Długo nie wiedzieliśmy, co z tym wywiadem zrobić. Podczas spotkania z Gino Lettierim na obozie w Turcji łapaliśmy się za głowę, gdy wsłuchiwaliśmy się w to, co ma nam do przekazania trener Korony Kielce.
Lettieri próbował nas przekonać, że przepis o młodzieżowcu nie jest dobrym pomysłem, gdyż podobne inicjatywy należy najpierw wypróbować w pierwszej lidze (mimo że podkreślaliśmy, iż podobny przepis w pierwszej lidze obowiązuje). Uparcie twierdził, że Korona nie ma zdolnej młodzieży głównie dlatego, że nie dorobiła się internatu, mimo że internat posiada i to od kilku lat (tu już nie skontrowaliśmy – uznaliśmy, że nie można mieć aż tak wielkich braków w wiedzy o klubie, w którym pracuje się 1,5 roku). Wręcz pokłócił się z nami o to, że zależy mu na jak najszybszej nauce polskiego, lecz niestety przez tak długi okres powiedział publicznie tylko “dziękuję” i “dzień dobry”. Upierał się, że młodzi piłkarze Korony nie są gotowi na otrzymanie szansy, mimo wyników w młodzieżowej piłce – pierwszego miejsca po rundzie jesiennej w Centralnej Lidze Juniorów i rezerw w czwartej lidze.
Gdy wysłaliśmy wywiad do autoryzacji, Lettieri stwierdził, że wymyśliliśmy sobie 50% treści rozmowy. Oczywiście od razu przekazaliśmy klubowi nagranie wywiadu, lecz żadna z osób posługujących się niemieckim przez kilka tygodni nie zamierzała się do niego w żaden sposób odnieść. Musimy dopisać więc – jest to wywiad nieautoryzowany.
Publikujemy ten wywiad, gdyż mamy wrażenie, że całkiem dobrze pokazuje on prawdziwą twarz Lettieriego. I potwierdza ciągnącą się za nim opinię – fachowiec może i dobry, ale bardzo trudny człowiek do współpracy.
***
Na początku sezonu powiedział pan, że jeśli nie pozyskacie kilku nowych piłkarzy, będziecie kandydatem do spadku. Gdy dziś patrzymy na to, jak wyglądała runda jesienna i na którym miejscu skończyła ją Korona… To dla pana zaskoczenie, że tak się to wszystko ułożyło?
Tak, dla mnie to też jest zaskoczenie. Latem powiedziałem, co powiedziałem. Przed sezonem przegraliśmy prawie wszystkie sparingi. Nie były to przegrane minimalne, a 0:4, 1:4… Straciliśmy wiele bramek i mało zdobyliśmy. Latem pożegnaliśmy dodatkowo wielu kluczowych piłkarzy. Trójka z nich uczestniczyła w strzeleniu dla Korony w poprzednim sezonie 35 bramek. Wejście w nowy sezon było trudne, ale muszę powiedzieć, że piłkarze bardzo dobrze temu sprostali i świetnie przepracowali lato. Zasłużyliśmy na to siódme miejsce po rundzie jesiennej, które wcale nie było oczywiste.
Te słowa wypowiedziane przed sezonem były bardzo mocne, ofensywne wręcz.
Dlaczego? Jeśli tracimy piłkarzy i mamy problemy ze znalezieniem nowych, to wcale nie jest nic mocnego. Zwykłe stwierdzenie. Jeśli nie dostaję pensji, nie mogę opłacić czynszu. Jeśli nie mam piłkarzy, nie mogę oczekiwać zwycięstw.
Był to sposób wywołania presji na prezesie?
Nie, zupełnie nie. To nie było żadne wywarcie presji, nic przeciwko klubowi. Zarząd powiedział nam, że może ściągnąć dwóch-trzech piłkarzy.
