– Manuel Neuer jest kilka długości przed innymi. Nawet jeśli w ostatnich meczach popełni jakiś błąd, to nie zmienię zdania. Niemiec może zostać nie tylko najlepszym bramkarzem, ale i piłkarzem mundialu. Ma mnóstwo zalet, a największa jest taka, że on tę “bramkarską francę” pewnie łapie w ręce – mówi na łamach “SE” Jan Tomaszewski. Zaczynamy wtorkowy przegląd prasy.
FAKT
Brazylijczyk Dante szpiegiem? Na to wychodzi…
Chociaż Dante (31 l.) ma bezdyskusyjne miejsce w podstawowym składzie Bayernu, to w reprezentacji przegrywa rywalizację z Davidem Luizem (27 l.) i Thiago Silvą (30 l.). Teraz będzie musiał zastąpić tego drugiego, który pauzuje za kartki. I chyba nie ma lepszego meczu na debiut na mundialu niż spotkanie z Niemcami. Środkowy obrońca Canarinhos doskonale zna większość zawodników, wszak na co dzień gra z nimi w klubie, wie, jakie są ich mocne i słabe strony. Na treningach po setki razy rywalizował z Thomasem Muellerem (25 l.) czy Mario Goetzem (22 l.), więc dobrze wie, jak ich zatrzymać. I chociaż Brazylijczyk nie powie tego publicznie, to śmiało można przypuszczać, że selekcjoner Luiz Felipe Scolari (66 l.) nie omieszkał skorzystać z jego informacji, które teraz, w półfinale mistrzostw świata, są na wagę złota i mogą wskazać drogę do zwycięstwa. – Oczywiście, że gra w Bundeslidze pomaga, ale wiemy, że każdy mecz jest nieprzewidywalny i może zdarzyć się wszystko, niezależnie od tego jak dobrze zna się przeciwnika – mówi Dante. – Niemcy są drużyną bardzo dobrze skonsolidowaną, na boisku rozumiejącą się bez słów. Ich najmocniejszą bronią jest to, że potrafią sobie doskonale radzić w każdej sytuacji. Kiedy mają trochę miejsca bez trudu kreują grę, a przy stałych fragmentach są bardzo niebezpieczni. Trzeba uważać na cały zespół, nie ma jednego zawodnika, na którego trzeba zwracać szczególną uwagę. Cała grupa jest bardzo mocna – przekonuje brazylijski obrońca.
A obok dla Faktu wypowiada się Lothar Matthaeus.
Jak ocenia pan szanse Niemiec w półfinałowym spotkaniu z Brazylią, zważywszy że na boisku zabraknie Neymara?
– Na reprezentacji Brazylii ciąży wielka presja, ponieważ jest gospodarzem mundialu i to może korzystnie wpłynąć na drużynę niemiecką. Podczas turnieju przekonaliśmy się, jak wrażliwa jest reprezentacja Canarinhos, jak łatwo jest doprowadzić piłkarzy do łez. To jasno pokazuje, że są zdenerwowani i że presja, jaka na nich spoczywa jest ogromna.
A więc Niemcy są faworytem?
– Na tym etapie trudno wskazać jest faworyta. Wszyscy dobrze wiemy, że będzie to skomplikowany mecz, ale oczywiście wierzę w zwycięstwo i uważam, że reprezentacja Niemiec nie musi zbytnio obawiać się Brazylii, która do tej pory imponowała w zasadzie tylko w jednym meczu, a właściwie w pierwszej połowie przeciwko Kolumbii.
Van Persie przestał latać. Przestał, bo się zaciął.
