Reklama

Za 20 lat ponadnarodowe rozgrywki wyprą te krajowe z weekendów

redakcja

Autor:redakcja

11 marca 2019, 07:59 • 12 min czytania 0 komentarzy

– Gdybym miał prognozować, co stanie się za 20 lat, to powiedziałbym, że być może wtedy ponadnarodowe puchary, czy wręcz ponadnarodowe ligi, będą toczyć się w weekendy. Natomiast ligi krajowe zostaną przeniesione na środek tygodnia. Nie jest to kwestia najbliższej dekady, ale wydaje mi się, że nawet w takiej perspektywie ćwierćfinały, czy półfinały europejskich pucharów – w każdym razie rozstrzygające rundy – zostaną przesunięte w stronę weekendu – mówi w rozmowie ze “Sportem” Dariusz Mioduski, prezes Legii Warszawa, wypowiadający się tym razem bardziej jako wiceprezes ECA (Europejskiego Stowarzyszenia Klubów).

Za 20 lat ponadnarodowe rozgrywki wyprą te krajowe z weekendów

GAZETA WYBORCZA

Ogon macha psem, zdarza się to coraz częściej. Rafał Stec wychodząc od sytuacji z Sergio Ramosem i Florentino Perezem pisze o rosnącej władzy piłkarzy. Przywołuje m.in. ostatnie przykłady z Kepą i Sarrim, Pogbą i Mourinho, Interem i Icardim… Dziennikarz zastanawia się, czy zaraz mniej odporny trener nie pozwie któregoś z podopiecznych o mobbing.

Nie wiemy, czy Sergio Ramos kazał Florentino Pérezowi się zamknąć, czy przynajmniej udawał kulturalnego, ale media relacjonują zajście z wystarczającymi detalami. Gdy szef oskarżył podwładnych, którzy właśnie przerżnęli u siebie 1:4 z Ajaxem, o haniebny brak zaangażowania w grę, wspomniany podwładny zrzucił odpowiedzialność na szefa – bo ten nie kupił przed sezonem napastnika pomimo napomnień madryckich piłkarzy, że po rozstaniu z Cristiano Ronaldo transfery są niezbędne. Oni kombinowali rozsądnie, Pérez okazał się strategicznym kretynem. W szatni wybuchła więc awantura z puentą wykrzyczaną przez Ramosa, który poinformował, że chętnie pójdzie sobie z klubu precz, niech mu tylko prezes wypłaci wszystkie zagwarantowane w kontrakcie pieniądze.

Zwróćmy uwagę na kontekst sceny. Oto napadnięty zostaje gruby wieloryb, kandydat do czołowych pozycji w rankingu najbardziej wpływowych person futbolu, atakuje natomiast gracz, który powinien płonąć ze wstydu. To on wszak w Amsterdamie z premedytacją popełnił faul, by wymusić na arbitrze wlepienie mu żółtej kartki – równoznaczne z dyskwalifikacją pozwalającą mu ominąć rewanż z Ajaxem. 

Reklama

Piotr Stokowiec w rok zmienił Lechię nie do poznania.

Gra lidera ekstraklasy opiera się na świetnie zorganizowanej defensywie. Stokowiec chce, by obrona jego zespołu zaczynała się od napastników. Nawet kiedy Lechia oddaje inicjatywę, to wciąż kontroluje mecz. – Tracimy najmniej goli w lidze [20, druga pod tym względem Legia – 25] i to nie jest przypadek. Czasami słyszę, że rywale mieli przewagę optyczną, częściej rozgrywali piłkę. Ale ja z perspektywy boiska bardzo rzadko mam wrażenie zagrożenia. Bardzo rzadko czuję, że drużyna przeciwna organizuje kolejne sytuacje, w których za chwilę możemy stracić gola. Pozwalamy rozgrywać piłkę w rejonach boiska, z których nie można strzelić bramki. Kontrolujemy grę i pilnujemy, żeby nie przełożyła się na konkrety. W tym tkwi nasza siła – mówi będący w życiowej formie Daniel Łukasik, jeden z kluczowych zawodników Stokowca.

Zrzut ekranu 2019-03-11 o 06.54.13

SUPER EXPRESS

Robert Lewandowski najskuteczniejszym cudzoziemcem w historii Bundesligi. Strzelając dwa gole Wolfsburgowi wyprzedził Claudio Pizarro.

