Jednym z najważniejszych elementów coraz lepszej gry Rakowa Częstochowa jest pełne zaufanie działaczy do trenera Marka Papszuna. Przekłada się ono na swobodę w kształtowaniu kadry zespołu pod swoją filozofię. Jeżeli ktoś nie odpowiada szkoleniowcowi pod względem mentalnym czy charakterystyki czysto piłkarskiej, odchodzi z klubu lub po prostu do niego nie przychodzi. Dzisiejszy Raków jest już autorskim projektem Papszuna, ziarna na dobre zostały oddzielone od plew i widać to na boisku. Okienko z lata 2018 było już jego piątym w częstochowskiej ekipie i okazało się prawie bezbłędne, co później przełożyło się na wyniki i 10-punktową przewagę przed rundą wiosenną.
Latem Raków pozyskał trzynastu nowych zawodników.
bramkarze: Michał Gliwa, Kacper Chorążka
obrońca: Arkadiusz Kasperkiewicz
pomocnicy: Maciej Domański, Petr Schwarz, Igor Sapała, Chidiebere Nwakali, Karol Noiszewski
skrzydłowi: Patryk Kun, Marcin Listkowski, Daniel Bartl
napastnicy: Szymon Lewicki, Sebastian Musiolik
Wykazano się nieprawdopodobną skutecznością transferową, ponieważ większość nowych twarzy okazała się co najmniej niezłymi inwestycjami. Jedyny ewidentny niewypał to Nwakali, którego zakontraktowano 31 sierpnia, a pożegnano 16 listopada po dwóch występach. Podobno chodziło o sprawy rodzinne. Od początku miało się jednak wrażenie, że to typowy transfer małego ryzyka na zasadzie “a nuż wypali i będzie fajnie”. 21-letni Nigeryjczyk szkolił się w Manchesterze City, był powoływany do pierwszej reprezentacji, pograł w ekstraklasie norweskiej i szkockiej. Można było zaryzykować. Nie wyszło, ale zespół w żaden sposób tego nie odczuł, bo nic od powodzenia Nwakaliego nie było uzależnione.
19-letni Noiszewski zaliczył tylko jeden ligowy mecz, ale spędzając godzinę na boisku GKS-u Jastrzębie, swoje zrobił i wstydu nie przyniósł. Pozyskiwano go jako zawodnika rozwojowego, bardziej na przyszłość niż na teraz. Podobny status ma Kacper Chorążka, który i tak jest tylko wypożyczony z Wisły Kraków.
Przy pozostałych dziesięciu głównie pozytywy. Przeanalizujmy po kolei.
Michał Gliwa. Aktualnie jeden z najlepszych bramkarzy na zapleczu Ekstraklasy. Może nawet jest w życiowej formie. Rozegrał wszystko od deski do deski. Zaledwie 10 puszczonych goli (najmniej w lidze), aż 13 czystych kont (najwięcej w lidze).
Arkadiusz Kasperkiewicz. 19 na 21 meczów, z miejsca wskoczył do składu na środek obrony. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie gest po wykorzystanym rzucie karnym z ŁKS-em, który niektórzy w Częstochowie jeszcze długo będą mu pamiętali.
Tak to ostatnio opisywaliśmy w pierwszoligowym podsumowaniu jesieni: Ów Kasperkiewicz, obecnie utożsamiający się z Widzewem, po golu podbiegł pod sektor gości i wykonał gest „W” jak Widzew. Rozwścieczył tym kibiców ŁKS-u, ale i… Rakowa. Kibice Rakowa w krótkim komunikacie poinformowali, że Kasperkiewicz raczej nie zostanie przez nich wybrany częstochowianinem roku, nadając swojej korespondencji tytuł „W jak Wypierdalaj”. Okazało się, że „Medaliki” są w niezbyt przyjacielskich stosunkach z fanami Widzewa, wobec czego mało brakowało a gest Kasperkiewicza byłby jego ostatnim w barwach Rakowa. Oczywiście piłkarz grzecznie przeprosił kibiców, którzy tymczasowo ograniczyli się do wygwizdywania jego zagrań (a potem chyba w ogóle zapomnieli o sprawie).
Pomijając to, pozyskanie tego zawodnika z Górnika Łęczna okazało się strzałem w dziesiątkę.
Petr Schwarz. 27-letni Czech okazał się sporym wzmocnieniem, gwarantując odpowiednie funkcjonowanie środka pola lidera z Częstochowy. Schwarz robi swoje w destrukcji, ale ma też coś do zaoferowania z przodu, potrafi posyłać bardzo dobre podania za plecy obrońców. Marek Papszun od razu mu zaufał i nie zdjął z boiska nawet na minutę. Jedyny przypadek, gdy musiał sobie radzić bez niego to 19. kolejka, gdy Czech pauzował za kartki. W naszym rankingu najlepszych piłkarzy I ligi w rundzie jesiennej zajął dziewiąte miejsce.