I później pozyskaliśmy przecież piłkarzy, choćby Pućko i Marqueza, kadra się ustabilizowała. Od 1,5 roku, czyli od kiedy tu jestem, Korona jest w czwórce drużyn, które nie wydały ani grosza na transfery. Wszystkie inne kluby dokonują transferów gotówkowych. Są zespoły, które wydały latem nawet dwa miliony. Inni osiemset tysięcy, inni siedemset tysięcy. Nawet małe drużyny! A Korona Kielce nic. Dla nas póki co wydawanie pieniędzy nie jest zbyt realną wizją. Na pewno nie teraz. W takich warunkach nie pozyskamy piłkarzy z jakością Kaczawary albo Cvitanovicia jeden do jednego (pisownia nazwisk oryginalna – red.).
Transfery gotówkowe to w naszej lidze jednostkowe przykłady. Cała liga bierze piłkarzy za darmo na potęgę i praktycznie tylko takich.
Nie, przecież powiedziałem – tylko cztery drużyny z ligi nie płacą sum odstępnego.
To pojedyncze transfery. U nas sprowadza się piłkarzy za darmo.
Nieprawda, dwanaście drużyn kupuje zawodników za pieniądze.
To jak wiele transferów za gotówkę zrobiono przez te 1,5 roku?
Inne kluby też robiły transakcje, przy których gracze nic nie kosztowali, jasne. Ale robili też takie, za które musieli zapłacić. A my tego nie mogliśmy. To różnica, czy wydam milion euro czy nie wydam.
Pan się porównuje do Lecha, Legii czy Jagiellonii, ale kluby pokroju Korony albo nie wydają wcale, albo wydają bardzo małe sumy.
A Pogoń? 1,3 miliona euro? Musi pan lepiej sprawdzać dane.
Kto zabroni panu wykreować nowego Jakuba Piotrowskiego, żeby mieć co wydawać?
Stop. Przed sezonem już mieli za niego pieniądze?
Został sprzedany przed sezonem.
Szukamy ciągle – jak to mówimy w Niemczech – włosów w zupie. Nie chcę nikogo krytykować. Każdy klub może robić to, co uważa za słuszne. Po prostu mówię, że w tym momencie nie jesteśmy w stanie płacić za transfery. To bez wątpienia nasza wada. Jeśli inni sprzedają, to bardzo dobrze. Trzeba chwalić.
Podaje pan przykład Pogoni, że oni to sobie mogą kogoś kupić, a Korona nie może. A jak wielu młodych piłkarzy wychował pan w ciągu ostatniego półtora roku? W Koronie nie widzę żadnego młodego piłkarza, który dostawałby szansę gry i którego można by sprzedać.
Mogę odpowiedzieć, dlaczego. Pogoń Szczecin czy Zagłębie Lubin mają internaty, a w Koronie takiego obiektu nie ma. Nie mają go od wczoraj, a od wielu, wielu lat. To jest ta różnica. Nie chcę się z nimi porównywać, ale jaką oni mają w swoim regionie konkurencję? U nas dobry młody piłkarz idzie od razu do Legii, Wisły, Cracovii. Jest ciężko ściągnąć dobrego młodego zawodnika, jeśli nie masz internatu, bo konkurencja jest zbyt duża. Na niektórych piłkarzy możemy sobie tylko popatrzeć, jak na tego młodego, który poszedł do Lecha (chodzi o Juliusza Letniowskiego – red.). Chcieliśmy go, prowadziliśmy negocjacje, ale nie mieliśmy szans. To nie tak, że śpimy albo nie chcemy młodych. Chcemy. Ale dlaczego odchodzą do Lecha, a nie do nas?
Czyli przepis o młodzieżowcu od następnego sezonu nie jest dla pana najlepszą informacją.
Myślę, że ta reguła nie jest zła. Byłaby dobra, gdyby najpierw została wypróbowana w pierwszej lidze.
Ale została przecież wypróbowana.
Nie.
W Pucharze Polski też obowiązuje.
