Jeżeli Netflix nie weźmie się za Wisłę Kraków, będziemy mówić o najbardziej zmarnowanym potencjale serialowym ostatnich lat. Przecież wielowątkowa historia wizji szklanych domów z tym-Azjatą-z-Kac-Vegas, Hulkiem Hoganem i kambodżańsko-szwedzko-angielsko-marsjańskim konsorcjum w tle dostarczyła nam tylu wrażeń, że głowa mała.
Niestety dla kibiców Wisły wrażeń tylko i wyłącznie negatywnych.
W końcu jeżeli z operacji wykonania przelewu – dość prostej rzeczy, przyznajcie sami – robi się kilkudniową podróż przez wszystkie kręgi piekła, doprawioną absurdalnym oświadczeniem Wisły i wypowiedzią Dariusza Stachowiaka, agenta (głównie z nazwy) i biznesowego partnera Pietrowskiego, czyli tego bajeranta sypiącego głupotami co pięć minut, z której dowiadujemy się, że Hartling potrzebuje czasu, by zdobyć pieniądze na Białą Gwiazdę, no to trudno było się nie złapać za głowę.
Trudno było się nie złapać za głowę, nawet gdyby historyjka z paluszkiem i główką nagłą chorobą Vanną Ly okazała się prawdziwa. Bo wiarygodność wesołych dżentelmenów okazała się tak niewielka, że trudno uwierzyć nawet w coś tak poważnego, co w normalnych okolicznościach – tak jak już kilka razy pisaliśmy – nie powinno być przedmiotem dywagacji i tym bardziej żartów.
A te sypią się lawinowo, żródełko absurdów nie wyschło, aż boimy się pomyśleć, co będzie dalej. Na ten moment Towarzystwo Sportowe niby unieważniło umowę sprzedaży klubu (tak przynajmniej podało), ale po chwili Pietrowski wyskoczy z gadką, że ponowne przejęcie klubu przez Towarzystwo Sportowe to tak naprawdę żarty, a pan Hartling już szuka zastępcy dla pana Ly, który przy okazji miałby trochę zaskórniaków na zakup kolejnej parasolki.
W międzyczasie do akcji wkroczył PZPN, zawieszając licencję Wiśle i licząc na to, że Towarzystwo Sportowe dogada się z Gangiem Olsena co do tego, kto w końcu jest właścicielem, kto w końcu jest prezesem i kogo w końcu PZPN może w sprawach licencyjnych cisnąć.
Na razie jednak zarówno Towarzystwo Sportowe obstaje przy swoim, uznając się za właściciela Wisły, jak i Gang Olsena obstaje przy swoim uznając się za właściciela Wisły. Oba organy łączy brak powagi i fakt, że ani jedni, ani drudzy się jeszcze z PZPN-em nie kontaktowali i ani jedni, ani drudzy nie mają kasy na spłatę długów.
Generalnie, sytuacja Wisły zmienia się z zastraszającą regularnością, na dziś na 18 zaplanowano konferencję prasową TS-u, więc zobaczymy, co dalej.
Tym sposobem o jesieni w wykonaniu piłkarzy Wisły mówi dziś mało kto, choć ta była co najmniej przyzwoita, tym bardziej biorąc pod uwagę okoliczności, więc warto – przy okazji naszego podsumowania – do niej wrócić, choć od tematów organizacyjnych siłą rzeczy nie uciekniemy.
MOCNY PUNKT
Drużyna. Jako całość, wraz z trenerem, którego zatrudnienie okazało się bardzo dobrym ruchem. Pokłosiem wielomilionowego zadłużenia jest fakt, że zaległości w wypłatach za chwilę przekroczą pięć miesięcy, więc piłkarze nawet w trakcie rundy – gdyby tylko stracili cierpliwość – mogli w łatwy sposób rozwiązać swoje kontrakty.
Ale w ciągu jesieni nie zrobili tego.
Teraz miarka się przebrała, co dziwić nie może. Ondrasek odszedł jeszcze w grudniu (skończył mu się kontrakt), Arsenić właśnie stał się wolnym zawodnikiem, Dziennik Sport informował wczoraj, że Bartkowski, Basha, Kostal, Halilović, Kolar, Pietrzak i Sadlok złożyli wniosek o zapłatę zaległości, a więc – w razie ich nieuregulowania – będą mogli w każdej chwili zmienić pracodawcę bez konsekwencji.
