Przeczytaliśmy wypowiedzi męża Marzeny Sarapaty (Czekaj) na Onecie i coś w nas pękło. Na panią Marzenę wylało się tyle pomyj… Tyle niesłusznej krytyki… A ona taka biedna…
Na wstępie musimy wyraźnie zaznaczyć, że nie mamy prawa podważać opinii pana Roberta Czekaja, w końcu – jak wynika z jego słów – to filantrop, którego firma (iKropka) drukowała magazyn Wisły Kraków wręcz wolontaryjnie. Zamiast zarabiać – do interesu tylko dokładał.
„Samo wydawanie gazetki traktowałem jak hobby. Wisła pierwotnie sama wydawała magazyn “R22″, który mocno odbiegał od ideału. Zaproponowałem, że zrobię tę gazetę na nowo i ewentualnie część kosztów własnych zostanie pokrytych z reklam. To się nie udało, bo większość firm, do których została skierowana oferta reklamowa nie była zainteresowana współpracą z klubem piłkarskim. Magazyn ”R22” wydawaliśmy więc po kosztach, Wisła płaciła jedynie za jego druk, korzystając z naszych rabatów. Nakład wynosił między 7 a 10 tysięcy na kwartał. Współpraca z Wisłą pod względem finansowym nie była więc opłacalna, a już na pewno po tych wszystkich ostatnich medialnych doniesieniach został nadszarpnięty nasz wizerunek, który budowaliśmy od 15 lat”.
Panie Czekaj, co my możemy napisać, skoro obiema rękami wycieramy łzy z policzków? Polska piłka panu tego nie zapomni.
Ale jednocześnie zapyta: na cholerę tak właściwie kazano panu to robić?
Po jakiego grzyba drukować (i opłacać) pismo w sytuacji, gdy pieniędzy nie dostają piłkarze, trenerzy i pracownicy klubu? Czy w sytuacji, gdy w kasie już prawie pusto, nie da się znaleźć ważniejszych wydatków niż finansowanie – to cytat – hobby męża pani prezes? Dlaczego uznano, że nieważne jest opłacanie pensji np. Zorana Arsenicia (na którym można było zarobić), za to absolutnym priorytetem jest regularne opłacanie pisma (do którego można tylko dołożyć) i które przy tej sytuacji klubu powinno stać na ostatnim miejscu listy rzeczy, za które można zapłacić? Pisma tak ważnego, że nawet nikt nie chciał się na nim reklamować?
Bardzo delikatnie ujmując, za dobór priorytetów przy wydatkach klubu nie da się uznać pani Sarapaty – ekhem – rekinem biznesu.
Prawdziwy ludzki dramat rozgrywa się jednak, gdy czytamy, jak niesłusznie potraktowana przez opinię publiczną została Marzena Sarapata. Mąż byłej prezes mówi dalej tak (najciekawsze kąski):
– Ostatni przelew pokrywał jedynie VAT od wystawionych Wiśle faktur. Jestem pewien, że w grudniu nie wzięłaby żadnych pieniędzy, gdyby nie VAT, który musiała pokryć.
– Część pieniędzy wciąż jest niewypłacona. Z tego, co wiem, Wisła zalega między 60 a 70 tys. zł. Jeżeli ktoś zarabiał, prowadząc działalność biznesową i generując miesięcznie określony dochód, to na kolejnym stanowisku nie chce zarabiać mniej.
– W tej chwili straty spowodowane ostatnimi wydarzeniami są ogromne. Kancelaria pewnie przez długi czas nie będzie przynosić żadnych zysków, nie mówiąc o powrocie do obrotów sprzed 2016 roku.
– Ciężko mi wypowiadać się za nią ale raczej nie czuje się jedyną winną sytuacji, w jakiej znalazła się Wisła.
– Od ukazania się materiału pana Jadczaka żona nie była w stanie nic zrobić. Ten reportaż tak mocno wpłynął na wizerunek klubu, że sparaliżował działania zarządu, trudno było o inwestora. Zapaść finansowa się pogłębiała. Była desperacka próba ratowania sytuacji, która się nie udała.
Po kolei…
Pan Czekaj jest przekonany, że jego żona nie wzięłaby w grudniu pieniędzy, gdyby nie ten cholerny VAT, który musiała pokryć. Pozostaje zadać pytanie: a dlaczego nie zrobiła tego wcześniej? Jak wielkie wydatki ma pani Sarapata, skoro 45 tysięcy złotych pobierane co miesiąc z klubu nie starcza na opłacenie podatku? Dlaczego nie robi tego na bieżąco? Co na to urząd skarbowy?