Takiej zasady nie można wprowadzać sześć miesięcy przed rozpoczęciem sezonu. W Niemczech nigdy by do tego nie doszło. Trzeba dać drużynie co najmniej 1,5 roku na to, by ta mogła pozyskać czterech-pięciu młodych piłkarzy na dobrym poziomie. Dlatego taki przepis powinien funkcjonować najpierw w pierwszej lidze. Powinno się powiedzieć, by w pierwszej lidze każdy zespół wystawiał po dwóch młodych piłkarzy, żeby się rozwijali i szli później do Ekstraklasy. Ale nie można powiedzieć: od jutra taka zasada ma funkcjonować. Są małe kluby jak Korona Kielce, które muszą ściągnąć kilku młodzieżowców i sześć miesięcy to na to zbyt mało czasu.
Na jakim etapie jest Korona, jeśli chodzi o młodzieżowców?
Próbujemy najpierw z zawodnikami, których mamy już w naszych grupach młodzieżowych. Chcemy ich zobaczyć, jakimi są piłkarzami i potem ich rozwinąć. Jak wcześniej powiedziałem – rozmawiamy z piłkarzami spoza klubu, ale niestety nie możemy za nich zapłacić. Dlatego nie idą do Korony, a idą do Lecha Poznań. To przepis, który dla połowy drużyn w lidze nie będzie zbyt łatwy. Ceny za młodych piłkarzy poszły bardzo w górę. Czasami są drożsi niż podstawowi piłkarze. Dlatego uważam, że w tym względzie ta zasada nie jest dobra. I z tego względu sądzę, że powinna najpierw zostać wypróbowana na niższym poziomie. Jeśli w każdym pierwszoligowcu grałoby po dwóch młodzieżowców, wtedy kluby Ekstraklasy kupowałyby tych piłkarzy, płaciły pierwszoligowym klubom pieniądze za wykonaną pracę, a te oddawałyby zawodników gotowych do gry na tym poziomie.
Powtórzę – przepis funkcjonuje w pierwszej lidze, możemy to sprawdzić. Ale dobrze. Proszę powiedzieć mi jedną rzecz. Korona jest pierwsza w CLJ. Zespół rezerw jest pierwszy w IV lidze. Dlaczego żaden z tych chłopaków nie gra w dorosłej drużynie?
Mamy w tych drużynach dobrych, młodych piłkarzy, ale to 17-latkowie, 18-latkowie, którzy nie są jeszcze fizycznie na takim poziomie, co piłkarze Ekstraklasy. Potrzebują jeszcze pewnego rozwoju. Tu leży problem. Nie są jeszcze gotowi fizycznie na to, by przeżyć na poziomie Ekstraklasy jako podstawowi piłkarze grający od początku.
Czyli powiedział pan właśnie, że Korona Kielce popełnia jakiś błąd w ich wychowaniu. Lech Poznań może masowo wprowadzać 18-latków. W Koronie okazuje się, że są zbyt słabi fizycznie.
Ale musi pan mnie słuchać, gdy pan ze mną rozmawia. To Lech Poznań czy Pogoń Szczecin, które mają od dwudziestu lat internaty. W Koronie Kielce tego nie ma. To różnica. W Niemczech każdy klub z Bundesligi ma internat. Gdy taki zawodnik od 14 roku życia gra w klubie, jego wychowanie jest zupełnie inne. W Koronie… Nasz dział skautingu ściąga chłopaków z małych wiosek, są oni w swoich drużynach podstawowymi piłkarzami, ale fizycznie nie dorastają do Ekstraklasy. W Legii czy Lechu 18-letni piłkarz ma za sobą kilka lat na najwyższym poziomie szkolenia. Wszystko dzięki internatowi.
Czyli to cel Korony – wybudować internat.
Oczywiście, to musi być cel, jeśli mamy przeżyć w Ekstraklasie. Miejsca, gdzie piłkarze są pod opieką, mają zapewnione wyżywienie, mogą tam spać, chodzić do szkoły. Jest różnica, jeśli przez sześć miesięcy szkolisz się w internacie, albo rok jesteś piłkarzem Korony i po prostu trenujesz trzy razy w tygodniu.
Jakim cudem ci piłkarze z Korony, którzy nie mają internatu i nie są fizycznie rozwinięci, okazują się lepsi w CLJ od piłkarzy Lecha i Legii?