Kiedy Robert Lewandowski (31 l.) gra z Wolfsburgiem, w zasadzie można być pewnym, że trafi do siatki. Polak strzelił Wilkom już 21 goli! Gwiazdor Bayernu tym razem zdobył dwie bramki, a Bawarczycy wygrali aż 6:0. Lewandowski został samodzielnym liderem klasyfikacji najskuteczniejszych obcokrajowców w historii Bundesligi. Objął też prowadzenie w klasyfikacji snajperów w tym sezonie. A Bayern został liderem Bundesligi, wyprzedzając Borussię Dortmund.

Reklama

Zrzut ekranu 2019-03-11 o 07.01.05

SPORT

Zrzut ekranu 2019-03-11 o 07.04.26

Dziś ogłoszone zostaną powołania do reprezentacji, wśród nowych twarzy – Szymon Żurkowski.

Pomocnik Górnika wraca do wielkiej formy. Pokazał to w piątkowym mecz z Piastem. Choć jego zespół przegrał, to 21-latek ciągnął grę gospodarzy. To on inicjował ataki gospodarzy, a kiedy nadarzyła się okazja, to próbował zaskoczyć świetnie broniącego w gliwickiej jedenastce Frantiszka Placha. W 4 minucie rozpoczął akcję, po której w sytuacji sam na sam z bramkarzem Piasta znalazł się Jesus Jimenez. Hiszpan trafił jednak w słupek. Gdyby piłka trafiła do siatki, to mecz na stadionie im. Ernesta Pohla mógłby się potoczyć zupełnie inaczej (…). ]

Żurkowski w maju i czerwcu zeszłego roku, przed mundialem w Rosji, był na zgrupowaniach kadry. Powołał go wtedy jeszcze Adam Nawałka. Na mistrzostwa jednak nie pojechał. Jesienią szansę debiutu w zespole narodowym przekreśliła kontuzja odniesiona w sierpniowym meczu z Lechią u siebie, pauza trwała kilka tygodni, a potem koniec eliminacji Młodzieżowych Mistrzostw Europy, gdzie w kadrze U-21 „Zupa” jest jednym z kluczowych graczy drużyny prowadzonej przez Czesława Michniewicza.

Zrzut ekranu 2019-03-11 o 07.04.42

Lechia Gdańsk mimo że nieszczególnie potrzebowała Ariela Borysiuka i bez żalu oddała go na wypożyczenie do Płocka, to jednak – jak widać – całkiem się go obawia. Aby Borysiuk zagrał z gdańszczanami, płocczanie musieliby naprawdę słono zapłacić.

W umowie wypożyczenia zawodnika znajduje się klauzula, która zabrania mu gry w meczach przeciwko gdańskiemu klubowi. Chyba, że Wisła Płock zdecyduje się… zapłacić. O jak duże pieniądze chodzi? Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że należy tę kwotę liczyć w setkach tysięcy złotych. W rozmowie z „Przeglądem Sportowym” wiceprezes Wisły, Tomasz Marzec przypomniał, że w poprzednim sezonie podobna sytuacja dotyczyła wypożyczonego z Legii Warszawa Konrada Michalaka, a kwota wynosiła aż milion złotych! Zawodnik ten w starciach z „wojskowymi” nie zagrał. Teraz, być może, będzie inaczej. – Decyzję, co do występu Ariela będziemy musieli podjąć wspólnie ze sztabem szkoleniowym. Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji w tabeli i każdy punkt jest dla nas na wagę złota. Trzeba się jednak zastanowić czy warto ponosić takie koszty.

Zrzut ekranu 2019-03-11 o 07.04.47

Dalej rozmowa z Dariuszem Mioduskim. Bardzo mało o Legii, praktycznie nic, zdecydowanie więcej o tym, jak Mioduski widzi w przyszłości rozgrywki w Europie (poza prezesowania Legii jest też wiceprezesem Europejskiego Stowarzyszenia Klubów.