Maciej Domański. W tym samym rankingu wylądował na siódmej lokacie. W poprzednim sezonie w barwach Puszczy szybko wyrósł na czołowego pomocnika I ligi i nikogo nie dziwiło, że postanowił pójść wyżej. Już w styczniu podpisał z wyprzedzeniem kontrakt z Rakowem. W nowym otoczeniu nie zawodzi, stał się ważnym elementem układanki Papszuna, choć był moment lekko kryzysowy. Domański chyba trochę rozczarował trenera w ogólnie słabszym spotkaniu z Garbarnią (1:1). Na kilka meczów wylądował na ławce, ale wrócił silniejszy. Pod koniec rundy prezentował najlepszą formę, strzelając gole Sandecji, Puszczy i dwa GKS-owi Jastrzębie.
Szymon Lewicki. 17 meczów, 6 goli, najlepszy strzelec drużyny jesienią. Raków skorzystał z faktu, że Zagłębie Sosnowiec chciało go wypchnąć. Lewicki jak na I ligę to kawał snajpera i choć sześć bramek to nie jest dorobek zwalający z nóg, kilka ważnych punktów dzięki nim udało się zdobyć. Goli mogłoby być więcej, nieraz skuteczności brakowało, ale minimum przyzwoitości na pewno otrzymaliśmy.
Patryk Kun. Sprowadzony z Rozwoju Katowice skrzydłowy zaczął grać od 5. kolejki i od tego momentu tylko raz nie wystąpił w wyjściowej jedenastce. Gol i cztery asysty na jego pozycji to nie jest oszałamiający dorobek w siedemnastu meczach, ale jako jeden z trybików sprawnie funkcjonował w zespole.
Marcin Listkowski. W Pogoni Szczecin w 65 ekstraklasowych meczach nie potrafił strzelić choćby jednego gola. W Częstochowie jesienią ta sztuka udała mu się dwa razy. Po kilku tygodniach od wypożyczenia Listkowski wywalczył sobie miejsce jako młodzieżowiec i od 10. kolejki zawsze grał w pierwszym składzie.
Sebastian Musiolik. W ataku częściej był zmiennikiem niż podstawowym wyborem, ale okazał się cennym uzupełnieniem składu. Jak już grał dłużej, potrafił dołożyć swoją cegiełkę do zwycięstw, pokonując bramkarzy Puszczy Niepołomice, Warty Poznań i Bytovii Bytów.
Igor Sapała. Latem przedłużono jego wypożyczenie z Piasta Gliwice. W poprzednim sezonie przebił się w Rakowie na wiosnę, a teraz szybko wskoczył do pierwszego składu. Wszystko przerwało fatalne złamanie ręki, do którego doszło we wrześniu pod koniec pierwszej połowy meczu z Wartą Poznań. Sapała na boisko wróci dopiero w przyszłym roku, jednak dopóki grał, dawał radę.
Daniel Bartl. Jedyny zawodnik z letniego zaciągu, który z miejsca miał dużo dawać i który okazał się pewnym rozczarowaniem. Czeski skrzydłowy najlepiej zaprezentował się w debiucie jako wahadłowy po lewej stronie, gdy strzelił gola i zaliczył asystę z Puszczą. Później od początku wystąpił jeszcze tylko pięć razy, a swój ofensywny dorobek powiększył o asystę ze Stomilem. W jego przypadku na pewno liczono na trochę więcej.
***
Wychodzi zatem, że z trzynastu nowych (liczmy wszystkich, żeby nie było za słodko) sprawdziło się ośmiu, a niektórzy wręcz zostali strzałami w dziesiątkę. Musiolik robił swoje jako napastnik do rotacji, dwóch młodych na swój czas dopiero poczeka. Jedynie w przypadku Bartla można mówić o większym niedosycie, a Nwakaliego o niewypale. Teraz wystarczy, że w Rakowie niczego nie zepsują i mogą szturmować Ekstraklasę. Wiosną odbędzie się raptem 13 kolejek, co przy dziesięciu punktach przewagi jest sytuacją niezwykle komfortową.
Dwa słabsze transfery na trzynaście. Pozazdrościć. Gdyby wszystkie polskie kluby miała taką skuteczność przy pozyskiwaniu nowych piłkarzy, w ciągu kilku okienek pojęcie “szrot” mogłoby wypaść z naszego słownika.
Fot. FotoPyk