Ponieważ ta drużyna gra z wielką ambicją i dużo biega. Ma trzech-czterech bardzo dobrych piłkarzy. Ale nie jest fizycznie gotowa na Ekstraklasę.
Co musi się stać, by okazali się gotowi?
Muszą przez następne dwa-trzy lata pracować w Koronie. Mamy przykładowo piłkarza, który ma 17 lat. Przed sześcioma miesiącami grał w wiejskiej drużynie. Gra dobrze? OK. Ale gdy zrobiliśmy mu testy wraz z całą drużyną, był na końcu stawki. Jak ten młody człowiek może przez te sześć miesięcy stać się piłkarzem, który ma rywalizować z rówieśnikami, szkolonymi od lat w internatach?
Więc co zrobicie z tym przepisem o młodzieżowcu?
Musimy iść swoją drogą krok po kroku.
Potrzebujecie czterech, pięciu młodzieżowców, nie macie żadnego, o którym można powiedzieć, że wniesie jakość.
Mamy dwóch-trzech młodych piłkarzy z juniorów.
Których?
Kilku. Nie chcę mówić nazwisk, bo zaraz się zlecą kluby i zabiorą nam nawet tych piłkarzy.
Ile oni zagrali minut jesienią w Ekstraklasie?
Jeszcze żadnych. Jak mówię – to piłkarze drużyny juniorów.
To skąd pan wie, że może na nich liczyć?
Następne sześć miesięcy będą z nami pracować. Mamy czas, by tych piłkarzy wznieść na jak najlepszy poziom fizyczny. To nasza praca, którą musimy wykonać.
Wracając do wypowiedzi przytoczonej w pierwszym pytaniu – jak pańscy piłkarze zareagowali czytając w mediach, że pańskim zdaniem są kandydatami do spadku? Nie byli zdemotywowani?
Zdemotywowani po takich słowach są tylko ludzie, którzy nie chcą pracować. Ale moi piłkarze są gotowi do pracy i to udowodnili.
Lubi pan podciąć skrzydła piłkarzom.
Jestem za jasnym przekazem. Jeśli mam w dłoni jeden euro, nie mogę powiedzieć, że mam pięć euro.
Wywiad z grudnia. Drużyna jest na czwartym miejscu, dziennikarz “Super Expressu” pyta, czy Korona może walczyć o puchary. Mówi pan, że nie. No ja bym się źle poczuł będąc akurat na czwartym miejscu.
Dlatego jestem szczęśliwy, że pan nie jest moim piłkarzem. Jak piłkarz, który zarabia pieniądze, może być zdemotywowany? On musi udowodnić, że trener nie ma racji. Jeśli pański pracodawca powie, że pańskie artykuły są gówniane, zrezygnuje pan z pracy? Czy spróbuje pisać lepsze?
Jeślibym usłyszał, że piszę teksty na poziomie gazetki szkolnej szóstoklasistów, pewnie by mi to nie pomogło w pisaniu lepszych artykułów. Pan o swoich piłkarzach powiedział, że lepiej od nich zagraliby piłkarze z siódmej ligi.
Stop. Teraz wracamy do wypowiedzi, która miała miejsce po porażce 0:5 przed rokiem.
No tak.
Całkiem szczerze – moja córka gra w tenisa. I myślę, że w Niemczech jest całkiem dobra. I mimo to zdarzają jej się mecze, w których przegrywa 0:6, 0:6. Nie mogę jej powiedzieć: jesteś najlepsza. Muszę powiedzieć: musisz więcej trenować, bo źle zagrałaś. Nie będę bił brawo, gdy na zawodach jest na 35. miejscu. Muszę krytykować. Kiedy przegram też każdy mówi, że Lettieri jest złym trenerem. I też muszę z tym żyć. To normalne. Gdy w zeszłym sezonie pokonaliśmy Lechię 5:0, powiedziałem, że to nasz najlepszy mecz jak do tej pory. Ale nie powiedziałem: – Jest super, już nie musimy nic więcej robić!
