Reklama

Ćwiąkała z Rio: W takich momentach człowiek żałuje, że Polska to dziś tylko Lewandowski

redakcja

Autor:redakcja

02 lipca 2014, 22:12 • 5 min czytania 0 komentarzy

Większość rozmów z Latynosami wygląda podobnie. Po naszej stronie ciekawość, po ich stronie duma. Po naszej pytania, jak to możliwe, że ich reprezentacje grają tak doskonale, a u nich radość, że ktoś z Europy w ogóle się nimi zainteresował, przyjechał na ich kontynent, obejrzał ich drużynę, a na koniec tak ją docenił, że jeszcze chce o niej rozmawiać. Aż pada pytanie: a co z wami? Przed mundialem dociekano, w której Polska jest grupie. W trakcie fazy grupowej – kiedy w końcu gramy. Teraz – co się z wami stało?

Ćwiąkała z Rio: W takich momentach człowiek żałuje, że Polska to dziś tylko Lewandowski

Diego Maradona podczas mistrzostw w zasadzie nie udziela wywiadów. Ma ekskluzywną umowę z telewizją „Telesur” i spławia wszystkich po kolei. Nawet samo pstryknięcie zdjęcia musi się odbyć bardzo sprawnie, w przeciwnym razie ucieknie. Spróbujesz go złapać lub objąć do fotki – dostaniesz po rękach od dwóch ochroniarzy. Takie tuzy, jak Maradona czy Roberto Carlos pojawiają się w International Broadcast Centre z całą eskortą. Inni, jak Oscar Cordoba, Paulo Roberto Falcao czy Faustino Asprilla mają dużo większy spokój. Mało kto ich rozpoznaje. A nawet jeśli, to i tak są na wyciągnięcie ręki, bo zawsze można do nich zadzwonić.

– Boniek, Lato, Sarmać – Maradona nie ma wątpliwości, o jaki kraj chodzi, gdy Michał Pol przedstawia się jako dziennikarz z „Polonii”. Dziennikarze też nie. Każdy taksówkarz zna tu Latę, każdy przechodzień kojarzy Bońka, a każdy nastolatek przynajmniej raz grał na Playstation Lewandowskim. – Polonia? Żuszkowiak! – mówi jeden z brazylijskich dziennikarzy, fan Sportingu, który od tamtej pory nie zwraca się do mnie inaczej niż właśnie „Żuszkowiak”. Znajomy reporter „El Pais” posuwa się nawet do stwierdzenia, że drużyny latynoamerykańskie przypominają mu trochę Polskę – w końcu zawsze słynęliśmy z technicznej gry. Tylko co podziało się potem… Człowiek szuka tylko w głowie synonimów słowa „słaby” i próbuje przez kilka minut wytłumaczyć, jak to możliwe, że nie licząc pojedynczych „Żuszkowiaków” nie doczekaliśmy się praktycznie nikogo, kogo kojarzzyłby świat i kogo świat kojarzyłby z Polską.

Lewandowski to dla ludzi Bayern. Szczęsny? Ano jest taki w Arsenalu, ale to faktycznie Polak? Nie wiedziałem. Piszczek? Kojarzę, no pewnie, chciał go ktoś tam, ale on też z Polski? Kuba? Gaz na skrzydle. Borussia, faktycznie. Ale myślałem, że to jakaś egzotyka, nie Polska. Pozostali nie istnieją. Falcao kojarzy się z Kolumbią, Joel Campbell z Kostaryką, Arturo Vidal z Chile, a nasza eksportowa piątka ze swoimi klubami. Dla świata jesteśmy jak Czarnogóra, która doczekała się Vucinicia, ale ten Vucinić jest z Juventusu albo skądś tam indziej, ale nie z Czarnogóry. Jesteśmy jak kiedyś Irlandia, gdzie Roy Keane kojarzył się przeciętnemu kibicowi wyłącznie z Manchesterem United. Polska – jeśli nie siedzisz w piłce po uszy – zniknęła z futbolowej mapy świata. Młode pokolenie jej nie kojarzy, a starsze przerzuca się Bońkiem, Latą, czasem Szarmachem. Tyle.

