Reklama

Wielki dzień dla Aleksandra Hleba

redakcja

Autor:redakcja

21 lutego 2019, 12:42 • 10 min czytania 0 komentarzy

Być może Liga Europy wywołuje u was emocje tak wielkie, jak gotowanie wody na herbatę. Być może służy wam tylko po to, by zaimponować partnerkom:

Wielki dzień dla Aleksandra Hleba

– „Kochanie, dziś też są mecze, ale chcę spędzić czas z tobą”.

Ale dla przynajmniej jednego faceta dzisiejszy wieczór jest jednym z najważniejszych w życiu. To Aleksander Hleb, który w wieku trzydziestu ośmiu lat przyjedzie na Arsenal – ten sam Arsenal, który dziesięć lat temu porzucił, Arsenal, którego porzucenia tysiąckroć żałował.

Hleb przyjeżdża nie z wycieczką, tylko bronić sensacyjnego 1:0, które osiągnęło BATE na Białorusi.

Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!

Reklama

***

Jeśli myślicie, że Hleb jest pierwszym białoruskim zawodnikiem, który dotarł na szczyty zachodniego futbolu, jesteście w błędzie. W sezonie 89/90 Siergiej Alejnikow grał w Juventusie.

Tak jest, w czasach, gdy calcio rządziło futbolem, w czasach, gdy nikt tak nie płacił jak Włosi, w czasach, gdy włoskie kluby mogły zatrudniać tylko trzech obcokrajowców, Stara Dama powiedziała: chcemy tego dwudziestoośmioletniego Białorusina.

Alejnikow, urodzony w Mińsku, przez blisko dekadę stanowił o sile miejscowego Dynama, z którym raz wygrał ligę ZSRR. Grał regularnie w reprezentacji Związku Radzieckiego, dochodząc z nim do finału Euro 88. Silny środkowy pomocnik, inteligentny, ale potrafiący grać twardo, zarazem bramkostrzelny – ciekawa mieszanka, w Juve też na niego nie narzekali, zdobyli z Alejnikowem Coppa Italia i Puchar UEFA. Odszedł po roku z przyczyn ścisłego limitu: Juve marzył się krajowy prymat, trójka obcokrajowców musiała być wybitna, a nie tylko przydatna. Alejnikow został jednak w Serie A, poszedł do Lecce.

Hleb mógł pamiętać popisy wychowanka Dinama jak przez mgłę, dlatego nie dziwi, że znacznie większe wrażenie wywarł na nim duet Chackiewicz – Biełkiewicz, który trafił do Dynama Kijów w 1996 roku, by w sezonie 98/99 dokonać wspólnie z Szewczenką i Rebrowem otrzeć się o finał Ligi Mistrzów.

Hleb, jak wszyscy wymienieni wyżej, pochodzi ze stolicy, był wychowankiem Dinama Mińsk. Zwykła rodzina: mama była pracowniczką biurową w firmie budowlanej, ojciec jeździł cysternami. Miał kto uczyć synów etyki: po katastrofie w Czarnobylu ojciec Alexa zgłosił się do pomocy usuwania skutków eksplozji, od czego wkrótce zachorował.

Reklama

W 1999 osiemnastoletni Hleb poszedł do BATE, przedkładając grę z dorosłymi nad juniorską kopaninę. Hleb stał się jednym z najważniejszych ogniw zespołu, który zdobył mistrzowski tytuł. Wymowne: jego starszy o dwa lata brat, też przecież utalentowany, został w Dynamie i stracił czas.

Screen Shot 02-21-19 at 10.22 AM

Po sezonie parol na uzdolnionych braci zagięło VFB Stuttgart, ściągając ich w pakiecie. Kosztowali frytki: 150 tysięcy euro.

Już jesienią swojego pierwszego sezonu w Niemczech dostaje szansę w DFB Pokal, w tym w meczu… Stuttgart – Stuttgart II, który pierwszy zespół wygra 3:0. W Bundeslidze zadebiutuje we wrześniu 2000 roku, ale na przestrzeni całego roku zaliczy tylko kilka epizodów, aklimatyzując się na spokojnie  w występujących w Regionalliga Sud rezerwach.