Pan często ubiera przekaz w dość mocne słowa na konferencjach prasowych…
Ja? Pan mnie w ogóle nie słucha. Czy ja mówię coś personalnie o pojedynczych piłkarzach? Mówię zawsze o drużynie.
Ale to nie znaczy, że słowa nie mogą być mocne.
Drużyna musi zaakceptować, że jest też krytyka.
Chciałem zapytać – częściej panu taka postawa w karierze szkodziła czy pomagała?
Proszę zobaczyć na moje kluby. Augsburg – mistrz. MSV Duisburg – mistrz. Bayreuth – mistrz. Weiden – mistrz. Rezerwy TSV Monachium – mistrz. I pan myśli, że zaszkodziło?
Były też spadki.
Spadki?! Niby gdzie?
W MSV Duisburg na przykład.
Nigdy nie spadłem! Jeśli zwalnia się mnie w listopadzie, to jaki to spadek?
Trzynaście meczów pod pana wodzą, tylko jedna wygrana i pan mówi: – Ja nie spadłem!
A ile ma sezon? 34 mecze!
Dziewięć porażek na trzynaście meczów i pan twierdzi, że do spadku ręki nie przyłożył.
Trzeba pozwolić mi pracować do końca, by tak to ocenić. Z tą drużyną awansowałem. Mieliśmy budżet na poziomie 5,3 miliona, najmniejszy w lidze. I po pierwszych meczach mieliśmy ośmiu bardzo poważnie kontuzjowanych piłkarzy. Gdybym prowadził drużynę w 25 meczach, można byłoby powiedzieć, że trener odegrał w spadku dużą rolę. Musi pan to wszystko dobrze posprawdzać.
Analizowałem to, tak samo jak to, że spadł pan też z FSV Frankrurt. Ale nieważne, na ten temat już dyskutowaliśmy i drugi raz nie ma sensu (NASZ PIERWSZY WYWIAD Z GINO LETTIERIM). Wracając – miał pan kiedykolwiek myśl, że powiedział zbyt dużo? Że pojechał drużynę zbyt bardzo?
Wciąż mówimy o tym meczu w Płocku? Takie słowa akurat były tym, co do tego meczu pasowało. Nie graliśmy lepiej, niż powiedziałem w tych słowach.
Nie ma pan obawy, że to obróci się kiedyś przeciwko panu?
Dlaczego miałbym mieć taki strach? Kiedy był mecz w Płocku?
Pod koniec tamtego sezonu, w maju.
Ile miesięcy minęło?
Osiem.
Na którym miejscu jesteśmy w tabeli?
Na siódmym.
I co, czego mam się obawiać? Trener może mieć strach tylko przed tym, że piłkarze nie będą chcieli trenować.
A o bramkarzy się pan nie boi? W obliczu kontuzji Hamrola ma pan teraz do dyspozycji Miśkiewicza, o którym nie wiadomo w jakiej dyspozycji i jeśli wyleci także on, pozostanie Paweł Sokół, który jest młody, a więc – tak zakładam – za słaby fizycznie.
Był też trzy miesiące kontuzjowany i dopiero zaczyna treningi. To także młody, który potrzebuje czasu. Mamy Sokoła, Miśkiewicza i nie mam żadnych obaw względem tych bramkarzy. Ufamy im – inaczej byśmy ich nie ściągali. Dlaczego miałbym się obawiać?
Bo Miśkiewicz może doznać kontuzji i zostaniecie z 19-latkiem?
To Sokół zagra. Po to trenuje każdego dnia. Może pokaże, że jest dobrym bramkarzem. Tak samo możemy powiedzieć „co będzie jak Soriano albo Kovacević dozna kontuzji?”. Nie myślę o tym. Będzie co będzie.
Pytanie o innego piłkarza – wszyscy fani Ekstraklasy zastanawiają się, co takiego potrafi Oliver Petrak? Proszę nam to wyjaśnić.