– Po 2024 roku futbol będzie zmierzał jeszcze mocniej w kierunku rozgrywek ponadnarodowych?
– Wszyscy chcą grać więcej w Europie, bo to jest okno na świat, a także sposób na wygenerowanie większych przychodów. A także wypromowanie lig krajowych w poszczególnych państwach. Już dziś widać coraz większe przesunięcie ważkości, które idzie z kierunku lokalnego na międzynarodowy. Pięć największych lig stworzyło produkty globalne i one mają modele biznesowe zupełnie inne niż cała reszta kontynentu. Dostają tak dużo pieniędzy z praw telewizyjnych – miejscowych i międzynarodowych – że muszą głównie pilnować, aby produkt nie stracił na jakości. Dla reszty – pieniądze z lokalnych praw są raczej niewielkie. Albo średnie, a na szczęście Lotto Ekstraklasie udało się ostatnio awansować do tej drugiej grupy. Zatem dla przeważającej większości klubów szczególnie ważne są występy w Europie, bo tam po prostu są pieniądze. Oczywiście zmiany będą ewolucyjne, ale gdybym miał prognozować, co stanie się za 20 lat, to powiedziałbym, że być może wtedy ponadnarodowe puchary, czy wręcz ponadnarodowe ligi, będą toczyć się w weekendy. Natomiast ligi krajowe zostaną przeniesione na środek tygodnia. Nie jest to kwestia najbliższej dekady, ale wydaje mi się, że nawet w takiej perspektywie ćwierćfinały, czy półfinały europejskich pucharów – w każdym razie rozstrzygające rundy – zostaną przesunięte w stronę weekendu. Bo generują największe zainteresowanie. To wciąż tylko hipotezy, ale widać taki trend.

Zrzut ekranu 2019-03-11 o 07.04.54

GKS Katowice pikuje w kierunku drugiej ligi. Dwa wiosenne mecze, dwie porażki i robi się naprawdę nieciekawie.

GieKSa w sobotę przegrała na własnym boisku czwarty ligowy mecz z rzędu, biorąc pod uwagę także jesień, a drugi kolejny w tym roku. W takiej dyspozycji coraz trudniej myśleć o wydostaniu się z dna pierwszoligowej tabeli. – Jesteśmy w bardzo trudnym momencie. Związany on jest z presją miejsca w jakim jesteśmy – tłumaczył na konferencji prasowej szkoleniowiec GKS-u Dariusz Dudek. O presji związanej z pozycją w tabeli mówił również trener gości, którzy na Bukowej pokazali diametralnie inne oblicze niż gospodarze. 

Zrzut ekranu 2019-03-11 o 07.05.05

Inny wielki śląski klub również nie ma się lepiej – Ruch kroczy ku przepaści.

Lucjan Zieliński pomknął skrzydłem, podał w pole karne do Wojciecha Kędziory, ten zdołał odegrać Pawło Miakhowowi, który wycofał piłkę Tomaszowi Podgórskiemu… I tylko wykończenie kapitana było odwrotnie proporcjonalnej jakości, bo okazało się kiksem. Akcję Ruchu z 10 min oglądało się z przyjemnością. Podobnych było jak na lekarstwo. Grając tak, jak w dwóch inauguracyjnych wiosennych meczach, chorzowianie nie dadzą rady uratować II ligi. Co prawda po serii zwycięskich sparingów przyszło im mierzyć się z kandydatami do awansu – Olimpią i Bełchatowem – ale marne to pocieszenie. Teraz zaczynają się boje niczym o życie. – Sytuacja jest trudna. Miejmy jednak świadomość, że rozgrywki dopiero się zaczęły. Liczymy, że w kolejnych meczach staniemy na wysokości zadania – stwierdził trener Marek Wleciałowski.

Zrzut ekranu 2019-03-11 o 07.05.25

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zrzut ekranu 2019-03-11 o 07.22.04

Dziś powołania. Jerzy Brzęczek latał ostatnio po całej Europie, od Londynu do Salzburga, i rozmawiał z potencjalnymi kadrowiczami. Tomasz Włodarczyk w swoim tekście pisze m.in.:

– o Karolu Linettym:

W kadrze Linetty wciąż nie może się przełamać i to jego poważny problem. Natomiast w Sampdorii ma niepodważalne miejsce. Jeśli jest zdrowy, gra zawsze i jest traktowany jako jedno z najważniejszych ogniw. Według naszych informacji właśnie trwają rozmowy na temat przedłużenia kontraktu, mimo że obecny jest ważny aż do czerwca 2021 roku. Jeśli negocjacje zakończą się sukcesem, umowa powinna zostać przedłużona o kolejne dwa lata. „Linetty w reprezentacji” to temat trudny. Tak jak u Nawałki, podobnie u Brzęczka, nie może na razie pokazać wszystkich najlepszych cech. Selekcjoner musi sobie odpowiedzieć, czy ma na niego pomysł, bo formą prezentowaną w klubie zasługuje na powołanie.