Faktura może być wystawiona za wykonaną pracę, a nie “na pokrycie podatków”, równie dobrze można byłoby wystawić fakturę “na czarną godzinę”. Każda płatność musi z czegoś wynikać. Nie ma takiej formuły, wedle której ktoś wypłaca sobie pieniądze spółki “na zaległe podatki”.
I dalej – czym się różni sytuacja Sarapaty od sytuacji piłkarzy, którzy – widocznie prezes klubu tego nie wiedziała, warto oświecić – także musieli odprowadzać podatek i ZUS z wystawianych faktur, których nikt nie potrafił uregulować? Czy właśnie nie pluje pan w twarz wszystkim piłkarzom, którzy przez pół roku odprowadzali podatki (często za pożyczone pieniądze)?
Powiemy więcej – jesteśmy pewni, że gdyby Sarapata pozostała na stanowisku, w styczniu także nie wzięłaby żadnych pieniędzy. Głównie dlatego, że nie byłoby już skąd ich brać.
„Jeżeli ktoś zarabiał, prowadząc działalność biznesową i generując miesięcznie określony dochód, to na kolejnym stanowisku nie chce zarabiać mniej” – to zdanie podoba nam się jeszcze bardziej. Co więcej – nie potrafimy się z nim nie zgodzić. Jednocześnie – przepraszamy, tak już mamy – chcemy zapytać…
Czy w takim razie w swoim kolejnym klubie mniej (lub wcale) chcieli zarabiać Jesus Imaz, Martin Kostal, Zoran Arsenić, Mateusz Lis, Maciej Sadlok, Dawid Kort, Zdenek Ondrasek, Rafał Pietrzak, Maciej Stolarczyk i wielu, wielu innych? Bo może chcieli i się na to godzili – wtedy wszystko spoko. Ale coś nam się wydaje, że jednak woleli otrzymać należne pieniądze tak samo, jak Sarapata. Z tą różnicą, że ci na boisku dawali z siebie sto procent.
Idziemy dalej. Sarapata zdaniem męża nie czuje się jedyną winną sytuacji, w jakiej znalazła się Wisła – z tą tezą akurat trudno polemizować. Pan Czekaj zdaje się nie zapominać o roli, jaką w upadku klubu odegrał chociażby Damian Dukat. Brawa za pamięć.
Szalenie bawi nas jednak to utyskiwanie, jakich to strat wizerunkowych doznała Sarapata. Za chwilę Czekaj wskazuje powód, z jakiego do tych strat wizerunkowych doszło. Zero zaskoczenia – wszystkiemu winny Szymon Jadczak, po którego reportażu Sarapata nie mogła zrobić już w klubie absolutnie nic (poza przelewami na konto swoje, męża i Dukata rzecz jasna).
Czyli zdaniem Czekaja to Szymon Jadczak był winny tego, że…
– Marzena Sarapata broniła umowy o wynajem siłowni z „Miśkiem”,
– Marzena Sarapata zatrudniała w klubie ludzi z wyrokami za zabójstwa i pobicia,
– Marzena Sarapata umożliwiła publiczne wsparcie przez piłkarzy „Dudka”, czyli kibola ranionego wskutek kibolskich porachunków (akcja koszulkowa),
– Marzena Sarapata zdewastowała klub finansowo.
I tak dalej, i tak dalej.
Wyjaśnijmy panu Czekajowi w łopatologicznych słowach, jak funkcjonuje świat – to, że ludzie oceniają Sarapatę za rzeczy, jakie działy się w klubie prowadzonym przez nią, nie jest winą dziennikarza, który te rzeczy pokazał, a Sarapaty, która do nich dopuściła.
Propozycja dla Wisły Kraków – proponujemy, by panu Czekajowi zarezerwować za wspaniałą działalność charytatywną dożywotne miejsce na sektorze VIP i ładną gablotkę w klubowym muzeum (jeśli powstanie). Dla pani Sarapaty – przeprosiny i natychmiastowe wypłacenie zaległości (w końcu nikt nie chce zarabiać mniej, a Sarapata obecnie nie zarabia nic). I niech nikomu z was nie przejdzie przez głowę, że skasowanie przez rok z upadającego klubu ponad 481 tysięcy złotych to odpowiednie zadośćuczynienie za tak wielkie straty wizerunkowe (oczywiście przesadzone i nieuzasadnione).
Jednocześnie apelujemy: nie bądźcie wobec wiślackiego filantropa zbyt zgryźliwi, w końcu nawet on zdobywa się na chwilę autorefleksji: – Można było te pieniądze rozdysponować inaczej, szkoda, że tak się nie stało.
No trochę, kurwa jego mać, szkoda…
Fot. 400mm.pl