Musimy zacząć od tego, że zanim do nas przyszedł, przez pięć miesięcy nie grał w piłkę, bo – co też zdarza się w Polsce – w jego drużynie nie płacono. Trochę trwało, zanim udało mu się wypowiedzieć umowę. Gdy do nas przyszedł, nie był w najlepszej kondycji, dlatego mógł wywołać złe wrażenie. Ale Oli jest piłkarzem, który walczy, wchodzi w pojedynki, nabija kilometry, nie ma żadnego strachu przed starciami z rywalami, nie boi się kontuzji. Daje sto procent z siebie. Przez ostatni rok wzmocnił się fizycznie i jest o wiele świeższy. Dla defensywy jest bardzo, bardzo wartościowy. Zawsze szuka pojedynków.
W ataku nic nie daje – tylko jedna asysta.
Tak podchodząc do sprawy, żaden z naszych środkowych pomocników nie daje nic w ataku. Żubrowski to nasz ważny piłkarz – ile ma asyst?
Ale Żubrowski akurat wypada bardzo dobrze w innych statystykach, co pokazuje choćby InStat. Petrak we wszystkim jest wśród najgorszych albo w najlepszym razie przeciętny. Możemy to teraz sprawdzić.
Może być. Wiem tylko, że kiedy Petrak jest na boisku, prawie nigdy nie przegrywamy. Jeden z najlepszych piłkarzy w pojedynkach.
Ile z jego potencjału zobaczyliśmy?
Może 50%.
I jest pan pewny, że w końcu zacznie grać na poziomie Ekstraklasy.
Oczywiście. To jeden z najsilniejszych piłkarzy, jakich mamy. Może się jeszcze rozwinąć.
OK. Djibril Diaw w Ligue 1 – to dla pana zaskoczenie? Dla mnie tak. Stawiam, że dla pana też, bo pan początkowo nie był pan do niego przekonany.
Djibril ma wciąż bardzo duży potencjał. Jestem zdania, że kolejne pół roku z nami uczyniłoby go lepszym. Ale za parę lat może być warty kilka milionów. Szybki, mocny w pojedynkach, dobra lewa noga. Musi się bardzo poprawić taktycznie, ale poza tym wszystko ma.
Z czego wynikało to, że tak często tracił głowę?
Bo to jeden z tych piłkarzy, którzy, jak Petrak, lubią czuć ból na boisku. I czasem idzie w pojedynki bez większego zastanowienia. Tego musi się nauczyć.
Jak wiele słów po polsku jest pan w stanie wymienić po 1,5 roku w Polsce?
To nie powinno być żadną obrazą w moim kierunku, że nie potrafię mówić po polsku. Szczerze mówiąc, języki generalnie słabo mi wchodzą. Mówię po włosku, niemiecku, hiszpańsku i angielsku, ale nie perfekcyjnie.
Cztery języki, czyli ma pan talent.
Nie mam! Nie potrafię mówić na wysokim poziomie. Przychodzi mi to ciężko. Romańskie języki wchodzą mi łatwiej niż słowiańskie. Mogę powiedzieć kilka słów, ale tylko kilka. Szkoda. Będę oczywiście próbował, żeby się w tym krok po kroku poprawić.
Proszę powiedzieć, jak wyglądałaby reakcja trenera w Bundeslidze, gdyby Polak po 1,5 roku nie potrafiłby powiedzieć słowa po niemiecku?
Na pewno byłaby to tak ciężka sytuacja jak moja.
I jak pan jako trener by zareagował?
Jakbym zareagował?
No nie wiem, ten piłkarz dostałby przymus nauki, zostałby wyrzucony, ukarany, zostałoby mu podarowane?
Piłkarz miałby przydzielonego nauczyciela i próbowałby lepiej uczyć się tego języka.
A w międzyczasie wszyscy powiedzieliby, że gość nie ma szacunku do kraju, do którego przyjechał, bo nie ma chęci nauki języka.
A czy ja powiedziałem, że nie mam chęci? Pan to powiedział.
To jak dużo słów po polsku pan zna?
Obojętne, jak dużo.
Nie, nie obojętne.
Obojętne.
Jeśli zna pan dwa tysiące, wtedy powiem, że faktycznie ma pan chęci.