– o Dawidzie Kownackim i jego wykorzystaniu na skrzydle:

Można się spodziewać się, że na tej pozycji Brzęczek będzie wybierał między Jakubem Błaszczykowskim, Przemysławem Frankowskim i Damianem Kądziorem. Dodatkową opcją byłby właśnie Kownacki, który w poprzednią sobotę zagrał świetny mecz na lewej flance przeciwko Schalke. Zdobył dwie bramki – był skuteczny, aktywny, szybki i agresywny. Od „Kickera” dostał notę 1, czyli klasa światowa.

Powołanie Kuby Błaszczykowskiego? W 2019 roku całkiem uzasadnione, bo choć mamy nieco skrzydłowych grających za granicą, to tylko jeden ma lepszy bilans od Kuby.

Z występujących za granicą naszych skrzydłowych tylko Kamil Grosicki ma w tym roku lepszy bilans od Błaszczykowskiego. Zawodnik Hull City ma na koncie trzy gole i pięć asyst w Championship. Jego powołanie nie podlega dyskusji.

Poza nim jest posucha. Przemysław Frankowski udanie zadebiutował w Chicago Fire, ale w MLS stawia dopiero pierwsze kroki. Podobnie jak Rafał Kurzawa w Midtjylland.

Paweł Wszołek z Queens Park Rangers i Damian Kądzior z Dinama Zagrzeb mają w tym roku po jednej asyście. Tomasz Kupisz z Livorno, i Waldemar Sobota z FC St. Pauli – żadnej. Jedynym polskim skrzydłowym z golami za granicą jest Grosicki.

Zrzut ekranu 2019-03-11 o 07.22.11

Pewny siebie Airam Cabrera rycerzem wiosny. 

Cztery bramki Airama Cabrery zdobyte jesienią w ekstraklasie to dorobek, który może nikogo w klubie nie rozczarował (Hiszpan dołączył do zespołu dopiero w ostatnich dniach sierpnia), ale też nie powalił na kolana. Nawet po jego wypożyczeniu z Extremadury Pasy długo miały najsłabszą ofensywę w lidze, a w Krakowie dało się odczuć dużą tęsknotę za Krzysztofem Piątkiem. Siła ognia ekipy Michała Probierza długo opierała się na skrzydłowym Mateuszu Wdowiaku i ofensywnym pomocniku Javim Hernandezie. To już jednak nieaktualne. – Po meczu Javi przypomniał mi, że przed wyjściem na boisko zapowiedziałem, że teraz prześcignę go w klasyfikacji strzelców. Faktycznie, czułem się pewnie, ale czasem tak zapowiadam, a potem nie strzelam goli – uśmiecha się Cabrera.

Zrzut ekranu 2019-03-11 o 07.22.34

Kolejny tekst o odmienionej przez Stokowca Lechii. Nigdzie nie szło mu aż tak dobrze.

Stokowiec wcześniej różnie sobie radził, ale nigdy tak świetnie jak teraz. Osiągał dobre wyniki (biorąc pod uwagę fatalną sytuację klubu) w Polonii Warszawa, mocno średnie z Jagiellonią, z Zagłębiem Lubin przeżył spadek, powrót do ekstraklasy, awans do europejskich pucharów i na koniec zwolnienie po serii słabszych wyników. – Może wcześniej nie miał tak dużego wpływu na funkcjonowanie klubu, jaki ma teraz. Lechia doszła do ściany, trzeba było zrobić kroki, których nikt nie zrobił – mówi Jóźwiak. Pytanie, czy teraz jest w stanie doprowadzić zespół do mistrzostwa, pierwszego zarówno w swojej karierze szkoleniowej, jak i w historii gdańskiej drużyny. – Może wygrać, tylko zastanawiam się, czy ma do tego wystarczająco szeroką kadrę – komentuje Kaczmarek.

Zrzut ekranu 2019-03-11 o 07.22.39

Mamrot w Jagiellonii się nie zmienił, zmieniły się okoliczności – pisze w felietonie po kolejce Antoni Bugajski, komentując pogłoski o dość niepewnej pozycji szkoleniowca Jagiellonii.

W Jagiellonii Mamrot się nie zmienił, ale zmieniły się okoliczności. Teraz chodzi o to, żeby nie dać się wypchnąć z ekstraklasowego podium i to jest zmiana podstawowa, która wpływa na wiele innych rzeczy. Mamrot dopiero teraz jest na świeczniku, działa pod większą presją, jest uparcie oceniany – niemal codziennie i przez całą piłkarską Polskę. Sam najlepiej wie, jak bardzo zmieniło się jego trenerskie życie po przenosinach z Głogowa do Białegostoku(…). Gdyby debiutantowi powinęła się noga, ekstraklasa migiem by go wypluła, a przegranemu debiutantowi trudno dać drugą szansę w znaczącym polskim klubie. Mamrot ten egzamin zdał, zespół znowu zdobył wicemistrzostwo Polski, dorównał osiągnięciu ekipy Michała Probierza. Tyle że w kolejnym sezonie pojawiła się prosta skala odniesienia – Jaga Mamrota teraz i Jaga Mamrota przed rokiem.

