No i poszły konie po betonie… Sezon na wyjazdy z ekstraklasy do trochę poważniejszych klubów można zdecydowanie uznać za otwarty. O ile odejścia Zdenka Ondraska do Dallas FC i Dawida Korta do Atromitosu były – ze względu na wiadomą sytuację Wisły Kraków – raczej nieuniknione i wywołały trochę mniejsze emocje, o ile Sebastian Walukiewicz wiosnę powinien spędzić w Pogoni a nie w Serie A, o tyle teraz zaczyna się sprzedawanie. Tym razem do hipermarketu nazywanego Ekstraklasą wpadł Achmat Grozny. Chciał wrzucić do koszyka Przemysława Frankowskiego i Damiana Szymańskiego, ale z dwóch reprezentantów Polski udało mu się nabyć tylko środkowego pomocnika Wisły Płock.
Skrzydłowy Jagiellonii Białystok wybrał MLS i grę dla Chicago Fire, co zapewne niedługo zostanie oficjalnie potwierdzone. Ciekawa sprawa, bo można by trochę podebatować na temat tego, który z 23-latków wybrał lepiej i chyba tylko co do jednej kwestii wszyscy się zgodzimy – Frankowski wyląduje w miejscu, w którym żyje się trochę przyjemniej.
Achmat Grozny to rosyjski średniak. W tym momencie ósma drużyna tamtejszej ekstraklasy, która traci punkt do Rostowa, w którym gra niedoceniany Maciej Wilusz, pięć do będącego na pozycji oznaczającej grę w pucharach Lokomotiwu Moskwa Macieja Rybusa i Grzegorza Krychowiaka, a jedenaście do najlepszego w lidze Zenitu. W poprzednim sezonie nowy klub Szymańskiego wywalczył dziewiąte miejsce, a dwa lata temu potrafił wspiąć się na piątą pozycję – typowa drużyna, której obecnie nie grozi spadek, ale puchary również niekoniecznie. W tych ekipa z Groznego grała tylko raz – w sezonie 2004/05 przeszła Lecha Poznań, a odpadła z FC Basel.
Zresztą nie ma sensu robić z tego zespołu drużyny w Polsce nieznanej, niepotrzebna jest egzotyczna otoczka. Jeszcze zanim klub zmienił – na cześć Achmata Kadyrowa – nazwę, grali w nim Maciej Rybus, Maciej Makuszewski, Marcin Komorowski czy Piotr Polczak. Niektórzy jedynie trochę się tam dorobili – zarówno gdy mówimy o pieniądzach, jak i wspomnieniach – ale dla takiego Rybusa Terek był już trampoliną, dzięki której udało się wylądować w Lyonie, a następnie, po nie do końca udanej przeprowadzce na Zachód, w Lokomotiwie, bo jego nazwisko było na rosyjskim rynku znane i kojarzone z solidnością.
TALENT POPARTY CIĘŻKĄ PRACĄ? PRZEDE WSZYSTKIM CIĘŻKA PRACA – przeczytaj wywiad z Damianem Szymańskim
I to właśnie Rybus powinien być inspiracją dla Szymańskiego, którego kariera nabrała całkiem zaskakującego rozpędu. Gdzie był rok temu? Zostawał kapitanem Wisły Płock, dzięki decyzji Jerzego Brzęczka, któremu zaimponował postawą w jesiennych meczach. Dwa lata temu? Naprawdę niewiele znaczył w Jagiellonii Białystok, do której trafił z GKS-u Bełchatów – bardziej jako obietnica solidnego grania i to taka ze sporą kartoteką, jeśli chodzi o problemy zdrowotne. Z Podlasia odchodził po tym, jak spiął się z Ireneuszem Mamrotem (choć obaj panowie twierdzą, że była to tylko rozmowa) i w ramach rozliczenia za przejście do Jagi Piotra Wlazły.
Wtedy nie było to takie oczywiste, ale dzisiaj wyraźnie widać, że na tej wymianie zyskała Wisła Płock. Według Przeglądu Sportowego za Szymańskiego klub ten otrzyma 1,5 miliona euro. Od momentu powrotu do ligi płocczanom udało się puścić w świat już trzeciego grajka, bo wcześniej do Włoch przenieśli się Arkadiusz Reca i Przemysław Szymiński. Nieźle. Choć liczymy oczywiście, że Szymański lepiej odnajdzie się w nowym otoczeniu niż lewy obrońca Atalanty. Nawet w kontekście kadry, bo nie ma co kryć – Jerzy Brzęczek jest dużym fanem talentu tego piłkarza.
Fot. FotoPyK