Tymczasem wyręczać go musi Arjen Robben (30 l.). Na sugestie, że Van Persie jest w cieniu gracza Bayernu Monachium, król strzelców Premier League z 2013 roku mocno się denerwuje. Gdy holenderski dziennikarz zapytał go niedawno o tę kwestię, napastnik nawet nie próbował udawać, że pytanie go nie zirytowało. – Strzeliłem trzy gole. To ile miałem strzelić? Piętnaście? Nie mam pojęcia, co masz na myśli, mówiąc o cieniu. Masz kila dni na wymyślenie pytań i przychodzisz z czymś takim. Następnym razem bądź lepiej przygotowany – denerwował się gracz Czerwonych Diabłów. Faktem jest jednak, że Van Persie coraz mniej daje zespołowi. W ostatnim meczu Holandia po emocjonującej serii rzutów karnych wyeliminowała Kostarykę, ale mogła sobie tych nerwów oszczędzić, gdyby napastnik na dwie minuty przed końcem meczu wykorzystał świetne podanie od Wesleya Sneijdera (30 l.). Rundę wcześniej, w 1/8 finału z Meksykiem, choć Holandia przegrywała, Louis Van Gaal (62 l.) zdjął go z boiska, widząc, że jego najlepszy snajper nic już drużynie nie da. Wydawałoby się, że w takiej sytuacji zespół najbardziej potrzebuje swojego kapitana, ale selekcjoner miał inne zdanie. – Pamiętajcie, że Robin przed mundialem dołączył do składu świeżo po wyleczeniu kontuzji. Nie jest w stanie grać przez pełne 90 minut, zwłaszcza w takich trudnych warunkach pogodowych. Musiałem dokonać tej zmiany, bo zależało mi na wygranej – podsumował Van Gaal.
To jeszcze rzut okiem tylko na felieton Tomasza Hajty, bo nie zamierzmy nawet sprawdzać, z czym przesadza Robert Lewandowski.
Prawdziwym sprawdzianem dla Brazylii w tych mistrzostwach będzie mecz z Niemcami. Gospodarze nie prezentują wysokiej dyspozycji. Wygrywają spotkania tylko i wyłącznie dzięki indywidualnym umiejętnością poszczególnych zawodników. Choć trzeba przyznać, że w meczu z Kolumbią widać było już pewną poprawę w ich grze. Ale na pewno to jeszcze nie jest ta Brazylia, która mogłaby sięgnąć po tytuł mistrzowski. Według mnie w finale raczej się nie znajdą. Tym bardziej, że w półfinale zagrają bez kontuzjowanego Neymara i pauzującego za kartki Thiago Silvy. Oczywiście brak tych piłkarzy nie może uśpić Niemców. Na pewno Brazylia będzie słabsza, ale takie sytuacje potrafią jednoczyć i może stworzyć się lepszy kolektyw. Już nie mogą czekać co zrobi Neymar, tylko jako cała drużyna muszą przeciwstawić się rywalowi. To paradoksalnie może wyjść im na korzyść. Choć wydaje się, że Niemcy prezentują się zbyt dobrze, żeby nie wykorzystać tych osłabień.
No cóż, Hajto chyba specjalnie się nie przyłożył do tego tekstu.
RZECZPOSPOLITA
Dziś w Rzepie tylko dwa materiały – oba autorstwa Stefana Szczepłka. Na początek wywiad z Jerzym Pilchem.
Podobają się panu mistrzostwa świata?
– Teraz już tak. Kiedy na początku grały 32 drużyny, nie mogłem się połapać. A ponieważ zdarzało się, że grali po północy, to czasami przysypiałem.
Wszyscy mówią, że to wyjątkowo dobre mistrzostwa.
– Jak człowieka spotyka wyjątkowe dobro – ma prawo do drzemki. Jakkolwiek to brzmi. Ale jak dla mnie dawka była za duża. Nie byłem w stanie kontrolować, kto z kim i w jakiej grupie. Wycinałem program z gazety i usiłowałem to wszystko ogarnąć, jednak nie zawsze się udawało. Od ćwierćfinałów panuję nad sytuacją. Teraz mam to co w 1966, kiedy w finałach w Anglii grało 16 drużyn.
Mam to samo. Wtedy wszystko było jasne, jednak zaryzykuję twierdzenie, chociaż nie odważę się zrobić tego także w pańskim imieniu, że być może wynikało to z faktu, iż w roku 1966 mieliśmy po kilkanaście lat i większą zdolność pojmowania rzeczywistości. Przynajmniej tej futbolowej.