I tu jest pewien kłopot, bo statystyki są gorsze. Po 25 kolejkach poprzednich rozgrywek jego drużyna miała 48 punków i była liderem z trzypunktową przewagą nad kolejnym zespołem. Teraz ma o 8 punktów mniej i trzypunktową stratę do podium.

Zrzut ekranu 2019-03-11 o 07.22.44

Łukasz Olkowicz rozmawiał z Wojciechem Cyganem, prezesem Rakowa Częstochowa. Z rozmowy wyłania się obraz klubu nowoczesnego, do którego nie są zatrudniani przypadkowi ludzie.

– Jak wyglądały pana rozmowy z Michałem Świerczewskim? Marek Papszun opowiadał, że jego właściciel Rakowa maglował przez kilka godzin w obecności psychologa, a wcześniej obserwował jego zachowanie podczas meczu.
– Mnie na meczu nie musiał oglądać. Wiem, że Michał pytał kilka osób o zdanie na mój temat, dotarło to do mnie. Zresztą powiedział mi szczerze, czego się dowiedział. Tak podchodzi do zatrudniania osób. Przy piłkarzach też chce, żebyśmy zwracali uwagę na ich charakter, zrobili wywiad środowiskowy.

– Przywiązujecie dużą wagę do skautingu. Jak wygląda ten dział w Rakowie?
– Na I-ligowe warunki jest na dobrym poziomie. Zawiaduje tym dyrektor sportowy, ma pod sobą skautów tradycyjnych i video. Nie wygląda to jeszcze tak, jak w największych polskich klubach, ale też w wielu tych z ekstraklasy dział skautingu jest w powijakach, pracuje tam łącznie jedna czy dwie osoby. Ktoś coś wyśle, inny obejrzy i zaraz jest transfer. W Rakowie tak to nie działa, chcemy być profesjonalni.

– Ile razy oglądacie piłkarza przed transferem?
– To zależy od konkretnego przypadku. Chcemy zawsze zobaczyć go kilka razy na żywo i parę razy na video.

– Co znaczy kilka?
– Nie jeden lub dwa, ale od czterech do pięciu. Zawodników ogląda kilka osób, a do nas docierają raporty z ich obserwacji. To wszystko ogniskuje się na spotkaniach, gdzie jest właściciel, dyrektor, trener i ja.

Zrzut ekranu 2019-03-11 o 07.22.50

W swoim coponiedziałkowym felietonie Przemysław Rudzki o owczym pędzie w świecie piłkarzy na przykładzie Sama Morgana – nastolatka, który „ogarnia” najbardziej znanym piłkarzom niedostępne w sklepach buty czy ciuchy ekskluzywnych marek – oczywiście za odpowiednią cenę.

Sam Morgan staje się popularny wśród piłkarzy, ponieważ w tym świecie od lat działa jeden schemat: kiedy ktoś już coś zrobi, to inni pójdą za nim i zadziałają dokładnie tak samo. To owczy pęd, w którym nikt nie ma swojego zdania i nikomu nie chce się przerywać ciągu absurdalnych zdarzeń. Jeśli więc David Beckham wrzuci na Instagram filmik, na którym Salt Bae, turecki rzeźnik noszący tak naprawdę nazwisko Nurset Gokce, kroi dla niego i soli w dziwaczny sposób steki w jednej ze swoich restauracji w Dubaju, w ciągu następnych kilku miesięcy będą się tam pojawiać kolejni znani piłkarze. Byli i obecni (…).

Sam Morgan, „personal shopper”, jak sam się określa, to jeden z nich. Na rynku, w którym średnia tygodniowych zarobków wynosi około 50 tysięcy funtów, łatwo jest zarobić, szczególnie gdy wiesz, że klient kupi, bo ma kasę. Dele Alli przed urlopem przyjeżdża do domu Sama i wybiera rzeczy. – Mógłbym zamówić pięćdziesiąt sztuk różnych ubrań i butów, a on kupiłby trzydzieści. Ale wolę, żeby miał większy wybór, więc kupuję dwieście – mówi filozoficznie chłopak.

Zrzut ekranu 2019-03-11 o 07.23.04

fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...