Hleb oczywiście nie znał języka. Po latach przyzna, że nie było mu łatwo i kto wie, czy nie wróciłby z podkulonym ogonem do ojczyzny, gdyby nie obecność starszego brata – było z kim pogadać, było z kim spędzić czas, było komu się wyżalić. Dzięki Wiaczesławowi na obcą, odległą od rodzinnych stron ziemię przeszczepiony został fragment domu, coś znacznie większego niż jego namiastka.

Wiaczesław nigdy nie wykopał się z rezerw Stuttgartu, zrobił karierę o wiele mniejszą, ale na białoruskie warunki i tak jest gwiazdą. 45 meczów w kadrze, epizod w HSV, udana przygoda w Chinach i zawsze ponadprzeciętna dyspozycja w rodzimej lidze.

Alex zaczął regularnie grać u Magatha w sezonie 01/02. Ten rok skończyli jako ligowy średniak, ale w przyszłym zdobyli wicemistrzostwo, skutkujące bezpośrednią kwalifikacją do Ligi Mistrzów. Hleb pokazał się w niej na Wyspach Brytyjskich, Stuttgart wyszedł z grupy, w której rywalizował z Rangersami i Manchesterem United. VFB dwukrotnie ograło też Panathinaikos, a w 1/8 przegrało nieznacznie z Chelsea. Hleb był mistrzem podań, stanowił swoisty smar na ofensywne akcje swojej drużyny – nadawał im płynności, stemplował je w kluczowych momentach. Zarazem łączył to z wybitnymi umiejętnościami technicznymi i dryblerskimi, potrafiąc wziąć na siebie ciężar gry nie tylko rozegraniem. Co ciekawe, zawsze podkreślał, że w jego warsztacie ważnym elementem były… treningi baletowe, jakie uprawiał w dzieciństwie.

Ale był też wtedy sodziarzem. Na Białorusi miał opinię playboya, który uwielbia życie nocne. W 2003 brał udział w wypadku samochodowym, w którym zginął pasażer drugiego auta – Hleba oczyszczono z winy, ale, jak sam wspomina, tego dnia spojrzał krytycznym okiem na to, co robi ze swoim życiem. Czy całkiem odciął się od blichtru? Nie do końca – w 2014 rozpadło się po sześciu latach jego małżeństwo z gwiazdką zespołu popowego „Topless”, w Katalonii był rozkapryszoną gwiazdką. Gdy wchodził do kadry, starszyzna narzekała na jego podejście do obowiązków.

BATE sprawi niespodziankę i urwie punkty Arsenalowi? Kurs na remis w Totolotku to aż 9,25!

Apogeum jego formy w Bundeslidze przyszło w sezonie 04/05. Hleb został wtedy królem asyst, łapiąc aż czternaście i trafił na radar Arsene’a Wengera.

Arsenal, grający jeszcze na Highbury, stawał przed wyzwaniem zmiany pokoleniowej. Zawodnicy, którzy zapisali kartę „The Invicibles” starzeli się lub odchodzili. Hleb był rozczarowany, że rozminie się w drzwiach z Patrickiem Vieirą, którego podziwiał. Lehmann miał 36 lat, Pires 32, Bergkamp 36, Cygan 31, Campbell 31, a Ljungberg, Gilberto Silva i Henry do trzydziestki dobijali. Zespół zasilą w tamtym oknie niemal same dzieciaki, w tym szesnastoletni Walcott, 21-letni Adebayor, 19-letni Diaby. Hleb kosztował czternaście milionów euro.

Kibice nie wiedzą, co sądzić o transferze; wiadomo, że dawał radę w Bundeslidze, ale Premier League nie widziała nigdy wcześniej białoruskiego zawodnika. Wydaje się to skrajnie egzotycznym kierunkiem. Hleb oczywiście nie zna ani słowa po angielsku, jest na marginesie szatni.

Ale na boisku odgrywa ważną rolę w drużynie, która w sezonie 05/06 dojdzie do finału Ligi Mistrzów z Barceloną. Wenger zauważa, że Magath zaszczepił mu boiskową pracowitość i dyscyplinę: Kanonierzy po drodze do finału stracili tylko dwa gole, w defensywnych szykach musieli umieć ustawiać się wszyscy. Mimo poważnej kontuzji, której doznał na kadrze, sezon jest obiecujący: Hleb może nie łapie wielu liczb, ale jego styl odpowiada trenerowi i kibicom.