– Mówimy o czasach, w których Leopold Michno był bramkarzem Cracovii. Kiedy Waldemar Dąbrowski przepytuje mnie ze znajomości składu Górnika Zabrze z lat siedemdziesiątych, to mam ubaw. Bo pamiętam, jak w Górniku na obronie grał Stefan Floreński z Edwardem Olszówką, czyli prawie pokolenie wcześniej.
I do tego tekst o tytule, który wiele mówi: „Poczet kosiarzy nożnych”.
Kolumbijczyk Juan Camilo Zuniga, który sfaulował Neymara, jest ostatnim ogniwem w łańcuchu boiskowych chuliganów. Coś takiego jak fair play podczas finałów mistrzostw świata oczywiście istnieje, ale emocje i waga meczu sprawiają, że czasami się o tym zapomina. Tak było, jest i będzie. Już w 26. minucie meczu otwierającego pierwsze mistrzostwach świata (Urugwaj, 1930) bramkarz Francji Alexis Thepot został kopnięty w twarz przez Meksykanina Dionisio Mejiję, który nie poniósł za ten czyn żadnej kary, bo sędzia Domingo Lombardi z Urugwaju nie zauważył. Thepot doznał wstrząsu mózgu. Dzień później Peruwiańczyk Placido Galindo został pierwszym piłkarzem w historii mundiali usuniętym przez sędziego za brutalny faul. Jak widać, początki były bardzo obiecujące. Cztery lata później (Włochy, 1934) proceder unieszkodliwiania przeciwników za pomocą fauli znacznie się rozwinął. W meczu Włochy – Hiszpania biły się już całe drużyny, nie bez powodu więc nazwano go rzeźnią we Florencji. Ponieważ zakończył się remisem, następnego dnia został powtórzony.
GAZETA WYBORCZA
Temat numer 1 to David Luiz. Duży tekst Pawła Wilkowicza o Brazylijczyku i na pewno lepszy, ciekawszy niż ten wczorajszy w PS.
Ponoć nie umie bronić. A jest najdroższym obrońcą świata. Ponoć Brazylijczycy takich piłkarzy nie kochają. A on ich sobie owinął wokół palca. Ale najpierw musiał odmówić Portugalii. Wirus davidomanii krąży po kraju. Są tacy, którzy się z tą lwią grzywą nie rozstają nawet na krok. Na mecz zabierają tabliczki, na których jest zdjęcie jak z albumu Panini, z wyciętym otworem na twarz. W ten sposób i ty możesz zostać Davidem Luizem. Tylko nie będziesz się mógł opędzić od natrętów, bo przy tych, którzy mają tabliczki, zawsze jest kolejka do zdjęcia. – Daviiidziiie, wyjdź do nas – słychać krzyki, gdziekolwiek się zatrzyma autobus reprezentacji. Nastolatki składają mu miłosne wyznania pod hotelami kadry. Dziennikarze piszą: nasz lew. W rankingach popularności jest teraz drugi za Neymarem. W rankingu FIFA na najlepszych piłkarzy rundy grupowej był pierwszy. Specjalistów z FIFA też chyba omotał, bo zapisali mu samobójczego gola Gonzalo Jary z meczu z Chile. Za to drugi gol żadnych wątpliwości nie budzi: jeden z najlepszych w turnieju, z rzutu wolnego, bramka, która przesądziła, że Brazylia jest w półfinale. W meczu z Niemcami Luiz ma być kapitanem Brazylii i najważniejszym obrońcą pod nieobecność zawieszonego Thiago Silvy. Gdyby nie pęknięty kręg Neymara, po meczu z Kolumbią nie schodziłby z okładek. Ale nawet w zamieszaniu wokół kontuzji ta sytuacja nie umknęła: Luiz przytula Rodrigueza płaczącego po porażce. I prosi kibiców, żeby bili brawo liderowi strzelców, który właśnie kończy turniej. Pod publiczkę? Chyba nie w jego przypadku. On dla kadry jest bezcenny również dlatego, że zbliża ją do ludzi. Ma w sobie luz Neymara, ale pozostał piłkarzem, nie przedsiębiorstwem rozrywkowym. Jest na wyciągnięcie ręki, jak starszy brat z kadry. Chętnie pozuje do zdjęć, rozdaje autografy. Nawet gdy przed mundialem protestujący otoczyli autobus kadry zaczynającej właśnie zgrupowanie i krzyczeli, że nauczyciel jest więcej wart od piłkarza, on nadal czuł się jak u siebie. Obydwoje rodzice są nauczycielami. Podczas ubiegłorocznych protestów David poparł je jako jeden z pierwszych w reprezentacji.
