Reklama

Piast spisuje się na piątkę. I jeszcze nie powiedział ostatniego słowa

red6

Autor:red6

17 marca 2019, 18:10 • 3 min czytania 0 komentarzy

Nie ułatwiają nam roboty piłkarze Piasta – w tym sensie, że w zasadzie powinniśmy wykonać teraz znaną i lubianą w niektórych kręgach czynność “kopiuj-wklej” z poprzednich tekstów o meczach ekipy z Gliwic, a wypadałoby jednak napisać coś nowego. Ale gniewać się nie zamierzamy. Wręcz przeciwnie – życzylibyśmy sobie nawet, by kilka drużyn w tej lidze było tak konsekwentnych i “nudnych”. W przypadku bandy wyjątkowo uśmiechniętego dziś Waldemara Fornalika oznacza to piąte zwycięstwo z rzędu. 

Piast spisuje się na piątkę. I jeszcze nie powiedział ostatniego słowa

Po ograniu Lecha Poznań, Arki Gdynia, Śląska Wrocław i Górnika Zabrze przyszła pora na Miedź. Piast wskoczył w buty faworyta i przez większość meczu czuł się w nich tak swobodnie, że mógłby w tym obuwiu przetańczyć całą noc, przebiec maraton i zdobyć jakiś szczyt. Oczywiście w przypadku tej drużyny nie oznacza to jednej sytuacji strzeleckiej na pięć minut, ale kontrolowanie gry i trzymanie pod prądem bramkarza rywali – jak najbardziej. Gdy już na początku meczu w kapitalnej sytuacji przestrzelił Konczkowski, nikt długo nie rozpamiętywał tego pudła, tylko wszyscy wrócili do rzetelnego wykonywania swoich obowiązków.

Oczywiście nie zabrakło gliwickiej jazdy obowiązkowej:

– wygrania bitwy o środek pola,
– długich piłek na głowę Parzyszka, który poszukiwał zagraniem ruchliwych kolegów z linii pomocy,
– niezłych prób zaskoczenia rywala po stałych fragmentach gry,
– rajdów prawą stroną Konczkowskiego i precyzyjnych centr.

Bramki dla Piasta tym razem padły dzięki pozycjom numer dwa i cztery. Dziś ze zgrania Parzyszka, który górował nad stoperami Miedzi skorzystał nie Joel Valencia, a zastępujący go Felix – pozostawiony w polu karnym bez opieki do tego stopnia, że przez chwilę mógł poczuć się samotny. Już po zmianie Konczkowski ośmieszył Camarę, wyłożył piłkę Parzyszkowi i w zasadzie było pozamiatane. Oczywiście Piast dążył do strzelenia jeszcze jednej bramki, ale w polu karnym brakowało opanowania, choćby Badii.

Reklama

A Miedź? Doceniamy postęp – ogranie Lecha i awans do półfinału PP po meczu z Puszczą – ale dzisiaj była o klasę gorsza. Przynajmniej. Dość długo mecz wyglądał tak, że sforsowanie obrony Piasta wydawało się dla graczy Nowaka zadaniem tak trudnym, jakby ktoś posadził ich w ławkach i kazał pisać egzamin z biomechaniki. W pierwszej połowie legniczanie oddali jeden strzał, niecelny. Ten stan rzeczy utrzymywał się też po przerwie, dopiero ostatnie dwadzieścia minut dało jakąkolwiek nadzieję. Miedź również zaprezentowała swój stały numer, czyli gola Forsella zza pola karnego. Tym razem niezbyt pięknego, ale to bez znaczenia. Jednak później kibice Piasta mogli bać się o końcowy wynik tylko przez chwilę – po uderzeniu piłki sprzed szesnastki Plach wybił ją przed siebie, ale skoro do dobitki zbierał się Piasecki, nic z tego być nie mogło i nie było.

Pewnie żałują w Gliwicach, że za chwilę przerwa na kadrę, bo powalczenie z Lechią i Legią staje się coraz bardziej realne. Z drugiej strony jesteśmy w miarę spokojni o tę drużynę po powrocie do gry – maszyna wygląda tak dobrze, że niełatwo będzie ją zepsuć.

[event_results 569396]

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...