Chce pan rozmawiać o sporcie czy o moich umiejętnościach językowych?
Ale wszystko ma wpływ na wyniki drużyny.
Niby jaki?
Komunikacja w drużynie jest bardzo istotna.
Komunikuję się dobrze z drużyną.
Ale nie może się pan bezpośrednio komunikować z piłkarzami.
Niby dlaczego?
Bo nie zna pan polskiego.
Ale polscy piłkarze są na tyle inteligentni, że mogą rozmawiać po angielsku. Nie są głupi. Komunikujemy się.
To ma wiele aspektów – mógłby pan lepiej komunikować się z fanami, otoczeniem, pokazać szacunek. Chce mi pan powiedzieć, że nie chce się pan uczyć polskiego, bo nie widzi pan w tym większego sensu?
Nigdzie nie powiedziałem, że nie chcę się uczyć polskiego! Powiedziałem, że staram się lepiej poznać polski język.
– Powiedziałem coś takiego? – Gino Lettieri zwraca się do swojego asystenta, Dawida Pietrzyka.
– Nie.
Czyli albo jesteśmy dwójką durni, albo pan nie chce mnie zrozumieć. Dochodzi do momentu, kiedy nie robi się miło. Jeśli nadal będzie pan chciał insynuować coś, czego nie powiedziałem, to się wkurzę.
To skoro ma pan taką wolę nauki, kiedy będzie pan w stanie udzielić malutkiego wywiadu po polsku? Albo powiedzieć coś po polsku na konferencji prasowej?
Nie zrobię tego w ogóle.
Nigdy?
W tym momencie na pewno nie, ponieważ nie znam polskiego na tyle, by móc wyrazić swoje myśli tak, jak powinny być wyrażone. Musiałbym być na wyższym poziomie. To jest jak w Chelsea, gdzie trener jest zły po meczu i mówi: „przepraszam, teraz nie będę mówił po angielsku, ponieważ nie znam tak dużo słów, by to dobrze wyrazić”. Nawet na najwyższym poziomie nie jest to łatwe. Zwłaszcza, gdy jest taki język jak polski, czyli trudny do nauki. Znam innych trenerów, którzy są w lidze 1,5 roku i też nie udzielają wywiadów po polsku.
Więc też nie pokazują respektu.
Jeśli nie respektowałbym polskiej kultury i języka, nie pracowałbym tutaj.
Ostatnie pytanie – jeśli wypełni pan kontrakt, będzie pan tu rekordowe 3,5 roku…
Ile?!
Przepraszam, trzy lata.
Chyba ma pan złe informacje. I co, wykonał pan swoją pracę dobrze czy źle? I wie pan, jaka jest między nami różnica? Pan napisze to, co będzie pan chciał napisać! Pan coś sobie napisze, coś sobie zainsynuuje. Coś się nie będzie zgadzać – pan tego nie napisze. I ja mogę zapytać: pan jest przygotowany czy nieprzygotowany?
Ale proszę sobie pytać, żaden problem.
Ale dla mnie to problem!
Wracając – myśli pan, widząc realia tej ligi, że wypełni pan ten kontrakt?
Mam kontrakt, cierpliwość i będę pracował tak długo, jak obowiązuje mnie umowa. A co przyniesie jutro? Tego przecież nie mogę wiedzieć. Może przyjdzie jakiś zespół, zechce za mnie zapłacić i klub powie: „przepraszamy trenerze, ale potrzebujemy teraz pieniędzy”?
Rozmawiał JAKUB BIAŁEK
Wywiad przeprowadzony 22 stycznia 2019 w Belek.
***
A w poniedziałek o 20:00 na antenie WeszłoFM kolejny odcinek Weszłopolskich, audycji merytoryczno-humorystycznej o Ekstraklasie. Policzymy słowa, która Lettieri zna po polsku i spróbujemy ustalić czy w I lidze jest obowiązek gry młodzieżowca, czy Kaczarawa nazywa się Kaczawara i czy w Kielcach jest internat (albo internet).
Fot. FotoPyK