„W imię Neymara”, tutaj już Dariusz Wołowski koresponduje z Brazylii.
Siły nie są równe. O najważniejszy finał w historii Brazylii grają “Canarinhos” bez Neymara, Thiago Silvy i Niemcy ze wszystkimi swoimi najlepszymi nogami. Na boisku obecnych w sumie osiem tytułów mistrzów świata. Zjednoczeni wokół krzywdy, jakiej doznała ich największa gwiazda, Brazylijczycy stają do meczu z Niemcami jako naród. Tak, naród. “Nikt nie przekreśli naszych marzeń o wygraniu mundialu” – słowa pani prezydent Dilmy Rousseff wskazują skalę emocji u gospodarzy turnieju. Trener Luiz Felipe Scolari gra na nich znakomicie. Poprosił kontuzjowanego Neymara, by na stadionie Mineirao zajął miejsce na ławce dla rezerwowych. Jego obecność ma dodać sił drużynie przy wykonaniu ostatniego kroku do finału. Zwłaszcza że rywal jest najtrudniejszy z możliwych. Od chwili gdy kopnięty kolanem w kręgosłup Neymar trafił do szpitala, Brazylijczycy stali się jedną wielką, futbolową rodziną. Skończyły się debaty na temat słabości Freda, defensywnej gry zespołu, ich miejsce zajęły niekończące się akty wsparcia dla kontuzjowanej gwiazdy i osłabionej przez niego drużyny. Na zgrupowaniu w Granja Comary pod Teresópolis kluczowi gracze brazylijscy zrobili sobie zdjęcie w basenie, układając ręce w kształcie litery “T” od “toiss”, znaku grupy przyjaciół Neymara. Dziś chciałby należeć do niej cały 200-milionowy naród, z panią prezydent Rousseff na czele. – To była katastrofa, ale wciąż są szanse na tytuł – powiedział Scolari. Po raz kolejny zawezwał na zgrupowanie psycholożkę Reginę Brandao. Miała ona “wyczyścić” głowy brazylijskich piłkarzy z myślenia o sobie jak o sierotach po Neymarze. Selekcjonera zaniepokoiły łzy, które zobaczył w oczach graczy na widok krzywdy wyrządzonej piłkarzowi Barcelony przez Kolumbijczyka Juana Camilo Zunigę. Uznał to za oznakę słabości. Koniecznie do wyeliminowania przed takim wyzwaniem jak mecz z Niemcami.
I raz jeszcze Wołowski – o Argentyńczykach.
Ángel Di Maria wyszedł ze stadionu jak skazaniec, oczy miał czerwone od łez. Nic nie było w stanie go uspokoić. Opłakiwał straconą życiową szansę – nie zagra z Holandią o finał mundialu. (…) Di Maria był w życiowej formie, i to nie tylko na mundialu. Został bohaterem finału Ligi Mistrzów, w którym wypracował dla Realu gola na 2:1. Dziś toczy z klubem z Madrytu korespondencyjną walkę o to, by jego praca została właściwie doceniona. “Królewscy” wolą go jednak zastąpić będącym na fali Kolumbijczykiem Jamesem Rodriguezem. Ale nie to jest dla Di Mari zmartwieniem numer jeden. Marzył o tym, że pomoże Leo Messiemu w zdobyciu Pucharu Świata. Współpraca tej pary na mundialu w Brazylii przeciągnęła przeciętnie grający zespół Alejandro Sabelli do ćwierćfinału. W starciu z Belgami o półfinał wreszcie ocknęli się inni koledzy. Z Gonzalo Higuainem na czele. Dziennikarz “La Nación” opisuje sceny ze zgrupowania w Cidade do Galo, ośrodku Atlético Mineiro przystosowanym do potrzeb Argentyńczyków, i stawia tezę, że umiejętności techniczne graczy Sabelli to zaledwie połowa sukcesu. Druga połowa to atmosfera. Drużyna świętowała zwycięstwo nad Belgią z rodzinami w hotelu Royal Tulip. Następnego dnia podczas śniadania Ezequiel Lavezzi wyznał kolegom, że w doliczonym czasie gry starał się odpędzić od nich złe moce. Messi śmiał się szeroko pierwszy raz od dawna, wyglądając na człowieka szczęśliwego. Jeszcze długo po zebraniu przez Sabellę wszystkich na środku boiska, trudno im było zapanować nad wybuchami śmiechu i żartami.