Reklama

Wieczorny program w Radio de Colombia trwa jakieś pół godziny. Wystąpiłem tam wczoraj jako specjalny gość po tym, jak zagadnąłem jednego z reporterów, czy jego czarnoskóry kolega z Radio Caracol to Faustino Asprilla. Jedni mówili, że tak, drudzy, że nie. Wolałem się nie naciąć. I słusznie, bo to nie był Asprilla 🙂

– Która drużyna zrobiła na tobie największe wrażenie? – słyszę po serii pytań o Manuela Arboledę i wizerunek Kolumbijczyków w Polsce.

– Kolumbia – odpowiadam z czystym sumieniem.

– A nie Niemcy?

– Niemcy zawsze grają dobrze, a Kolumbia zrobiła największe wrażenie. Potem ewentualnie Chile, ale ich już nie ma.

– A nie Holandia? Belgia?

Reklama

– Kolumbia na ten moment wydaje się najbardziej kompletna.

W studiu szał, jakbym w kameruńskim radiu obwieścił, że najlepszym piłkarzem mundialu był Alex Song. Nie dowierzają moim słowom. Jesteś z Europy i Kolumbia tak bardzo ci się podoba? Profesorze Ortega, naszemu koledze z Polski chyba trzeba wysłać specjalne zaproszenie – profesor Ortega się zgadza, po czym identyczne pytania słyszę od jego kolegi, Ordoneza. A potem jeszcze raz od Escobara. Gdy wspominam, że Higuita i Valderrama też nie są u nas anonimami, muszę wręcz zdjąć słuchawki, bo ekstaza w studiu jest tak ogłuszająca, że nie słyszę własnych myśli.

Tak jest prawie zawsze.

Sami widzieliście przed kilkoma dniami, jak na trzy proste pytania zareagowała Cristina Hurtado. – Polska? Europa? – dopytywała z olbrzymim uśmiechem, a przed kamerą po prostu skakała z radości. Natalia Alvarez z Kostaryki opowiada o masowym świętowaniu na Fuente de la Hispanidad, a najczęściej powtarzane hasło u rodaków Juniora Diaza dotyczy pisania historii. Rozmawiam z ludźmi, którzy doczekali się w swoich krajach wielkich piłkarzy, ale ich reakcje są nie do opisania. Bezcenne. Niepowtarzalne. Nawet u stonowanych Holendrów po zwycięstwie nad Hiszpanią. Ekipa jednej z telewizji podchodzi do dziennikarzy z jak największej liczby krajów i zadaje trzy pytania:

– Did you watch the game?

– Perfect, yeah?

– Incredible, yeah?

Wszystko kręci się wokół tego samego. Pokazania rodakom, że sukcesami nie cieszą się tylko oni, ale uwagę zwraca na nich cały świat. Chile, Ekwador, Urugwaj, Kolumbia, Kostaryka – im wszystkim zapala się lampka: zaraz, to Cuadrado, Valdivię czy innego Navasa kojarzy ktoś jeszcze poza nami? Serio? I dopiero oglądając to wszystko na żywo, w towarzystwie tych ludzi człowiek zdaje sobie sprawę, że – abstrahując od tego, że naszą kadrą wytarto by tu podłogę – naprawdę szkoda, że człowiek nie ma komu kibicować. Że inni mają swoje niezaśmiecone – wiecie, co mam na myśli – drużyny, w których Alvaro Pereira wrzeszczy na lekarza, bo mimo urazu nie chce zejść z boiska, Gary Medel gra kilkadziesiąt minut z milionem stabilizatorów, Egidio Arevalo Rios gdyby mógł, to rywala by zagryzł (oczywiście w przenośni), a u nas największy gwiazdor, jak już strzela, to kpi z własnych kibiców na Stadionie Narodowym.

Naprawdę, może to banalne, ale chciałbym kiedyś móc tak się cieszyć swoją reprezentacją, jak ci ludzie. Chciałbym cieszyć się czymś więcej niż pojedynczymi interwencjami Boruca i z dumą odpowiadać, gdy ktoś zapyta, skąd się wziął Krychowiak, jak się czyta „Jędrzejczyk” i dlaczego Klich nie sprawdził się w Bundeslidze. Chciałbym czuć jakąkolwiek dumę mówiąc o reprezentacji, a nie tylko sprowadzać każdej dyskusji do Lewandowskiego, by potem słuchać: „a, to Polak?!”. No Polak, Polak. Choć na takiego nie wygląda. Jest za dobry.

Image and video hosting by TinyPic


Najnowsze

Piłka nożna

Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Szymon Janczyk
12
Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...