Tuż przed swoimi pierwszymi wiosennymi meczami nowych piłkarzy pozyskały Korona Kielce i Górnik Zabrze. Do Kielc przyszedł Estończyk Joonas Tamm (półroczny kontrakt z opcją przedłużenia o dwa lata), a do Zabrza Islandczyk Adam Orn Arnarson (umowa na 1,5 roku z możliwością prolongaty). Obaj są obrońcami i ostatnio grali w Norwegii. Na papierze bardziej zachęcająco wygląda transfer złocisto-krwistych.
Dlaczego? Przede wszystkim Tamm występował w norweskiej ekstraklasie, natomiast Arnarson tylko w drugiej lidze. Ba, występował z powodzeniem.
27-krotny reprezentant Estonii rok temu został wypożyczony z Flory Tallinn do Sarpsborga, który w sezonie 2017 (system wiosna-jesień) wywalczył sobie prawo startu w eliminacjach do Ligi Europy. Sarpsborg jesienią okazał się jedną z największych sensacji, dostając się do fazy grupowej. Po drodze wyrzucił za burtę FC St. Gallen, HNK Rijeka i Maccabi Tel Awiw, czyli rywali, których ogranie również u nas byłoby odebrane jako coś mocno pozytywnego. W grupie z Besiktasem, Racingiem Genk i Malmoe norweski kopciuszek nie pełnił roli chłopca do bicia, wygrywając u siebie 3:1 z Belgami oraz dwukrotnie remisując z Malmoe. Ewidentnie gorsza chwila nastąpiła dopiero na sam koniec (0:4 z Genkiem). Co do krajowego podwórka, już tak dobrze nie było. Sezon 2018 zakończono w środku tabeli, na ósmym miejscu. Tamm przez cały ten czas miał pewne miejsce w składzie jako środkowy obrońca. Łącznie na wszystkich frontach w ubiegłym roku uzbierał w Sarpsborgu 37 meczów, więc pod tym kątem nie jest to piłkarz “obciążony”, szybko powinien być brany pod uwagę przy ustalaniu składu.
Tamm stosunkowo późno wypłynął na szersze wody. Za młodu trafił do Primavery Sampdorii, ale dość szybko z niej odszedł. Kilka lat spędził w Szwecji, gdzie jednak występował głównie w drugiej lidze. Dopiero w 2015 roku jego kariera przyspieszyła. Wrócił do ojczyzny, w ciągu jednego półrocza strzelił dziewięć goli dla JK Viljandi Tulevik i natychmiast przechwyciła go Flora, w której wcześniej furory nie zrobił.
I tutaj dochodzimy do kluczowej kwestii: Tamm wówczas grał jeszcze jako napastnik, ale poza szybkością za bardzo się nie wyróżniał. Tak też ustawiano go na początku we Florze. Przed sezonem 2016 został przekwalifikowany na środkowego obrońcę. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Błyskawicznie stał się czołowym estońskim stoperem. Dopiero wtedy zaczął być regularnie powoływany do reprezentacji – wcześniej zaliczał głównie egzotyczne sparingi, co do których nie zawsze była nawet zgoda, jak je sklasyfikować. Kluczowym ogniwem kadry jest od lata 2017 i znów mamy do czynienia z pewnym paradoksem. Gdy wystartowały eliminacje do mundialu w Rosji, Tamm w meczach z Grecją i Cyprem wchodził jedynie na końcówki. Przed starciem z Gibraltarem selekcjoner Martin Reim postanowił odświeżyć mu dawne wspomnienia i wystawił go od początku w napadzie. Miał nosa. Estonia wygrała 6:0, a Tamm zdobył trzy bramki i dołożył asystę.
Później wrócił na środek obrony i od tamtego czasu opuścił zaledwie dwa mecze reprezentacji. Jesienią w Lidze Narodów miał komplet występów. Estończycy zdołali zremisować 3:3 z Węgrami i pokonali Grecję na wyjeździe, resztę przegrali.
Tamm po zakończeniu pobytu w Sarpsborgu wrócił do Flory i czekał na oferty. Korona podobno była jednym z kilku chętnych, ale gdy się określiła, temat sfinalizowano bardzo szybko. Na Kielce namawiał go jego rodak Ken Kallaste, z którym od lat zna się doskonale. Na początku kariery tworzył z nim nawet duet napastników. Teraz będzie rywalizował o skład z Ivanem Marquezem, Adnanem Kovaceviciem i Piotrem Malarczykiem.
***
Arnarson tak ciekawej historii nie ma, ale dla zabrzańskich kibiców najważniejsze jest to, że wreszcie przychodzi prawy obrońca. Jeśli chodzi o tę pozycję, Górnik jesienią prezentował się najsłabiej w Ekstraklasie. Islandczyk też zapewne nie jest jakimś wielkim kozakiem, inaczej nie godziłby się na testy w klubie ze strefy spadkowej polskiej ligi, jednak trudno będzie grać słabiej niż Adam Wolniewicz, Przemysław Wiśniewski i Kacper Michalski. Poprzeczkę ma nisko zawieszoną.
23-letni obecnie zawodnik zimą 2013 wyjechał z ojczyzny do młodzieżówki Nijmegen, ale przez półtora roku nie przebił się do pierwszego zespołu Holendrów. Mimo to został dostrzeżony przez duńskiego ekstraklasowca FC Nordsjaelland. Tam również spędził półtora roku. Nie licząc początku sezonu 2015/16, grał sporadycznie. Poprzestał na szesnastu występach w Superligaen i przeniósł się do norweskiego Aalesunds. Dopiero w tym klubie zacząć wreszcie regularnie grać na szczeblu seniorskim. Najpierw dwa lata w tamtejszej ekstraklasie, a ostatni sezon już w drugiej lidze. Być może nie zmieniałby otoczenia, gdyby Aalesunds wywalczyło awans. Było blisko – klub dostał się do baraży, wygrał półfinał, ale dwumecz finałowy ze Stabaek przegrał (0:1, 1:1).
W piątek minęły dwa lata od jedynego jak dotąd spotkania Arnarsona dla reprezentacji Islandii. Wszedł wtedy na końcówkę towarzyskiej konfrontacji z Meksykiem. Później zniknął z radarów – aż do teraz. Otrzymał powołanie na styczniowe sparingi ze Szwecją i Estonią, ale w obu przypadkach siedział na ławce. Była to rzecz jasna kadra złożona głównie z zawodników klubów krajowych i skandynawskich. Znalazło się też miejsce dla lewego obrońcy Bodvara Bodvarssona z Jagiellonii, który ze Szwedami grał od początku do końca. Arnarson ma więc dodatkową motywację również w tym kontekście: poprzez Górnika zyskać w reprezentacji mocniejszą pozycję, niż jego rodak będący teraz rywalem z Ekstraklasy.
Fot. newspix.pl