To, że z Jagiellonią Białystok działo się ostatnio coś niedobrego, widoczne było nawet z perspektywy Księżyca. Mecz z Piastem Gliwice miał być jednak przyjemnym pożegnaniem z tą rundą, po której apetyty na Podlasiu pozostają niezmienne – sięgają mistrzostwa Polski. Stąd w obliczu zawieszenia Klemenza wystawiono Ivana Runje, chyba nie do końca gotowego, ale też chcącego fajnie pożegnać się z drużyną zawodnika. Stąd dość zaskakujące zmiany w składzie, z pozasadzeniem na ławce Kelmena i Novikovasa na czele. Efekt? Tylko remis.
Tak, tylko. Nie chcemy nic ujmować drużynie Piasta Gliwice, przy dobrych wiatrach ta ekipa może przyszły sezon zaczynać jako pucharowicz, ale na Jagiellonię patrzymy inaczej, jak na bezpośredniego rywala Legii i Lechii. Tymczasem strata do warszawskiej drużyny urosła po tym wyniku już do sześciu punktów. A do Lechii ekipa Mamrota może od jutra tracić nawet dziewięć oczek.
Jaki był to mecz? Całkiem niezły, momentami porywający, bo do końca nie wiedzieliśmy, czy któraś z drużyn nie sięgnie po pełną pulę. A okazje ku temu miały obie. Do tego nie zabrakło szeroko rozumianych akcentów humorystycznych, tak zwanych elementów komedii. Za taką ekstraklasą będziemy gdzieś od połowy stycznia tęsknić.
No dobra, trochę chronologii. Mecz zaczął się dość sennie, ale po kwadransie Kwiecień zrobił to, do czego w tej rundzie przyzwyczaił, czyli utrudnił życie Jagiellonii. Sfaulował przed polem karnym Valencię, który wręcz błagał o to, by ktoś przerwał jego akcję, a przepiękną bramkę z wolnego strzelił Hateley. Raczej nie tak wyobrażał sobie powrót do bramki w lidze Sandomierski, bo nie miał nic do powiedzenia. Nawet gdyby pocałował się w łokieć, nie mógł dziś zachować czystego konta.
Jagę to wkurzyło, chwilę później fajną kontrę rozkręcili Romanczuk ze Świderskim i niewiele brakowało, ale już w następnej akcji napastnik białostockiej drużyny strzelił gola. Skorzystał z dośrodkowania Guilherme. To znaczy najpierw fatalnie skiksował, wyszło z tego nie najlepsze przyjęcie piłki, ale okazało się, że Korun i tak pozwolił mu oddać celny strzał. Słoweniec wyglądał dziś trochę tak, jakby w okolicy stadionu zgubił go Gepetto. Brak Jakuba Czerwińskiego był w Piaście widoczny, ale Jaga nie potrafiła jeszcze raz z tego wykorzystać.
Najbliżej była w 49. minucie, gdy Papadopulos wybił z linii bramkowej strzał Romanczuka i pod sam koniec meczu, gdy oko w oko z Plachem stanął Sheridan. Zaskakujące było to, że więcej klarownych okazji stworzyli sobie gospodarze. Chyba warto je wyliczyć, by w pełni pokazać ich przewagę:
– w poprzeczkę z wolnego trafił Kirkeskov, a po odbiciu od Sandomierskiego piłka wylądowała na górnej siatce,
– w poprzeczkę po strzale głową trafił Parzyszek,
– Sandomierski zbił na róg kąśliwy strzał Valencii,
– sędzia, przez minimalnego spalonego, nie uznał bramki Konczkowskiego po pięknym podaniu Dziczka,
– w doskonałej sytuacji Felix trafił w nogę Burligi,
– w jeszcze lepszej okazji Badia skiksował przez murawę.
Uff, sporo tego. Tak jak napisaliśmy – Jagiellonia straciła dwa punkty i tak będziemy podchodzić do sprawy, ale mogło być jeszcze zdecydowanie gorzej.
[event_results 549494]
Fot. newspix.pl