To jednak pokłosie tego, co dzieje się z Wisłą od dłuższego czasu. Biorąc pod uwagę boiskową jesień, do piłkarzy trudno mieć jakiekolwiek pretensje, bo ci robili po prostu tyle, ile mogli.
A przecież sytuacja łatwa nie była. Nie tylko w gabinetach.
Zmiana trenera, nowy dyrektor sportowym, strata najlepszego piłkarza, kluczowego pomocnika i braki we wzmocnieniach. Z tyłu głowy groźba gry poza Krakowem, na przywitanie z sezonem problemy z wypłatami.
Skoro na chwilę przed startem ligi wiślacy nie byli pewni tego, czy w ogóle w nim wystartują, to ósme miejsce musi być wynikiem ponad stan. Na pewno ponad stan organizacyjny, sportowo to co prawda nie jest drużyna Ministrantów Diecezji Bielsko-Żywieckiej, ale mało kto spodziewał się, że tak wielu zawodników w tak trudnym okresie wypali, stąd do sportowego wyniku Wisły i postawy drużyny przyczepić się nie sposób.
PIĄTA KOLUMNA
TS Wisła, na czele z byłą prezes klubu Marzeną Sarapatą, która ulotniła się po angielsku, wcześniej pieprząc wszystko, co tylko było do spieprzenia.
Zresztą, poświęciliśmy jej ostatnio duży tekst, w którym wszystko szczegółowo wyjaśniliśmy.
Zapamiętamy ją na pewno z:
– Publikowania lakonicznych oświadczeń, zakrawających od pewnego czasu o kpinę i szyderę.
– Zatrudniania w klubie wyjątkowo podejrzanych indywiduów, bo jak inaczej nazwać pracę na kasie w Wiśle faceta, który brał udział w zabójstwie?
– Utrzymywania biznesowych relacji z „Miśkiem”, czyli zwykłym bandziorem, który od dekad powinien być już persona non grata na stadionie przy ulicy Reymonta, tymczasem jest wręcz przeciwnie.
– Sprzedaży Carlitosa za drobne.
– Kosztownej żonglerki trenerami
– Nagrody „Osobowość Roku 2017 w Małopolsce” (HEHE).
– Koszulek „Dudek wracaj do zdrowia”, czyli pozdrawiania człowieka, który dostał kulkę w gangsterskich porachunkach.
– Zapewnień, że Wisła nie jest na sprzedaż, co pani Marzena wygadywała po objęciu posady prezesa, a co z dzisiejszej perspektywy brzmi i śmieszno, i smutno.
– Pozostawienia klubu kompletnie zdewastowanego organizacyjnie i finansowo.
NAJWIĘKSZE POZYTYWNE ZASKOCZENIE
Zdenek Ondrasek, który w tak dobrej dyspozycji spadł Wiśle z nieba, bo ta przecież nie mogła pozwolić sobie na sprowadzenie klasowego napastnika, a dodając do tego odejście Carlitosa, wydawało się, że w ataku krakowian powstanie ogromna wyrwa.
Ale wyrywa nie została stwierdzona, a jeżeli była, to tylko na chwilę, bo w ekspresowym tempie załatał ją Czech. 11 goli, 3 asysty, 3 kluczowe podania, najwyższa średnia not w drużynie (5,11).
A przecież we wcześniejszych sezonach (oprócz poprzedniego, w którym głównie się leczył) Ondrasek potwierdzał raczej, że jest napastnikiem dość specyficznym – walczył, dobrze grał głową, potrafił przestawiać rywali, ale długo zawodziła go skuteczność, której tym razem nie zabrakło.
Wisienką na torcie oczywiście TEN STRZAŁ:
#Ondrasek #WISWPŁ 1:0 pic.twitter.com/p0Xz0cfEw8
— Marek M. (@marek_mrowa) August 10, 2018
Szkoda, że teraz będzie straszył bramkarzy rywal, owszem, ale za wielką wodą.
NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE
Regularność wypłat, czyli pokłosie totalnego bajzlu, jaki od 2,5 roku panuje w klubie.