Zerknijmy jeszcze do wydania stołecznego, jak wyglądają przygotowania Legii do podboju Europy.
Elastyczną w ataku i rzucającą się już na obrońców rywala – taką Legię chce widzieć Henning Berg. Czy zobaczy ją we wtorek w sparingu z Hapoelem? (…) Dla mistrzów Polski mecz z Izraelczykami będzie najpoważniejszym sprawdzianem przed spotkaniami z irlandzkim St. Patrick’s w eliminacjach do LM. – To tylko mecz towarzyski, ale traktujemy go bardzo poważnie. Starcie z Hapoelem będzie dla nas doskonałym testem przed rozpoczęciem rywalizacji w pucharach. Musimy je wykorzystać maksymalnie dobrze – podkreślał na poniedziałkowej konferencji Berg, który z Hapoelem – w odróżnieniu od środowego spotkania o Superpuchar z Zawiszą Bydgoszcz – wystawi najmocniejszy skład. Niespodzianek nie będzie – zagrają w nim niemal wszyscy, którzy stanowili o sile drużyny wiosną. Jeśli mecz z Hapoelem jest próbą generalną, to jak ma w niej zagrać Legia, czego od zespołu oczekuje trener? – Przede wszystkim ma być zwycięstwo – zaczął Berg. I dodał: – Bardzo chciałbym też, by moja drużyna była bardziej elastyczna w ofensywie. Zależy mi, byśmy szukali nowych rozwiązań w ataku, aby nasza gra była dużo bardziej różnorodna. Na czym ma polegać ta różnorodność? Berg na każdej pozycji ma przynajmniej po dwóch graczy, ale szersza kadra to nie tylko szansa na chwilę wytchnienia dla podstawowych zawodników, lecz także nowe możliwości ustawienia zespołu. Norweg w trakcie przygotowań w Gniewinie próbował gry jednym, dwoma, a nawet trzema napastnikami. We wtorek, w związku z nieobecnością Ondreja Dudy, który leczy uraz, jedynym napastnikiem będzie Orlando Sa, ale na ławce usiądzie także ambitny Arkadiusz Piech. Na treningach zdarzało się, że obaj grali obok siebie, bo Berg chce mieć plan B na wypadek, gdyby musiał gonić wynik.
SUPER EXPRESS
Zaczynamy dwoma materiałami z tabloidu. Pierwszy, że Wojtek Szczęsny rzuca się w wodzie, a Duszan Kuciak robi zakupy (i podczas nich całuje się ze swoją partnerką). Nie widzimy sensu, by cokolwiek stąd cytować.
Dalej mamy wywiad z Janem Tomaszewskim, który stwierdza, że najlepszym bramkarzem jest Manuel Neuer.
To mundial wspaniałych bramkarskich popisów. Jak ułożyłby pan najlepszą piątkę?
– Manuel Neuer jest kilka długości przed innymi. Nawet jeśli w ostatnich meczach popełni jakiś błąd, to nie zmienię zdania. Niemiec może zostać nie tylko najlepszym bramkarzem, ale i piłkarzem mundialu. Ma mnóstwo zalet, a największa jest taka, że on tę “bramkarską francę” pewnie łapie w ręce.
“Francę”?
– Tak nazywam brazucę, którą grają w Brazylii. Ta piłka jest bardzo nieprzyjemna dla bramkarzy, większość golkiperów odbija ją w lewo lub w prawo, a Niemiec pewnie chwyta. Poza tym gra jako libero, wspaniale rozgrywa piłkę. Niemcy mnóstwo mu zawdzięczają.