Przez trzy lata te relacje będą tylko się zacieśniać. Kibice uwielbiają zawodnika, a Wenger do końca będzie namawiał Białorusina aby pozostał w klubie. Niestety, finał z Barcą będzie największym sukcesem Kanonierów za czasów Hleba, przez co pójdzie za większymi wyzwaniami do Katalonii.

Będzie tego żałował do końca życia.

W Barcelonie będzie żałował wielu rzeczy. Po pierwsze, sam transfer: do dziś przyznaje, że w Arsenalu czuł się doskonale. Miał mocną pozycję w topowym europejskim klubie, kto wie, może z czasem, gdyby został w Londynie, nosiłby nawet opaskę kapitańską. Wenger bardzo go szanował, kibice również. Tymczasem dał się namówić agentom i przyjaciołom, którzy przekonywali, że Barcelonie się nie odmawia.

Nawet jeśli jednak zrzucić na nich część „winy” za wyjazd do Hiszpanii, nikt nie kazał mu całować herbu Blaugrany tuż po transferze. Do dziś ten gest wyciąga się przy każdej okazji, gdy piłkarz próbuje na siłę przypodobać się kibicom nowego klubu.

W Barcelonie trafił pod skrzydła Guardioli, który dopiero co objął rządy. Hleb wspomni, że po porażce z Numancią, gdy jechał na kadrę Białorusi i pytał kiedy ma wrócić, Pep powiedział mu:

– Alex, jak wrócisz, nie wiem czy jeszcze tu będę”.

Ale Pep przetrwał trudny początek, a reszta jest historią: już w tym sezonie zdobył potrójną koronę grając wspaniały futbol.

To nie tak, że Hleb nie pasowałby nigdy do tej układanki – przede wszystkim był klasycznym przykładem zawodnika z ławki, który uważa, że trener od niego powinien rozpoczynać ustalanie składu. Dziś Hleb wstydzi się tamtych dni. Przyznaje, że kłócił się otwarcie z Guardiolą w trakcie sezonu, podważając jego autorytet. Nie znał hiszpańskiego, więc Pep kazał mu iść na lekcje, by łatwiej było mu się zintegrować z drużyną – Hleb się buntował. Ta sytuacja pokazuje, że mogła istnieć dla Białorusina przyszłość w Barcy, Pep mógł widzieć go jako element układanki, ale Alex sam rzucał sobie kłody pod nogi.

Dwójka Polaków okaże się zwycięska, a Napoli pokona FC Zurich? Kurs w Totolotku na zwycięstwo drużyny Milika i Zielińskiego i co najmniej 4 zdobyte bramki – 2,05

Gdy Pep nie zabrał go do kadry na finał Champions League, Hleb odebrał to jako potwarz. Białorusin nie potrafił się podporządkować, nie uznawał roli dżokera – chciał rozdawać karty, funkcjonować na własnych zasadach.

Przez cały pobyt w Barcelonie nie strzelił ani jednej bramki. Jego rola wiosną w Lidze Mistrzów była marginalna: podczas gdy jesienią grywał po 90 minut w grupie, a w dwumeczu z Lyonem zagrał minutę, w dwumeczu z Bayernem 12 minut, a w dwumeczu z Chelsea 3.

Było jasne, że dalsza współpraca na linii Pep – Hleb nie ma przyszłości.

Białorusin podjął jednak latem kolejną złą decyzję: zgłosił się po niego Inter Mediolan, w którym Mourinho montował paczkę, która wygra Champions League. Zamiast postawić na konia, który za chwilę zawojuje Europę, wybrał stare śmieci: VFB Stuttgart.

Symboliczne: Stuttgart zostanie zmiażdżony w 1/8 Ligi Mistrzów przez Barcę, podczas gdy Inter – we współpracy z islandzkim wulkanem – wyrzuci Pepa z rozgrywek. W Bundeslidze klub Hleba ulokuje się w środku tabeli.

