najprawdopodobniej strzelił ręką. Sędzia oglądał tę sytuację na monitorze, ale trafienie uznał. Po drugie już w doliczonym czasie gry Raheem Sterling skompletował hat-tricka, ale chwilę po tym, jak stadion wybuchnął, turecki arbiter anulował gola ze względu na spalonego.

Trzeba o tym mówić i należy to piętnować (pierwsza sytuacja), choć nie chcemy też, by przykryło to genialne spotkanie, którego mieliśmy zaszczyt być świadkami. Tottenham zagra w półfinale Ligi Mistrzów! Niespodzianka, choć trzeba przyznać, że Manchester City i Champions League to nie jest dobrana para. W historii tego związku mieliśmy już i wpadki w fazie grupowej, i przegrane z Barceloną zaraz po niej czy – w szczytowym jak na razie momencie – porażkę z Realem Madryt w 1/2 finału. Jednak ze wszystkich nieudanych podejść, chyba właśnie to dzisiejsze zapamiętane zostanie najdłużej.

Reklama

Manchester City – Tottenham Hotspur 4-3

Sterling 4′ i 21′, B. Silva 11′, Aguero 59′ – Son 7′ i 10′, Llorente 73′

 Fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...