A kto na drugim miejscu?
– Też Neuer. Dopiero drugie miejsce bis przyznaję Meksykaninowi Ochoi. Trzeci zdecydowanie Kostarykanin Navas. Obaj prezentują latynoską szkołę bramkarzy, których największym plusem jest -to, że doskonale przewidują, gdzie poleci piłka, i tam się rzucają. Na linii są fenomenalni.
Tekst Michała Listkiewicza.
Po miesiącu w Brazylii decydującą fazę mundialu oglądam w polskiej telewizji. Po lekturze internetowych połajanek pod adresem komentatorów spodziewałem się wszystkiego najgorszego. A tu miłe rozczarowanie. Uznane firmy z Dariuszem Szpakowskim na czele przygotowały się lepiej niż kiedyś piłkarze Engela i Janasa, a eksperci Mielcarski i Ulatowski dzielnie sekundują. Nie stać nas na Matthaeusa i Maradonę (TV brazylijska) czy Wengera i Houlliera (angielska), to mamy Engela, Gmocha i Strejlaua w całkiem dobrej dyspozycji. Marudzącym radzę spróbować sił z mikrofonem. Na początek w łazience przed żoną i teściową. Przekonają się, że to niełatwy kawałek chleba. (…) Szkoda, że reklamy zabierają czas na fachowy komentarz. Takie czasy. Efekt jest taki, że Strejlau mógłby mówić o żelu do włosów, Engel o karmie dla koni, a efekt byłby podobny. Jak można ocenić mecz w pół minuty? Tego nawet słynący z krótkich, acz celnych powiedzeń Kazimierz Górski by nie potrafił. A skoro o Trenerze Tysiąclecia mowa: w przeddzień meczu Polska – Niemcy na Stadionie Narodowym stanie jego pomnik. To dzieło byłego kierownika reprezentacji Górskiego, ambasadora Janusza Jesionka. Wielki mały człowiek.
A na koniec Roger ocenia reprezentację Brazylii.
– Pod nieobecność Neymara kilku piłkarzy musi dać z siebie znacznie więcej niż do tej pory. Duże rezerwy ma na przykład Oscar. Zagrał dobrze w pierwszym meczu z Chorwatami, ale potem… Stara się w obronie, dużo pomaga, jednak przez to brakuje mu sił w ofensywie. Musi więcej z siebie dawać w akcjach pod bramką rywala, a na pewno stać go na to, bo potencjał ma ogromny. Oczywiście dyskusja o tym, kto weźmie na siebie ciężar odpowiedzialności, trwa cały czas i będzie się toczyć do samego meczu. Wiele osób sugeruje występ Williana lub Bernarda, to również gracze, którzy mogą załatać dziurę po Neymarze – mówi Brazylijczyk z polskim paszportem. Choć w niedzielę wieczorem pojawiły się plotki, że gwiazdor canarinhos może zostać poddany specjalnemu leczeniu i zdąży na finał, to szybko odrzucono taką ewentualność. – Faktycznie, mówiło się o tym, miało to polegać na zastrzykach, na uśmierzeniu bólu, ale nikt poważny nie brał tego pod uwagę. Lekarze kadry jednoznacznie powiedzieli, że Neymar już na tym mundialu nie zagra. Nikt nie będzie ryzykował zdrowia piłkarza – Roger ucina wszelkie spekulacje na ten temat.
Gdybyśmy zamiast materiałów o Szczęsnym i Kuciaku mieli coś sensownego do poczytania, wyszedłby naprawdę dobry numer. A tak – tylko średni.
SPORT
Okładka Sportu donosi o bitwie na Maracanie.
Zaczyna się tekstem o Brazylii, co dziwić chyba nie może. A my zwracamy uwagę na lead: 52 lata temu Brazylia straciła Pelego w drugim meczu na mistrzostwach świata w Chile. Mimo to obroniłą trofeum wywalczone cztery lata wcześniej.
I w miarę przyzwoitym artykułem o Neuerze.
