Zoran Arsenić to jedna z większych okazji transferowych, jaka pojawiła się zimą na rynku. Stoper z ograniem na poziomie Ekstraklasy, jeden z lepszych w lidze, w dobrym wieku i z potencjałem na transfer gotówkowy. Nic dziwnego, że rzuciła się na niego cała liga. Czy czuł, że mógłby zagrać w każdym klubie Ekstraklasy? Z jakich powodów wolał pozostać w lidze, a nie poczekać na ofertę zagraniczną? Jak radził sobie bez wypłat?
– Jaga ma dobrych piłkarzy i – szczerze mówiąc – uważam ją za lepszą drużynę niż Legia. Z Legią prowadziłem rozmowy, ale nie doszło do konkretów. Oferta z Jagiellonii była od samego początku – mówi Arsenić.
***
Który klub w Ekstraklasie miał jesienią najlepszą obronę?
Wisła, bo tam grałem.
A poza Wisłą?
Nie wiem. Może Jagiellonia?
Pytam, ponieważ według wielu Jagiellonia ma najlepszy duet obrońców w lidze. Jeśli w którymś klubie byłoby najciężej stoperowi o wskoczenie do składu, wydaje się, że właśnie w Jagiellonii.
Nie boję się rywalizacji, bo wierzę w siebie i mam świadomość swoich umiejętności. Nie zapatruję się na nikogo, sam pracuję ciężko jak każdy i wiem, że będzie grał najlepszy. Mam tylko nadzieję, że jeśli pokażę, co potrafię, będę grał.
Z twojej perspektywy szkoda, że Ivanowi Runje nie wypalił transfer do Arabii.
Wiem, że był blisko, ale gdy podpisałem kontrakt z Jagiellonią miałem już świadomość, że zostanie. I dobrze, razem jesteśmy jeszcze silniejszą drużyną. Mogę grać przecież jako prawy albo lewy obrońca, więc liczę, że dla wszystkich znajdzie się miejsce. Jasne, są różnice w grze na tych pozycjach, ale przestawienie się nie sprawia mi wielkich trudności, choć oczywiście najlepiej czuję się jako stoper.
Gdy rozwiązałeś kontrakt z Wisłą, stałeś się jednym z najbardziej pożądanych piłkarzy polskim rynku. Szczerze – czułeś, że chciała cię cała Ekstraklasa?
Szczerze? Tak, czułem, że tak właśnie jest. Może tylko kilka klubów nie skontaktowało się ze mną. Większość drużyn zgłaszała się do mnie albo do mojego agenta, wysyłała oferty, dawała sygnały, że chcą mnie jako piłkarza. Dodało mi oczywiście sporo pewności siebie.
Czemu Jagiellonia, a nie na przykład Legia?
Pamiętam, że za każdym razem mecze z Jagiellonią były bardzo trudne. Jaga ma dobrych piłkarzy i – szczerze mówiąc – uważam ją za lepszą drużynę niż Legia. Moim zdaniem to dwie najlepsze drużyny w Polsce. Z Legią prowadziłem rozmowy, ale nie doszło do konkretów.Oferta z Jagiellonii była od samego początku. Gdy prezes i trener Jagiellonii zadzwonili do mnie, szybko uznałem, że to dla mnie bardzo dobry klub.
Nie kusiło cię, by wyjechać z Ekstraklasy?
Było ciężko, bo zimowe okienko transferowe jest inne, większość klubów ma już skompletowane kadry. Musiałbym czekać. Nie wiemy, ile by to potrwało. Może po trzech dniach zgłosiłby się jakiś klub, który by mnie interesował, a może dopiero po trzech tygodniach, gdy ktoś doznałby kontuzji i można byłoby wskoczyć. Nie chciałem podjąć się ryzyka bycia wolnym piłkarzem, bo mogłoby to trwać zbyt długo. Szybkie podpisanie kontraktu dało mi opcję przygotowań do rundy, sparingów, wejścia w zespół. Zdecydowałem szybko, bo nie mogłem czekać.
Ale tak generalnie raczej nie chcesz zostać w Ekstraklasie do końca kariery.
Oczywiście nie chcę zostać w Polsce do końca kariery, ale gdyby to się wydarzyło, nie stałaby się żadna tragedia. Nie chcę okazywać braku szacunku do nikogo. Ale rzecz jasna mam ambicję i nadzieję, że kiedyś dojdę do poziomu jeden z pięciu najlepszych lig. Chciałbym, by to był kolejny krok, ale już po tym jak wygramy ligę z Jagiellonią.
W którym momencie zdecydowałeś, że twoja dalsza gra w Wiśle nie ma sensu?