Następnie Hleb postanowił, że wróci do Anglii, gdzie grał najlepszy futbol w karierze. Arsenal już go nie chciał, zgłosiło się zaledwie Birmingham City.

Hleb ma być gwiazdą, zawodnikiem robiącym grę, ale zespół szorował dno tabeli, dobrze radząc sobie tylko w Pucharze Ligi. Znowu wymowne: w finale Birmingham gra z Arsenalem, ale Hleb nie zagra, jest akurat kontuzjowany. Urazu doznał na kadrze Białorusi. Jego klub z hukiem spada z rozgrywek, w drugiej rundzie Białorusin pojawię na boisku tylko incydentalnie. Po latach stwierdzi, że nie pasował do stylu drużyny, która opierała się na lagach do wieżowca Zigicia. Kolejna zła decyzja.

Hleb wciąż stąpa po utartych ścieżkach, stając się synonimem powiedzenia „nic dwa razy się nie zdarza”. Ponowny romans z VFB był pozbawiony magii, tak samo odnowienie więzi z Premier League. Identycznie stało się w drugiej współpracy z Magathem, który na sezon 11/12 sprowadził go do Wolfsburga. Hleb w VFL głównie się leczył, zagrał tylko cztery mecze.

Po VFL będzie już na totalnym zakręcie. Oto zawodnik, który właśnie przekroczył trzydziestkę, a który z każdym kolejnym rokiem łapie coraz więcej urazów i gra coraz gorzej. Po rozwiązaniu kontraktu z Barceloną poszedł do Rosji, ale w Samarze znowu nie żarło: kilka meczów wiosną i dziękujemy.

Niedawno mający rządzić Camp Nou zawodnik miał już tylko jeden kierunek: BATE.

I dopiero tutaj zatrzymało się wolne opadanie. Borysów wdarł się do Ligi Mistrzów, a w niej zaszokował Europę, wygrywając dwa pierwsze mecze fazy grupowej, najpierw bijąc Lille na wyjeździe, potem pokonując Bayern.

To pozwoliło mu wybić się do Turcji, gdzie złapał jeszcze tłuste kontrakty w Konyasporze i Genclerbirligi.

Zaczęła się intrygująca przekładanka: Hleb meldował się w BATE, gdy potrzebowali go w pucharach, a potem jechał zarobić do Turcji lub Rosji. Tak posmakował drugi raz Ligi Mistrzów w barwach BATE, mierząc się dwukrotnie z Barceloną, ale bez sukcesów. Białorusini zdobyli jednak wtedy aż pięć punktów, lejąc u siebie Romę.

Nie ma już sił na to, by grać całe mecze, ale jego technika i doświadczenie wciąż są przydatne. Kwalifikacje do Ligi Mistrzów:

– dwumecz z Helsinkami 25 minut (wygrany)
– Dwumecz z Karabachem 25 minut (wygrany)
– dwumecz z PSV 55 minut i gol (przegrany)

Faza grupowa Ligi Europy:

– PAOK 19 minut
– Chelsea 59 i 81 minut
– Videoton 66 minut
– PAOK ławka

Z Arsenalem w pierwszym starciu dwumeczu wyszedł w pierwszym składzie i zagrał 58 minut.

Porywalizuje dziś z chłopakami, którym mógłby ojcować. U Kanonierów w składzie nie ma nikogo, kto mógłby pamiętać Hleba z szatni. Najdłużej jest Ramsey, ale przyszedł w 2008, kiedy Hleb odchodził do Barcy. Jego ostatni mecz dla Arsenalu? Skład:

Lehmann, Clichy, Gallas, Toure, Fabregas, Gilberto Silva, HLEB, Song, Adebayor, Van Persie, Walcott.

Dla kibiców Kanonierów porażka z BATE była piekielnie bolesna. Mało, że to kompromitacja z rywalem, który ma sto razy mniejszy budżet, ale jeszcze przez pryzmat Hleba przypominały się lepsze czasy, kiedy Arsenal grał nie w europejskiej drugiej lidze, tylko w finale Champions League.

On sam postara się jeszcze bardziej wzmóc ogień pod te wspomnienia.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...