Zachowując wszelkie proporcje, można pokusić się o postawienie tezy, że ewentualna absencja Manuela Neuera byłaby dla reprezentacji Niemiec takim samym ciosem, jak dla Brazylijczyków nieobecność Neymara. – Neuer wyprzedził bramkarską epokę – mówi Józef Młynarczyk, medalista mistrzostw świata z 1982 roku. – Ryzykuje i gra bardzo wysoko, często nawet na 30 metrze. Wybija piłkę głową albo wślizgiem. A poza odważnymi wyjściami dobrze spisuje się na linii i potrafi wybić piłkę obiema nogami.
Jest również rozmowa z Olafem Marshallem, byłym reprezentantem Niemiec. Wybieramy najciekawszy fragment, choć zbyt wiele tych ciekawych to nie znaleźliśmy.
Ma pan jakieś zastrzeżenia do zestawienia personalnego reprezentacji Niemiec?
– Absolutnie nie. Joachim Loew dobrze prowadzi zespół, funkcjonuje on bez zarzutu. Reprezentacja pewnie wygrywa, a dobrze gra każda formacja. Naszą przewagą jest też to, że w zespole jest duża liczba graczy, którzy na swoim koncie mają występy na poprzednich mistrzostwach świata czy Euro. Takie doświadczenie teraz procentuje.
A z tematów krajowych, można zerknąć na przygotowania Ruchu do starcia z Vaduz.
Piłkarze Ruchu przygotowują się do sezonu na obozie w Popradzie, lecz sztab szkoleniowy zaczął już na poważnie rozpracowywać przeciwnika w II rundzie eliminacji do Ligi Europy. – Obrona to słaba strona Vaduz – przyznaje Dariusz Fornalak. Dariusz Fornalak i Karol Michalski, asystenci trenera Jana Kociana są pewni, że kibice “Niebieskich” w Vaduz przekrzyczą miejscowych fanów. – Kameralny stadion jest pięknie położony w Alpach. Teraz jest rozbudowywany, bo drużyna awansowała do szwajcarskiej ekstraklasy. W meczu z College Europa na trybunach zasiadło tysiąc widzów, ale z nami będzie ich z pewnością więcej. Atmosfera była… piknikowa. Na trybunach zasiadły całe rodziny, kibice mogli napić się piwa. W Vaduz mieliśmy przyjemność siedzieć w sektorze rodzinnym. Bezpośrednio za plecami mieliśmy faceta z bębnem, obok siedział tzw. fan club, kilka flag wywieszonych, stały doping przez całe spotkanie, natomiast tych fanatyków można było policzyć na palcach dwóch rąk – mówi Dariusz Fornalak. – Jeżeli kibice Ruchu wybierają się do Vaduz, to wreszcie poczują tam atmosferę święta piłkarskiego. Zespół ostatnio wszystko wygrywa, więc kibice są przyzwyczajeni do łatwych zwycięstw – dodaje Fornalak, który wyjawił także mocne i słabe punkty u przeciwnika z Liechtensteinu. – Mają zdecydowanie lepszą ofensywę od defensywy. W kadrze znajdują się piłkarze ze Szwajcarii, Austrii oraz Czech i nie jest to egzotyczna drużyna. Vaduz to mieszanka rutyny i młodości, ale nie powinniśmy mieć kłopotów z awansem – podkreśla drugi trener Ruchu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
PS znów postarał się z okładką.
Gazetę otwiera rozmówka z Matthaeusem i analiza piłkarzy, którzy mają wydrzeć finał dla Brazylii. Czyli Julio Cesar, Dante, David Luiz, Oscar, Willian i Fred.
O szpiegu z Bundesligi, czyli Dante, już wspominaliśmy, o rozmówce z Marschallem – również. Spójrzmy więc, dlaczego Niemcy są zakochani w Hummelsie.