To było jeszcze przed tym, jak do Wisły przyszedł ten facet z Kambodży. Dostawaliśmy obietnice bardzo długo. To był ciężki czas dla każdego z nas, szczególnie dla młodych piłkarzy zza granicy. Żyjesz w obym kraju, musisz opłacić mieszkanie i różne inne sprawy. Po pięciu miesiącach uznałem, że to zbyt dużo, więc napisałem pismo z wezwaniem do zapłaty. Zrobiłem to, by się chronić. Jeśliby zapłacili, to bardzo dobrze. Przyszedł pan z Kambodży, później już go nie było, my przez dwa-trzy tygodnie nie wiedzieliśmy, co się w ogóle stanie z Wisłą. W tamtym momencie byłem na 90% pewny, że klub po prostu upadnie. Widziałem, co się dzieje i dlatego rozpocząłem poszukiwania nowego klubu. Cały czas miałem nadzieję, że coś się zmieni i sytuacja w Wiśle będzie normalna, wtedy może zostałbym w Krakowie. Ale jak mówię – może. To bardzo trudna sytuacja dla młodego piłkarza, który musi myśleć też o sobie.
Decyzję podjąłeś już wcześniej, ale cała sytuacja z Vanna Ly musiała cię tylko w niej utwierdzić.
Wyobraź sobie, że jesteś piłkarzem, klub nie płaci ci sześć miesięcy, zmierza w kierunku bankructwa i nagle ktoś mówi ci, że zaraz wszystko będzie tak, jak trzeba. Jasne, reagujesz na to pozytywnie, ale gdy mija te dwanaście dni i ciągle nie masz pieniędzy na koncie… Depresyjna sytuacja. Zwłaszcza, że to był okres świąteczny. Nie wiedzieliśmy nic – nawet tego, kto jest prezesem. Zadzwoniłem do klubu i usłyszałem, że “porozmawiamy po Nowym Roku, jak ustalimy, kto jest właścicielem klubu”. Uznałem, że to zbyt dużo.
Dlaczego nie zerwałeś kontraktu wcześniej?
Możesz zerwać kontrakt po dwóch miesiącach, ale dobrze czułem się w Krakowie, byłem w klubie z wielką tradycją, z dobrymi warunkami do treningu, miałem świetnych kolegów z zespołu. Wszystko było dobrze poza pieniędzmi. W tej sytuacji jesteś w stanie poczekać. Ale gdy widzisz, że to trwa zbyt długo i nie będzie lepiej – tracisz cierpliwość. Myślę, że podjąłem dobrą decyzję.
Dawałeś radę bez pożyczek?
Na szczęście nie mam jeszcze rodziny, żyję sam. W gorszych chwilach pieniądze wysyłali mi rodzice, więc to nie był wielki problem. Był, oczywiście, bo gdy chcesz coś kupić, musisz czekać, aż dostaniesz pensję. Dla chłopaków, którzy mają rodziny czy kredyty, to był ogromny problem.
Przed sezonem były sygnały, że może być ciężko?
Nie, nie wiedzieliśmy o niczym.
Jak się czułeś w sytuacji, gdy wiele osób w Wiśle i dookoła mówiło, że w pierwszej kolejności trzeba spłacić Arsenicia, bo można na nim zarobić?
Gdy do klubu przyszły pieniądze i chcieli mnie spłacić, mój kontrakt był już rozwiązany. Jestem wdzięczny ludziom, którzy mówili, że powinno się mi zapłacić, ale z drugiej strony byłby to brak szacunku dla moich kolegów. Ja otrzymałbym pensję, a oni nie. Odebrałbym te pieniądze i… co by się stało? Wciąż mielibyśmy wielki problem. I nie chodzi o te sześć miesięcy, a o przyszłość.
Mogliby cię sprzedać.
Ale byłoby to w tym czasie dość trudne do zrobienia.
Tak czy siak trafiłeś do Jagiellonii. Myślisz, że drużyna po tych transferach jest mocniejsza niż jesienią?
Myślę, że tak.
Odrobienie dziewięciu punktów do Lechii – realne?
To polska Ekstraklasa, każdy wie, że tu wszystko jest możliwe. Zobaczymy. Chcemy iść do celu mecz po meczu.
A Wisła? Utrzyma się?
Nie wiem, jak konkretnie wygląda teraz sytuacja finansowa, ale wiem, że jest lepiej. Mam nadzieję, że się utrzyma i nie będzie bankrutem. To miejsce będzie do końca życia w moim sercu. Może nie mieliśmy pieniędzy, ale mieliśmy team spirit i każdy szedł za każdego. Byłby to wielki wstyd dla wszystkich w Polsce, gdyby tak duży klub upadł. Mówiłem to już wielokrotnie – myślę, że każdy w Krakowie, nawet jeśli nie jest kibicem Wisły, powinien się wybrać na stadion. To zupełnie inne uczucie, gdy wiesz, że grasz dla piętnastu tysięcy osób, a nie dla kilku tysięcy.
Fot. FotoPyK / JB