– Wspierają mnie moi przyjaciele z Czech, którym kiedyś pomagałem. W życiu nie wziąłbym od nich pieniędzy, teraz a sami do mnie piszą i pytają, czy nie potrzebuję pomocy. Powiedziałem im tylko, żeby się przygotowali i czasem pomogli mojej rodzinie, gdy akurat ja bym nie mógł tego zrobić. Żeby dali im ze 100 złotych jakby było naprawdę źle – mówi w wywiadzie dla katowickiego „Sportu” Zdenek Ondrasek.
– Wszyscy wymagają od nas maksimum, ale muszą też wiedzieć, co dzieje się w klubie. Kto mówi, że opóźnienia w wypłatach to nie problem, ten kłamie – przyznawał w naszym wywiadzie Jesus Imaz.
Sami nie wiemy, jak przez pół roku piłkarzom udawało się znajdować motywację, by walczyć na boisku tak jak walczyli. Czyli często za dwóch.
ABSURD RUNDY
Przegląd kabaretów z udziałem wspomnianych: kambodżańskiego Francuza skrytego pod parasolem, szwedzkiego filantropie z bloku w Sztokholmie i polskiego łączniku zajmującym się handlem piłkarzy z III ligi.
Sporą część wydarzeń podsumowaliśmy w tym miejscu, a tutaj Szymon Jadczak opisał, kto doprowadził do upadku Wisły.
MOMENT RUNDY
Niech będzie sportowo. Odwrócenie losów rywalizacji z Lechem. Od 0:2 do 5:2. Mimo stuprocentowej szansy Amarala na 3:0. Na wyjeździe Z rozpędzonym wówczas Kolejorzem, który wygrał cztery wcześniejsze mecze.
Kto wie, czy nie mówimy o momencie przełomowym. Momencie, który tę drużynę scementował, Momencie, który sprawił, że zespół trenera Stolarczyka dostał potwierdzenie, że jest w stanie zrobić wynik ponad stan. Oczywiście, później zdarzyło się kilka porażek, ale tak czy siak wygrana z Lechem dała Wiśle kopa, czego dowodem trzy późniejsze zwycięstwa z rzędu, w tym rozbicie Lechii, również 5:2.
Również przegrywając (0:1 i 1:2), również odrabiając straty. To był znak firmowy Białej Gwiazdy. Właśnie walka do końca, właśnie niepoddawanie się, właśnie odwracanie losów rywalizacji. Że przypomnimy chociażby mecz z Legią. Od 0:2 do 3:2 w pięć minut, dopiero w końcówce wyrównanie Carlitosa.
OPINIA EKSPERTA
Prezydent jednego z większych polskich miast o swoim gościu, który ewidentnie zrobił na nim piorunujące wrażenie.
– Najaktywniejszy był pan skośnooki. On w zasadzie był jedynym mówcą. Szwed tylko dopowiadał, pan Pietrowski się nie odzywał.
SZALENIE ISTOTNY FAKT
Mats Hartling tak naprawdę Hulkiem Hoganem nie jest, ale za to za miesiąc będzie milionerem. Chyba.
RUNDA OKIEM WESZŁO
Na boisku:
W gabinetach:
SONDA
Mats Hartling będzie milionerem za:
WERDYKT
O niego pokusić się trudno. Gdyby właścicielem Wisły znów było Towarzystwo Sportowe, w teorii szansa na znalezienie poważnego inwestora – a poważny inwestor wydaje się jedynym ratunkiem dla klubu – byłoby większa, ale na dziś trzeba ustalić, kto tym właścicielem tak naprawdę jest.
Tak jak pisaliśmy – przed Towarzystwem Sportowym kilka zadań. Musi ono tylko (albo aż) udowodnić, że:
– pozostaje właścicielem,
– bardzo przeprasza za cały cyrk
– ma już nowego inwestora/właściciela, który spłaci długi licencyjne a następnie przejdzie pomyślnie przez proces ponownego wydania licencji, bo taki jest przewidziany w przypadku zmiany właścicielskiej.
Pomóc ma Bogusław Leśnodorski, wspólnymi siłami z Rafałem Wisłockim.
Czas? Gdzieś do 23 lutego, kiedy Wisła gra trzecią wiosenną kolejkę, wcześniej może oddać dwa walkowery bez większych konsekwencji, bo z tym wiąże się zawieszenie licencji, potem jest już pozamiatane.