Dzięki rewelacyjnej postawie w Brazylii Mats Hummels stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych piłkarzy w kadrze Joachima Löwa. I najbardziej lubianym. Dwa efektowne gole, w tym dający awans do półfinału. Do tego świetna gra w obronie, a po meczach ciekawe wypowiedzi i zachwycający kobiety uśmiech. Zupełnie nieoczekiwanie Mats Hummels stał się jednym z bohaterów brazylijskiego mundialu. Przy okazji jest idealnym symbolem nowej niemieckiej piłki. Teraz futbol rodem z RFN nie kojarzy już się z wąsatym i ograniczonym piłkarsko obrońcą typu Jürgen Kohler. Teraz ma twarz obrońcy Borussii Dortmund. Zdaniem wielu kobiet jest to najpiękniejsza twarz finałów mistrzostw świata. Nowy niemiecki bohater jest tematem numer jeden w całych Niemczech. Tak jak cztery lata temu wszyscy mówili o Thomasa Müllerze, tak teraz każdy chłopak chce być Hummelsem, a każda matka marzy, żeby mieć takiego zięcia. Klubowy kolega Jakuba Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka jest wręcz przerażony wielką falą popularności, którą tak naprawdę odczuje dopiero po powrocie z mundialu. Sławę piłkarza wykorzystuje za to jego partnerka Cathy Fischer, która dla największej niemieckiej gazety Bild prowadzi wideobloga od początku turnieju. – Zastanawiam się, jak bardzo Matsa obchodzi to całe zamieszanie. Gdyby mógł, to wolałby być jednym z najmniej rozpoznawalnych piłkarzy. Jest jednak jednym z najlepszych, więc musi sobie też radzić z popularnością – powiedział o swoim zawodniku trener Borussii Dortmund Jürgen Klopp.
Alex Bellos, autor książki „Futebol. Brazylijski styl życia”, rozmawia z Tomaszem Włodarczykiem. Ciekawy wywiad.
Czy niezdobycie Pucharu Świata byłoby dla kraju katastrofą?
– Na pewno Brazylijczycy byliby załamani. Nieważne, że biorą pod uwagę porażkę. Przez futbol definiują samych siebie. Przegrana meczu piłkarskiego to dla nich coś więcej niż sportowa porażka. To odrzucenie, poniżenie brazylijskiej kultury. Futbolowi nadają ogromne znaczenie. Każdemu innemu krajowi łatwiej wybaczy się porażkę. Z tymi wszystkimi pięknymi stadionami, z kibicami znikającymi z ulic przed telewizory trudno będzie nie uznać, że przegrana w mundialu byłaby czymś innym niż tragedią. Przegrana w półfinale byłaby o tyle bolesna, że Brazylijczycy musieliby żyć otoczeni atmosferą mundialu jeszcze kilka dni. Dla nich byłaby to już tylko stypa. Porażka w finale? Jakoś by to przeżyli.
Co nowego w Ekstraklasie?
– Dziś Legia gra najważniejszy mecz przed Ligą Mistrzów
– Petasz się odgraża: Legię może spotkać kara
– Robert Demjan wraca do Podbeskidzia
– Wisła coraz bardziej niebieska: Buchalik, Sadlok i Jankowski grają w pierwszym składzie
Są również stali felietoniści – Hajto (cytowaliśmy w Fakcie), Iwanow i Dziekanowski. Spójrzmy na tego ostatniego.
Chwalono trenera Wilmotsa, obwołano go mistrzem zmian, bo co wprowadził jakiegoś piłkarza na boisko, ten rozstrzygał losy meczu: Marouane Fellaini, Dries Mertens, Divock Origi zapewnili mu zwycięstwa w fazie grupowej, a Romelu Lukaku miał wejście smoka w 1/8 finału w spotkaniu z USA. Trenerski nos zawiódł jednak selekcjonera w rywalizacji z Argentyńczykami w ćwierćfinale. Patrząc na grę Belgów, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Wilmots po prostu nie może wstrzelić się z podstawowym składem. Nie znam trenera, który stara się największe atuty trzymać na ławce rezerwowych. Każdy szkoleniowiec chce wystawić najlepszą jedenastkę. Selekcjonerowi Belgii to się nie udawało. Owszem, należy mu się szacunek za korekty, których dokonywał, bo świadczyło to o tym, że potrafi czytać grę, ale ani razu jego drużyna nie zagrała dobrze od pierwszej minuty.